Właśnie. Nie każdy jest mlecznym bratem. Nie przed
każdym można rozpostrzeć to, co się ma na dnie worka. Zacząłem o tym i znowu
mnie napada gorycz, wstyd, żal, wściekłość i nie wiadomo co, że parę razy tak
mi się zdarzyło, trzy, cztery razy, poskarżyłem się, podzieliłem się
cierpieniami moimi i myślami czarnymi nie z mlecznymi braćmi. Zmylili mnie.
Wszystko wyglądało i byłem pewien, bo inaczej bym nawet nie mruknął, że mam
przed sobą ich: mlecznych braci. Ale zmylili mnie. Łagodnością udawaną, myślącym,
smutnym wyrazem. Powagą. Cztery razy mi się to zdarzyło, jak się przekonałem. A
ile razy, co się nie przekonałem. Na świecie to się musiało zdarzyć tysiące
tysięcy razy. Nauka z tego jest chyba jedna: nie otwierać nikomu podwoi. Być
dobrym trzeba zawsze, dzielić się wszystkim, miłość nieść, pomoc i słodycz, ale
myśli najstraszniejsze i przejścia przebyte najgorsze zachować dla siebie. To schować
do własnych jaskiń głęboko, coraz głębiej. Tam niech to rośnie. Na głębokość. W
korzeniach. Tu na górze, jeśli jeszcze można dalej żyć, jeśli się chce — niech
się rozwija i rośnie kwiat. Tylko to tak się mówi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz