Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmierć. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą śmierć. Pokaż wszystkie posty

piątek, 31 stycznia 2025

Jedenaście posągów

 


Dawno temu żył niezwykły rzeźbiarz. Jego dzieła były tak wspaniale doskonałe, że trudno było odróżnić posąg od modela. Te rzeźby były także pełne dynamiki, tak bardzo pełne życia, iż wielu uznawało właśnie rzeźbę za oryginał.

    Pewien astrolog powiedział artyście, że oto zbliża się śmierć i niedługo umrze. Oczywiście artysta przeraził się tak jak każdy człowiek i chciał uniknąć śmierci.

Rozmyślał o tym co go czeka, deliberował, aż znalazł rozwiązanie.

Otóż wyrzeźbił jedenaście posągów przedstawiających jego samego, a kiedy nadszedł moment i Anioł Śmierci zapukał do drzwi, rzeźbiarz schował się pomiędzy swymi dziełami.

      Anioł Śmierci stał zakłopotany, nie mógł uwierzyć w to, co widzi. Jeszcze nigdy podobna sytuacja mu się nie przytrafiła:

– Ależ to dziwne! Przecież Bóg słynie z tego, że nigdy nie robi dwóch identycznych postaci, zawsze tworzy tylko pojedyncze jednostki. Nie popada w rutynę, nie jest taśmą montażową. Jest przeciwnikiem kopii, tworzy tylko oryginały. Co się więc stało? Dwanaście identycznych osób? Którą z nich mam zabrać? Przecież wolno mi zabrać tylko jedną osobę….

      Anioł Śmierci nie mógł się zdecydować i zaniepokojony wrócił do nieba z niczym. Zapytał Boga:

- Jak mam wybrać? Jest tam na dole dwanaście identycznych osób, a ja mam przyprowadzić tylko jedną.

     Bóg roześmiał się. Przywołał Anioła Śmierci bliżej siebie i wyszeptał mu do ucha tajemnicę. To był klucz do tego, jak znaleźć prawdziwego pośród nieprawdziwego. Dał mu ten sposób i powiedział:

- Idź tam i w pokoju, w którym pośród rzeźb ukrywa się artysta wypowiedz głośno to, co ci powiedziałem.

Anioł Śmierci zdziwiony zapytał;

- Ale dlaczego to miałoby działać?

- Nie przejmuj się tym, idź i wykonaj.

Wrócił Anioł Śmierci na ziemię nie wierząc zbytnio, że sprawa się rozwiąże, atoli to sam Bóg mu rzecz nakazał, więc musiał to zrobić.

Znowu znalazł się pokoju z dwunastoma postaciami i nie zwracając się do nikogo konkretnego, powiedział:

- Sir, wszystko jest prawie doskonałe poza jedną rzeczą. Jest tu jeden błąd.

I rzeźbiarz zapomniał o tym, że się ukrywał, wyskoczył przed posągi i zawołał:

- Błąd!? Gdzie? Jaki?

Anioł Śmierci tylko się roześmiał i rzekł:

- Mam cię! Nie ma żadnego błędu, nie potrafisz zapomnieć o sobie, pójdziesz ze mną!

 

Zazwyczaj artyści są bardzo egoistyczni, nieustannie się przechwalają i walczą z innymi, uważają, że są pierwsi i jedyni. Wtedy wiemy, że nie są to prawdziwi artyści. Prawdziwy artysta całkowicie znika, a pozostali to tylko rzemieślnicy. Ich dzieła są technicznie doskonałe, ale nie ma w nich duszy.

Dusza pojawia się wtedy, gdy w czasie tworzenia artysta znika. Tworzy i czuje, że go nie ma, a poprzez niego jakaś siła się objawia, jakaś nieznana moc robi to za niego, został nią owładnięty. Wszyscy wielcy artyści doświadczali tego uczucia.

Ci najlepsi – Mozart, Beethoven, Kalidas, Rabindranath Tagore – są pewni, że byli tylko pustymi bambusami, tylko narzędziami, a to egzystencja tworzyła i śpiewała za nich.

Prawdziwy artysta wie, że niczego nie stworzył. To egzystencja posiadła go i wytworzyła coś za pomocą jego rąk. Artysta znika, jest tylko instrumentem, nie ma wtedy problemów z ego, a powstająca sztuka ma w sobie religijność.

Gdy artysta jest nieobecny, wtedy kreatywność jest doskonała, jeśli artysty jest za dużo, dzieło staje się neurotyczne – składa się tylko z ego.

      Ego jest neurotykiem – zawsze chce być doskonałe, perfekcyjne. Zawsze chce górować nad innymi.

To dlatego prawdziwy artysta powinien zapomnieć o perfekcji, natomiast zatracać się w tworzeniu, zapominać o całym świecie. Tylko wtedy nadchodzi Chwila Natchnienia, czy nazywaj to jak chcesz.

                                            OSHO

czwartek, 12 grudnia 2024

Narodziny bekasa

Dawno temu żył biedny człowiek, któremu urodziło się dziecko. Poszedł więc szukać dla niego chrzestnych rodziców. Na drodze spotkał mężczyznę, który go spytał:

- Dokąd idziesz?

- Wyruszyłem, aby poszukać chrzestnych rodziców dla mego dziecka – odparł biedak.

- Weź mnie za kuma – rzekł obcy.

- A kimże ty jesteś?

- Jestem Bogiem – odparł nieznajomy.

- Nie wezmę ciebie za kuma – rzekł biedak – jesteś oszustem, bowiem jednego czynisz biednym, innego bogatym. Nie jesteś sprawiedliwy.

To powiedziawszy ruszył dalej. Uszedł kawałek i znów spotyka nieznajomą postać.

- Dokąd idziesz?

- Szukam chrzestnych dla mojego dziecka.

- Weź mnie za kumę – zaproponowała zakapturzona postać.

- Kim jesteś? – zapytał biedak.

- Jestem Śmiercią.

- No, ciebie wezmę za kumę, jesteś bowiem sprawiedliwa. Nie oszczędzisz nikogo, wszystkich traktujesz jednako.

Poszła Śmierć z biedakiem do jego domu na chrzciny.

Po ceremonii, zapytała chłopa:

- Czy mam teraz coś dać chrześniakowi?

- Jak chcesz, ale zwykle chrzestni coś tam dają.

- To i ja dam – powiedziała Śmierć i w podarunku dała ławę i sakiewkę.

Zaletą ławy było, że jak ktoś na niej usiadł, już nie wstał bez zgody właściciela. Sakiewka zaś zawsze była pełna pieniędzy. Po trzecie Śmierć nauczyła swego kuma uzdrawiania chorych ze wszelkich chorób, z jednym ostrzeżeniem:

- Kiedy wezwą cię do chorego, patrz bacznie, gdzie ja ci się ukarzę. Jeśli będę stała u wezgłowia, nie czyń niczego, wiedz, że chory jest już mój. Możesz powiedzieć, że „nic się nie da zrobić, chory jest skazany na śmierć”.

Jeśli będę stała w nogach łóżka, wtedy zgódź się na pomoc i rób co chcesz, a chory i tak wyzdrowieje.

    Wyuczony chłop wkrótce stał się tak sławnym uzdrowicielem, że wiadomość o nim dotarła przez lud do samego króla. Aliści akurat zachorowała królewna, a licznie zebrane konsylium znamienitych lekarzy nie mogło jej uleczyć. Posłał więc król po wiejskiego uzdrowiciela, obiecując wielką nagrodę.

    Przybył zatem chłop do zamku, aby wyleczyć dziewczynę, patrzy, a u wezgłowia łoża stoi Śmierć. Pamiętał a jakże o przestrodze, azaliż sława już mu nieco zamieszała w głowie. Kazał zrobić pomost, który kręcił się na osi jak karuzela. Na nim postawiono łoże z królewną, a chłop zakręcił pomostem tak silnie, że Śmierć nie mogła utrzymać równowagi i spadła. Chłop tylko na to czekał, przyskoczył szybko do królewny i ją uzdrowił.

Kiedy dostał już nagrodę od króla, podeszła do niego Śmierć i szepnęła mu do ucha:

- Oszukałeś mnie, to teraz wezmę ciebie, zamiast królewny.

Chłop zadrżał i zaczął błagać:

- Daj mi jeszcze chwilę, pozwól wrócić do domu, abym mógł poradzić to i tamto moim dzieciom.

Śmierć się zgodziła. Poszedł człowiek do domu udzielić ostatnich rad swoim spadkobiercom.

Wędrował i wędrował, smucąc się, aż zastały go ciemności. Skręcił więc do stojącego przy drodze domu i poprosił o nocleg.

- Nawet mógłbyś tu przenocować – rzekł gospodarz – ale nie mam w tej chwili innego wolnego pomieszczenia poza pomieszczeniem, w którym garbuję skóry, bo musisz wiedzieć, że jestem garbarzem. Jednak w nocy nawiedzają to miejsce złe duchy.

     Chłop był jednak tak zdrożony i przybity smutnym celem wędrówki, że bez wahania rzekł:

- A co mi tam duchy, mam większe zmartwienie, poradzę sobie z nimi.

I ułożył się do snu w pracowni garbarza.

O północy pojawił się sam herszt diabłów i ryknął:

- Co to za człowiek śpi w moim pokoju? Wynoś się stąd!

- Czy nie ma tu dość miejsca dla nas obu? – zapytał zaspany chłop.

- Nie ma mowy, nie zmieścimy się, ja sam dostatecznie wypełniam sobą to miejsce – odpowiedział diabeł.

- No to pokaż, jak to robisz, bo ci nie wierzę – chłop na to.

Diabeł zaczął się nadymać. Zrobił się tak ogromny, że chłop ledwie zdołał się skryć między beczkami, bo inaczej zostałby rozgnieciony o ścianę.

- Czy teraz wierzysz? – spytał diabeł.

- Niezupełnie – dalej wątpił chłop – pewnie umiesz działać tylko w jedną stronę i nie potrafisz się tak zmniejszyć, aby wskoczyć do tej oto sakiewki – i chłop potrząsnął sakiewką podarowaną przez Śmierć.

- Jak to nie potrafię, skoro potrafię! – krzyknął diabeł i zaczął się szybko kurczyć, aż zrobił tak malutki, że wlazł do sakiewki, a wtedy chłop sakiewkę zasznurował i uwięził diabła. Potem powiesił sakiewkę na gwoździu, a sam położył się na dospanie do rana.

   Rano, kiedy wstał, opowiedział wszystko gospodarzom domu i poprosił o garbniki do skóry. Garbował nimi sakiewkę tak długo, dopóki zamknięty w niej diabeł nie umarł. Pozbywszy się diabła pomaszerował do domu.

Kiedy przybył na miejsce i rozsądził spadek wśród najbliższych, podeszła do niego Śmierć i powiedziała:

- Szykuj się!

- Dobrze, już idę z tobą, tylko jeszcze pożegnam się z dziećmi, a ty usiądź tymczasem na ławie i chwilkę na mnie poczekaj – chłop na to.

I Śmierć usiadła, zapomniawszy ponieważ, o właściwościach, które sama kiedyś tej ławie nadała.

Siedziała ci ona na ławie i siedziała, a człowiek nie spieszył się wcale, tak, że minęło trzysta lat. Człowiek żył w dostatku, korzystał ze wszelkich życiowych przyjemności, niemniej jednak trzysta lat to długo i w końcu odechciało mu się dalej żyć.

Uwolnił Śmierć z ławy, a ta powstawszy natychmiast go zabiła.

    Umarty był już człowiek, więc dusza wyzwoliła się z ciała i pofrunęła do nieba. Jednak tam jej nie przyjęli, mówiąc:

- Nazwałeś Boga oszustem, a to niegrzeczne jest co najmniej. Nic tu po tobie.

No cóż. Skoro dusza nie została przyjęta do nieba, skierowała się do piekła, poszukując nowego miejsca zamieszkania.

Stanęła dusza przed bramą piekła i prosi diabłów:

- Otwórzcie wrota!

- Jeszcze czego! – wrzasnęły diabły – nie dość że morderca naszego przywódcy, to jeszcze jaki bezczelny! Wynocha!

     Tak więc odtrącona dusza człowieka pozostała w zawieszeniu, pośrodku pomiędzy niebem, a piekłem.

I wtedy zrodził się z niej bekas, którego smutny krzyk rozpaczy, nazywany przez niektórych beczeniem, można czasem usłyszeć z wysokości.

 

 

piątek, 19 stycznia 2024

Długie wakacje

Był sobie człowiek, który miał wszystko, co jest niezbędne do życia. Jednak ogon merdał psem i człowiek uwierzył, że życie jest nudne.


Następnie człowiek usłyszał podpowiedź: 

- Kiedy zgromadzisz więcej wszystkiego: - pieniędzy, zbędnych przedmiotów, akceptacji wrednego otoczenia - to będziesz wreszcie szczęśliwy i wtedy pozwolisz sobie na długie wakacje.

     Długie wakacje to dobry pomysł – orzekł człowiek - godne to i sprawiedliwe, ale nie nadeszła jeszcze ta właściwa pora.

Mijały lata, człowiek zarabiał, atoli inflacja co pewien czas robiła swoje.


 Któregoś pięknego dnia człowiek poczuł się tak skołowany, że nie wiedział już, co ma myśleć o swoim życiu.


Człowiek zagubił się, ponieważ nie korzystał z osobistego rozumu przez co między innymi zapomniał o pielęgnowaniu zainteresowań, zwanych często pasją. Nie potrafił wpadać w zachwyt, o luziku tylko słyszał. Ciągły stres przyspieszał starzenie - w końcu tak stetryczał, że jakiekolwiek wakacje przestały go pociągać.

Nic go nie cieszyło - nawet krótki wypoczynek przynosił poczucie winy wdrukowane przez indoktrynację. Nic dziwnego, że słyszał wtedy głos w głowie: - "Zrób coś, nie leniuchuj, nie odpoczywaj, odpoczynek to grzech, na to przyjdzie czas".

    Aby „zabić czas”, grał więc w wolnych chwilach w komputerowe gry, albo rozmawiał z podobnymi sobie malkontentami.

 I zaprawdę powiadam Wam - nie wiadomo kiedy, nadszedł czas na długi odpoczynek zwany także Wiecznymi Wakacjami. 

Azaliż pacjent musiał deczko czekać, ponieważ zarówno jego Bóg, jak i Śmierć, zamiast zająć się gotowym do zejścia gościem i odesłać go biegusiem do Parku Sztywnych, najsampierw okazali jedność z Duchem Czasu - uzależnienie od gier. 

Gość i tak miał szczęście, że się krótko męczył, bo na koniec mógł mu się trafić egzorcysta od leczenia salcesonem.


    

poniedziałek, 24 kwietnia 2023

Ognisty trójkąt

Dziś trzeba bardzo ostrożnie poruszać się w natłoku informacyjnego śmiecia, pamiętając, że fakty - wiadomości może zweryfikować tylko czas. Dlatego opieram się wyłącznie na faktach po wielokroć sprawdzonych, a więc starych, sprzed wielu lat, kiedy nie było internetu i fejków.

Opisywałem już tę tajemniczą sprawę, atoli wracam do niej z powodu wpisu o spalonym człowieku z "Dziwnych opowieści Babci Szeptuchy".

 

                                             Ognisty trójkąt

 

W dniu 7 kwietnia 1938 roku statek „Ulrich” znajdował się na pełnym morzu, na południe od Irlandii. Sternik John Greely stał od pewnego czasu sam przy sterze. Naraz coś niepokojącego zaczęło się dziać ze statkiem: - nastąpił jeden potężny przechył na prawą burtę, a po chwili taki sam na lewo. Czyżby sternik miał kłopoty? Załoga pobiegła  do sterówki, a tam nikogo. Greely zniknął. Na podłodze przy kole sterowym, tam gdzie powinien stać, widniała tylko mała kupka popiołu. Sternik został całkowicie spalony, ale wokół niego nic nie uległo nawet najmniejszemu nadpaleniu, co wydawało się niemożliwe do wytłumaczenia.

 

Tego samego dnia i o tej samej godzinie George Turner jechał ciężarówką do Liverpoolu. W Upton-by-Chester nagle i nieoczekiwanie zgasł silnik, a ciężarówka stoczyła się do rowu. Na miejsce wypadku natychmiast przybyła policja. Po otwarciu drzwi okazało się, że ciało Turnera uległo całkowitemu spaleniu. Na nietkniętym fotelu kierowcy leżała mała kupka popiołu. Zarówno kierownica, jak i tablica przyrządów pozostały nietknięte. Nikomu nie udało się wyjaśnić zdarzenia.

 

Również tego samego dnia i o tej samej godzinie w Holandii miał miejsce podobny wypadek. Otóż osiemnastoletni chłopak, Wilhelm den Bruick jechał samochodem w pobliżu Nimegue. Nagle zgasł silnik i samochód stoczył się do rowu. Przyjechała policja i dalsze ustalenia były identyczne, jak te z Anglii – nastąpiło całkowite zwęglenie ciała, a po chłopaku została tylko kupka popiołu na nietkniętym siedzeniu. Wewnątrz pojazdu nie było jakichkolwiek innych śladów ognia.

 

Jako że jeden z tych wypadków zdarzył się na pełnym morzu, nie od razu spostrzeżono, że wydarzyły się w tym samym czasie tego samego dnia. Dopiero po drugiej wojnie jakiś dociekliwy Poszukiwacz Zależności Geometrycznych pofatygował się zmierzyć na mapie dokładne odległości pomiędzy miejscami opisanych zdarzeń. Pofatygował się i odkrył, że z połączenia punktów

- po pierwsze primo wynikł trójkąt równoramienny, w którym ramiona symetryczne mają  po 547, 700 km. Natomiast trzeci bok trójkąta liczy 948,700 km.

   - po drugie primo już same te odległości w liczbie bez miana niosą wiadomość osobie pasjonującej się astronomią. Mianowicie dłuższy bok – 948,7 km. jest to odległość w km. jaką światło przemierza w próżni w ciągu jednego roku. Minimalna różnica, dosłownie o ździebko dla odległości idealnej wynika prawdopodobnie z niedokładności pomiaru zasadniczego.

   - Po trzecie primo: - z pola powierzchni omawianego trójkąta otrzymujemy idealną połowę precesji Ziemi (w liczbie bez miana).

   - Po czwarte primo: : - w czasie liczenia pola powierzchni otrzymujemy wysokość trójkąta, która wynosi 273,8 km. Co kojarzy się od razu z temperaturą zera absolutnego.

       Oraz dziwnym zbiegiem okoliczności, a jak wiemy przypadków nie ma, tyle właśnie dni trwa ciąża. Kiedyś pisałem o tych liczbach minus 273 i plus 273, że jest to dualistyczna para: śmierć – życie. Nie ma bowiem niższej temperatury niż minus 273 stopnie Celsjusza. Ta temperatura zamraża wszystko, nie mówiąc już o istotach żywych. W takim mrozie nawet ruchy atomów niemal zamierają  i wibrują w jednym zgodnym rytmie. (Dualizm Einsteina - koncentrat Bosego - Einsteina)

        Na drugim biegunie mamy 273 dniową ciążę żeńskich homo sapiensów. Po ciąży następują narodziny - życie wita się ze światem.

       Dodatkowo z długości boku 547,7 podniesionego do kwadratu otrzymujemy jak widać szybkość światła w próżni.

 

P = ½ 948.7 x H

H kwadrat = 547,7 kwadrat minus 474,35 kwadrat = 299 975

H kwadrat = 74 968

H = pierwiastek z 74 968 = 273,8 (zero absolutne równa się minus 273,15 stopnia Celsjusza)

P =  129 877 km. kwadratowych (Precesja wynosi 25920 lat)


 Z wymiarów opisywanego trójkąta wynika między innymi:

 - Szybkość światła

 - Ilość km. którą przebywa światło w ciągu roku

- Precesja Ziemi

- Temperatura zera absolutnego, a także  ilość dni ciąży homo sapiensa

 

Ktoś skierował na Ziemię, w tym pamiętnym dniu 1938 roku i tym samym czasie trzy wiązki promieniowania. Każdy z tych promieni spowodował karbonizację ofiary, nie paląc niczego, co znajdowało się poza ciałem ofiary.

    Podobne zjawisko możemy uzyskać w kuchence mikrofalowej, gdzie pieczenie rozpoczyna się od środka i można na przykład zwęglić wnętrze pieczeni nie ogrzewając nawet jej warstwy zewnętrznej.

Wnioski z powyższego?

Z pomocą Ognistego Trójkąta dostaliśmy wiadomość od Kogoś, którą ja bym przeczytał następująco: - „Heloł ziemski ogrodzie zoologiczny! Tu Nadzorcy. Wiemy o was dostatecznie dużo”.

A trzy zgony były potrzebne, by w ogóle na tę wiadomość ktoś zwrócił uwagę i spróbował ją odczytać.

środa, 19 kwietnia 2023

Hipochondria

 



Pytanie: Ciągle martwię się o swoje ciało, że się rozchoruję. Możesz mi coś doradzić?

Osho - Jeśli za dużo myślisz o ciele, zaczyna ono chorować, a kiedy za­cznie chorować, to naturalnie myślisz o nim jeszcze więcej. To się staje błędnym kołem.

Nawet jeśli zdrowy człowiek, całkowicie zdrowy, zacznie myśleć o swoim żołądku: jak on sobie poradzi z trawieniem te­go czy tamtego i co dalej się stanie - w ciągu dwudziestu czte­rech godzin jego żołądek będzie podrażniony. A gdy to się sta­nie, będzie myślał jeszcze intensywniej. Właściwie nic złego nie działo się z ciałem. To jedynie jakaś myśl, która się zagnieź­dziła w głowie. Medycyna nie może pomóc, bo nie leczy myśli. Możesz więc chodzić od doktora do doktora, ale żaden ci nie pomoże. A nawet może zaszkodzić, bo ich lekarstwa co prawda działają, ale nie uleczą twoich myśli. Ta choro­ba nie istnieje. To tylko pomysł w twojej głowie. Toteż ich le­karstwa będą miały działania niepożądane (wszystkie one są przecież truciznami i niosą skutki uboczne).

        Im bardziej zawodni okazują się lekarze, tym bardziej jesteś zaniepokojony swoim ciałem. Wtedy pojawia się świadomość ciała. Człowiek staje się coraz bardziej wyczulony na ten temat. Wystarczy mała zmiana, byle problem, jakiś drobiazg i wpada w panikę. Panika zaś powoduje, że ciało zaczyna reagować co­raz mocniej.

Najważniejsze, moim zdaniem, jest porzucić tę myśl. Zacząć żyć. Zdarzyło się kiedyś...

          Doktor powiedział pewnemu człowiekowi, że zostało mu tylko sześć miesięcy życia. Mężczyzna ten cierpiał na najróżniejsze choroby przez ostatnich dwadzieścia lat. Wszystko, co tylko może przytrafić się człowiekowi, zdarzało się jemu. Był nie­zwykle bogaty, a jego lekarz miał już dosyć jego hipochondrii. Z powodu czystego znudzenia pacjentem powiedział więc:

- Już długo nie pożyjesz, zapomnij więc o wszystkich doleg­liwościach. Za sześć miesięcy umrzesz. To pewne. Nikt cię nie może uratować. Jeśli chcesz sobie pożyć, zrób to przez tych sześć miesięcy.

- „Skoro mam żyć jeszcze tylko sześć miesięcy, to jaki jest sens zawracać sobie głowę dolegliwościami ciała?" - pomyślał męż­czyzna. I po raz pierwszy w życiu przesunął swoją uwagę na coś innego.

Zaplanował podróż dookoła świata. Zwiedził każde miej­sce, które zawsze chciał zobaczyć, ale nie mógł z powodu cho­rowitego ciała. Podróżował dookoła świata, jadł wszystko to, na co miał ochotę, kochał się z kobietami, kupował wszystko, co mu się podobało... żył pełnią! Zbliżała się śmierć, nie było więc potrzeby oszczędzać. Gdy wrócił po sześciu miesiącach, czuł się zdrowiej, niż kiedykolwiek wcześniej. Przeżył jeszcze trzydzie­ści lat, a problem hipochondrii nigdy już się nie pojawił.

Musisz odrzucić błędne przekonania, błędne myśli. 

Dobra byłaby tu naturopa­tia, która tak naprawdę nie jest jedną z „-patii", jest po pro­stu wypoczynkiem. tylko nie popadnij w chwilową modę, bo to właśnie byłoby chore. Naturopatia sama w sobie jest sposobem na wypoczynek dla ciała, stwarzaniem ciału sytuacji, które przy­bliżają je do stanu naturalnego. To jak dostrajanie się do natu­ry instynktownej; nie ma to nic wspólnego z medycyną. Należy strzec się tylko, by naturopatia nie stała się chwilową modą. Wte­dy staje się groźniejsza niż choroba. Tak się czasem zdarza...

Na­turopatia pomaga wielu ludziom, ale bywa tak, że człowiek, któremu pomogła, staje się na nią chory. Staje się ona jego sposobem na życie. Człowiek ciągłe myśli, co jeść, a czego nie jeść, dokąd iść, a dokąd nie iść, myśli o ekologii i tych wszystkich sprawach. Wtedy życie znów staje się trudne. Więcej: - ono staje się koszmarem.

- Nie powinieneś oddychać, bo powietrze jest zanieczyszczone.

- Nie powinieneś jeść w hote­lu, bo dania nie są przygotowywane w sposób naturalny.

- Nie mo­żesz jeść tego czy tamtego, bo wolno ci jeść tylko żywność na­turalną.

- Nie powinieneś mieszkać w mieście itd. Tylko myślisz, co powinieneś, a potem każda kolejna sprawa się komplikuje.

Pamiętaj, naturopatia to po prostu dobry wypoczynek. Co ja­kiś czas bez szczególnego powodu każdy człowiek powinien iść do kliniki naturopatycznej i wypocząć przez dwa, trzy tygodnie, miesiąc, dwa miesiące - tak długo, jak może sobie pozwolić i to bez konkretnej przyczyny. Cieszyć się naturą, naturalnym jedze­niem, kąpielami, sauną, masażami, towarzystwem lub samotnością - czym tylko zapragniesz.

   A wszystko to bez konkretnej przyczyny, po prostu dla przyjemności, dla czystej przyjemności, która z te­go wynika. Przestań myśleć, że jesteś chory, bo wpadniesz w fobię, która zwie się hipochondrią.

Myśl o królu, któ­ry mieszka w tobie - przecież twoje ciało jest jego pałacem.

 

czwartek, 15 grudnia 2022

Myśli przy układaniu drewna

 

Aby zrozumieć, jak się rzeczy mają, potrzebna jest odpowiednia perspektywa.

"Nie zobaczysz bowiem wzorów na perskim dywanie, jeśli tkwisz w nim nosem" – Nassim Haramein (fizyk kwantowy).

Na przykład wraz z upływem lat, okazuje się, że Albert Einstein zasługuje na więcej niż jedną Nagrodę Nobla. Jak to bywa u geniuszy, wyprzedził on swoją epokę o całe dziesięciolecia. Dopiero dziś wiele z jego idei obleka się w ciało.

Czy był doceniany?

Był. Na przykład przez Washington Post, który po jego śmierci w roku 1955 zamieścił rysunek Ziemi widzianej z kosmosu, a na niej umieścił napis widoczny poniżej.


Faktem jest, że to dzięki okruchom z talerza
Einsteina inni uczeni zdobywają i będą zdobywać swoje Nagrody Nobla.

Trzeba jednak pamiętać, że Einsteina jednocześnie niszczono. Był niszczony przez zazdrosnych kolegów naukowców, przez Beocjan, antysemitów, zwykłych frustratów, tudzież ludzi tylko podłych, którzy czekają na okazję, aby kogoś ukąsać.

Teraz używamy nowoczesnego słowa hejt, na określenie zachowania pospolitego łachudry.

Tak samo, jak nie "powinno się" nazywać pijaka pijakiem, bo on się weźmie i obrazi.

Otworzyłem archiwum zdjęciowe, a w nim folder „Dom na Górze”. To był marzec roku 2017, zaraz po śmierci Jana Gabriela. 

Bożenkę, partnerkę Jana, związaną z nim na dobre i niedobre, opuściły siły, wydawało się, że tylko chwilowo. Jeszcze zrobiła napitek dla gościa i siebie. Jeszcze upichciła podpłomyki.




 A po trzech miesiącach dołączyła do Jana. 

A ja? Podwoziłem drewno taczką, waliłem młotkiem w klin, układałem kawałki przed domem, za nim i z boku także. I myślałem niespiesznie o tym i owym, a teraz oglądam ten zatrzymany czas na zdjęciach i to niesamowite, ale każda myśl z czasu owego mi się przypomina.












Wszystko mija.

I takie właśnie niezbyt długie wynurzenia przyszły mi do głowy, kiedy zasiadłem dziś do pisania przedostatniego w tym roku wpisu.

Nie ma się co smucić, że na przykład kogoś mogą powołać do wojska, potem na front i zginie człowiek. I tak wszyscy kiedyś, każdy w swoim czasie, spotkamy się na Niebieskich Połoninach. Jedna rzecz jest na tym świecie pewna – jest nią śmierć. Bo podatki niektórzy potrafią jednak ominąć. Nie tak jest?

I nie wymiękać, a za to pamiętać koniecznie, jakie motto mają tak zwani rządziciele: - „Na tłum najsilniej działa strach”.

Więc alleluja i do przodu!

czwartek, 21 kwietnia 2022

Błędne Koło 99

 

Uczucia nie kłamią. Można być zadowolonym z posiadania dóbr. Nawet dumnym z tego, azaliż wszystko ma swoje granice. Przesada w tym zakresie, często nazywana  pychą, jest sianiem nasion upadku. Zdrowy psychicznie człowiek powinien to zrozumieć i odpowiednio wcześnie zatrzymać się i zacząć korzystać ze zgromadzonych zasobów. Osiągnąłeś coś? Potrafisz się zatrzymać? Jeśli tak, wtedy w zadziwieniu poczujesz, że spływa na ciebie jakiś nowy wymiar myślenia.

Bo są dwa wymiary myślenia: - pierwszy jest poziomy – poruszasz się z punktu A do B, z B do C itd. W każdym kolejnym punkcie wita ciebie znajome hasło „potrzeba jeszcze więcej wszystkiego”. Ostatnim punktem na tej poziomej drodze jest litera Z oznaczająca drzwi do piekła. Po drodze żadnej chwili zatrzymania, świętowania, coś ciebie przymusza aby działać, działać! A przecież zarobiłeś już na chleb i mógłbyś odpocząć. No niby tak, ale co wtedy z sejfem? Przecież on nie jest jeszcze pełen!

Jest takie określenie znane w Indiach, które nazywa się Błędnym Kołem 99. ( Liczba 99 pojawiła się we wpisie Hipoteza Janusowa).

Posłuchaj pewnej opowieści.

„Biedny fryzjer był bardzo szczęśliwy, tak bardzo, jak tylko biedni ludzie potrafią być. O nic nie musiał się martwić, był fryzjerem króla, robił mu masaże, strzygł włosy. Król obserwował codziennie swego fryzjera, rozmawiali o tym i owym, a czując zadowolenie płynące od fryzjera, król zaczął być zazdrosny i któregoś dnia zapytał wprost swego sługę: - W czym tkwi tajemnica twego szczęścia? Zawsze jesteś taki radosny! Wyglądasz, jakbyś nie stąpał po ziemi, ale unosił się na skrzydłach. O co tu chodzi?

- Nie wiem – odparł fryzjer. - Tak naprawdę nigdy wcześniej nie zastanawiałem się nad tym, że to jakaś tajemnica. Zarabiam na chleb, a potem odpoczywam. I to wszystko.

Król stawał się coraz bardziej zazdrosny, więc udał się do wezyra po radę. Wezyr był bardzo wykształconym człowiekiem i wyjaśnił rzecz krótko: - Widzisz królu, ten biedak nic nie ma, a tak bardzo cieszy się życiem, bo on nie wie o Błędnym Kole 99.

- A cóż to takiego to Koło 99? – zapytał król.

- To jest coś w czym ty panie tkwisz po uszy – odpowiedział wezyr. - Dla ciebie nie ma już niestety uzdrawiającego lekarstwa, natomiast fryzjerowi da się z pomocą pewnej sztuczki odebrać tę jego irytującą radość. Dzisiejszej nocy wrzucę do jego domu worek z 99 złotymi rupiami. Zobaczysz, co się wtedy stanie.

I tak zrobił.

Nazajutrz fryzjer przyszedł do króla odmieniony. Był bardzo smutny, zmartwiony, nie spał całą noc. Był w piekle – ciągle liczył rupie w worku, a wynik był ciągle taki sam – 99. Ogarnęła go gorączka – jak zasnąć w takim stanie? Jego serce biło jak oszalałe, krew krążyła szybciej, przez emocje skoczyło mu ciśnienie! Nigdy nie miał w ręku takiego bogactwa! Chodził z workiem po domu i ponownie liczył. Wynik był zawsze ten sam – 99. A z tą liczbą jest problem, bo gdy masz 99, chcesz, żeby było sto! Dlatego myślał już tylko o tym, co zrobi nazajutrz, aby zdobyć tę jedną upragnioną złotą rupię.

A zdobycie takiej rupii w jego przypadku nie było łatwe. Dostawał tylko kilka paisów, które w tamtych czasach wystarczały na codzienne utrzymanie rodziny, ale do całej złotej rupii było daleko, to był jego całomiesięczny zarobek.

Co robić? Co robić? Planował wiele sposobów. Biedny człowiek, który niewiele wiedział o pieniądzach, oto znalazł się w kłopotach. Zdołał wymyśleć jedno: jego rodzina będzie co drugi dzień jadła, a co drugi pościła. Dzięki temu w końcu zdobędzie setną rupię. Sto rupii to dopiero byłoby coś! Umysł człowieka bowiem hołduje pewnej głupocie – to kompletowanie do równej liczby. 99? – Nie, brakuje jednego, musi być sto! Powstaje obsesja.

Nastał kolejny dzień. Smutek bił od fryzjera na odległość. Już nie unosił się w powietrzu - wyglądał jakby nosił wielki ciężar uwiązany do szyi.

- Co się z tobą dzieje? - Pytał król. - Wyglądasz na zmartwionego.

Fryzjer milczał, bo nie chciał powiedzieć o worku. Z każdym dniem było z nim coraz gorzej, nie mógł zrobić królowi dobrego masażu, bo nie miał energii – pościł.

Król nalegał: - Musisz mi powiedzieć, co się stało. Jesteś taki nieszczęśliwy, a ja przecież mogę ci pomóc, tylko powiedz w czym rzecz.

- Stałem się ofiarą Błędnego Koła 99 – przyznał w końcu fryzjer”.

 

Kiedy masz 99, otworzyły się przed tobą Drzwi do Piekła, pojawiła się obsesja poziomego myślenia. Myślisz, że gdy będziesz miał sto, to się skończy? Otóż nie, tak się nie stanie, bo umysł nie wie gdzie się zatrzymać.

Jest natomiast sposób na rozwiązanie sytuacji. To myślenie pionowe. Po wyjściu z punktu A nie idziesz poziomo do B, tylko pionowo w górę do A1. Potem do A2 itd. Tak nazywa się Zatrzymanie. Nie wchodzisz w kolejną chwilę, tylko w tę samą, ale głębiej! Tak głęboko, jak to tylko możliwe. Wtedy nawet jedna chwila staje się wiecznością. Czujesz błogość. Właśnie wszedłeś w nie-umysł. Nigdy nie spadasz. Zarobiłeś na chleb – teraz odpoczywasz.

Jakie jeszcze jest znaczenie zatrzymania się? Planujesz jutro, a nikt nie wie, czy jutro nadejdzie. Jutro nigdy nie nadchodzi, ono zawsze jest dniem dzisiejszym. Planujesz przyszłość, a zapominasz, że śmierć zweryfikuje każdy plan. I ona jest jutro, a życie przydarza się tylko dzisiaj.

Nie chodzi o zatrzymanie się u końca życia, wtedy jest za późno, chodzi o codzienne zatrzymywanie, cieszenie się chwilą. Kiedy wracasz z pracy do domu, zostaw pracę za sobą. Nie dźwigaj jej w swojej głowie, bo ona cię rozboli. Nawet jeśli to praca zdalna, wyrzuć ją z głowy poza godzinami obowiązku.

Zatrzymanie oznacza odpoczynek, cieszenie się tym, co jest. Co jest Tu i Teraz.

Tym jest właśnie istota Tao. Porzucenie umysłu poziomego, a zamiast tego wejście w pion. To w umyśle pionowym – w nie-umyśle czeka spełnienie, spokój, nirwana, oświecenie, wyzwolenie, stan łaski, czy nazywaj to jak chcesz.

                                                        Osho

wtorek, 23 marca 2021

I wyszedłem na łąki

 Spaceruję z moim Dyziem i spotykam znajomego. Zawsze widywałem go z psem.

- Co słychać? A gdzie pana pies? – pytam.

- Miesiąc temu niestety zdechł – facet odpowiada przygaszonym głosem. Milczymy chwilę.

- Pan się nieprawidłowo wyraził – wtrącam osobiste przekonanie – pana pies umarł. Natomiast „zdechł” to odpowiednie określenie na śmierć niektórych ludzkich kanalii.

I facet wziął i się z tą opinią zgodził.

Oczywiście każdy żyje po swojemu, a ja zamiast się wymądrzać zamieszczę zdjęcia związane z tytułem wpisu.