Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzech. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą grzech. Pokaż wszystkie posty

piątek, 14 lutego 2025

Wielki Pies Seksu

 


Od momentu wielkiego wydarzenia, jakim jest rozpoczęcie podróży do samego siebie, człowiek dysponuje nadwyżką miłości i rozumie, że zwracanie się do innych w oczekiwaniu na miłość było błędem, bo inni byli także żebrakami.

    Od chwili, kiedy zaczniesz być sobą, co jest równoznaczne z medytacją, w klimacie ciszy, bez myśli, w zachwycie nad światem, nagle zobaczysz, że otwiera się przed tobą tysiąc kwiatów, a ich aromat jest miłością.

    Wszedłeś w bajeczny, kolorowy świat. Pierwszą osobą, którą spotkasz w tym świecie jesteś naturalnie ty sam.

Przelewająca się miłość spowoduje, że najpierw pokochasz samego siebie. I to jest całkiem naturalne. Najpierw uświadomisz sobie błogostan w którym jesteś i światło, które ciebie przepełnia.

     Bycie sobą to pokochanie siebie.

Aby taki stan osiągnąć, przede wszystkim należy przestać słuchać duchownych. Oni są wrogami wolności, wpajają wartości negujące życie.

Duchowni mówią: - zapałaj nienawiścią do przyjemności i cierp, aby wejść do raju!

     Tylko, że z tego raju jakoś nikt do tej pory nie wrócił, nie ma więc dowodów na to, że on w ogóle istnieje.

 

Pewnego razu stary ksiądz przestrzegał parafian przed grzechem:

      Grzech - powiada – jest jak Wielki Pies!

Jest Wielki Pies dumy i zazdrości, chciwości i seksu. Musicie zabić te wszystkie psy, zanim was rozszarpią i uniemożliwią wejście do nieba. To jest możliwe, bo ja tego dokonałem po wielu latach. Na końcu zabiłem, uwierzcie mi moje dzieci, na końcu zabiłem także Wielkiego Psa Seksu.

    Ojcze! - Odezwał się głos z tylnej ławki – czy nie uważasz że ten ostatni Wielki Pies zmarł śmiercią naturalną?

  Kiedy żyjesz naturalnie i niczego nie tłumisz, wszystko staje się samo i bez wysiłku. To są cykle biologiczne zupełnie takie same jak zmieniające się pory roku.

   Nie trzeba walczyć z naturą, taka walka daje przeciwny skutek od zamierzonego.             

                                                                           Osho



piątek, 17 stycznia 2025

Szacunek do pieniędzy

Pieniądz jest wspaniałym wynalazkiem, czyni ludzi bogatymi, umożliwia im zdobywanie tego, czego nie mają. Jednak wszystkie religie są mu przeciwne. Nie chcą bogatej ludzkości, nie chcą inteligentnej ludzkości, jeśli bowiem ludzie będą inteligentni, to kto przyjdzie do kościoła?

Wszystkie religie i to zawsze, występowały przeciwko bogactwu, bo ono może dać ci prawie wszystko, co można kupić. Prawie, ponieważ kilku wartości duchowych nie da się kupić: - miłości, oświecenia, wolności i paru innych. Poza tym wszystko inne można kupić za pieniądze.

    Ponieważ wszystkie religie zawsze były przeciwko życiu, musiały także być przeciwko pieniądzom. To całkiem naturalne. A życie potrzebuje pieniędzy, bo potrzebuje wygody, dobrych ubrań, pięknych domów. Życie potrzebuje dobrej literatury, muzyki, poezji.

Na przykład człowiek, który nie pojmuje muzyki klasycznej jest taki ubogi ….. jest niemal głuchy. Oczywiście słyszy, jego zmysły działają – oczy, uszy, nos są na swoim miejscu z punktu widzenia anatomii, ale nie ma w tym metafizyki.

Tak samo jest ze zrozumieniem piękna wielkiej literatury. Jednak aby to wszystko pojąć, musisz być najedzony, nie martwić się ośrodki do życia.


Dla przykładu – muzułmanie zakazali muzyki, to zdarzyło się w Dehli. Rządził wtedy jeden z najpotężniejszych władców muzułmańskich, Aurangzeb.

Był nie tylko potężny, był także straszny. Do jego czasów imperatorzy mówili jedynie, że muzyka jest sprzeczna z islamem. W Dehli było wielu muzyków, a władca nie był dżentelmenem. Ogłosił, że jeśli usłyszy w Dehli muzykę, to natychmiast każe ściąć głowę muzykowi.

     A trzeba pamiętać, że Dehli było od tysiącleci stolicą, tam właśnie znajdowało się centrum kulturalne Indii. Mieszkali tam najróżniejsi geniusze.

Kiedy więc usłyszeli o zarządzeniu Aurangzeba, zebrali się, aby coś postanowić. Owszem, mówi się, że muzyka jest sprzeczna z islamem, nie ma problemu, wszyscy to wiedzą. Ale ten człowiek jest niebezpieczny, chce zabijać.

Na to muzycy nie mogli się zgodzić. W ramach protestu wszyscy, a było ich tysiące, poszli do pałacu Aurangzeba.

Władca wyszedł na balkon i zapytał:

- Co się stało? Czy ktoś umarł?

A mógł tak sądzić, ponieważ muzycy przynieśli ze sobą kukłę zrobioną z poduszek.

Muzycy odpowiedzieli:

- Nie żyje muzyka, a ty jesteś mordercą.

Aurangzeb odpowiedział:

- To dobrze, że nie żyje. A teraz wyświadczcie mi przysługę i zakopcie ją tak głęboko, żeby nigdy nie wstała z grobu.

Tysiące muzyków i ich rozpacz nie miały najmniejszego wpływu na Aurangzeba. On miał poczucie wypełnienia „świętej  misji”.

     Muzyka jest zakazana przez islam. Dlaczego?

Ponieważ na Wschodzie była grywana najczęściej przez piękne kobiety. Zachodnia definicja „prostytutki” znacznie się różni od tej używanej na Wschodzie. Na Zachodzie prostytutka sprzedaje swoje ciało. Natomiast w dawnych czasach na Wschodzie za prostytutkę uważano kobietę, która sprzedawała swój talent, swój taniec, swoją muzykę, swoja sztukę.

Zapewne cię zdziwi to, że każdy władca w Indiach wysyłał swych synów, którzy mieli przejąć po nim władzę, na kilka lat pod opiekę prostytutki. Tam uczyli się etykiety, elegancji, muzyki, subtelności tańca. Władca powinien wszak to wszystko poznać. Powinien pojąć, czym jest piękno, czym logika oraz dobre obyczaje. Taka była stara hinduska tradycja.

I muzułmanie ją przerwali. Muzyka była sprzeczna z ich religią. Dlaczego?

Bo aby nauczyć się muzyki trzeba było wejść do domu prostytutki. Muzułmanie są przeciwni jakiejkolwiek radości, a domy prostytutek pełne były śmiechu, piosenek, muzyki, tańca. Dlatego wprowadzili zakaz: - żaden muzułmanin nie może wejść do domu, w którym gra muzyka. Słuchanie muzyki to grzech.

      Podobne rzeczy działy się w innych religiach. Wspólnym celem tych działań było odarcie człowieka z tego, co go wzbogaca. Najbardziej oczywistym sposobem było nakazanie ludziom, by wyrzekli się pieniędzy.

Rozumiesz tę logikę?

Nie masz pieniędzy – nie masz wielu rzeczy. Zamiast obcinać gałęzie, zaczęli podcinać same korzenie. Człowiek bez grosza jest głodny, staje się żebrakiem, nie ma się w co ubrać. Nie sądzisz chyba, że będzie miał głowę do Dostojewskiego, Alberta Einsteina? To niemożliwe.

      Wszystkie religie, wspólnym wysiłkiem, czyniły ludzi tak ubogimi, jak to tylko możliwe. Tak bardzo potępiały pieniądze, tak gloryfikowały biedę, że bez wahania nazwałbym je organizacjami przestępczymi.


Pomyśl, co powiedział Jezus: - „Prędzej wielbłąd przejdzie przez ucho igielne, niż bogaty przestąpi bramy niebios”.

     Człowiek bogaty w niebie? To absolutna niemożliwość.

Czy są to słowa zdrowego człowieka?

Bogactwo jest potępiane, pieniądze są potępiane. Świat podzielono na dwa obozy. 98 % żyje w biedzie, ale w przekonaniu, że wejdą tam, gdzie anioły grają na swych harfach ciągłe Allejuja. Żyją w przekonaniu, że wejdą tam, gdzie nie wpuszcza się bogaczy. Dwa procent, to ludzie bogaci, którzy żyją w poczuciu winy, że są bogaci.

     Nie mogą cieszyć się w spokoju swym bogactwem, bo w głębi duszy boją się: - może to prawda, że nas nie wpuszczą do raju? Mają dylemat. Dostatek rodzi w nich poczucie winy, są niepocieszeni, za dużo posiadają, zostaną wrzuceni do piekła.

To z tego powodu człowiek bogaty żyje w strachu. Nawet jeśli próbuje cieszyć się tym, co zdobył, poczucie winy go zatruwa. Towarzyszy mu ciągły niepokój – rozmyśla o raju, do którego wpuszczą nawet wielbłąda, a on zostanie za drzwiami. Życie jest takie krótkie, a potem tylko ogień piekielny. Przecież to paranoja.

      Człowiek ubogi już jest w piekle, ale ma nadzieję. Byłbyś zdziwiony widząc, że w biednych krajach ludzie są bardziej zadowoleni  niż w bogatych. Widziałem w Indiach najuboższych ludzi, w których nie było nawet cienia niezadowolenia. Za to Amerykanie włóczą się po całym świecie w poszukiwaniu przewodnika duchowego. Nic dziwnego, oni nie chcą być gorsi od wielbłądów, także chcą do raju. Usiłują więc znaleźć sposób – jogę, jakieś inne wygibasy, żeby kompensować swoje bogactwo.

     Cały ten świat obrócił się przeciwko sobie.

Być może jestem pierwszym człowiekiem, który tak otwarcie wyraża swój szacunek do pieniędzy. To dlatego, że one mogą uczynić cię bogatym w wielu wymiarach.

   Człowiek ubogi nie pojmie muzyki Mozarta, głodny, albo żebrak nie zachwyci się dziełami Michała Anioła.

Poza tym ludzie cierpiący głód  nie mają w sobie dość energii, by karmić swoją inteligencję. Inteligencja rodzi się dopiero wtedy, gdy masz w sobie nadmiar energii, a oni są wyczerpani zarabiając tylko na chleb i wodę.

     Nie mają w sobie dość inteligencji, aby pojąć Braci Karamazow. Są w stanie słuchać jedynie jakichś głupot wmawianych im na mszy niedzielnej. A przecież ani kapłan, ani słuchacze nie rozumieją o czym mowa. 


Zresztą większość słuchaczy jest wyczerpana i senna po całym tygodniu. I to nawet lepiej dla kapłana, bo nie musi przygotowywać ciągle nowych kazań. Może powtarzać stare – i tak każdy śpi, nikt się nie zorientuje …

                                   OSHO 1931 - 1990

piątek, 13 grudnia 2024

Sztuka miękkiego upadania

 


Mądrość zmierza do tego jednego punktu: - obudź się, przypomnij sobie sztukę odpo­czywania. Zawsze miałeś ją w sobie, ciągle jeszcze wiesz, jak to robić, chociaż społeczeństwo usiłuje to z ciebie wyprzeć.

Możesz to sobie przypomnieć i kiedy to ci się uda, po­wróci twoje poczucie dziecięcej swobody. Na pewno nieraz  wi­działeś, jak dziecko się przewraca, ale nie robi sobie krzywdy, nie łamie kości. Spróbuj sam – przewracaj się jak dziecko.

Pewien psychoanalityk przeprowadził eksperyment. Dał ogło­szenie do gazety: - Zapłacę dużo pieniędzy komuś, kto przyj­dzie do mnie do domu i przez cały dzień będzie naśladował to, co robi moje dziecko. Cokolwiek ono zrobi, zrobić musi także ta osoba.

Pojawił się młody zapaśnik i powiedział, że chce spróbować. Już w połowie dnia prawie nie mógł się ruszać, miał dwa zwichnięcia. A dziecko było zachwycone i podekscytowane. Bo kie­dy ono podskakiwało - on także; kiedy wdrapało się na drzewo - zapaśnik wdrapał się za nim; kiedy zeskoczyło - on także mu­siał skoczyć. I tak przez kilka godzin. Dziecko zapomniało o je­dzeniu, o całym świecie. Miało świetną zabawę z tego, że zapaś­nik ledwo za nim nadąża.

Wczesnym popołudniem zapaśnik po prostu zrezygnował. Powiedział psychoanalitykowi: - Nie chcę żadnych pieniędzy. To dziecko wykończyłoby mnie, gdybym został do wieczora. I tak muszę się natychmiast udać do szpitala. Dzieciak jest nie­bezpieczny. Skończ te eksperymenty.

Każdy dzieciak ma nieskończone pokłady energii, a co cie­kawe - nie męczy się. Nie ma w nim napięć. Widziałeś śpiące dziecko? Czy patrzyłeś, jak ssie swój kciuk, jak bardzo to lubi, jak dobrze mu się śpi i śni? Jego ciało jest w stanie wspaniałe­go rozluźnienia.

Wszyscy słyszeliśmy o tym, że pijacy na całym świecie, mimo że się przewracają, nie doznają żadnych większych obrażeń cia­ła. Każdego ranka znajduje się ich gdzieś na ulicach i odwozi do domów. Dlaczego pijacy nie łamią sobie nóg czy rąk? Bo nie wiedzą, że się przewracają, a w związku z tym nie napinają mięś­ni. To właśnie wewnętrzne spięcia są powodem większości zła­mań. Upadając miękko - nic sobie nie złamiesz. Dzieci tak ro­bią, pijacy tak robią. Czemu ty tak nie robisz? Jak to się stało, że zapomniałeś?

Czy zwróciłeś uwagę na to, że czujesz swoje ciało tylko wte­dy, kiedy coś cię boli, kiedy jesteś spięty? Czy masz świadomość posiadania głowy, kiedy cię ona nie boli? Kiedy twoje ciało jest całkowicie zrelaksowane, nie czujesz, że je posiadasz. W tym za­pomnieniu pojawia się możliwość odkrycia tego, co także istnie­je w tobie: twojej istoty duchowej.

W stanie rozluźnienia czujesz, że nie jesteś ciałem, ale czymś wiecznym, nieśmiertelnym. Żadna religia świata nie jest ci po­trzebna, bo masz świadomość, że jesteś osobą religijną. Być religijnym nie oznacza wierzyć w konkretnego Boga, w papieża, w jakąś ideologię. Religia to poznanie tego, co jest wieczne w tobie, co stanowi sedno twojego istnienia: twoją własną boskość, piękno, wdzięk, chwałę. Sztuka relaksacji oznacza do­świadczanie spraw niemierzalnych, niematerialnych: swojej prawdziwej istoty.

Zdarzają się chwile, kiedy bezwiednie wchodzisz w stan roz­luźnienia. Serdeczny śmiech, taki do rozpuku, nie ten nakaza­ny przez umysł, ma działanie odprężające. Dlatego jest on uzna­wany za jedno z najlepszych lekarstw na odzyskanie dobrego samopoczucia. Jednak taki śmiech należy do rzadkości - został uznany za niewłaściwy przez tych, którzy są także przeciwnika­mi stanu odprężenia.

Ludzkość została zamieniona w śmiertel­nie poważny szpital psychiatryczny.

Przypomnij sobie, jak chichoczą dzieciaki. Całe ciało jest za­angażowane w ten śmiech. A ty? Śmiejesz się tylko głową, praw­da? Jest to kolejna czynność intelektualna.

Uważam, że serdeczny śmiech jest lepszy niż modlitwa, po­nieważ przynosi odprężenie. Modląc się, stajesz się spięty. Śmie­jąc się, zapominasz nagle o wszystkich nakazach i sprawach po­ważnych. Przez krótką chwilę jesteś ponad to. Kiedy znów będziesz się śmiał - zwróć na to uwagę. Pomyśl, w jakich jeszcze sytua­cjach ci się to zdarza. Jesteś odprężony po akcie miłosnym... cho­ciaż to także jest wbrew zasadom narzucanym nam przez rzą­dzących tym światem.

Facet przewraca się na drugi bok i udaje, że śpi, a tak naprawdę walczy z poczuciem winy za popełniony grzech. Kobieta płacze, bo znów została wykorzystana. Na do­datek ma rację - przecież nie czuje żadnej przyjemności, żadnej satysfakcji. Nie wie, co to orgazm. Pięćdziesiąt lat temu na ca­łym świecie trudno było doszukać się jakiejkolwiek kobiety, która przeżywałaby orgazm. Czy można wyobrazić sobie ohydniejszy spisek przeciwko lu­dzkości ? Mężczyzna chce zakończyć jak najszybciej. Siedzi w nim Biblia albo Koran, albo Bhagawadgita i potępia jego uczynek. Jest więc przekonany, że robi coś złego. Chce uporać się z tym jak najszybciej. Ale i tak po zakończeniu czuje się winny. Jakże mógłby się odprężyć? A zanim kobieta zacznie cokolwiek odczuwać - jest już po wszystkim.

W kościołach, w świątyniach, w większości spotkasz kobiety, stare kobiety. Kiedy kapłan mówi o grzechu, one doskonale zdają sobie z tego sprawę. To był grzech, bo nie odczuwały żadnej przyjemności, były wykorzystane jak przedmiot. Jeżeli jednak pozbyłyby się poczucia winy, wszystkich zahamowań, doznałyby w akcie miłosnym prawdziwego odprężenia. Przyjrzyj się swojemu życiu i spróbuj znaleźć więcej momentów, w których stan rozluźnienia przychodzi naturalnie. Jeżeli je­steś dobrym pływakiem, kiedy znajdujesz się w wodzie, spróbuj po prostu unosić się swobodnie, bez żadnych ruchów. Poczujesz uległość wobec nurtu rzecznego, stawanie się częścią rzeki.

Staraj się odnaleźć stan rozluźnienia na wiele różnych spo­sobów, a wkrótce odkryjesz jego tajemnice. Będzie to jedno z najważniejszych osiągnięć - uwolni cię od pracoholizmu.

Nie oznacza to wcale, że staniesz się leniwy. Wręcz odwrotnie - im bardziej jesteś odprężony, tym więcej masz w sobie siły, napływa do ciebie więcej energii. Twoja praca zacznie mieć znamiona twórczości, a nie wytwórczości. Wszystko będziesz robił pełnią siebie, z miłością. I będziesz miał do tego ogromną energię.

Stan rozluźnienia nie wpływa negatywnie na twoją pracę. Po­woduje jedynie to, że wykonujesz ją z sercem i wyobraźnią. A teraz dowcip, aby wywołać u ciebie śmiech. Pozwoli on zredukować napięcie w twojej twarzy, w brzuchu, w ca­łym ciele, tak byś mógł poczuć w sobie zupełnie odmienny rodzaj energii. (Jeśli się nie śmiejesz, być może należysz do gro­na tych ludzi, którzy odczuwają stały ucisk w okolicy brzucha, jakby mieli tam kamienie.)

Joe, przyjaciel Paddy, zapisał się na wieczorowe kursy dokształcające dla dorosłych. Po jakimś czasie zapytał Paddy:

- Czy wiesz kim jest Ronald Reagan?

- Nie wiem - odpowiedział Paddy.

- To prezydent Stanów Zjednoczonych, ty głupku. A może wiesz chociaż, kto to jest Margaret Thatcher?

- Nie wiem - odpowiedział Paddy.

- Jest premierem Wielkiej Brytanii. Widzisz! Tobie też przydałby się taki kurs.

- Tak? No to ja mam pytanie do ciebie, Joe. Czy wiesz kto to jest MickO'Sullivan?

- No, nie wiem...

- Cóż - odparł Paddy - to jest ten facet, który pieprzy się z twoją żoną, gdy ty jesteś na kursie.

                                            OSHO

 

To był ostatni wpis w tym roku i wydaje się on mocno aktualny, jako że zbliża się wypoczynek świąteczny.

Życzę Tobie Czytelniczko - Czytelniku zdrowego relaksu, tudzież szampańskiej zabawy sylwestrowej. Do zobaczenia w styczniu 2025!


piątek, 19 stycznia 2024

Długie wakacje

Był sobie człowiek, który miał wszystko, co jest niezbędne do życia. Jednak ogon merdał psem i człowiek uwierzył, że życie jest nudne.


Następnie człowiek usłyszał podpowiedź: 

- Kiedy zgromadzisz więcej wszystkiego: - pieniędzy, zbędnych przedmiotów, akceptacji wrednego otoczenia - to będziesz wreszcie szczęśliwy i wtedy pozwolisz sobie na długie wakacje.

     Długie wakacje to dobry pomysł – orzekł człowiek - godne to i sprawiedliwe, ale nie nadeszła jeszcze ta właściwa pora.

Mijały lata, człowiek zarabiał, atoli inflacja co pewien czas robiła swoje.


 Któregoś pięknego dnia człowiek poczuł się tak skołowany, że nie wiedział już, co ma myśleć o swoim życiu.


Człowiek zagubił się, ponieważ nie korzystał z osobistego rozumu przez co między innymi zapomniał o pielęgnowaniu zainteresowań, zwanych często pasją. Nie potrafił wpadać w zachwyt, o luziku tylko słyszał. Ciągły stres przyspieszał starzenie - w końcu tak stetryczał, że jakiekolwiek wakacje przestały go pociągać.

Nic go nie cieszyło - nawet krótki wypoczynek przynosił poczucie winy wdrukowane przez indoktrynację. Nic dziwnego, że słyszał wtedy głos w głowie: - "Zrób coś, nie leniuchuj, nie odpoczywaj, odpoczynek to grzech, na to przyjdzie czas".

    Aby „zabić czas”, grał więc w wolnych chwilach w komputerowe gry, albo rozmawiał z podobnymi sobie malkontentami.

 I zaprawdę powiadam Wam - nie wiadomo kiedy, nadszedł czas na długi odpoczynek zwany także Wiecznymi Wakacjami. 

Azaliż pacjent musiał deczko czekać, ponieważ zarówno jego Bóg, jak i Śmierć, zamiast zająć się gotowym do zejścia gościem i odesłać go biegusiem do Parku Sztywnych, najsampierw okazali jedność z Duchem Czasu - uzależnienie od gier. 

Gość i tak miał szczęście, że się krótko męczył, bo na koniec mógł mu się trafić egzorcysta od leczenia salcesonem.


    

poniedziałek, 11 grudnia 2023

Ducha nie gaśmy

 


Część piąta o SI. (Ostatnia)

Zamierzałem wykonać wpis o Sztucznej Inteligencji podzielony na cztery części. Azaliż życie jest wielką niewiadomą, tudzież zdania nie zmienia tylko martwy lub głupi.

Jako że nie poczuwam się do należenia do żadnej z wymienionych wyżej grup, dziś publikuję część piątą o SI, czyli o przyszłych Nadzorcach człowieka.   

Jak widzimy, świat jest podzielony, a pokrewne energie się przyciągają. Uczciwy szuka uczciwych, złodziej trzyma ze złodziejem, a dobro od zarania dziejów walczy ze złem. Oraz wydarzenia falują od minimum do maksimum, co obserwujemy między innymi na rynkach finansowych, gdy wykresy cenowe podążają od krańcowego wyprzedania do wykupienia, a potem na odwrót.

Popatrzmy na świat i Polskę z perspektywy ostatnich kilkudziesięciu lat. Z takiego dystansu widać, że to Polska po stanie wojennym zainicjowała pozytywne przemiany, przynajmniej w Europie. Atoli zawsze ktoś jest pierwszy, ktoś inicjuje trend, dlatego nie lubię dętych rozmów o tak zwanej „Misji Dziejowej”.

    To jest poronione hasło wszelkich oszołomów. Już bliżej mi do tezy Hegla o Duchu Świata, który co pewien czas wstępuje w jakiś naród i popycha go ku rozpoczynaniu zmian, na dobre, albo w kierunku zła. „Żeby było lepiej, najpierw musi być gorzej”.

      To samo hasło w wykonaniu inwestorów giełdowych brzmi: „Żeby wzrosło, musi najpierw spaść. I vice wersal”

                Bunt wobec tego co jest.

 Francuska Rewolucja na przykład była inicjacją – rozprawą ze zroślakiem, chimerą: - zdeprawowany kk + wynaturzona władza, z czego niestety wyszedł falstart.

Falstart, lub tak miało być, ponieważ rzeczy dzieją się w odpowiednim czasie, czyli czas nie tylko powinien, ale musi być dojrzały do zmian. Azaliż masy były jeszcze zbyt ciemne, co nie dziwi, ponieważ kk od wieków pracował nad utrwalaniem owej ciemnoty, oraz wpisywaniem do ludzkich mózgów kodów posłuszeństwa, grzechu i konieczności poniesienia kary.

Minęły lata i kk na Zachodzie Europy został zagoniony do kruchty, tam, gdzie jego miejsce. Tymczasowe miejsce.

    W każdym razie zawsze ktoś jest pierwszy, ktoś pierwszy zaczyna, inspiruje do buntu wobec niechcianej rzeczywistości. Popatrzmy na rok 1968, kiedy fala niepokojów wśród młodych rozlała się po świecie.

A dziś? Zawsze należy patrzeć w przyszłość z nadzieją. Polska znowu inicjuje zmianę w stronę demokracji.

   Czyli mamy dualizm – lewo, prawo – zimno, ciepło i szerzej: zło - dobro.

Dzięki głupiemu, możemy zdiagnozować, że głupim nie jesteśmy, czyli owemu należy się szacunek, ponieważ przy jego braku, nie byłoby poziomu odniesienia.

    Wracając do meritum: - w czwartej części rozważań o sztucznej inteligencji, pisałem o „białej dżumie”.  (Książka z 2005 roku o epidemii SARS -Radykalna Ewolucja czy człowiek ulepszony przez naukę i technikę będzie jeszcze człowiekiem?).

 

Broń biologiczna. 

Każdą broń, przed masowym użyciem należy:

- Po pierwsze primo wypróbować.

- Po drugie primo: - zmodyfikować, czyli poprawić skuteczność. Skuteczność zabijania w tym przypadku.

Bill Joy wspomina o wojskowych laboratoriach biologicznych i pracach nad zarazami tak zwanej „białej dżumy”, kiedy jedna nacja stara się zesłać Armagedon na drugą, potencjalnie wrogą.

Wydaje się, że takie próby zaczęły się w czasach nowożytnych od Afryki. Pomińmy w tym miejscu nazwy chorób. Potem tę broń unowocześniono, lub tylko nad tym pracowano. W Chinach na przykład pracowano, gdzie w najnowocześniejszym tajnym laboratorium biologicznym wyposażonym przez Francję, nastąpił wypadek. Albo to nie był wypadek. W efekcie zostaliśmy obdarowani Covidem.

Czyli co? Ano to, że biali wymyślają choroby na czarnych, a żółci na białych. Nieciekawa perspektywa.

    Wracamy do tematu SI.

 

Ponadczasowe proroctwa.

- Po pierwsze primo Tybet – pisałem o malowidle ze ściany pałacu Potala, na którym setki lat temu uwieczniono przyszłość.

        „Na innym malowidle łańcuchy pokrytych śniegiem szczytów szczelnie otaczały królestwo Szambali, z którego wyruszały armie wojowników na wielką bitwę z dziwnymi maszynami w wojnie, która według przepowiedni kalaćkary-tantry wybuchnie w przyszłych stuleciach.

Malowidła były zbyt dziwne, żebym zdołał je pojąć w tak krótkim czasie. Co więcej, czułem się jak intruz, wiedząc, że zmarł tam XIII Dalajlama”.

 

- Po drugie primo Nostradamus – dziś ten jego dar można śmiało nazwać łaską dostępu do „Chmury” – pola morfogenetycznego otaczającego Ziemię, czyli Kroniki Akashy.   

Jasnowidz pisał, że nadejdzie Era Numeryczna, podczas której Maszyna obejmie rządy nad nielicznymi ludźmi, zamkniętymi w „indywidualnych klatkach mieszkalnych”, ludźmi, którzy przetrwali eksterminację. Era skończy się w roku 3786, kiedy garstka buntowników wymyśli sposób na zniszczenie Maszyny.

Wszystko przebiega bowiem według zasady filozoficznej: - Nic nie trwa wiecznie, a w siebie wierzyć trzeba.

   Przed wakacjami pisałem – ducha nie gaśmy, wiary nie traćmy i 15 października ta nadzieja oblekła się w ciało. Okazało się, że dzięki sumie jednostkowych decyzji można zmienić przyszłość kraju i pokazać innym narodom (powtórka z lat osiemdziesiątych?) że to możliwe także u nich.

 

 

 

 

 

sobota, 9 grudnia 2023

Winowajca

 Część czwarta o sztucznej inteligencji.


Jako że nie ma przypadków, 10 września 2001 roku Bill Joy rozpakował zgromadzoną kolekcję materiałów w wynajętym właśnie mieszkaniu na Manhattanie, zaledwie o kilka przecznic od World Trade Center.

„Zacząłem układać książki w porządku alfabetycznym, według działów: - zarazy, broń A, broń biologiczna, broń chemiczna, wąglik. Nie było tam żadnego podręcznika anarchisty, myślę jednak, że gdyby rankiem 12 września do mojego mieszkania weszła policja, niechybnie skończyłbym w więzieniu”.

    Czyli wraz z uderzeniem samolotów w WTC, ulotniła się potrzeba napisania książki ostrzegającej przed podobną sytuacją. Joy postanowił teraz ostrzec ludzi przed coraz czytelniejszym niebezpieczeństwem widma samoreplikujących się robotów, głównie tych nano.

    Jakiś czas temu napisał o tym artykuł w Wired. Na podstawie własnych badań doszedł do wniosku, że najpoważniejsze zagrożenie stwarza biotechnologia. W tym czasie bowiem ogromne poruszenie w waszyngtońskich agencjach wywiadu wywołała możliwość,  że w Iraku pod rządami Husseina trwają prace nad patogenem, który miał się składać ze zmodyfikowanego genetycznie wirusa ospy i jadu węża.

Było to prawdopodobne, bo już w 1986 roku w Journal of Microbiology opublikowano artykuł, w którym poinformowano, że kurza ospa w obecności ekstraktu z jadu węża rozprzestrzenia się błyskawicznie i zabija ptaki w niezwykle krótkim czasie. A wywiad miał informacje, że Irak szuka sposobów na połączenie ospy i jadu kobry.          

Sztuczną formę życia powstałą przez umieszczenie sekwencji DNA pochodzącej z modyfikowanego genomu jednego organizmu w genomie drugiego, określa się chimerą. To określenie jak wiemy pochodzi od ziejącego ogniem potwora z greckiej mitologii, krzyżówki lwa, węża i kozła.

     (Inspektorzy poszukujący takiej broni po drugiej wojnie w Zatoce Perskiej odkryli, że bombardowania i embarga zniweczyły techniczne możliwości Iraku wyprodukowania chimer. Nie można więc odmawiać słuszności ostrzeżeniom Joya).

   W każdym razie Bill uwypuklił rolę, jaką w szybkim przenoszeniu wirusów pełnią podróże lotnicze. Także widział związek między masową produkcją żywności, a występowaniem choroby szalonych krów, a także odporności na antybiotyki. Wszystkie pojawiające się nagle choroby to dla niego albo przestroga Matki Natury, by ludzie się wreszcie opamiętali, albo działalność tajnych laboratoriów.

Widząc to wszystko, zastanawia się, czego jeszcze mogą dokonać źli ludzie. (Realista nie ma wątpliwości, że źli ludzie gotowi są do każdego draństwa).

    To niepokojące, jak wiele dokonań inżynierów genetycznych było dziełem przypadku. Dobrym przykładem jest australijski incydent z mysią ospą.

     Australia jest niezwykłym izolowanym ekosystemem, gdzie obce gatunki rozmnażają się z ogromną szybkością, ponieważ nie mają naturalnych wrogów. Jednym z takich gatunków są myszy, a ich populacja od czasu do czasu gwałtownie wzrasta. Są wtedy wszędzie. Dlatego poszukuje się intensywnie sposobów opanowania tej plagi. W 2000 roku dwóch badaczy z Canberry pracując nad nowym środkiem antykoncepcyjnym dla myszy, stworzyli coś potwornego.

     Dodali oni mianowicie jeden gen wirusowi mysiej osy, a wtedy nowy patogen samoistnie rozprzestrzenił się na sterylnie odizolowaną część laboratorium i zabił zaskakująco szybko wszystkie myszy doświadczalne. Po jakimś czasie w laboratoriach amerykańskich ponowiono próby z tą wersją wirusa i okazało się, że nie działają na niego żadne środki przeciwwirusowe, a także szczepionki. Nic nie pomaga i myszki odchodzą do Domu Pana.

        Potem badano z podobnym skutkiem zmanipulowaną ospę bydlęcą.

Mysia ospa na szczęście nie infekuje człowieka, jest jednak bardzo zbliżona do śmiertelnej dla ludzi czarnej ospy. Gdyby więc manipulacje przeprowadzono na ludzkiej ospie, a wirus jakoś wydostałby się z laboratorium – zagłada całej ludzkości stałaby się faktem.

      I teraz ciekawostka: - australijscy badacze zasięgnęli opinii Ministerstwa Obrony i opublikowali wyniki eksperymentów w „Journal of Virology”:

    „Naszym celem jest ostrzeżenie opinii publicznej o realnym zagrożeniu. Chcemy uzmysłowić społeczności naukowej, że powinna zachować ostrożność, bo stworzenie śmiercionośnych organizmów wcale nie jest takie trudne”.

    Cała ta historia, a zwłaszcza opublikowanie wszystkich szczegółów doprowadziła Joya do wściekłości. Jego zdaniem ludzie nie zdają sobie sprawy jak może wyglądać nowoczesna zaraza – a zwłaszcza taka, która została poddana genetycznym „ulepszeniom” pozwalającym jej na pokonywanie mechanizmów obronnych. Przecież powinniśmy pobrać lekcję z epidemii SARS, której skutkiem była śmierć 20% zarażonych osób, a infekcja przenosiła się drogą kropelkową.

(Książka Radykalna Ewolucja czy człowiek ulepszony przez naukę i technikę będzie jeszcze człowiekiem? w której wyczytałem powyższe o SARS została wydana w 2005 roku).

Gdy rozważamy zagrożenia scenariusza piekielnego ogarnia nas rozpacz, azaliż z małą nutką nadziei.

Ta dobra wiadomość niosąca nutkę nadziei brzmi: - Już tyle razy wieszczono koniec świata, a my dalej żyjemy.

      Niestety scenariusz piekielny różni się istotnie od tych wszystkich przewidywań. Jego podstawą jest bowiem geometryczny wzrost krzywej zmian.

Poza tym ….. nastraszyć człowieka, zasiać mu duszy katastroficzne wizje, to wygodny materiał dla demagogów politycznych wszelkiej maści. Ziarno niepokoju kiełkuje bowiem z łatwością na podatnym gruncie naszej wyobraźni. Widmo zagłady jest najlepiej sprzedającym się towarem na świecie.

    Joy zastanawiał się, czemu tak się dzieje i doszedł do wniosku, że przyczyną jest wpojone poczucie winy (indoktrynacja kościelna), oraz przekonanie, że jako ludzkość odpowiadamy grupowo za liczne grzechy. A więc nosimy w sobie podświadome przekonanie, że będziemy za nie ukarani.

      Wizje Armagedonu mają długą tradycję. O ile scenariusze optymistyczne wyrastają z zachwytu nad ludzkością wykradającą bogom ogień (czyli zachwyt z powodu złodziejstwa), o tyle scenariusze katastroficzne narzucają przekonanie o nieuniknionej karze za grzechy.

    W mitologii greckiej pierwsza kobieta, Pandora, otworzyła z ciekawości puszkę zapieczętowaną przez Zeusa. Tym sposobem uwolniła wszelkie zło i choroby, pozostawiając w środku jedynie nadzieję. Hindusi opowiadają sagi o poprzedzającym nieszczęścia złotym wieku, podobnie jak Konfucjanie, Zaratustrianie, Aztekowie, Lapończycy, wczesne ludy Islandii i Irlandii, a także plemiona północnoamerykańskie i syberyjskie.

    „Do kogo mam dziś mówić?

Grzech, który poraża ziemię

nie ma końca.

Do kogo mam dziś mówić?

Nie ma już prawych ludzi.

Ziemia jest poddana zbrodniarzom”.

 

Tekst powyższy zapisano ponad dwa tysiące lat temu w Egipcie.

W greckim micie Apollo, pożądający Kasandry, córki Priama i Hekuby, zesłał wybrance dar proroctwa. Ona jednak odrzuciła jego zaloty i bóg się zemścił, sprawiając, że nikt nie wierzył w jej przepowiednie, bez względu na to, jak bardzo były prawdziwe. Dziś terminem „kasandryczny” określamy wizję, która nie zawiera nic oprócz smutków, a nawet zapowiedzi zagłady (Jackowski się kłania). To jest dużo łatwiejsze niż poszukiwanie sposobów na uniknięcie przeznaczenia.

      Ciekawe, że historyczne wizje zagłady wiążą się z obawami dotyczącymi postępu technicznego. Jak napisano w Księdze Rodzaju, ludzie postanowili zbudować wieżę do nieba, żeby „uczynić sobie znak”. Spojrzał na nią Jahwe i zobaczył, że „to jest przyczyną, że zaczęli budować, a zatem w przyszłości nic nie będzie dla nich niemożliwe”. Wieżę nazwano Babel, „tam bowiem Pan pomieszał mowę mieszkańców całej ziemi, stamtąd też Pan rozproszył ich po całej powierzchni”.

     Nawet tak zdecydowana i drastyczna boska interwencja nie powstrzymała postępu cywilizacji, a jedynie ten postęp spowolniła.

W roku 1627 Francis Bacon opublikował słynną utopię Nowa Atlantyda, w której przewidział pewne elementy scenariusza piekielnego. Opisuje mianowicie działania naukowców, decydujących, jakie wynalazki należy upowszechniać, a które utajnić. Pragną w ten prosty sposób ochronić społeczeństwo przed ciemną stroną odkryć, a samych siebie przed odwetem ze strony niezadowolonych.

     Natomiast w 1788 roku Edward Gibbon w Zmierzchu i upadku Cesarstwa Rzymskiego wyłożył teorię autodestrukcji społeczeństwa. W tej teorii wszystkie imperia dochodzą do pewnego momentu, poza którym rozwoju wydarzeń nie da się już powstrzymać.

„Cnota i prawda prowadzą do siły, siła do dominacji, dominacja do bogactwa, bogactwo do luksusu, a ten w końcu do słabości i upadku”.

     W 1794 roku wielebny Roger Malthus zauważył, że przemiany społeczne zachodzą z narastającą prędkością, a ludziom wydaje się to podniecające i dezorientujące zarazem.

    W 1808 roku Goethe opublikował pierwszą część swego monumentalnego dzieła, które za pomocą osoby Fausta, stało się jedną z podstawowych legend europejskiego folkloru. Jak wiemy Faust – niemiecki czarownik i astrolog zaprzedał duszę diabłu w zamian za wiedzę i moc (polska baśń o panu Twardowskim)

      Jednak najwspanialszy opis wpływu postępu technicznego na ludzką naturę, stworzyła Mary Shelley w powieści „Frankenstein – współczesny Prometeusz”.

W powieści mamy wgląd w duszę naukowca opętanego obsesją kreacji życia, który odrzuca stworzoną przez siebie istotę, chociaż potrafi ona myśleć i czuć.   

Tytuł tej powieści jest także dziś zaklęciem i amuletem. Za każdym razem, kiedy nowa, potężna zdobycz techniki, jak międzygatunkowe przeszczepy organów, inżynieria genetyczna, czy klonowanie, zaburza nasze pojmowanie istoty człowieczeństwa, słychać złowieszczy szept: - Frankenstein.

     W 1932 roku Aldous Huxley w „Nowym wspaniałym świecie” opisał ludzkie obawy przed światem opanowanym przez masową produkcję i bezmyślną rozrywkę. Akcja toczy się w roku 632 A.F.

 Huxley zastosował taką nazwę roku z przekory wobec powszechnie przyjętego liczenia lat naszej ery, A.D, Anno Domini, czyli po Chrystusie.  Autor przyjął za rok zerowy narodziny Forda, czyli A.F oznacza „after Ford”.

    W tym świecie producent samochodów Ford i jego Model T zajmują miejsce Chrystusa i krzyża. Warunkowanie psychologiczne, inżynieria genetyczna i soma – doskonały narkotyk dostarczający przyjemności tłumowi, stanowią filary nowego społeczeństwa. Rozmnażanie przeniesiono z kobiecego łona na taśmę produkcyjną. Robotnicy majstrując przy embrionach, produkują różne klasy ludzi niczym różne modele samochodów – Lincoln czy Merkury. Istnieje wiele klas nowych istot, od superinteligentnych Alfa Plus, po skarlałe, półdebilne Epsilony, a każdą z nich uwarunkowano tak, by kochała swoją pracę i swoje wyznaczone miejsce w społeczeństwie.

      Epsilony są więc niesłychanie szczęśliwe, sortując na przykład śmieci. Poza pracą życie upływa ludziom na nieustannej przyjemności: - kupują sobie różne, całkiem niepotrzebne im rzeczy, uprawiają wymyślne, szkodliwe dla zdrowia sporty, oraz pławią się w powszechnym, nieskrępowanym, technicznym seksie, bez zbędnego angażowania uczuć. Miłość, małżeństwo i rodzicielstwo uważa się za rzeczy obciachowe. Kontroler Świata wyjaśnia, że zadowolenie mas jest ważniejsze niż dobro i prawda.

     No i wreszcie dochodzimy do Roku 1984 Orwella. Książka została napisana w roku 1948, kiedy parowała jeszcze mocno trauma powojenna. Kataklizm wojny i związana z nim rzeź, rozwiały obietnice nadchodzącego raju, które głosili Stalin i Hitler. Orwell obnaża naturę tych potwornych dyktatorów, oraz mechanizmy ich władzy.

    Rok 1984 jest przepełniony sennymi koszmarami i specyficznym językiem, z pomocą których ukazuje się świat ery informacji. Informacji spreparowanej, służącej kontroli nad wiedzą, co zapewnia władzę niemal boską. Wielki Brat stworzył rzeczywistość, w której dotychczasowe pojęcia zmieniły znaczenie, a każda rzecz jest w istocie czymś zupełnie innym niż nazwa, jaką jej nadano.

    Ministerstwo Miłości torturuje. Ministerstwo Prawdy kłamie. Ministerstwo Pokoju wszczyna wojny, Ministerstwo Obfitości doprowadza do głodu.

A wszystko opiera się na informacji. „Wiedzieć i nie wiedzieć, mieć świadomość prawdomówności, a jednocześnie wygłaszać umiejętnie skonstruowane, albo wręcz prymitywne kłamstwa” – oto sedno totalitaryzmu opisanego w książce Rok 1984.

Wielki Brat, Policja Myśli i Luka Pamięci weszły na stałe do naszego słownika. „Rzeczywistość Orwellowska” to najlepsze określenie na wyrażenie przepaści między językiem politycznym a moralną rzeczywistością.

      Pogląd, że ludzką naturę można zredukować do bezdusznej maszyny, umocniły prace Burrhusa Skinnera, który w połowie XX wieku zasłynął jako najznamienitszy psycholog od czasów Freuda. Jego doświadczenia nad odruchem warunkowym u gołębi i szczurów wykazały, że nagromadzenie dowolnego pożądanego działania kształtuje ich zachowania. Dlatego Skinner uznał, że nie istnieje coś takiego jak ludzki umysł, a zachowanie człowieka jest sumą skutków działania sił zewnętrznych. Kształtując odpowiednio system nagród, można dowolnie wpływać na ludzką naturę. W 1971 roku napisał książkę „Poza wolnością i godnością”, w której uzasadniał potrzebę porzucenia jednostkowych wolności dla osiągnięcia idealnego społeczeństwa. Czyli jeszcze jedna utopia.

      Jego pomysły zaczęły przypominać Nowy wspaniały świat, oraz Rok 1984 i straciły atrakcyjność. Także sama rzeczywistość w postaci reżimów Mao i Pol Pota, podważyła skuteczność takiego podejścia. Ideę pogrążyła skłonność ludzi do zachowań nie przynoszących im pożytku, do tego często nieprzewidywalnych.

     Nawet zwierzęta laboratoryjne często zachowują się nie tak jak „powinny”. Uczniowie Skinnera podsumowali pomysły swego niedawnego guru w „Harwardzkim prawie zachowania zwierząt”;

- „Przy określonej temperaturze, czasie, oświetleniu, żywieniu i warunkowaniu organizm będzie się zachowywał tak, jak mu się będzie do jasnej cholery podobało”.

     W 1964 roku Stanley Kubrick nakręcił film Dr Strangelove albo „Jak przestałem się martwić i pokochałem bombę” – najwspanialszą czarną komedię wszech czasów.

Podobne dzieła i setki innych, tak skutecznie wzbudziły w ludziach przerażenie, że ustanowione zostało tabu dotyczące użycia broni A.

     Silent Spring, książka Racheli Carson zawiera natomiast ostrzeżenie ekologiczne – mamy tu sugestywny opis nadejścia wiosny w środowisku tak zanieczyszczonym pestycydami, że nie słychać już śpiewu ptaków, ponieważ wszystkie wyginęły.

Owszem, człowiek jest częścią natury, ale jako jedyny gatunek potrafi ją zmieniać na gorsze w sposób nieodwracalny. Carson pisze: - „Określenie władza nad naturą wynika z arogancji, jaka narodziła się w epoce neandertalskiej, kiedy zapanowało przekonanie, że natura istnieje dla wygody człowieka”.

Ta jej książka przyczyniła się do powstania ruchów ochrony przyrody i rozpoczęcia walki z tak zwanym „ciągłym postępem”.

     Otóż zmiana nie jest postępem, jeśli narusza fundamenty wspólnoty, której częścią są ludzie.

Miarą sukcesu ruchów ekologicznych jest to, że dwa pokolenia temu mniej niż jedna osoba na sto wiedziała, co oznacza słowo ekologia. Dla ludzi świadomych zagrożeń jest to mała pociecha.

    Obecnie na czoło wysuwa się widmo nagłej zmiany klimatu, a winowajcy upatruje się w paliwach kopalnych.

I to byłoby na tyle o smutkach, dlatego kończąc wpis, dla równowagi dodam coś na luziku.

      A do tego luzika akurat pasuje słowo winowajca, które pojawiło się kilka wierszy wyżej:

Ktoś zapytał: - Gdzie jest winowajca?

Między nami – odrzekły jajca. 


CDN

wtorek, 7 lutego 2023

Kościół pozbawiony maski

Kto ściąga tę maskę z instytucji?

Ona sama robi to pracowicie i na bieżąco, atoli swoją cegiełkę dokładają dwaj merytoryczni aż do bólu faceci. Obaj są byłymi jezuitami, czyli popróbowali kościelnego miodu od wewnątrz.

Prawnik Artur Nowak i teolog Stanisław Obirek, pisarze badający tematy kościelne, zostali nominowani w plebiscycie Bestsellery Empiku 2022 za podcast „Kryminalna historia Kościoła”. Patronat nad galą finałową objął onet.


Nowak: - Jak wytłumaczyć, że dorośli mężczyźni w ramach spowiedzi wyznają na klęczkach innym mężczyznom „grzech” masturbacji, a kobiety proszą o rozgrzeszenie za stosowanie tabletki antykoncepcyjnej?

Zbliżające się wybory do parlamentu mogą okazać się szansą dla kościoła, ponieważ film Siekielskich „zmienił wszystko”.

Stanisław Obirek: - a ja uważam, że ludzie mają dość. Społeczeństwo wyzwala się spod buta, a obecny kryzys jest większy od tego, który doprowadził do schizmy w 1054 roku.

Dziennikarz: - jak często odczuwacie bezsilność, zajmując się sprawami kościoła?

Nowak: - czasem mam wrażenie, że to, co robimy, nie ma większego wpływu na tę instytucje. Czuję się jak ten Żyd przychodzący od 50 lat pod Ścianę Płaczu. Kiedy przyjaciel go pyta, jakie ma odczucia, odpowiada, że wydaje mu się jakby mówił do ściany.

Kościół odwołuje się do instancji nadprzyrodzonej a więc nieweryfikowalnej, nie podlegającej racjonalnym ocenom. Fenomen ten tkwi w tym, że korzystając od wieków z tych samych strategii, potrafi utrzymać ludzi w poczuciu winy, nałożył na ich barki ciężary, których żaden z księży nie jest w stanie udźwignąć.

Niby żyjemy w XXI wieku, a jednak ciągle poddajemy się starym wdrukom. Oswajamy się z apoteozą cierpienia, które ma zbawiać, czynić nas lepszymi.

     Prowadzimy nasze dzieci do kościołów, oswajając z widokiem skatowanego, zakrwawionego korpusu Chrystusa przybitego do krzyża, z przekazem, że tę okrutną śmierć zgotował mu jego ojciec, żeby nam się żyło lżej. Przecież to absurd.

Dziennikarz: - czy kojarzycie spektakl „Radio Mariia” w warszawskim Teatrze Powszechnym, którego zakazać próbowało Ordo Iuris?

Spektakl opowiada o państwie polskim bez kościoła. Znani nam dobrze trzej duchowni, razem z Kają G. są ścigani za mowę nienawiści. To możliwa wizja?

Nowak: - pamiętamy z historii Rewolucji Francuskiej, jak ona rozprawiła się z duchownymi. Oczywiście żyjemy w zupełnie innej rzeczywistości, ale myślę, że przyjdzie czas na rozliczenie rozdawnictwa nieruchomości z naruszeniem prawa. Mam nadzieję, że jeśli dojdzie do zmiany władzy, taki Głódź zostanie rozliczony przed Urzędem Skarbowym jak zwykły człowiek, z nieruchomości wartych kilkanaście milionów. Pokazujemy w „Kryminalnej historii Kościoła” szereg podobnych patologii.

Obirek – samego spektaklu nie widziałem, ale sam pomysł wydaje się ciekawy. Interesujące są interwencje Ordo Iuris. Oni są wyjątkowo wyczuleni na krzywdę kościoła, mniej interesują ich ludzie, których kościół krzywdzi. Na szczęście ta instytucja powoli traci wpływy, więc jej szkodliwość maleje.

Dziennikarz: - jak duży wpływ na przyszłe wybory będzie miał kościół?

Nowak: - W polskim społeczeństwie następuje zmiana mentalna. Mimo przełomu w polityce w 1989 roku, w życiu społecznym ciągle jesteśmy zniewoleni. Lecz to się zmienia dzięki takim filmom jak „Tylko nie mów nikomu”, czy „Zabawa w chowanego”, oraz dzięki zaangażowanym w sprawę dziennikarzom.

Ważną pozycją o pedofilii w kościele jest publikacja Ekke Overbeeka sprzed dziesięciu lat „Lękajcie się”. Niebawem ukaże się „Maxima culpa” o tuszowaniu pedofilii przez biskupa Karola Wojtyłę w Krakowie. Tak więc dzieje się sporo, a polskie społeczeństwo się zmienia i są to zmiany nieodwracalne.

Mamy coraz więcej danych, że pedofilię tuszował Karol Wojtyła jako metropolita krakowski. Jego beatyfikacja i kanonizacja to jeden wielki skandal. To miała być ucieczka w świętość, przed brudem, ale ten brud go dopadł, gdy już został świętym. Myślę, że ta świętość strasznie potaniała, podobnie jak w przypadku Matki Teresy z Kalkuty.

Natomiast Film Siekielskich stał się kamieniem milowym na drodze zmiany mentalnej. W zasadzie można mówić o historii kościoła w Polsce przed i po filmie. Spojrzenie w oczy ofiar, pokazanie ich historii było zdarzeniem bez precedensu.

Obirek: - w pełni się z Arturem zgadzam. To dzięki niemu wystąpiłem w tym filmie i uważam to za niezwykłe doświadczenie i wielki zaszczyt, że bracia Siekielscy zaprosili mnie do swojego dokumentu. Pamiętam piorunujące wrażenie, jakie zrobił na mnie w 2015 roku film „Spotlight”, a wcześniej reportaże The Boston Globe. Tam jednak ciężar był położony na determinację i odwagę dziennikarzy.

Tak ruszyły procesy, dzięki którym ofiary drapieżców w sutannach otrzymały milionowe odszkodowania.              

Siekielscy poszli inną drogą – pozwolili przemówić ofiarom, przywrócili im podmiotowość, a polskie społeczeństwo jest jeszcze ciągle zastraszane i nie ma odwagi przemówić własnym głosem.

A co na to prawo w Polsce?

Nowak: - Obecnie poznajemy prawdziwe oblicze kościoła, mocno zaburzone, i wyrachowane.

Sprawa jest jasna. Pod koniec ubiegłego roku SN orzekł, że roszczenia cywilne wobec księży pedofilów nie mogą się przedawniać. Wykorzystywanie seksualne małoletnich dzieci, nieświadomych charakteru, w tym przestępczego, czynności przeciwko nim podejmowanych, często zależnych od sprawcy, czy dodatkowo, jak w niniejszej sprawie, poddających się autorytetowi sprawowanej funkcji, jest poniżającym, nieludzkim traktowaniem drugiego człowieka, niczym nie różniącym się od stosowania tortur. To bezczelność, że instytucja, która chroniła przez dekady sprawców i demolowała psychicznie ofiary, powołuje się na przedawnienie.

Kościół powołuje się na przedawnienie, a przecież ta instytucja to pasożyt, który pasł się na państwie, nic temu państwu nie dając w zamian. Dość już!

Obirek: - nie mam nic do dodania, poza tym, że w polskim kościele mieliśmy i mamy wielu sprytnych menadżerów o wątpliwej moralności, by wspomnieć choćby gdańskiego księdza Jankowskiego. Z jego przeszłości diecezja gdańska nie rozliczyła się do dziś, a ofiary na próżno domagały się zadośćuczynienia.

       

Watykan stał się homofobiczną twierdzą.

Jako byli jezuici mamy obaj z Arturem słabość do Franciszka. Nie mieliśmy w swoich prowincjach łatwego życia, tak samo jak Franciszek w Watykanie.

Nowak: - dla mnie Franciszek to lawirant, a jego działalność jest kompromitacją.

Podjąłem decyzję o apostazji, dla mnie efekt aureoli się wyczerpał. Jeśli politycy zechcą naprawdę odpowiedzieć na to, co czują ludzie, zrobią z kościołem porządek i dostaną za to duży wyborczy bonus.

Dziennikarz: - Ja dokonałem apostazji, przynajmniej mam taką nadzieję, bo kiedy już wykonałem sporo wysiłku, biorąc pod uwagę wyjazd do rodzinnej miejscowości w dniu powszednim i wstrzelenie się w nadzwyczajnie krótkie godziny obsługi kancelarii kościelnej, w parafii, w której byłem chrzczony, pobrałem akt chrztu i zostałem odesłany do drugiej parafii, gdzie należę. Tam dowiedziałem się, że powinienem wrócić do poprzedniej. Czy to przykład siły systemu, o której mówicie w „Kryminalnej historii Kościoła”?

Obirek: - dzisiaj ludzie nie chcą już reformować katolicyzmu, oni po prostu mają go dość i szukają sensu życia poza nim. Dlatego następuje lawinowy wzrost apostazji.

Dziennikarz: - w połowie stycznia kościelny Instytut Statystyki opublikował dane na temat uczestnictwa Polaków w niedzielnych mszach w 2021 roku. Mowa o kilkuprocentowych (?) spadkach. Kościelny rzecznik prasowy nazwał to czerwona lampką.

Bardzo mnie bawią lamenty polskich socjologów katolickich z szefową CBOS-u Mirosławą Grabowską na czele. W galopującej sekularyzacji polskiego społeczeństwa widzą tragedię. A dla mnie to znak emancypacji społeczeństwa, które wyzwala się spod buta totalnej organizacji zniewalającej swoich wyznawców.

Nowak: - mam wrażenie, że kościół za chwilę przestanie być brany na poważnie. Jeśli politycy popatrzą na badania na temat tego, co ludzie myślą o biskupach i przywilejach kościelnych, zaangażują się w proces dekonstrukcji jego uprzywilejowanej roli.

W „Babilonie” opisujemy przypadek Irlandii, która przez ostatnie 200 lat była modelowym krajem „katolickim”, dlatego wygrywały partie wspierające kościół i vice versa. Jednak od czasu wielkich skandali pedofilskich, a zwłaszcza haniebnej roli odegranej przez hierarchów katolickich w kryciu przestępców w sutannach, uległo to zmianie.

        Dzisiaj wygrywają tam politycy, którzy przeciwstawiają się wpływom kościoła. Referenda na temat aborcji, rozwodów czy małżeństw jednopłciowych, w których większość społeczeństwa opowiedziała się przeciwko nauce kościoła, wskazują kierunek zmian. W Polsce dzieje się podobnie. Zwłaszcza młodzi ludzie są zdecydowanie przeciwko rządzącym i wspieraniu przez nich hierarchii katolickiej.

Nadchodzące wybory będą „walką na noże”. Dla wielu polityków obozu władzy gra toczy się o uniknięcie odpowiedzialności karnej. I nawet nie chodzi już o to, że naginali prawo, obsadzali instytucje państwa ludźmi niekompetentnymi, ale o to, że dopuścili się szeregu przestępstw. Dla Rydzyka to walka o kroplówkę, która trzyma go przy życiu. Biskupi staną za Kaczyńskim jak jeden mąż, nie mają nic do stracenia. To są ludzie, którzy nie biorą odpowiedzialności za to, jak ten kościół będzie wyglądał za 10 czy 20 lat, bo oni kościół utożsamiają ze sobą.

      Całowani po rękach, hołubieni przez władzę i wiernych, uwierzyli, że są wyjątkowi. W rzeczywistości to ludzie prymitywni, cyniczni, potwornie zakompleksieni. Są zaprzeczeniem figury pasterza znającego zapach swoich owiec. Będą dalej organizować ludzi wokół wyimaginowanych wrogów: Niemców, gejów, Brukseli i każdego, kim można straszyć owczarnię

Kościół nie ma prawa gromadzić naszych danych. Nikt nas nie pytał o zdanie, gdy nasi rodzice nieśli nas do kościoła na chrzest.

Obirek: - ja do apostazji mam stosunek ambiwalentny – figurując w statystykach kościelnych, podbijam je. Z drugiej strony w mojej publicznej działalności wypowiadam się jednoznacznie o tym, co sądzę o instytucji. Oczywiście rozumiem ludzi, którzy podejmują wysiłek zerwania wszelkich więzów z opresyjną instytucją, ale czasem się zastanawiam, czy właśnie sam gest nie jest przyznaniem się do tego, że instytucja ma ciągle na mnie wpływ. Dlatego ją po prostu ignoruję i żyję tak, jakby jej nie było. Ona nie ma dla mnie żadnego znaczenia, jednak czytam: -„kto raz stał się katolikiem, ten pozostaje nim do śmierci”. Na tym nie koniec, apostazji może dokonać wyłącznie osoba dorosła, nawet gdy jak w przypadku chrztu idzie za tym zgoda prawnych opiekunów.

Co dalej?

Nowak: - kościół schodzi ze sceny politycznej w Europie, a w Polsce za chwilę nie będziemy mieli już problemu z wychodzeniem z kościoła, bo pewnego pokolenia w tej instytucji już nie ma. Młodzi nie przekazują depozytu wiary swoim dzieciom. Widzą że nauczanie o grzechu seksualności jest dla dzieci szkodliwe, chronią więc swoją latorośl przed religią. Polski episkopat i kościół traci wpływy, bo jest zainfekowany fundamentalizmem religijnym, a to skazuje go na przegraną. Ta instytucja przypomina zapyziałą trupę byłych sekretarzy partyjnych. Nie ma w tym towarzystwie choćby jednego biskupa, któremu zależałoby na zmianach. Są oczywiście tacy, którzy pozorują jakieś zatroskanie, ale to zwykły cynizm. To, co mówią, ma się nijak do tego, co robią. Na dobrą sprawę wole już jaskrawych biskupów jak Jędraszewski czy Dzięga. Ci przynajmniej są czytelni i wiadomo, czego się po nich spodziewać.