piątek, 28 kwietnia 2023

Wakacje 2023

Jest taki myk zaliczany do psychologii kur, znany ludowi wiejskiemu, myk magiczny, który kurę usypia. Kurę przeznaczoną do rosołu, żeby nie było niedomówień. Kręci się palcem kółka wokół jej głowy i kura mdleje. Już nie będzie uciekała i wtedy spokojnie można obciąć jej głowę.

      Część każdego społeczeństwa, każdego narodu, jest podobna do takich kur przydatnych dla władzy jedynie w rosole. Wystarczy rzucić im garść obietnic i przestają myśleć, a władza ma spokój.

Azaliż nie wszystkim kurom to trwanie w niemyśleniu odpowiada, więc dla scalenia grupy wyznawców władza sięga po sprawdzone od wieków narzędzia. Takimi narzędziami są rozmaite narzucane ideologie, mające być jedynie słusznymi.

       Cześć kur dalej nie poddaje się indoktrynacji. Takim buntowniczym kurom siejącym ferment, władza od zarania dziejów proponowała: - więzienie, tortury, a w czasach późniejszych radykalny środek zapobiegawczy uświęcony chrześcijańską religią miłosierdzia pod nazwą Płonący Stos. Jednak wszystko mija i wymusza sięganie po delikatniejsze wynalazki. I oto poza prymitywną propagandą TV, mamy rozkwit szczucia nazywanego hejtem, oraz inwigilację z pomocą AI.


 Dla posłusznej większości, wymyślono sieczkę informacyjną w myśl zasady: - Chcesz myśleć? Ok. Napchamy ci atoli głowę taką ilością śmiecia, że mózg ci się zlasuje i stracisz rozeznanie co jest co. Więc zrośnij się ze smarfonem, jak nazwał rzecz klasyk i tylko przewijaj, przewijaj…..


 Podobno wszystko jest dla ludzi rozumnych i Czytelnik bloga, który jak mniemam nie poddaje się propagandzie, wie że:

- Siła nabywcza pieniędzy trzymanych w banku lub skarpecie, w ciągu ostatnich trzech lat zmalała o połowę z powodu inflacji.

Inflacja  (bowiem) jest najskuteczniejszym instrumentem w rękach rządzących, służącym do okradania społeczeństwa. Stąd działania władzy są jedynie pozorowane, aby jak najdłużej korzystać z instrumentu.  Banalna prawda mówi, że inflacja może spadać, a ceny dalej będą rosnąć, jedynie nieco wolniej.

- Polska jest tylko pionkiem na globalnej szachownicy Nowego Porządku Świata.

- Nadchodzący Nowy Porządek wymusi upadek Starego Porządku niekoniecznie poprzez wojnę. Wystarczy przerwać dotychczasowe, już i tak nadwątlone łańcuchy dostaw. Gospodarki światowe są systemem naczyń połączonych. I mamy Efekt Motyla.

  Czyli zawirowania w gospodarkach dopiero na horyzoncie.

 

Idzie Nowe

Do drzwi puka

Przeżyć Nowe w Starej Budzie

To jest sztuka

Pytanie retoryczne, do którego co pewien czas wracam: - Czy możliwe jest przeżycie Nowego w Starej Budzie?

- Jest jednak światełko w tunelu: - jakoś się o tym nie mówi, ale pisiory mają problem, bo od poprzednich wyborów mijają cztery lata z ponadprzeciętną umieralnością i pomijając zbędne dywagacje: - jeden milion ich wyborców już nie zagłosuje, ponieważ zażywa nirwany w Domu Ojca.

Tu zaczyna się nasza rola – trzeba iść do wyborów!


Jak bowiem widzimy "rządzące elity" grają znaczonymi kartami i sięgną po wszystkie możliwe sposoby, aby utrzymać koryto i na jakiś czas odsunąć program cela+.


 To ostatni wpis przed wakacjami, jako że i Anioły w niebie nie śpiewają na okrągło.

     Do zobaczenia na blogu jesienią, w tradycyjnej porze „po grzybach”. Z wiernymi Czytelnikami żegnam się bieszczadzkimi zdjęciami. Życzę Wam udanych wakacji i pogodnych myśli.

 Chwała Ukrainie!








czwartek, 27 kwietnia 2023

Wszystko mija

 


Zmieniają się pory roku, cała rzeczywistość poddaje się cykliczności. Zmieniają się człowiecze nastroje, mój przykładowo zmienił się na wakacyjny. 

 

Pytanie: - Czasami chcę się schować pod ziemię, zwłaszcza kie­dy mam menstruację.

Osho: - Energia to fale. Czasami są przypływem, czasami odpływem. Kiedy trwa przypływ, bardzo łatwo jest nam pozostawać w związ­kach, być otwartym, kochać, brać, dawać, ale kiedy następuje odpływ, wtedy energia maleje, a komunikowanie się z innymi staje się coraz trudniejsze, prawie niemożliwe. Oba stany przy­chodzą i odchodzą - oba są częścią życia. Nie ma w tym nicze­go złego, oba są naturalne - pamiętaj więc, żeby je akceptować. Kiedy odczuwasz odpływ, nie usiłuj się komunikować, nie otwie­raj się na siłę, bo takie otwarcie nie będzie otwarciem.

Nastał czas nasienia.

Możesz się teraz zamknąć i pozostać w sobie. Sko­rzystaj z tego czasu, aby tylko pobyć ze sobą. Jest to doskonały moment dla medytacji.

Kiedy zaś masz przypływ, a energia płynie i narasta, wtedy jest czas na miłość. Wtedy wchodź w związki, bądź otwarta, dziel się z innymi. To czas zbiorów, ale nie może trwać przez cały rok. 

Mówi się, że nawet Anioły w niebie nie śpie­wają przez cały czas, na okrągło.

Kiedy więc czujesz w sobie pieśń, śpiewaj. A kiedy czujesz, że wszystko się zamyka, pomóż, aby się zamknęło. To właśnie znaczy być naturalnym. Bycie naturalnym nie oznacza, że za­wsze trzeba być otwartym - nie jesteś sklepem całodobowym. Są chwile, kiedy trzeba się zamknąć, bo jeśli nie, to wszystko stanie się nudne, monotonne, męczące. Nie ma potrzeby ciąg­le się uśmiechać. Robią to tylko politycy, najwięksi głupcy na świecie.

      Są takie dni, kiedy łzy przynoszą ulgę, powinny przynieść ul­gę. Są dni kiedy czujesz się smutna. Smutek jest piękny, toteż kiedy czujesz się smutna, bądź smutna. Kiedy czujesz się szczęś­liwa, bądź szczęśliwa. Być prawdziwym sobą oznacza niesprzeciwianie się temu, co się dzieje. Wejdź w to..... zaufaj. 

Nocą płat­ki lotosu są stulone, rankiem znów się otwierają - i to jest właśnie naturalny proces.

W naszych czasach - szczególnie w pokoleniu młodych - wi­dzimy nowe zjawisko: trzeba być zawsze otwartym, trzeba być zawsze kochającym. To jakiś nowy rodzaj tortury, nowy rodzaj nacisku, nowa moda w dziedzinie przemocy. Nie ma takiej po­trzeby.

Prawdziwy człowiek to ten, który trwa bez względu na oko­liczności; możesz mu ufać. Kiedy jest smutny, możesz mu wie­rzyć, że naprawdę odczuwa smutek; jest prawdziwym człowiekiem. Kiedy się zamyka, możesz mu wierzyć. Chce pozostać wewnątrz siebie - to jak stan medytacji. Nie chce wychodzić na zewnątrz, jest w głębokiej introspekcji. Dobrze! Kiedy się śmieje i rozmawia, znaczy to, że chce być w kontakcie, wyjść na ze­wnątrz siebie i dzielić się. Możesz na nim polegać.

Nie próbuj więc wymuszać na sobie niczego, co wymyśli twój umysł. Miej swoje zdanie, a umysł ma za nim podążać, służyć mu. Tylko że umysł zawsze usiłuje stać się panem. Nie myśl, że na obecnym etapie coś jest nie tak jak powinno. Po prostu przejdź przez ten okres, a stopniowo będziesz mogła zauważyć, że to powtarza się co miesiąc. Przez kilka dni bę­dziesz bardzo otwarta - przez kilka będziesz zamknięta.

U kobiet jest to bardziej widoczne niż u mężczyzn. Okresowość jest charakterystyczna dla kobiet ze względu na ich cykl miesiączkowania, ich chemię. Chemia ciała zmienia się regu­larnie - dwadzieścia osiem dni i znów następuje menstruacja - tak funkcjonuje wewnętrzny zegar.

Prawdę mówiąc, podobnie dzieje się też z mężczyznami, ale u nich ma to mniejsze natężenie, jest mniej widoczne. Ostatnio naukowcy odkryli, że mężczyźni mają także swój cykl miesięczny, choć nie jest on widoczny, bo nie to­warzyszy mu krwawienie. Mężczyzna doświadcza takiego sta­nu podobnie jak kobieta, która przez cztery dni w miesiącu przechodzi okres obniżonej energii. Nie jest to stan fizyczny, tak widoczny; jest bardziej psychiczny, bardziej wewnętrzny.

Jeśli obserwujesz swoje stany, będziesz mogła je przewi­dzieć... Zacznij notować w kalendarzu. Wydaje mi się, że two­je nastroje zmieniają się zgodnie z fazami Księżyca, toteż obser­wuj i zauważ związek między nimi. Prowadź notatki przez miesiąc, dwa, a potem będziesz mogła łatwo je przewidzieć. I dzięki temu możesz sobie łatwiej coś zaplanować.

Kiedy chcesz się spotykać z przyjaciółmi, nie rób tego, gdy jesteś w stanie zamknięcia. Spotykaj się, gdy jesteś otwarta. Nie ma w tym nic złego - to naturalny proces.





środa, 26 kwietnia 2023

Random Quest

                 


Książki nie są dla idiotów.

John Wyndham - Random Quest - Losy fizyka Trafforda w świecie równoległym.

Fizyk Trafford, bohater opowiadania, zafascynowany światem równoległym, w którym znalazł się na skutek wybuchu w laboratorium, poznaje nową rzeczywistość.

Bierze do ręki książkę telefoniczną Londynu i odszukuje własne nazwisko. Zauważa, że adres jest inny niż ten w jego dotychczasowym świecie.

Z drżącym sercem udaje się do tego „własnego” mieszkania i na dzień dobry doznaje wstrząsu, ponieważ poznaje „swoją” żonę, której przedtem nigdy nie widział – piękną kobietę, mocno zdenerwowaną „jego” licznymi romansami z innymi kobietami. Żona wyrzuca mu te „jego” pozamałżeńskie przygody. Trafford profilaktycznie milczy, a żona zauważa, że „jej” mąż po raz pierwszy naprawdę słucha co się do niego mówi, tudzież wydaje się nawet zmieszany (i wstrząśnięty).

      To zmieszanie wynika z faktu, że oto Trafford dowiedział się, że w nowym świecie jest niezłym łajdakiem. Słucha więc pilnie i autentycznie zaczyna się wstydzić – zrozumiał mianowicie, że jego sobowtór z innego świata to pospolity drań.

     Pomyślał: - Jak on mógł zdradzać tak piękną kobietę? Bowiem ta „równoległa żona” zaczyna mu się coraz bardziej podobać. Do tego stopnia, że najzwyczajniej w świecie (równoległym) zakochuje się (równolegle) w tej atrakcyjnej kobiecie.


Trafford słuchał więc cierpliwie wywodu równoległej żony i zaczyna działać: - wybiera „szczerość” – przyznaje się do wszystkich win swego sobowtóra i obiecuje poprawę. Postanawia wynagrodzić kobiecie wszystkie krzywdy, jakie jego sobowtór wyrządził w związku. Równoległa żona zauważa zmianę w swym dotychczas wiarołomnym mężu i wspaniałomyślnie wybacza mu grzechy. Odkrywają siebie na nowo i wielka miłość budzi się w obojgu. Nastają tygodnie wspólnej sielanki, które oceniają jako najlepsze dni w ich małżeństwie. (równoległym małżeństwie).

Jako, że nic nie trwa wiecznie, Trafford zostaje nagle wyrwany z powrotem do swojego świata – znowu jest sam. Przeniesiony do pierwotnego wszechświata wbrew swojej woli, rozpoczyna szaleńcze poszukiwania „swojej” żony. Przecież było tak pięknie! Odkrywa, że większość ludzi w jego wszechświecie, ma sobowtóra w drugim, równoległym wszechświecie. Wierzy, że dotyczy to również „jego” żony.

      Ogarnia go obsesja i podąża wszystkimi możliwymi śladami, które pamięta z bliźniaczego wszechświata. Wykorzystuje całą swoją wiedzę o historii i fizyce, dochodząc do wniosku, że te dwa światy rozdzieliły się na skutek jakiegoś  kluczowego wydarzenia z 1926 roku. Skrupulatnie przegląda zapisy o narodzinach i śmierci członków kilku rodzin. Wydaje wszystkie oszczędności na poszukiwania, wypytuje setki osób i w końcu, po wielu perypetiach udaje mu się ustalić drzewo genealogiczne rodziny „jego” żony, oraz odnaleźć „swoją” żonę już we własnym wszechświecie.

Opowiadanie kończy się happy: - Trafford bierze nowy ślub z sobowtórem żony równoległej. 


wtorek, 25 kwietnia 2023

Ogród o rozwidlających się ścieżkach

                        


W podejściu Stephena Hawkinga tunele czasoprzestrzenne łączą i to trwale, nasz Wszechświat z miliardami Wszechświatów równoległych, azaliż rozmiary tych tuneli są niezwykle małe, bliskie długości Plancka (około sto miliardów miliardów(dwa razy miliardów) mniejsze od protonu), a więc zbyt małe, aby przez nie przejść.

Nie wyklucza to jednak możliwości, rzadkiej co prawda, ale zgodnej z prawami fizyki, że ktoś wejdzie do bliźniaczego Wszechświata, który jest niemal identyczny z naszym, za wyjątkiem pewnej niewielkiej, acz istotnej różnicy.

Właśnie to zagadnienie niewielkiej, acz istotnej różnicy zostało wykorzystane przez Johna Wyndhama w opowiadaniu Random Quest.

Otóż bohater opowieści, Trafford - brytyjski fizyk jądrowy, cudem unika śmierci podczas wybuchu w trakcie nieudanego eksperymentu jądrowego w 1954 roku.

      Dzieje się coś dziwnego, ponieważ po wypadku Trafford powinien znaleźć się w szpitalu, a on budzi się samotnie, bez najmniejszego uszczerbku na zdrowiu, w odległej dzielnicy Londynu. Początkowo z ulgą zauważa, że wszystko wokół wygląda normalnie, lecz wkrótce odkrywa, że jednak coś jest nie tak.


Bohater opowieści wychodzi na ulicę i patrzy na nagłówki gazet, które brzmią absurdalnie: - Nie wynaleziono bomby atomowej, a drugiej wojny światowej nie było!

Historia świata uległa zmianie.

Jako fizyk domyśla się, że znalazł się w świecie równoległym. Idzie dalej i przystaje przed oknem księgarni. Spogląda na bestseller wyeksponowany za szybą i ze zdumieniem zauważa swoje nazwisko wraz ze zdjęciem na okładce książki. Wstrząśnięty (i zmieszany) konstatuje: – oto jego sobowtór w tym równoległym świecie jest pisarzem, a nie fizykiem jądrowym.

     Czy to wszystko mu się śni?

Niezupełnie. Przed laty rzeczywiście miał chęć pisać książki, sporo o tym myślał, ale zdecydował jednak o karierze fizyka. Najwyraźniej to świat równoległy dokonał za niego wyboru, który rozpatrywał.

  Każdy niesie ze sobą jakiś Tobołek Marzeń. To ciekawe, bo pewnie także Ty, Czytelniczko - Czytelniku zastanawiałaś się nieraz „co by było, gdyby …”: 

- Gdybym wyszła za mąż za innego? Gdybym ożenił się z moją pierwszą dziewczyną?

- Albo w ogóle się nie żenił? Albo zajął się w życiu czymś innym niż się zajmuję, to co by było? Czy to byłoby lepsze dla mnie, czy gorsze?

Otóż można to byłoby sprawdzić, ale tylko w jeden sposób: - trzeba byłoby zajrzeć do świata równoległego, w którym nasz sobowtór żyje według jednego z tych naszych innych rozważanych scenariuszy.

Być może tak się dzieje, że w chwili konieczności dokonania istotnego wyboru dalszej drogi życiowej, pojawia się z automatu nasz nowy sobowtór w kolejnym świecie i żyje w nim według rozpatrywanych, a w końcu odrzucanych przez nas wszystkich "za i przeciw". Zastanawiając się nad tym "co dalej", każdy staje się programistą kolejnych swoich sobowtórów, w kolejnych równoległych światach. Przecież mistycy od wieków sygnalizują taką możliwość słowami: - wszystko z myśli się bierze, myślami kreujemy rzeczywistość. 

I akurat taką hipotezę przedstawił już 1957 roku fizyk Hugh Everett: - według niego cały Wszechświat podczas swej ewolucji ulega nieustannemu dzieleniu się „na pół”, jak rozgałęziająca się droga. Tę myśl z kolei rozwinął argentyński pisarz Jorge Borges w „Ogrodzie o rozwidlających się ścieżkach” – gdzie czas rozgałęzia się ciągle w kierunku niezliczonych przyszłości.

          Atoli wyżej opisane pomysły nie cieszą się popularnością wśród fizyków. Chociaż są one równoważne matematycznie zwykłym interpretacjom fizyki kwantowej, doprowadzają skostniałych, ortodoksyjnych naukowców do szału, gdyż dla nich idea nieskończonej ilości światów równoległych jest burzycielką tego co uwielbiają – oni kochają tylko swoją jedynie słuszną wiedzę i raz na zawsze ustalone reguły.

 Dlatego dbając o psychikę uciszają nękający ich filozoficzny koszmar wielości światów, stosując zasadę fizyczną, zwaną brzytwą Ockhama, według której trzeba zawsze wybierać najprostszą drogę i ignorować bardziej zawiłe alternatywy, zwłaszcza wtedy, gdy nigdy nie będzie można ich sprawdzić.

To wydaje się słuszne, gdyż wiemy, że wszystko co dobre jest proste.

       Artykuł ze starej gazety pod tytułem „proste pytanie”.

- Tłumy witały na lotnisku w Paryżu Charlesa Lindbergha, który właśnie przeleciał samotnie Atlantyk w ciągu 33 i pół godziny bez lądowania. Wszyscy byli zachwyceni i pełni podziwu dla bohaterskiego lotnika. Wszyscy, oprócz małej dziewczynki, która zadała rzeczowe, tudzież proste pytanie:

- Mamo, a kiedy on robił siusiu? 

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Ognisty trójkąt

Dziś trzeba bardzo ostrożnie poruszać się w natłoku informacyjnego śmiecia, pamiętając, że fakty - wiadomości może zweryfikować tylko czas. Dlatego opieram się wyłącznie na faktach po wielokroć sprawdzonych, a więc starych, sprzed wielu lat, kiedy nie było internetu i fejków.

Opisywałem już tę tajemniczą sprawę, atoli wracam do niej z powodu wpisu o spalonym człowieku z "Dziwnych opowieści Babci Szeptuchy".

 

                                             Ognisty trójkąt

 

W dniu 7 kwietnia 1938 roku statek „Ulrich” znajdował się na pełnym morzu, na południe od Irlandii. Sternik John Greely stał od pewnego czasu sam przy sterze. Naraz coś niepokojącego zaczęło się dziać ze statkiem: - nastąpił jeden potężny przechył na prawą burtę, a po chwili taki sam na lewo. Czyżby sternik miał kłopoty? Załoga pobiegła  do sterówki, a tam nikogo. Greely zniknął. Na podłodze przy kole sterowym, tam gdzie powinien stać, widniała tylko mała kupka popiołu. Sternik został całkowicie spalony, ale wokół niego nic nie uległo nawet najmniejszemu nadpaleniu, co wydawało się niemożliwe do wytłumaczenia.

 

Tego samego dnia i o tej samej godzinie George Turner jechał ciężarówką do Liverpoolu. W Upton-by-Chester nagle i nieoczekiwanie zgasł silnik, a ciężarówka stoczyła się do rowu. Na miejsce wypadku natychmiast przybyła policja. Po otwarciu drzwi okazało się, że ciało Turnera uległo całkowitemu spaleniu. Na nietkniętym fotelu kierowcy leżała mała kupka popiołu. Zarówno kierownica, jak i tablica przyrządów pozostały nietknięte. Nikomu nie udało się wyjaśnić zdarzenia.

 

Również tego samego dnia i o tej samej godzinie w Holandii miał miejsce podobny wypadek. Otóż osiemnastoletni chłopak, Wilhelm den Bruick jechał samochodem w pobliżu Nimegue. Nagle zgasł silnik i samochód stoczył się do rowu. Przyjechała policja i dalsze ustalenia były identyczne, jak te z Anglii – nastąpiło całkowite zwęglenie ciała, a po chłopaku została tylko kupka popiołu na nietkniętym siedzeniu. Wewnątrz pojazdu nie było jakichkolwiek innych śladów ognia.

 

Jako że jeden z tych wypadków zdarzył się na pełnym morzu, nie od razu spostrzeżono, że wydarzyły się w tym samym czasie tego samego dnia. Dopiero po drugiej wojnie jakiś dociekliwy Poszukiwacz Zależności Geometrycznych pofatygował się zmierzyć na mapie dokładne odległości pomiędzy miejscami opisanych zdarzeń. Pofatygował się i odkrył, że z połączenia punktów

- po pierwsze primo wynikł trójkąt równoramienny, w którym ramiona symetryczne mają  po 547, 700 km. Natomiast trzeci bok trójkąta liczy 948,700 km.

   - po drugie primo już same te odległości w liczbie bez miana niosą wiadomość osobie pasjonującej się astronomią. Mianowicie dłuższy bok – 948,7 km. jest to odległość w km. jaką światło przemierza w próżni w ciągu jednego roku. Minimalna różnica, dosłownie o ździebko dla odległości idealnej wynika prawdopodobnie z niedokładności pomiaru zasadniczego.

   - Po trzecie primo: - z pola powierzchni omawianego trójkąta otrzymujemy idealną połowę precesji Ziemi (w liczbie bez miana).

   - Po czwarte primo: : - w czasie liczenia pola powierzchni otrzymujemy wysokość trójkąta, która wynosi 273,8 km. Co kojarzy się od razu z temperaturą zera absolutnego.

       Oraz dziwnym zbiegiem okoliczności, a jak wiemy przypadków nie ma, tyle właśnie dni trwa ciąża. Kiedyś pisałem o tych liczbach minus 273 i plus 273, że jest to dualistyczna para: śmierć – życie. Nie ma bowiem niższej temperatury niż minus 273 stopnie Celsjusza. Ta temperatura zamraża wszystko, nie mówiąc już o istotach żywych. W takim mrozie nawet ruchy atomów niemal zamierają  i wibrują w jednym zgodnym rytmie. (Dualizm Einsteina - koncentrat Bosego - Einsteina)

        Na drugim biegunie mamy 273 dniową ciążę żeńskich homo sapiensów. Po ciąży następują narodziny - życie wita się ze światem.

       Dodatkowo z długości boku 547,7 podniesionego do kwadratu otrzymujemy jak widać szybkość światła w próżni.

 

P = ½ 948.7 x H

H kwadrat = 547,7 kwadrat minus 474,35 kwadrat = 299 975

H kwadrat = 74 968

H = pierwiastek z 74 968 = 273,8 (zero absolutne równa się minus 273,15 stopnia Celsjusza)

P =  129 877 km. kwadratowych (Precesja wynosi 25920 lat)


 Z wymiarów opisywanego trójkąta wynika między innymi:

 - Szybkość światła

 - Ilość km. którą przebywa światło w ciągu roku

- Precesja Ziemi

- Temperatura zera absolutnego, a także  ilość dni ciąży homo sapiensa

 

Ktoś skierował na Ziemię, w tym pamiętnym dniu 1938 roku i tym samym czasie trzy wiązki promieniowania. Każdy z tych promieni spowodował karbonizację ofiary, nie paląc niczego, co znajdowało się poza ciałem ofiary.

    Podobne zjawisko możemy uzyskać w kuchence mikrofalowej, gdzie pieczenie rozpoczyna się od środka i można na przykład zwęglić wnętrze pieczeni nie ogrzewając nawet jej warstwy zewnętrznej.

Wnioski z powyższego?

Z pomocą Ognistego Trójkąta dostaliśmy wiadomość od Kogoś, którą ja bym przeczytał następująco: - „Heloł ziemski ogrodzie zoologiczny! Tu Nadzorcy. Wiemy o was dostatecznie dużo”.

A trzy zgony były potrzebne, by w ogóle na tę wiadomość ktoś zwrócił uwagę i spróbował ją odczytać.

piątek, 21 kwietnia 2023

Dwa światy

Moje dwa światy. O sobie bowiem mogę pisać swobodnie.

Pierwszy świat ma nazwę Pogoń.

Pogoń za pieniądzem, dobrami materialnymi, odurzenie tak zwaną Prosperity.

     Własna firma, 350 godzin pracy w miesiącu, także jako robotnik, jednak za godziwe, uczciwie zarobione pieniądze.

Plan Balcerowicza – tracę zamówienia, zwalniam wszystkich pracowników, staję sam przy maszynie w cyklu 36 godzin. Kilkakrotnie wysyłam w eter myśl: - Aniołku, nie chcę tak ciężko pracować! Chciałbym się raz porządnie wyspać i wyleżeć!

Myśl zostaje wysłuchana – wypadek samochodowy, śmierć kliniczna, osiem miesięcy w szpitalu. Po dwudziestu latach zamykam działalność.

 

Wychodzę ze szpitala i rozglądałem się za jakąś pracą, ale już nie fizyczną. Rozwijało się zainteresowanie giełdą, wprowadzono kontrakty terminowe, a ja skoczyłem na główkę w ten nowy świat. Z całym sercem, ale jednocześnie na główkę. Przykład? Rano daytrading na Wig 20, wieczorem Wall Street, po północy  noctrading na Nikkei 225. Uzależnienie od pieniądza - witamy w krainie Paranoja.

    Więc kolejna myśl, ale tym razem od Anioła do mnie: - Rzuć to! Przyhamuj. Zarobiłeś? Odpocznij! Niezależnie od tego ile masz i tak umierając zostawisz wszystko.

Poniższy obrazek celnie podsumowuje ten miniony etap mojego życia.


Drugi świat nazywa się Luzik.

Rzucam wszystko i wyjeżdżam w Bieszczady.

- Pod Chryszczatą

Na tej łące górskiej każdy dzień odbieram jak niedzielę, a więc święto. A do tego dziś jest akurat niedziela. Czyli jest niedziela w niedzieli. Sto procent niedzieli w niedzieli, wokół przestrzeń, nad głową krzyk orłów i bezmiar nieba. Pogodnego błękitnego nieba, z odcieniem kobaltowym.

I to dzieje się realnie, nie jest to sen, ani bajka.




 

Wilk napadł na Czerwonego Kapturka

Czerwony Kapturek woła : - ratunku!

Przez las idą krasnoludki, jeden pyta: - pomożemy?

Pozostali jednogłośnie; - coś ty! Przecież ona nie jest z naszej bajki!

 

Żeby komuś pomóc, najpierw należy zacząć od siebie, sobie pomóc, siebie naprawić. Rodzice, kapłani, społeczeństwo, oni wszyscy psują, niszczą człowieka.

Silnie dotarło to do mnie właśnie tutaj, na samotnym biwaku pod Chryszczatą. Dotarło poprzez uczucia, które nie kłamią. Jestem wdzięczny Losowi, że dał mi możliwość samonaprawy, obudził iskrę buntu i nasycił wdzięcznością. Zobaczyłem ten mój poprzedni świat, świat chorej pogoni.

      A więc wdzięczność.

Ta wdzięczność to nic innego jak wybijająca z człowieka fontanna bezinteresownej miłości.

Pracowicie gra orkiestra miliona świerszczy, wieje zefir, a ja upajam się widokami na tym dachu Boskiego Hotelu Siedem Gwiazdek.

Podnosi się upał, a wraz z nim jeszcze wyżej unosi się miłość w sercu Zbyszkowym. Tak, to jest godne i sprawiedliwe i tego warto się trzymać.

Uczucia nie kłamią i upajając się nimi, czuję się rewelacyjnie, jakbym na nowo się narodził.

Albo odkrył w sobie wewnętrzne dziecko.


 Wszystko mija, a bieg zdarzeń bierze początek z myśli. Z prawidłowych myśli.  Poza tym, żeby docenić ciepło, najpierw trzeba zmarznąć. Inaczej się nie da. 

      Poza tym, nie trzeba od razu gdzieś wyjeżdżać ......


czwartek, 20 kwietnia 2023

Medycyna wschodnia

 

We wczorajszym wpisie Osho wypowiedział się na temat nieprawidłowych, czy błędnych myśli, które dziwnym trafem także moja babcia nazywała myślami złymi i powtarzała, że wiele chorób bierze się właśnie z takich myśli.

     W tym samym tekście, Osho przytoczył rzecz o lekarzu, który obudził w pacjencie „osobistego wewnętrznego lekarza”.

      Tak się złożyło, że w ostatnim czasie kilka osób pytało mnie o skuteczność leczenia z pomocą medycyny chińskiej, czy też mongolsko-tybetańskiej. Osoby te kierowałem do placówki leczniczej w Warszawie, stosującej ten rodzaj leczenia. Nie byłem zdziwiony, gdy okazywało się jak poprawiało się zdrowie u tych osób, ponieważ   …. No właśnie, mam prawo pisać tylko o sobie.   


Otóż trzydzieści lat temu przyprowadziłem do Temudżina (nie jest to tekst sponsorowany) moją przyszłą drugą żonę, która cierpiała od maleńkości na uporczywe i niezwykle silne bóle głowy.

       Wiedziałem, że lekarze medycyny wschodniej traktują człowieka holistycznie – jako całość.

Mędrcy tybetańscy mówią: - Martwisz się? Uważasz, że masz dużo problemów? To dlatego jesteś chory. Nie martw się, staraj się dostrzegać dobre strony spraw, bo w każdym problemie jest promień światła. Bądź zadowolony, a nawet szczęśliwy – to jest najlepsze lekarstwo.

      Jak wyglądało postawienie diagnozy? Weszliśmy oboje. Nic się nie mówi. Chińska lekarka poprosiła, aby zdjąć biżuterię z rąk, po czym ujęła moją przyszłą za oba nadgarstki. Patrzyła na twarz pacjentki, wyczuwała puls. Trwało to ze trzydzieści sekund. Poprosiła o pokazanie języka. Po tym niezwykle krótkim badaniu, bez pytania o cokolwiek, bez oglądania wyników badań krwi, czy moczu, usłyszeliśmy: (Chinka mówiła do polskiej lekarki, która tłumaczyła)

– Ma pani za gęstą żółć. Przyczyną tego jest przebyte w dzieciństwie wirusowe zapalenie wątroby. Wątroba jest w części nieczynna i stąd ta gęsta żółć. Z tego też powodu często boli panią głowa.

      Zdumienie ogarnęło mnie i pacjentkę.

Po wyjściu z gabinetu, narzeczona zarzuciła mi, że uprzedziłem lekarkę z czym przychodzimy. Kiedy rozwiałem jej wątpliwości, z kolei ja zapytałem, co z tą jej wątrobą?

     Okazało się, że jako dziecko, rzeczywiście miała wirusowe zapalenie wątroby i tylko cudem, po ściągnięciu lekarstwa z zagranicy, uratowano jej życie.

 Co jeszcze mówiła chińska lekarka?

Powiedziała: - Dostanie pani ziołowe pigułki, będzie je pani łykała przez trzy tygodnie. Bóle głowy ustąpią. Nie tak, żeby całkowicie. One będą już sporadyczne i takie „normalne” z którymi da się żyć spokojnie. I niech pani nie chodzi do żadnego innego lekarza, bo nikt pani już bardziej nie pomoże. Szkoda pieniędzy. I do mnie proszę już nie przychodzić, bo poza tym jest pani zdrowa i szkoda pieniędzy na dalsze wizyty.

      Efekt? Przez dwadzieścia lat mego związku z drugą żoną problemu bolącej głowy nie było.

 Nic dziwnego więc, że przyszłą trzecią żonę, także z bolącą głową, bez zbędnej zwłoki zaprowadziłem do Temudżina, instruując, że ma się nie odzywać.


 Poczekalnia.

      Tu już była sama. Przyjmował lekarz. Nie ma teraz tłumacza, swobodnie mówią po polsku. Badanie wygląda identyczne jak trzydzieści lat temu. (Pewnie tak samo jak i trzysta lat temu). Diagnoza jest bezbłędna - lokalizuje źródło zawirowań zdrowotnych. Dostaje się zioła (proszek, granulki) do łykania. Trzy lata minęły od wizyty - głowa nie boli. Przy okazji znikł wianuszek innych, już nieco drobniejszych dolegliwości.

       W poczekalni miło pachnie tymi samymi lekami ziołowymi, które pacjent zażywa, sprawdzałem. Od samego zapachu człowiek zdrowieje, nawet jak mu nic nie dolega. Nie ma lipy w postaci dymu kadzidełek

  Wniosek osobisty? - Medycyna zachodnia wysiada przy wschodniej - chińskiej, ponieważ traktuje człowieka jako całość, a nie dzieli go na kawałki płuca-serce itp. Do tego dochodzi porównanie skuteczności (i działań ubocznych) chemicznych lekarstw medycyny zachodniej z mikroskopijnymi ilościami naturalnych preparatów chińskich. Odpowiednio dobrane lekarstwa ziołowe regulują cały organizm.

     Być może odsuwają też głupie myśli.

I na koniec o diagnozowaniu: - W gabinecie jest tylko lekarz, pacjent, dwa krzesła i biurko. Nie ma tomografów komputerowych (kosztownych), nie ma żadnych innych drogich wynalazków. Jest tylko prawdziwy chiński (mongolski?) lekarz i jego niebywała wiedza - umiejętność, czyli właściwy człowiek na właściwym miejscu. No i ta trafność diagnozy – siadasz, nic nie mówisz, chwila moment i słyszysz z jakim problemem przyszedłeś.

      Nie jest tak, że pieję z zachwytu nad medycyną wschodnią, a rodzimej nie doceniam. Doceniam na przykład polskich chirurgów, bez pomocy których od wielu lat bym nie żył. W 1995 roku składali mnie pracowicie w całość, a reanimacją przytrzymali zbyszkową duszę w ciele. Dzięki temu mogłem opisać sprawę w poście „Po drugiej stronie”. Dziś obrazek pasujący do moich wspomnień ze śmierci klinicznej.


 

środa, 19 kwietnia 2023

Hipochondria

 



Pytanie: Ciągle martwię się o swoje ciało, że się rozchoruję. Możesz mi coś doradzić?

Osho - Jeśli za dużo myślisz o ciele, zaczyna ono chorować, a kiedy za­cznie chorować, to naturalnie myślisz o nim jeszcze więcej. To się staje błędnym kołem.

Nawet jeśli zdrowy człowiek, całkowicie zdrowy, zacznie myśleć o swoim żołądku: jak on sobie poradzi z trawieniem te­go czy tamtego i co dalej się stanie - w ciągu dwudziestu czte­rech godzin jego żołądek będzie podrażniony. A gdy to się sta­nie, będzie myślał jeszcze intensywniej. Właściwie nic złego nie działo się z ciałem. To jedynie jakaś myśl, która się zagnieź­dziła w głowie. Medycyna nie może pomóc, bo nie leczy myśli. Możesz więc chodzić od doktora do doktora, ale żaden ci nie pomoże. A nawet może zaszkodzić, bo ich lekarstwa co prawda działają, ale nie uleczą twoich myśli. Ta choro­ba nie istnieje. To tylko pomysł w twojej głowie. Toteż ich le­karstwa będą miały działania niepożądane (wszystkie one są przecież truciznami i niosą skutki uboczne).

        Im bardziej zawodni okazują się lekarze, tym bardziej jesteś zaniepokojony swoim ciałem. Wtedy pojawia się świadomość ciała. Człowiek staje się coraz bardziej wyczulony na ten temat. Wystarczy mała zmiana, byle problem, jakiś drobiazg i wpada w panikę. Panika zaś powoduje, że ciało zaczyna reagować co­raz mocniej.

Najważniejsze, moim zdaniem, jest porzucić tę myśl. Zacząć żyć. Zdarzyło się kiedyś...

          Doktor powiedział pewnemu człowiekowi, że zostało mu tylko sześć miesięcy życia. Mężczyzna ten cierpiał na najróżniejsze choroby przez ostatnich dwadzieścia lat. Wszystko, co tylko może przytrafić się człowiekowi, zdarzało się jemu. Był nie­zwykle bogaty, a jego lekarz miał już dosyć jego hipochondrii. Z powodu czystego znudzenia pacjentem powiedział więc:

- Już długo nie pożyjesz, zapomnij więc o wszystkich doleg­liwościach. Za sześć miesięcy umrzesz. To pewne. Nikt cię nie może uratować. Jeśli chcesz sobie pożyć, zrób to przez tych sześć miesięcy.

- „Skoro mam żyć jeszcze tylko sześć miesięcy, to jaki jest sens zawracać sobie głowę dolegliwościami ciała?" - pomyślał męż­czyzna. I po raz pierwszy w życiu przesunął swoją uwagę na coś innego.

Zaplanował podróż dookoła świata. Zwiedził każde miej­sce, które zawsze chciał zobaczyć, ale nie mógł z powodu cho­rowitego ciała. Podróżował dookoła świata, jadł wszystko to, na co miał ochotę, kochał się z kobietami, kupował wszystko, co mu się podobało... żył pełnią! Zbliżała się śmierć, nie było więc potrzeby oszczędzać. Gdy wrócił po sześciu miesiącach, czuł się zdrowiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Przeżył jeszcze trzydzie­ści lat, a problem hipochondrii nigdy już się nie pojawił.

Musisz odrzucić błędne przekonania, błędne myśli. 

Dobra byłaby tu naturopa­tia, która tak naprawdę nie jest jedną z „-patii", jest po pro­stu wypoczynkiem. tylko nie popadnij w chwilową modę, bo to właśnie byłoby chore. Naturopatia sama w sobie jest sposobem na wypoczynek dla ciała, stwarzaniem ciału sytuacji, które przy­bliżają je do stanu naturalnego. To jak dostrajanie się do natu­ry instynktownej; nie ma to nic wspólnego z medycyną. Należy strzec się tylko, by naturopatia nie stała się chwilową modą. Wte­dy staje się groźniejsza niż choroba. Tak się czasem zdarza...

Na­turopatia pomaga wielu ludziom, ale bywa tak, że człowiek, któremu pomogła, staje się na nią chory. Staje się ona jego sposobem na życie. Człowiek ciągłe myśli, co jeść, a czego nie jeść, dokąd iść, a dokąd nie iść, myśli o ekologii i tych wszystkich sprawach. Wtedy życie znów staje się trudne. Więcej: - ono staje się koszmarem.

- Nie powinieneś oddychać, bo powietrze jest zanieczyszczone.

- Nie powinieneś jeść w hote­lu, bo dania nie są przygotowywane w sposób naturalny.

- Nie mo­żesz jeść tego czy tamtego, bo wolno ci jeść tylko żywność na­turalną.

- Nie powinieneś mieszkać w mieście itd. Tylko myślisz, co powinieneś, a potem każda kolejna sprawa się komplikuje.

Pamiętaj, naturopatia to po prostu dobry wypoczynek. Co ja­kiś czas bez szczególnego powodu każdy człowiek powinien iść do kliniki naturopatycznej i wypocząć przez dwa, trzy tygodnie, miesiąc, dwa miesiące - tak długo, jak może sobie pozwolić i to bez konkretnej przyczyny. Cieszyć się naturą, naturalnym jedze­niem, kąpielami, sauną, masażami, towarzystwem lub samotnością - czym tylko zapragniesz.

   A wszystko to bez konkretnej przyczyny, po prostu dla przyjemności, dla czystej przyjemności, która z te­go wynika. Przestań myśleć, że jesteś chory, bo wpadniesz w fobię, która zwie się hipochondrią.

Myśl o królu, któ­ry mieszka w tobie - przecież twoje ciało jest jego pałacem.