poniedziałek, 30 kwietnia 2012

Skromność

Najbardziej nas zachwyca skromność i....tajemnica. PS Skromność może być udana a tajemnica nie dochowana------Jan Sztaudynger.

ANTEK


 W 1941 roku miał 17 lat...I jedno wielkie marzenie: - pepesza! Dlaczego akurat zapałał miłością do tego karabinu? Nie wiadomo. Mieszkał obok granicy Niemiec i Rosji. W 1941 roku na Bugu była ta granica, w Polsce. Niemcy zajęli Polskę w 1939 roku. Mogli całą, ale rzucili ochłap Stalinowi. Duży ochłap. Stać ich było na to. Cała europa była już ich. I wiedzieli, że ten ochłap Polski to chwilowy prezent. Antek opowiadał, jak w Sylwestra 1940 na 1941 wyszedł Niemiec koło mostu na Bugu i zagwizdał na palcach......Za kilka minut przjechała bryczka z Rosjanami na popijawę......Atak Niemców na Rosję. Krótki bój o twierdzę Brześć. Niemcy poszli dalej. Ale było pobojowisko, a na nim......pepesze pewnie! Antek wyrwał się z domu po kryjomu, popędził na pole bitwy. Jest pepesza! Nowiutka! Oczy mu się zaświeciły - chwycił za nią. Ale co to? Coś ją ciągnie w drugą stronę ...to ranny Rosjanin, właściciel karabinu, ożył na chwilę. Ma rozerwany brzuch, wydostały się z niego jelita, są ubrudzone ziemią, ale ranny trzyma pepeszę i nie chce puścić. Zaczęła się krótka szarpanina i po chwili pada seria strzałów. Antek niechcący przycisnął spust i posunął po rannym. Zabił go. Szok. Nie chciał tego. Zabił człowieka!.....Pada na kolana, wymiotuje. Odechciało mu się karabinu. Pobiegł do domu. Ale po godzinie refleksja: - ranny nie miał szans. I tak by umarł. Więc właściwie Antek zrobił dobry uczynek. Skoro tak, to trzeba wrócić po broń. Wrócił. Był w lesie, w jakimś oddziale Batalionów Chłopskich. Dobrze strzelał. Jak kropnął Niemca, na drewnianej kolbie wycinał karb. Pod koniec wojny znalazł się w trójce wykonującej wyroki. Długa lufa przeszkadzała w ukryciu broni, więc uciął ją na tak zwanego „obrzyna”. Przychodzili do pacjenta i czytali wyrok. –„W imieniu Polski Podziemnej.....itd”. -----------------Pacjent wiedział, że przyszła ostatnia chwila, i bronił się jak mógł. Nie było czasu na myślenie, działał instynkt. Zginął jeden z kolegów Antka. Zostało dwóch. Dalej przychodzili do klienta i czytali wyrok. Zginął drugi kolega Antka. Dowódca chciał mu dać nowych przybocznych. Antek się nie zgodził. Wolał sam. Opowiadał; - „Przychodziłem i patrzyłem człowiekowi w oczy. On już wiedział, ja strzelałem i po krzyku.” -------Na kolbie zabrakło miejsca na karby....Wojna się skończyła. Przyszedł czas zabijania komunistów. Przez kilka lat po wojnie, z wyroków Polski Podziemnej Antek robił to sam. Ale już nie obrzynem. Parabelką. I zwykle nie wyjmował broni. Strzelał przez kieszeń. Mówił; - „Na prawej kieszeni to była łata na łacie. A powiem ci jedno. Pamiętam nerwy i przeżycie tylko ten jeden raz z pepeszą w Brześciu. Wtedy zabiłem pierwszego człowieka. Potem to już rutyna, sieczka. Już żadnych uczuć. Dla mnie zabić człowieka to jak splunąć.” ---------------------- To mocny przykład z życia wzięty. Opisałem go po to, żeby wyjaśnić jak można opanować emocje w każdej dziedzinie, również na giełdzie, tylko przez doświadczenie i tylko przez powtarzanie. Przeżywa się najbardziej i zapamiętuje głównie ten pierwszy raz......

piątek, 27 kwietnia 2012

Książka Marka Marcinowskiego - rozdział XIV


( Początek rozdziału XIV - Astronomia Finansowa,  z książki Marka Marcinowskiego  - "Sukces na giełdzie" , jest w niższych postach ) ------------------------------------------------------------------------Ile razy oddychamy w ciągu doby?  18 razy na minutę x 60 =1080 x 24 = 25920.
I w tym miejscu koło się zamyka. Precesja Ziemi wynosi 25920 lat. Gdy odrzucimy miano zostanie nam liczba 25920. Właśnie ta liczba, czyli nasza precesja Ziemi, w kombinacji z liczbami planetarnymi pozwala wyznaczać daty zwrotu. Na precesję Ziemi, przy zarabianiu na giełdzie, wskazywał Robert Kiyosaki. Tylko niestety nie napisał, jak z niej korzystać. A może po prostu tego nie wiedział? ---------------------------------- Na zdjęciu Zbigniew Stawicki - pozdrawia czytelników bloga z 259, 2 km polskiego wybrzeża i życzy miłego weekendu z bieganiem pod wiatr najlepiej.

Astronomia Finansowa - urywki z książki


Momentami, kolejne słupki w interwale 10 minut, niezwykle precyzyjnie opierają się na średniej SMA 18.  Jaki może być tego powód? Jest to związane z naszym ciałem, mianowicie osiemnaście, to liczba oddechów dorosłego człowieka w ciągu jednej  minuty. ( w książce przykładowy wykres ) W ciągu godziny oddychamy 18 x 60 = 1080 razy. Na powyższym rysunku, mamy przykład tej liczby. 

Książka Marka Marcinowskiego


Astronomia finansowa.
Po wielu latach doświadczeń, przekonałem się, że do prognozowania, czyli określania daty zmiany kierunku trendu indeksu Wig 20, nadają się wyśmienicie liczby planetarne. Wyznaczanie takich dat, jest możliwe z wielkim wyprzedzeniem. Metoda Ganna, okienka Carolana, geometria czasu, ermanometria, to nic innego, tylko liczby planetarne, albo Astronomia Finansowa. Konkretnie to okresy obiegu planet dookoła słońca wywołują zmiany kierunku trendu indeksów giełdowych. Co więcej, dotyczy to wszystkich rynków, nie tylko Wigu 20. Rynki finansowe są bowiem systemem naczyń połączonych. Daty zwrotu są zbliżone, różnice występują tylko w kolejności fal Elliotta. Proszę spojrzeć na poniższy wykres. Strzałki pokazują policzone wcześniej daty, w których indeks miał zmienić kierunek. Pierwsze wykłady, na których zacząłem podawać daty zwrotu były przed szczytem 09.07.2007, w hotelu „ Ambasador” w Łodzi. Większość dat sprawdziła się bez jednego dnia błędu. Pozostałe miały błąd jednodniowy.

Książka Marka Marcinowskiego

I kilka rzeczy już nieaktualnych. Zakończyłem przygodę z polskim rynkiem, dalej go śledzę, liczę daty, które działają na wszystkich rynkach, mam do tego rynku sentyment, tu czuję lepiej fale i takie tam. Ale teraz Alleluja dla DAXa! Ten rynek daje zarobić. Specjalizacja - daytrading DAX i FOREX. Daytrading opiera się na sygnałach wejścia i wyjścia. Zastosowałem przelicznik orki: czy połknąć jedną tłustą fokę, czy małego pingwina suchelca? Przelicznik wskazał na fokę. Nie ma sentymentów......I moja przygoda z "naszą sakiewką" zakończyła się rok temu. Jestem wreszcie w swoim żywiole - po rozwodzie ze wszystkimi, w całkowitej wolności. Równo rok temu, wróciłem również do miasta, w którym się urodziłem. Ale co to jest jeden rok wobec wieczności..... I cieszę się, że ze szczerością przyznałem się do wielu lat błądzenia - czytaj strat i stresu.  

Rozdział XIV: Zbigniew Stawicki

Zbigniew Stawicki jest absolwentem SGPiS. Od 1993 aktywnie inwestuje na GPW w Warszawie. Popełnił wszystkie błędy inwestycyjne jakie są opisane w literaturze. Po wielu latach błądzenia, dopracował metodę inwestowania, która zaczęła przynosić profity. Jego specjalizacja to kontrakty terminowe na Wig 20. Jego metodą jest natomiast prognozowanie dat zwrotu indeksu Wigu 20, za pomocą astronomii finansowej. Zakłada, że precesja Ziemi i grawitacja planet układu słonecznego, wpływają na decyzje inwestorów, powodując cykliczność na rynkach finansowych. Jest jednym z liderów grupy inwestorskiej Nasza‑sakiewka.pl.

Rozdział XIV książki Marka Marcinowskiego: - Sukces na giełdzie. --------( Nie lubię słowa sukces, pobrzmiewa w nim echo wyścigu szczurów i deptania innych, a człowiek powinien konkurować tylko sam ze sobą ). Motto z tego rozdziału:  Pomyśl dobrze, powiedz, co pomyślałeś, wykonaj, co powiedziałeś.
- Zaratustra

czwartek, 26 kwietnia 2012

DATY DZIAŁAJĄ - KATASTROFA W ROSWELL


Daty działają dalej tak, jak działały. Raz lepiej, innym razem z jakimś błędem. Wszystkie rynki finansowe są systemem naczyń połączonych. Jeden rynek wpływa na drugi. Zwykle to większy działa na mniejszy. Duże jest piękne........Tak samo z planetami. Jowisz jest 345 razy większy od Ziemi. I co z tego, że daleko? Twoja miłość może być na końcu świata, a ponieważ kochasz, przyciąga ciebie. Zgadza się? Albo ciągnie cię do twojej pasji...........Jupiter był w religii solarnej pierwszym bogiem. Czytelnicy zauważają błędy w tym, co piszę. Dziękuję, bo wiem, że blog jest czytany. Oprócz tego widzę ten ponad tysiąc wejść dziennie na stronę. I widać z jakiego zakątka świata są te wejścia. Komputer to przydatne urządzenie. --------------------------------------------------Amerykanie przechwycili W 1947 roku, po katastrofie w Roswell, komputery biologiczne Obcych. Cykają tę technologię, tak, żeby nie wywołać rewolucji. Pomalutku. Pewnie do tej pory mamy w użyciu 2% możliwości tych cacek. --------Pułkownik Ryszard Kukliński, dzięki któremu pewnie żyjemy, miał urządzenie nazywane Iskra. To telefon komórkowy do wysyłania sms- ów. Wystukiwał wiadomość w domu i musiał podjechać w Warszawie na plac Trzech Krzyży, wtedy łapał zasięg z ambasadą amerykańską. To około 400 metrów. Puszczał wiadomość z kieszeni. Działo się to w 1974 roku.......Po kilku minutach dostawał odpowiedź. Przykład? –Był w ciągłym stresie, robił w domu zdjęcia tajnych materiałów, które zabierał ze sztabu generalnego. Materiały dotyczyły przyszłego teatru wojennego, który Rosjanie chcieli zrobić z Polski. Polska miała być według rosyjskich generałów atomową pustynią. Pułkownik Kukliński mieszkał na Starym Mieście, w bliźniaku, w którym jego sąsiadem był obecny generał Hermaszewski. Kukliński był bardzo czujny, podniósł kiedyś słuchawkę telefonu stacjonarnego i usłyszał trzask, jakby ktoś właśnie odłożył swoją słuchawkę telefonu....Wystukał pilną wiadomość: -„Jestem zagrożony, mam telefon na podsłuchu.” Pojechał na Plac Trzech Krzyży i nadał wiadomość. Po pięciu minutach dostał odpowiedź; -„Nie ma podsłuchu, to Hermaszewski podłączył się do twego telefonu, żeby nie płacić rachunków”. ...........-----------------------------Napisałem o orce, która łyka fokę. Okazało się, że to pingwin. Orka pewnie stosuje przelicznik, co bardziej się opłaca, czy połknąć jedną fokę, czy trzy pingwiny. Bo o co chodzi? – Chodzi o to, żeby nie wpaść w błoto! Mamy zarabiać. Zgadza się? A jak my, najwięksi szkodnicy na niebieskiej planecie, postępujemy z fokami widać na zdjęciu.

WYOBRAŹNIA


Tylko to sobie wyobraź!
Jeśli masz bujną wyobraźnię i potrafisz świadomie z niej korzy­stać, może pomóc ci w pracy wewnętrznej. Jeśli zaś nie używasz jej regularnie, może stać się przeszkodą. Jeżeli człowiek dyspo­nuje jakąś umiejętnością, powinien z niej korzystać, w przeciw­nym razie będzie ona jak kamień na drodze. Trzeba go wyko­rzystać, zamienić go w stopień wiodący wzwyż.
Każdego otacza chmura błogości. Człowiek musi tylko zdać sobie z tego sprawę, to wszystko.
 
Zacznij robić trzy rzeczy. Po pierwsze, wyobrażaj sobie sie­bie tak szczęśliwego jak to tylko możliwe.







                  Po drugie, gdy kładziesz się spać, wyobraź sobie, że spadasz w dłonie Boga... Tak jakby cała egzystencja cię wspierała, jak­byś spał na jej kolanach. Po prostu wyobraź to sobie i zaśnij. Nie przerywaj wizualizacji, niech nadejdzie sen, niech połączą się ze sobą. Na tym polega drugi punkt.
Po trzecie, nie wyobrażaj sobie rzeczy negatywnych. Jeśli lu­dzie obdarzeni żywą wyobraźnią myślą o sprawach negatywnych, zaczynają się one wydarzać. Jeśli myślisz, że zachorujesz - zacho­rujesz. Jeśli spodziewasz się, że spotkasz się z osobą, która bę­dzie wobec ciebie chamska, tak się stanie. Twoja wyobraźnia two­rzy sytuacje.
Zacznij wykorzystywać wyobraźnię rano i w nocy oraz pamię­taj, by przez cały dzień nie wyobrażać sobie niczego negatywne­go. Jeśli pojawi się taka myśl, natychmiast zmień ją w pozyty­wną. Powiedz jej: „Nie", i odrzuć ją od siebie.

środa, 25 kwietnia 2012

Alleluja dla DAXA


Czytelnicy zauważyli, że dwie daty z abonamentu na Wig 20: - 10 kwietnia, podawana przez Astronomię jako Zapora Gwiezdna, oraz 23 kwietnia, miały przesunięcie intra day na Wigusiu. Oraz Zapora nie zadziałała na Polandzie. I tak jest! Można się silić i twierdzić, że po zamknięciach było trafione. Ale nie chodzi przecież o to, żeby mieć rację. Mieć rację to rozbuchane ego, a ego to nasz wróg! Ono wywołuje zamieszanie w życiu. To podpalacz, który potem udaje, że gasi pożar. Ego = umysł. A umysł to nasz sługa. Jeśli poddajesz się umysłowi, on tobą rządzi............dobrze, że nie słychać galopu dzikich koni z twojej głowy.......ale niech każdy żyje, jak chce. Co jest więc ważne?  - ZARABIANIE jest ważne, bo ono daje możliwość samorealizacji, daje dostęp do wolności. Więc te omawiane daty nie trafiły w wykres Wigusia, ale trafiły idealnie w wykres Wall Streeta. I tam Zapora, trzyma się już dwa tygodnie. To długo, bo jaką my, intradayowcy, mamy skalę? Od rana do 22.00. I stopniowo inwestorzy uczą się przerzucać pracę na komputer. Polska gra na DAXA. DAX jest w ostatnich dniach słabszy od Wall Streeta, ale zarobić daje. Przypominam, że 25 punktów na DAX-ie to 50 % zysku na jednym CFD. Czytelnicy pytają, dlaczego CFD a nie akcje? - Bo na tym rynku w pieniądzach dzieje się tyle w ciągu dnia, ile na rynku akcji w ciągu miesiąca albo dłużej. A w tydzień dzieje się tyle, ile w akcjach w ciągu roku. A więc Alleluja dla DAXA.

wtorek, 24 kwietnia 2012

ZAUFANIE

Stuprocentowe zaufanie miała.....że spełni wszystkie zachcianki jej ciała. -------( Jan Sztaudynger )

KURA - Czyli daytrading z postawionym stopem


Pewna kura siedziała w kurniku nieruchoma jak Budda., nie martwiąc się niczym. Nagle pojawił się człowiek. Kura wystraszyła się i uciekła.. Gdy wróciła, człowieka już nie było, ale przed kurnikiem leżało trochę ziarna. Kura zaczęła myśleć. W jej głowie pojawiła się naukowa ciekawość. Skąd wzięło się to ziarno?  Kolejnego dnia człowiek przyszedł ponownie.. Kura znów uciekła, potem wróciła. Człowiek zniknął, ale znów pojawiło się ziarno. Musiał być jakiś związek między tym człowiekiem i ziarnem. Było jednak zbyt wcześnie, by naukowy myśliciel wyciągnął jakiś wniosek. Kura nie chciała tworzyć zadnej teorii tak wcześnie, w takim pośpiechu. Czekała, naprawdę była naukowcem. Powtarzało się to codziennie. Z czasem w jej małym umyśle pojawiła się teoria, że jest to związek przyczynowo-skutkowy: gdy pojawia się człowiek, pojawia się ziarno. Zaobserwowała to 999 razy. Teraz była już absolutnie pewna, związek przyczynowo – skutkowy istniał. Gdy przychodził człowiek, pojawiało się ziarno. Człowiek był przyczyną, ziarno było skutkiem. 999 razy to wystarczająco dużo. Kura wywnioskowała więc, że ten związek był niezbędny. Już dość czekała, eksperymentowała, przyglądała się. Teraz mogła powiedzieć, że dzieje się to zawsze, bez wyjątku. Musiało być to regułą uniwersalną. Kura była bardzo zadowolona i znowu czekała na człowieka. Gdy przyszedł tysięczny raz, podbiegła do niego, by podziekować za jego dobroć, ale ukręcono jej głowę.                  --------------Takie jest życie. Nawet jeśli coś pojawia się 999 razy, nie wyciągaj wniosku, gdyż tysięczny raz może być wyjątkiem. W kręgach naukowych znana jest filozofia niepewności. Po Heisenbegu, nauka nie jest już tak samo pewna, jak wcześniej. Nauka jest wstrząśnięta. Musi być wstrząśnięta, bo także zajmuje się życiem. Życie pozostaje tajemnicze. (Osho)-----------------A jak to przenieść na giełdę w daytradingu? Zajmujemy pozycję  według WYRAŹNYCH sygnałów, ustawiamy stopa i.........czekamy, czy przyjdzie człowiek posypać ziarno. Błędne wejścia eliminuje stop. Trafione wejście potwierdzamy przesuwając stopa na zero, a potem na plus. Możemy wpisać także poziom realizacji zysku. I odchodzimy od komputera!

poniedziałek, 23 kwietnia 2012

Wiguś - Uciec od smutku i złości


O Wigusiu : - Kolejna data z abonamentu, 23 kwietnia, jest za nami.  Data 11 kwietnia dostała miano Zapory, czyżby miała tak krótkie działanie? A teraz Osho --------------Nie bądź smutny, zdenerwuj się!
Złość i smutek są tym samym. Smutek to pasywna złość, a złość to aktywny smutek. Osobie pogrążonej w smutku trudno jest się zdenerwować. Jeśli się to uda, jej smutek natychmiast zniknie. Osobie rozzłoszczonej trudno poczuć smutek. Jeśli możesz spra­wić, żeby go poczuła, jej złość natychmiast zniknie.
Wszystkie nasze emocje podlegają zasadom dwubiegunowości - mężczyzna i kobieta, jin i jang, samiec i samica. Złość to samiec, a smutek to samica. Dlatego jeśli jesteś zasmucony, trudno jest ci przestroić się na bycie złym, ale chciałbym, żebyś to zrobił. Wydobądź to z siebie, zagraj to. Nawet jeśli wydaje ci się, że to nonsens, nawet wtedy - miej się za klauna, ale wydo­bądź to z siebie!
Jeśli będziesz umiał przepływać pomiędzy złością i smut­kiem, obie emocje staną się równie łatwo osiągalne. Wznie­siesz się ponad nie i będziesz potrafił je obserwować. Możesz stać z boku i przyglądać się, a potem wypracujesz w sobie dy­stans. Lecz najpierw musisz nauczyć się swobodnie przemie­szczać między tymi dwiema emocjami. Jeśli nie, będziesz skła­niał się ku smutkowi. A gdy człowiekowi jest ciężko, wtedy bardzo trudno jest mu się wznieść.
Pamiętaj, gdy dwie energie, przeciwne energie, są jednako­wo silne, rozłożone po połowie, wtedy łatwo jest się od nich uwolnić, ponieważ walczą i eliminują się nawzajem, żadna z nich ciebie nie przygniata.
      Gdzie dwóch się bije, tam trzeci korzysta. Są tak zaję­ci sobą, że nie musisz się   niczego  obawiać i możesz uciec. Uciec i od smutku i od złości. 

piątek, 20 kwietnia 2012

Jan Sztaudynger - Raptularz dla zakochanych

Nie da ci ojciec, nie da ci matka -Tego, co może dać ci sąsiadka. ( To wpis z książki Jana Sztudyngera na 20 kwietnia ) - i biegajmy....najlepiej pod wiatr.....

JEŚLI TYLKO MOŻESZ - BIEGAJ


Jeśli możesz biegać, inny rodzaj medytacji nie będzie potrzeb­ny - to wystarczy!
Każda czynność, której potrafisz oddać się całkowicie, staje się medytacją, a bieganie jest tak cudowne, że łatwo jest się w nim całkowicie zatracić. Masz styczność z wszystkimi żywiołami - ze słońcem, powietrzem, ziemią i niebem. Masz kontakt z egzystencją. Gdy biegasz, twój oddech naturalnie staje się głęboki i zaczyna masować ośrodek hara, z którego uwalnia się energia medytacyjna. Znajduje się on tuż poniżej pępka, pięć centymetrów pod nim. Gdy oddech staje się głęboki, masuje go i ożywia.
Kiedy twoja krew jest czysta i nieskażona truciznami i zanie­czyszczeniami, jest czerwona i żywa, pełna radości, a każda jej kropla tańczy w tobie - wtedy jesteś w odpowiednim nastroju do medytacji. Wtedy nie ma potrzeby pracować nad nią: ona po prostu się dzieje!
Cudowne jest bieganie pod wiatr. To jak taniec wszystkich żywiołów.
Podczas biegu nie możesz myśleć. Jeśli myślisz, nie bieg­niesz dobrze. Gdy oddajesz się całkowicie bieganiu, myślenie znika. Stajesz się tak „ziemski", że głowa przestaje funkcjono­wać. Ciało jest tak aktywne, że nie starcza energii na myślenie; myślenie zatrzymuje się.
W medytacji dojdziesz do momentów, które pojawiają się, gdy biegasz. Podczas biegu dojdziesz do momentów, które pojawiają się w medytacji. Stopniowo oba stopią się w jedno. Wte­dy nie będzie potrzeby wykonywać ich oddzielnie - będziesz mógł biegać i medytować; medytować i biegać. (Osho)
 

TRZECIE OKO


To, jak wygląda świat, zależy od ciebie. Żyjemy w różnych świa­tach, ponieważ różnią się nasze sposoby postrzegania. Światów jest tyle, ilu jest ludzi, stąd zderzenie. Stąd konflikt w miłości, w przyjaźni - ponieważ dwa sposoby postrzegania nie zgadza­ją się. Nakładają się na siebie, lub ze sobą kolidują. Próbują manipulować lub dominować. U podstaw konfliktu leży fakt, że są to dwa sposoby widzenia, a między nimi toczy się walka o to, kto wygra, kto udowodni swoją rację.
Gdy zajrzysz w głąb, znajdziesz trzecie oko. Twoje oczy zbiega­ją się w punkcie leżącym głęboko w tobie. Nigdy nie spotkają się na zewnątrz - nie mogą się tam spotkać. Im dalej próbujesz spoj­rzeć, tym bardziej się rozchodzą; im bliżej, tym bardziej się zbie­gają. Gdy zamkniesz oczy, staną się jednym okiem, okiem, które widzi rzeczywistość taką, jaka jest. Patrzy ono bez patrzenia. Pa­trzy bez pośredników. Jest to widzenie niezakłamane. Wszystkie siedem kolorów tęczy ponownie łączy się w biel.
Przez trzy minuty masuj trzecie oko - miejsce pomiędzy brwia­mi. Połóż otwartą dłoń na trzecim oku i masuj do góry, powoli, delikatnie, z uczuciem. Powinieneś czuć się tak, jakbyś próbo­wał otworzyć okno. Trzecie oko jest oknem, a pocieranie pomo­że. Jeśli po trzech minutach nie czujesz wpływu na swoją ener­gię, zacznij je pocierać zgodnie z ruchem wskazówek zegara. (Są dwa typy ludzi. Trzecie oko u niektórych otwiera się dzięki po­cieraniu do góry, a u innych dzięki pocieraniu w dół. Na więk­szość działa pocieranie w górę, więc zacznij od niego.)
 Ludziom zależy na tym, żeby mieć piękne oczy. A powinni skupić się raczej na tym, aby pięknie patrzeć. Zamiast mieć piękne oczy, miej piękne spojrzenie. Patrz pięknie. Patrz na jedność, na to, co niepodzielone i wieczne - to właśnie mam na myśli, mówiąc: „patrz pięknie". A jest to możliwe. Jest to w na­szym zasięgu. Po prostu nigdy tego nie próbowaliśmy. ; spróbuj nauczyć się patrzeć do środka. Na początku jest to trudne. Jest tam bardzo ciemno, ponieważ zapomnieliśmy już, jak patrzy się w głąb. Początkowo będzie całkowicie ciemno.
Tak, jakbyś wszedł do pomieszczenia z miejsca, gdzie było gorąco i słonecznie, i przez kilka sekund nic nie widzisz. Potem oczy przyzwy­czają się. Powoli pokój się rozjaśnia. Powoli wypełnia się świat­łem - tak majestatycznym i wspaniałym, że teraz nie umiesz sobie tego nawet wyobrazić.
 .

ZAGRAŁY WIDŁY NA WALL STREET

Chwila niedługa, Dax dał ładnie zarobić, widły na Wall się spełniły, a na Polandzie dupa blada, czyli klepiemy dno.........chwilowo. Ale daty liczone dla Polanda mają swoją moc. I za to Polandowi dziękujemy. ----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------Przypominam kilka moich ulubionych powiedzonek:  — Nie bądź chytry - przecież trumna nie ma kieszeni. -----Ciesz się życiem – bądź na luziczku. --------Należy martwić się po fakcie, bo bardzo niezdrowo jest w trakcie.-------------- Wybaczaj sobie 777 razy, tylko nie popełniaj ciągle tych samych błędów. Stan emocjonalny, smutek, presja - bardzo potrafi przydupić. Uważaj wtedy, lub sobie odpuść. Bo pogoda ducha najważniejsza.-------
 

WIDŁY NA WALL STREET


czwartek, 19 kwietnia 2012

ŁYKAJ TŁUSTĄ FOKĘ - DAX


Obserwując od roku dwa wykresy: Polanda 20 i Daxa stwierdzam z wielkim opóźnieniem :- (lepiej poźno niż wcale), że polski indeks pomimo dzisiejszego spadku o 1,5 %, jest Zdechły w porównaniu z Daxem. Przepraszam Ciebie Wigusiu, ale to prawda niestety, nie ma w Tobie życia. Dajesz mało zarobku. Jeden CFD na Daxie z postawionym stopem kosztuje 216 zł, a po godzinie 17.00 depozyt wynosi 279 zł. Dla 216 zł ruch 50 pkt - który wyczai każdy doświadczony inwestor, daje 100 % zysku. Do godz 17 z minutami Dax spadł, czyli w „naszą stronę” o 100 punktów.........nie mam pytań.........Jest jedna zasada uniwersalna: - NIE MA ZMIŁUJ SIĘ. Bierz, jak dają. Albo tak wyskocz z wody, jak ta orka......foka już nie odleci - nie ma skrzydeł - po niej jest!...... Anagram, czyli odwrotnie : - obserwuj Wig 20 i graj na Daxie! ( znaczy licz daty )

środa, 18 kwietnia 2012

MAIL

Odpowiedź na maila, zamieszczonego poniżej: Nie mówię i nie piszę, że AT jest do dupy. Ona jest niezbędna, tyle, że w formie szczątkowej. Może 5 % z niej stosuję. Ale do tego dochodziłem całe lata. To jest właśnie: -"Wylej swoją filiżankę z wiedzą". Przykładowo: dzięki niej można było dla Wigu 20, oraz Polanda, wyznaczyć dokładnie poziom dołka z 16 kwietnia i poziom szczytu z wczoraj. W tych nielicznych przypadkach AT jest narzędziem wyprzedzającym. W swojej większej części jednak, AT pokazuje przeszłość i jakieś prawdopodobieństwo tylko. Literatura podaje, że nie ma metody stuprocentowej......Hmm. Ja bym to ujął tak: - są momenty stuprocentowe, oraz dziewięćdziesięcioprocentowe. ( pomijam kilka punktów błędu) Wtedy jestem na rynku w daytradingu. Gdy daty zwrotu są zgrupowane obok siebie i jesteśmy w trendzie bocznym - nie ma mnie na rynku. Niech się inni kopią z koniem. Proste? Są to bardzo miłe przerwy, które można poświęcić na całą masę przyjemności. Gdy trend się rozwija, dzięki Liczbom Planetarnym wiem, gdzie będzie potencjalny przystanek lub może być koniec fali. To zasadnicza przewaga nad tłumem. W daytradingu uczę wolności. Wolność w metodzie inwestycyjnej powinna dać skuteczność, a skuteczność tej metody daje możliwość rozwinięcia skrzydeł w życiu. Proste? Bowiem wszystko, co dobre jest proste i odwrotnie: - wszystko, co proste jest dobre!. Każdy inwestor jest inny, dlatego podpowiadam tylko, jakie narzędzia stosować i na co patrzeć. Wszystko opiera się na tych 5 % wiedzy z AT. Każdy uczeń ma wtedy swoją, indywidualną metodę. Nie ma przypadków.......Gdy uczeń jest gotowy, zawsze zjawi się nauczyciel. Jestem numerologiczną liczbą 9. Nauczyciel. Potrafię powiedzieć krótko i jasno o co biega. Zwykle wygląda to tak: -Uczeń otwiera komputer, platforma dowolna, pokazująca kawałek historii. Podaję zakres, interwał i jedno narzędzie, potem jakiś wskaźnik i słyszę: o kur....! że ja tego nie widziałem wcześniej!!!!!!! Mija 5-6 godzin, mówimy o rynkach, sprawdzamy, jak działa to w akcjach, uczeń sam rysuje i gadamy o życiu. Opowiadam anegdoty, ale też słucham. Zawsze od ucznia dostaję parę słów, ale to są KAMIENIE MILOWE. I broń Boże nie jest to marketing, to co piszę. Mam satysfakcję, że gdzieś doszedłem i dzielę się tym, bez żadnej łaski, bo za jakąś kasę, według zasady - trumna nie ma kieszeni. To ja przesiewam uczniów, nie jest to wiedza przeznaczona dla tłumu. TŁUM MA TRACIĆ! Inwestorze, wstań z kolan! Nie proś, nie jesteś żebrakiem, żądaj! Przecież giełda to w 90% czysta psychologia!---------- A dla Kinu 21 - Czerwonego Galaktycznego Smoka podaję nazwę piwonii, z posta- - to Rock's Variety. A teraz mail------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------- ------------Cześć Zbyszek

Mam pytanie, piszesz że AT jest do dupy, z czym się zgadzam. Jednak
Twoje wykresy są pełne kresek, średnich i wskaźników - jak to w końcu
wygląda? Wchodzisz na szczytku/dołku czy czekasz na sygnał pochodny tj
wskaźnika i wejście jest opóźnione?

Co do dat zwrotu - są, grają i dobrze że je propagujesz. Ja namierzam je
poprzez fibo ale z całkowicie innymi parametrami niż te standardowe.

Ps: gram na 4H więc tu definicja zwrotu też inna niż intraday - dla mnie
zwrot to min. 400 pipsów - jako że często ludzie mylą pipsy z punktami a
platformy też mącą,więc podaję taki ruch na eurusd :od 1.3400 do 1.3000--------------------------------------------------------------------

wtorek, 17 kwietnia 2012

Post od serca Zbyszkowego



Kilka dni temu, Astronomia Finansowa przeskoczyła na luziczku 200 tysięcy wejść. To Wasza zasługa, Czytelnicy,Wasza, że czytacie, a moja, że piszę. Co ja tam bedę w bawełnę owijał. Był moment w moim życiu przełomowy. Czekałem na znak – nie wiedziałem co robić. I Bóg przemówił do mnie liczbą. Pisałem już o tym, że mam kontakt z Kosmicznym Centrum Koincydencji. ----------Jadę samochodem bijąc się, jak się to mówi, z myślami. Naraz jakiś połamaniec zajeżdża mi drogę ostro. Nie lubię tego. W pierwszej chwili chciałem się odegrać. To ludzkie jest. Wywal emocje! Pokaż połamańcowi, że nie wypadłeś krowie spod ogona! Ale zaraz.......patrzę, a on na dupie ma plakat: KRÓL JEST TYLKO JEDEN. I tablica rejestracyjna ma tylko numer 55! To ja przecież! Zbyszek 55! Taka miłość we mnie wstąpiła do tego kochanego faceta! Jaki tam połamaniec! To sam Bóg go zesłał! I już wiedziałem co robić. Jaki to był moment? Mam tylu wrogów.....wiszą mi. To może inaczej. To wszystko przeszłość. A cała przeszłość to bagno. A przyszłość to czekanie na taksówkę do nieba. Pamiętacie? ------------------------------------Przeszłość to bagno, przyszłość to bagno, jesteś na grobli. Jest noc i mgła. Ta noc i mgła to twoja popieprzona sytuacja. Ale masz latarkę! To twoja uważna obecność. Zapal ją. Zobaczysz drogę, To jest właśnie Tu i Teraz. Teraz idź. Nie wpieprz się tylko do bagna. Cała biblia jest w twoim sercu. Dojdziesz, bo za tobą idzie Anioł Stróż.------------------------------Rozmawiam z ludźmi. Od serca rozmawiam. To samo dostaję, co daję – serce. Kilka słów może, ale to KAMIENIE MILOWE. Mówią: - piszesz, ale ile treści jest między wierszami.......Ten blog, Astronomia, nie jest przeznaczony dla zwykłego Kowalskiego, który jest na tyle zaślepiony, że usiłuje złapać Sai Babę na błędzie, że 18 jest, a nie dziewięć. Chociaż jak byk stoi: sumuj do jednej cyfry! Sai Baba to oświecony! Ludzie, to Chrystus! A jeśli Chrystus coś powiedział nie tak, to tylko wina kościoła, który pokręcił Jego nauki. Pytano Buddę, Mahometa, Jezusa, Sai Babę, Osho .......-„jesteś Bogiem”. Wszyscy odpowiadali tak samo: - „ Nie, jestem tylko oświecony”..........A wracając do meritum: -Wszyscy, którzy rozsiewają o mnie negatywne wiadomości to kłamcy, bo mają wiedzę jedynie o swojej małości. Nie lubię ich. Oto wiadomości z pierwszej ręki: -Mam się całkiem dobrze, a nawet jeszcze lepiej. Jestem zdrowy, często szalony jestem, z czego się cieszę, bo wiem, że żyję. Dobrze mi ze sobą. Mam kilka pasji. Wielu znajomych pasjonatów, z różnych dziedzin, ale z pewnością nie jest to dziedzina: -teoretyczne mielenie ozorem. Zarabiam na giełdzie, dobra passa zaczęła się 26 kwietnia 2011 roku, mam przyjacielskie układy z byłą żoną, jedną stałą partnerkę, gimnastykuję się, biegam i nie przegrywam pieniędzy ludzi, którzy mi zawierzyli. Z prostego powodu- zarządzam tylko swoimi pieniędzmi. I często jestem na Bornholmie.--( a to o grobli to drobna przeróbka Eckharta Tolle ) Na obrazku: tak wyglądał mój ogród w Ząbkach pod Warszawą w 1970 roku - kocham kolorowe łubiny.

ODRZUCENIE - post dla złamanych serc

Złamane serce............... To miłe usłyszeć: -"Kocham cię takiego, jaki jesteś". Tylko wtedy, gdy to usłyszysz, jak mówił Osho, możesz poznać Chwałę Życia. Pewnie w chwili, gdy mówi to twój partner, jest to szczere, ale życie jest takie dynamiczne.......... Więc wiedząc o tym, że szczęście jest w tobie, a nie na zewnątrz i jest Tu i Teraz, nie czekaj na takie słowa. Gdy je usłyszysz, to super jest. Gdy nie słyszysz, mów to sobie sam - sama. Mamy siebie akceptować i nie czekać na pochwały z zewnątrz. W innym miejscu Osho powiada tak----------------------------- nie mów nawet „kocham”, bo miłości nie można wyrazić słowem, miłość jest większa od słów. Hindusi nauczyli się sztuki zamykania oczu, bo wszystko wokół jest okropne. Sensem życia jest rozwój. Nie naśladuj innych, poodrzucaj te kawałki siebie, które nie są twoje, albo wylej całą swoją filiżankę. Pozbieraj się na nowo. Skąd pochodzi to, co mówisz? Od matki, nauczyciela, księdza...Odrzuć to. Jesteś nowatorskim eksperymentem. Nie naśladuj. Cała wiedza pochodzi z przeszłości. Jeśli naprawdę chcesz dotrzeć do domu, najpierw musisz się zgubić. Jeśli naprawdę chcesz coś wiedzieć, najpierw musisz odrzucić całą wiedzę. Taka szklanka pełna wody...Możesz wylać wodę i powiesz, że szklanka jest pusta. A ona nigdy nie jest pusta. Jest zawsze pełna. Miejsce wody zajęło powietrze. Opróźnij swoją szklankę. Jeśli naprawdę chcesz być sobą – musisz przestać naśladować. Oczyść zwierciadło swego istnienia. Zrzuć uwarunkowania. Przestań być sztywny, stań się dziką energią. Jak bóg. Nie bądź ucywilizowany. Bądź choć trochę dziki. Potrzebna ci radość istnienia, całkowity zachwyt, całkowita wdzięczność za to,że żyjesz. Stań się mniej filozoficzny, a bardziej poetycki. Filozofia opiera się na negacjach. Czasem odmówić oznacza dać. Czasem odrzucić oznacza zaakceptować. Czasem zranić oznacza uzdrowić. Czasem zepsuć oznacza naprawić. Czasem nie udzielić pomocy jest pomocą jedyną. Czasem zawieść oznacza przywiązanie.

Data na Polandzie 20


Ostatnia data podana w abonamencie to 14 kwietnia. Wypadała w sobotę. A więc powinna się spełnić w piątek lub poniedziałek.........Świeczki godzinowe w poniedziałek zatańczyły na MA 55......

poniedziałek, 16 kwietnia 2012

NIE ODRZUCAJ CZARNEGO


Zgoda na to, co negatywne

Człowiek musi nauczyć się funkcjonować również z tym, co w nim negatywne. Tylko wtedy może stać się całością.

Wszystkim nam zależy na doznawaniu samych rzeczy po­zytywnych. Gdy jesteś szczęśliwy, akceptujesz to; gdy jesteś nieszczęśliwy, wypierasz to. Ale łączysz w sobie te dwa stany. Gdy wszystko idzie do przodu, czujesz się świetnie; gdy wszy­stko zatrzymuje się, staje - czujesz się jak w piekle. Ale musisz zaakceptować obie emocje. Tak wygląda życie: składa się i z piekła, i z nieba. Z czarnego i białego. Rozdzielanie ich jest fałszem. Nie ma nie­ba gdzieś na wysokości, a piekła gdzieś w dole. Oba są tutaj. W jednej chwili czujesz się jak w niebie, w następnej - jak w piekle. Trzeba poznać negatywny aspekt siebie i odprężyć się w jego obecności. Wtedy pewnego dnia ze zdziwieniem przekonasz się, że te negatywne cząstki dodają życiu smaku. Nie są niezbędne, ale dodają życiu przypraw. Inaczej byłoby nudne i monotonne. Sam pomyśl: jesteś coraz szczęśliwszy.......Co później? Momenty smutku przynoszą zapał, chęć poszukiwania i przygód. Odzyskujesz apetyt. Nie ma sposobu na pozbycie się czegokolwiek, można się tylko nauczyć wszystko akceptować.

czwartek, 12 kwietnia 2012

12 kwietnia - fale na Wigusiu


Może teraz tak będzie?

STARSZINA

Pierwsze letnisko u cioci Lusi, które dobrze pamiętam. Letnisko, bo nie chodziłem jeszcze do szkoły. Rok może 1952. Mój świat miał wtedy granice wyznaczone kręgiem jednego kilometra. Na zachodzie to były ostatnie domy przy łąkach w kierunku Chotomowa. Tam stał pół roku front i tam chodzili moi starsi koledzy. Ziemia Niczyja. Ja chodziłem tylko do domu, w którym mieszkał ktoś, kto wrócił z wojny. Ten ktoś zakopał przy swojej furtce karabin maszynowy – talerzowiec. Z ziemi wystawał kawałek lufy z takim małym lejkiem na końcu. Do tego końca był przymocowany drut, który naciągał słupek furtki. Takie pokojowe praktyczne zastosowanie niepotrzebnego już narzędzia zabijania. Pamiętam, gdy w grupie małych chłopców padał pomysł: - „idziemy do talerzowca”?. I szliśmy na ten koniec naszego zachodniego świata u cioci Lusi. Na miejscu był rytuał: - w nabożnym skupieniu każdy dotykał tego lejka na końcu lufy.........I wymieniano głębokie uwagi w rodzaju: „Podobno ten ktoś od karabinu zabił nim Niemca”! Robiło się okropnie ze strachu i wracaliśmy. Do czołgu stojącego na Ziemi Niczyjej wtedy jeszcze nie chodziłem, ale z wypiekami na twarzy słuchałem opowieści o tym co na niej jest – o okopach, ziemiankach, zasiekach, polach minowych i bunkrach w Chotomowie. Na północy był las, a za nim rzeka. W kierunku południowym była stacja kolejowa Legionowo – Przystanek. Na wschodzie cmentarz na piaszczystej górce i przy nim pole minowe. Ogrodzone, z tablicami – Uwaga Miny. Gdy na minę weszła kolejna krowa, pojawili się saperzy. Mieliśmy atrakcję, wychodziłem z kolegami bliżej wieczora na górkę za ogrodem coci Lusi, skąd było widać cmentarz. Najpierw wyła syrena, a potem następował wybuch. Syrena była po to, żeby we wsi pootwierać okna, aby szyby nie wypadły. Potem saperzy wysadzali rozbrojone miny. Las odpowiadał wielokrotnie echem. Wieczorami słychać było muzykę i śpiewy. Zacząłem chodzić po pewnym czasie, z innymi dziećmi do saperów. Dowodził nimi, czy też ich uczył, starszy Rosjanin – w stopniu sierżanta – Starszina po rosyjsku. Żołnierze mówili na niego dziadek. Pewnie był bardzo stary, mógł mieć nawet i 40 lat. Wszyscy go lubili. Miał wielkie czarne wąsy, takie „a la Stalin”, pięknie grał na harmonii i śpiewał przy tym. A któryś z polskich żołnierzy grał na harmonijce ustnej. Teraz wydaje mi się, że Starszina mógł być Gruzinem. Żołnierze go lubili, bo traktował ich po ojcowsku i umiał opowiadać o swoich przejściach wojennych. Dzieci lubił pasjami. Gdy opowiadał, trzymał zwykle dwoje dzieci na kolanach, każde na jednym. Nosił wiele medali. Siedząc u niego na kolanach można było każdy z nich wziąć do ręki. Pachniał machorką. Dawał nam cukierki. Rosyjskie. Były podobne do krówek, słodkie, w takim grubym papierku, na nim rosyjskie litery. Te papierki miały dla nas ogromną wartość, mierzyliśmy ich ilością, kogo z nas Starszina wyróżnia. Zapadał zmierzch, płonęło ognisko i Starszina sięgał po harmonię. Płynęły z piaszczystej górki tęskne melodie po polach. Ten dźwięk harmonii został w moim sercu jako wspomnienie z dzieciństwa. Gdy usłyszę harmonię, czas się nie tylko zatrzymuje, ale cofa się i natychmiast siedzę na kolanach Starsziny i czuję zapachy dzieciństwa: zapach palonego prochu, inny po wybuchu trotylu, machorki, nagrzanych słońcem jałowców i siana....... Zwykle z tych błogości wyrywało mnie dotknięcie cioci Lusi, która przychodziła po mnie. Czasami wracałem sam, bo inne dzieci szły już do domów. W każdym razie Starszina miał umiejętność zatrzymywania czasu. Przy nim zapominało się o całym świecie, a może właśnie cały świat przybywał, żeby go słuchać. Kiedyś wydarzyło się nieszczęście. Jeden z saperów zginął rozerwany przez minę. Cóż, saper myli się tylko raz. Ale Starszina się przejął. Traktował żołnierzy jak synów. Ja tego nie widziałem, chłopcy opowiadali. Ubrał się w galowy mundur, założył medale, kazał się żołnierzom odsunąć, wziął młot............Bo te miny to były niemieckie szklane fugasy, tak je nazywano. Gdy nastąpiło się na taką, ona wylatywała do góry na dwa – trzy metry wydając przy tym takie mocne fuknięcie, jak dziś przy odpalaniu ogni sztucznych i rozrywała się w powietrzu siejąc odłamkami. Coś podobnego do szrapnela. Natomiast wokół miejsca, w którym siedział fugas, było martwe pole o powierzchni kilkunastu metrów. Bez odłamków. Starszina walił jedną po drugiej. Po uderzeniu padał natychmiast na ziemię, otwierał usta, żeby nie popękały bębenki. Już tylko kilka min zostało. Słyszałem całą serię wybuchów, szyby drżały...............Uderzył w kolejną, upadł, a mina nie wyleciała do góry, tylko w bok, albo wybuchła za wcześnie, w każdym razie przybiegł kolega i krzyknął: - „Starszina zabity”! To grom z jasnego nieba! Na górkę zbiegło się wielu ludzi, przeciskałem się do przodu.......... Starszina leżał we krwi, do piersi przyciskał harmonię, poprosił o nią konając. Wszyscy płakali. Chyba ja najbardziej. Za kilka dni był pogrzeb na tej górce. Przyjechało wielu Rosjan. Otwarta mogiła jeszcze......Było tak cicho...........I naraz odezwała się harmonia Starsziny. Zaśpiewała mu nad grobem tą jego ulubioną melodią. Zawtórowały jej organki. Wzruszające to było do imentu. Ostatnie Pożegnanie. Rozległ się ogólny szloch. Żal rozrywał od środka. Bolało mnie serce, już nie płakałem całym sobą, tylko ryczałem - prawdziwie, mocno, i głośno: buuuuuuuuuu!

środa, 11 kwietnia 2012

Radość


Zrób miejsce dla radości

Podstawą wszystkiego jest poznanie siebie. Nie jest ono trud­ne, nie może być trudne; musisz tylko oduczyć się kilku rzeczy. Aby wiedzieć, kim jesteś, nie musisz się niczego uczyć, musisz tylko odrzucić pewne nawyki:

po pierwsze, musisz oduczyć się przejmowa­nia się rzeczami;

po drugie, musisz oduczyć się przejmowania się myślami;

trzecia rzecz przychodzi sama z siebie: jest nią obserwacja. ------------------------------------------- Radość wynika z nie myślenia. Radość istnieje od początku, przygnieciona natłokiem myśli. Gdy nie ma myśli, wypływa na powierzchnię.

Bycie samemu


Od osamotnienia do bycia samemu

Ludziom wydaje się, że powinno im być smutno, gdy są sami. Jest to po prostu nieprawidłowe skojarzenie, mylna interpreta­cja, ponieważ wszystko, co piękne, zdarza się tylko w samotno­ści, nie gdy przebywasz w tłumie. Wszystko, co transcendentne, pojawia, się gdy człowiek jest samotny, jest sam.

Ekstrawertyczny umysł wytworzył wpoił wszystkim zasa­dę: gdy jesteś sam, czujesz się źle. Rusz się, spotykaj się z lu­dźmi, ponieważ szczęście jest wśród nich. To nieprawda. Szczę­ście wynikające z interakcji z ludźmi jest powierzchowne. Szczęście, które rodzi się, gdy jesteś sam, jest niezmiernie głębokie. Zachwyć się nim. Jeśli choć raz zakosztowa­łeś głębi bycia samemu, wszystkie związki wydają się płytkie. Nawet miłość nie może sięgnąć tak głęboko, ponieważ w miłości obecna jest druga osoba, a to trzyma cię bliżej obrze­ża. Gdy jesteś sam zatapiasz się w sobie .


Nie bój się. Na początku to zanurzanie będzie przypominać śmierć. Otoczy cię mrok. Otoczy cię smutek, bo jedyne szczę­ście, które znałeś, leżało zawsze w związku z drugim człowie­kiem, z innymi ludźmi. Poczekaj trochę. Zanurz się jeszcze głę­biej, a odkryjesz narastającą ciszę oraz bezruch, który ma w sobie coś z tańca... nieruchomy ruch wewnątrz ciebie. Nic się nie porusza, a jednak wszystko ma ogromną prędkość - puste, a pełne. Spotykają się paradoksy i zanikają sprzeczności. Człowiek prędzej czy później musi pogodzić się ze swoją samotnością. Gdy się z nią zmierzysz, zmienia ona swoją barwę, jakość. Zmienia się jej smak. Staje się po prostu byciem same­mu. Nie jest to stan izolacji, jest to bycie samemu. Osamotnie­nie ma w sobie nutę przygnębienia; bycie samemu otwiera przed tobą poczucie błogości. Pijesz z prawdziwej krynicy! Możesz wtedy pograć w szachy ze swoim prawdziwym przyjacielem i jesteś szczęśliwy.

Cykl księżycowy


Księżyc wywiera czasem mocny wpływ na człowieka, więc obser­wuj go i korzystaj z niego. Co najmniej przez dwa miesiące pro­wadź codzienne zapiski, uwzględniające fazę księżyca. Zacznij od nowiu i zanotuj, jak się czułeś przez cały dzień; to samo dru­giego, trzeciego, czwartego dnia aż do pełni. Gdy księżyc zacznie się zmniejszać, nadal prowadź zapis. Zauważysz pewien rytm - twój nastrój zależy od księżyca.

Gdy już sporządzisz dokładny wykres, możesz go wykorzy­stać do wielu celów. Możesz przewidzieć, jak będziesz czuł się jutro i w jaki sposób powinieneś się do tego przygotować. Jeśli zanosi się na smutek, rozsmakuj się w smutku. Nie miałoby sen­su z nim walczyć. Zamiast walczyć, wykorzystaj go, ponieważ smutek również może przynieść korzyści.

Jeden dzień błędu

Kolejna data z abonamentu na Wig 20 - podana była na 10 kwietnia........

wtorek, 10 kwietnia 2012

Platforma Baalbek - świątynia Baala - boga burzy




Sama miejscowość znajduje się na terenie Libanu, w górach Antylibanu, mniej więcej godzinę drogi od Bejrutu. Pięćdziesiąt jeden stopni wspaniałych schodów prowadzi do propyleum - kolumnady pod odkrytym niebem - które trzema bramami łączy się z 6-kątnym podworcem, gdzie mieści się ołtarz głównej świątyni otoczony murem z 230 posągami bogów. Jest to świątynia Jowisza Heliopolitańskiego (Baalbek w okresie rzymskim nosił nazwę Heliopolis - Miasta Słońca), która zaćmiła swym blaskiem dwie dalsze (również znajdujące się dziś w ruinach) świątynie: Merkurego i Wenus.
Nie o same świątynie nam jednak chodzi, tylko o ich... fundamenty. I schody. Schody są wykute z jednego monolitu! A świątynia Jowisza zbudowana została na kamiennej platformie o wysokości 7,28 m, w skład której - z jej zachodniej strony weszły 3 gigantyczne obrobione głazy o szerokości 3,6 m, wysokości 4,16 m i długości niemal 20 m. Każdy z nich waży około 800 ton. Wycięte one zostały w oddalonym o 1,5 km karmeniołomie, przeniesione na miejsce budowy i tak dokładnie dopasowane, że w miejsce styku nie mieści się żyletka i nie wnika woda. Precyzja do 0,01 mm.
Po tych trzech blokach budowniczowie zresztą nie spoczęli na laurach, bowiem w tychże kamieniołomach Szeich Abdalla znaleziono jeszcze - częściowo tylko wycięty - czwarty blok (nazwany El Hubla, albo Midi - "Kamień Południa") o długości 21,72 m i rozmiarach końca południowego 4,25 m na 4,35 m, zaś końca północnego - 5,35 m na 5,35 m. Jego prawdopodobny ciężar wynosi 1211 ton.
W dodatku platforma, na której Rzymianie w l w. zbudowali świątynię Jowisza - jest co najmniej o kilkanaście wieków od świątyni starsza. Stała kiedyś na niej świątynia Baala - boga deszczu i burzy. Tymczasem nawet dziś, a więc kilka tysięcy lat później - przy wszystkich naszych umiejętnościach technicznych - trudno sobie wyobrazić taką dokładność wykonania płaszczyzn styku kamieni platformy, transport i swobodny manewr gigantycznymi blokami.
Przykładem naszej bezradności w tym względzie mogą stać się obliczenia rosyjskiego inżyniera A. Kołomiejczuka, który zadał sobie wiele trudu, by ściśle odtworzyć warunki techniczne tego rodzaju przedsięwzięcia. Wyliczył on, że każdy z tych bloków musiał być ciągnięty przez 45 tys. niewolników. Było 100 czterystumetrowych lin, wszyscy deptali sobie po nogach a liny pękały. Było wesoło!

ŚWIATY RÓWNOLEGŁE - DZIURY W CZASIE


Wiele mądrych osób sądzi, że istneje dużo czaso - wymiarów, a nasz jest jednym z nich. Są to światy równoległe, albo wymiary z przeszłości i z przyszłości. W niektórych momentach, następuje przenikanie tych wymiarów. Wtedy dzieją sie zjawiska zagadkowe. Taka OBE (śmierć kliniczna) na przykład. Bardzo liczne opisane przypadki, zwłaszcza podczas operacji. Wspominałem już, że zetknąłem się z nią osobiście w 1995 roku. Nastąpiło coś, co nazwać można Zatrzymaniem Czasu. Byłem w innym świecie, gdzie odbiór wraźeń był dużo silniejszy niż w naszym. Byłem Tam 14 dni, a w dokumentach szpitalnych zapisano, że serce nie biło przez jedną minutę........... Otóż jest udwodnione: ESP – Postrzeganie Pozazmysłowe, oraz eksterioryzacja – wyjście poza ciało. Możemy opuszczać swoje ciało i podróżować w wymiarze astralnym. To również sprawdziłem osobiście. Nieznane pociąga......Metoda lustra św. Ignacego Loyoli, opisana przez Carlosa Castanedę. W czasie przygotowań do odlotu pięknie się chudnie ( ścisła głodówka ). Doświadczenie niesamowite, bardzo realne........... Nie polecam jednak! W moim przypadku ten eksperyment mógł się skończyć zgonem. Za szybko wyfrunąłem z pomieszczenia. A teraz przypadek kwalifikowany do Dziur w Czasie, czyli teleportacji---------------------------Pewnego dnia w 1950 roku, w Nowym Yorku na Broadwayu, zauważono mężczyznę, który ubrany był w żakiet i kraciaste spodnie z getrami zapinanymi na guziki. Ludzie na ulicy myśleli, że to aktor, który idzie do teatru. Jednak mężczyzna ten dziwnie się zachowywał. Był zdenerwowany, ciągle się oglądał i sprawiał wrażenie zagubionego. W pewnym momencie wbiegł na jezdnię, gdzie potrąciła go taksówka. Śmiertelnie potrąciła. Policja długo próbowała ustalić tożsamość denata. Przy zwłokach były dokumenty, stare dokumenty. Człowiek nazywał się Rudolph Fentz. Mieszkał na Florydzie. Miał przy sobie stare banknoty, które dawno wyszły z użycia, oraz kwit na którym widniało, że oddał właśnie w tym dniu na przechowanie na tydzień - powóz z końmi. ! Dzień się zgadzał. Tylko na kwicie był rok 1876 !. Sprawdzono: żył człowiek o tym nazwisku na Florydzie w 1876 roku. Po kłótni z żoną postanowił opuścić dom i zamieszkać w Nowym Yorku. Jego żona zgłosiła zaginięcie właśnie w 1876 r. A pod numerem Broadwayu, widniejącym na kwicie, w 1876 roku znajdował się hotel, oczywiście z parkingiem dla powozów. Do tej pory nie udało się „racjonalnie” wytłumaczyć tego przypadku. I nie uda się, bo nasza wiedza jest bardzo skromna.

KALICHLOREK

I znowu wybuchy. Tym razem na Wielkanoc. Gdzieś kupowałem podstawową substancję, do tego była siarka w kawałach i trzeba było ją rozdrobnić. Od czego młynek do kawy? Taki ręczny, na korbkę. Potem zmieszać w proporcji, jeszcze się chyba czegoś dodawało i można było zrobić z tego pecynkę w gałganku. Wielkości połowy jajka akurat. To mocno ścisnąć, zawiązać sznurkiem i ..............podłożyć pod tramwaj jadący Puławską!. Trzeba to było zrobić, gdy tramwaj był już całkiem blisko, aby motorniczy nie zdążył zahamować. Bo potrafił zahamować i zabrać ładunek. Detonacje nieźle denerwowały pasaźerów. Nieraz tramwaj najeżdżał na całą serię gałganków i nikł w błękitnym dymie. A waliło zdrowo! Szyby dźwięczały w domach. Echo odbijane od kamienic powtarzało huki. Gołębie nie mogły usiąść na chwilę, bo zaraz był następny wybuch. Mniejsi chłopcy strzelali z kluczy z wgłębieniem. Kluczy do mieszkania. Do dziurki nastrugać siarkę z kilkunastu zapałek, klucz na sznurku, do drugiego końca sznurka uwiązany stępiony gwóźdź. Gwóźdź wetknąć w klucz i teraz całością, trzymając za sznurek walnąć w mur.....i łup!!!!! Mocny wystrzał wywołuje wielokrotne echo! Był jeden problem: za duży ładunek siarki potrafił rozerwać klucz i wynikał kłopot z otwarciem drzwi do mieszkania. Starsi chłopcy zamiast klucza mieli tuleje toczone na tokarkach z otworem w środku. Do tego dobrane ciasne wrzeciono. Nie za ciasne broń Boże! To nazywało się moździerz. Jak działo artyleryjskie. Bo był gruby huk! Ale do moździerza wchodziło kilka paczek zapałek na raz. Duże zużycie. Na tydzień przed Świętami zaczynała się kanonada w całej Warszawie. Wszyscy chłopcy pracowali. Owszem, zdarzały się wybuchowe wypadki, ale przy takiej pracy, to zrozumiałe. W dniu procesji, rano przecież, nie jeździły tramwaje i był inny sposób na wybuchy. Przenosiliśmy się pod kościół. Tam trzeba było znaleźć, lub przynieść ze sobą brukowiec spory – kamień otoczak, o wadze kilku kilogramów i teraz dwa sposoby: jeden, to stanąć na murku, żeby z większej wysokości walnąć w pecynkę z kalichlorkiem, to mniejsi chłopcy robili. Więksi chłopcy kładli ładunek przed sobą na chodniku i wznosili kamień nad głowę i łup w niego.! Huk, w uszach dzwoniło, tylko niestety szły iskry dołem i wypalały dziurki w spodniach. Po całej akcji nogawki spodni były w strzępach. To było robienie wybuchów dla samych wybuchów. Staliśmy w niebieskich oparach wszyscy pod kościołem róg Puławskiej i Dolnej. Gdy wychodziła procesja z kościoła, wywalaliśmy ostatnie ładunki. A pod nogi księdzu i tym na przedzie leciały petardy wojskowe, rzucane przez najstarszą młodzież. Kulminacja wybuchów następowała. To była piękna tradycja. Po tym rozchodziliśmy się do domów i na tym kończyło się nasze coroczne spotkanie z kościołem.

piątek, 6 kwietnia 2012

czwartek, 5 kwietnia 2012

Data 5 kwietnia zadziałała.

Na wykresie tygodniowym świeca trzyma się ponad SMA 18, oraz nad linią trendu. Pisałem wielokrotnie, że daty powtarzają się. I widać proporcję jeden do jednego. Co dalej?Data podana na dziś - zadziałała, po świętach będą następne daty. Teraz luzik bez giełdy do wtorku! I luzik od pisania dla mnie, chociaż........kocham to, co robię, a pisanie szczególnie. I czytanie Waszych maili......piszecie od serca i jesteście fantastyczni!

Rok 1955 - Zbyszek, Zosia i ksiądz

Szkoła podstawowa nr 33 przy ul. Grottgera w Warszawie. Pójście do szkoły było dla mnie wielką karą. Przesiedzieć tyle godzin w klasie, gdy na zewnątrz inne dzieci się bawią? To zupełnie niezrozumiałe. Przez pierwszą klasę przejechałem bez komplikacji. Rok szkolny w drugiej klasie zaczął się od lekcji religii. Chyba po śmierci Stalina kościół wywalczył swoje. Lekcje religii prowadził taki wielki ksiądz, niestary jeszcze, tak go pamiętam. Ksiądz sadysta. Bił dzieci kawałkiem kabla elektrycznego po rękach. Miał wyćwiczone uderzenie. Jak z bicza. Dzieci się go bały. Bił wyłącznie chłopców. Dziewczynki faworyzował. Dotykał je wszystkie z wyraźnym wzruszeniem. Głaskał po głowie i po karku i uśmiechał się przy tym szeroko. Ale z jakiegoś powodu dziewczynki także tego księdza nie lubiły. Trwało to jakiś czas, nikt się nie poskarżył. A może dzieci mówiły, a rodzice się bali? Moja matka dawała mi do szkoły bułkę z baleronem – szlachetną wędliną podobno, ale pełną żył. Byłem niejadkiem. Opowiadano, że nie chciałem jeść nawet ptasiego mleczka od Wedla, mówiłem, że są w nim żyły. Na przerwie raz ugryzłem bułkę, natrafiłem na baleron i..........szybko zawinąłem w papier i fru do kosza z nią. Zobaczył to jeden z moich kolegów, który miał na śniadanie czarny chleb ze smalcem, ze skwarkami. Oczy mu się zaświeciły i mówi: -„Nie wyrzucaj, zamieńmy się, ja ci dam swoje jedzenie, ty dasz mi swoje”. Posmakowało mi! Czarny chleb ze smalcem ze skwarkami. Mniam. Od tej pory na dzień dobry wymienialiśmy się kanapkami. Zacząłem przynosić dwie bułki z baleronem. Mama się ucieszyła, gdy poprosiłem o dwie bułki do szkoły, mówiła, że przytyłem wyraźnie, odkąd zacząłem jeść baleron..........A jaka prawda była to tylko ja wiedziałem. Polubiliśmy się bradzo z tym kolegą od czarnego chleba.--------Na którejś z lekcji religii, powiedziałem coś nie tak. A już wcześniej ksiądz posadził mnie z dziewczynką w jednej ławce. To była kara. Chłopcy siedzieli zwykle z chłopcami, a dziewczynki z dziewczynkami. Gdy usiadłem obok tej dziewczynki, ona pokazała mi kreskę na ukośnym pulpicie przedwojennej zniszczonej ławki i powiedziała: -„Oto granica, której nie wolno ci przekraczać, za tą granicą jest mój teren. Jeśli przekroczysz granicę ukłuję cię”. Spojrzałem w jej przymrużone oczy. Wydawało mi się że siedzę obok bazyliszka. Ale co mi tam, ta lekcja potrwa tylko do dzwonka. Na szczycie pulpitu, pomiędzy dwoma uczniami, było wgłębienie, w którym znajdował się kałamaż z atramentem. Bo wtedy, w drugiej klasie pisaliśmy jeszcze drewnianymi obsadkami ze stalówką. Co chwila trzeba było maczać stalówkę w atramencie. Więc siedzę w tym niemiłym towarzystwie. Naraz ksiądz mnie o coś zapytał. Jak zwykle odpowiedziałem niezwykle mądrze, ale moja odpowiedź nie spodobała się księdzu........... Stałem, trzymając obie dłonie na pulpicie. Świst! Czarno w oczach. Lewa dłoń! Boli bardzo, oj jak boli!. Ksiądz przygląda mi się z satysfakcją. Pyta: - „Bolało”?. Natychmiast usłyszał od Zbyszka buntownika odpowiedź: - „ Nie”! Ponowny świst. Świat zawirował. Ale ustałem. I nie zajęczałem tak jak inni. Ksiądz zapytał ponownie: -„Bolało”? Udało mi się wydusić z siebie ochrypłe: - „Nie”. Przyjrzał mi się uważnie. Coś błysnęło w jego spojrzeniu, bo ja patrzyłem w jego oczy ze szczerą nienawiścią. Nie uderzył po raz trzeci. Odszedł. I wtedy przeszywający ból w prawej dłoni. Co to? Przecież ksiądz bił w lewą. Otóż z bólu przesunąłem prawą dłoń poza linię graniczną z dziewczynką. A ona natychmiast wykonała wyrok. Wbiła mi cyrkiel do oporu w dłoń. Tego było już za wiele. Chwyciłem kałamaż z atramentem i wylałem jej na tył głowy. Atramentu było sporo, dostał się dziewczynce za fartuszek i do rajstopek dopłynął po plecach. Nie pamiętam, jak to się skończyło z dziewczynką. Chyba moja matka odkupiła jej ubranie. Pamiętam natomiast, jak skończyło się z księdzem. Podszedł do mnie kolega od czarnego chleba ze smalcem i powiedział: - „Ja jestem z Czerniakowa, u mnie jest takie hasło: - Boso, ale w ostrogach. Jesteś charakterny. Postawiłeś się księdzu. Powiem o wszystkim mojej siostrze Zosi”. A Zosia była łobuzicą, miała 18 lat, była duża, ważyła 100 kg i dowodziła na Czerniakowie bandą kilkunastu chłopaków. Oni stanowili prawo ulicy. Za kilka dni nastąpiło takie wydarzenie: - Zosia z bandą przyszła na Grottgera. Czekała na księdza. Wyszedł ksiądz. Zosia złapała go za ubranie. Powiedziała: -„ Zaczekaj”. Księdz się rozejrzał i natychmiast wymiękł. Zapytał: - „ Czego pani ode mnie chce”? Zosia na to: - „Mam prezent dla ciebie. Dzieci biłeś, ale już nikogo nie uderzysz w tej szkole”. I wykonała swój popisowy numer – uderzenie z główki. Uderzała tylko jeden raz. Ksiądz upadł na chodnik, miał złamany nos, zaczął zalewać się krwią. Przechodnie na ulicy przystanęli, patrząc, co się dzieje. – „Księdza biją! – ktoś krzyknął, - "milicję wezwać”! Łobuzy z bandy Zosi podeszli powoli do nich, ręce w kieszeniach, papierosy w ustach. Jeden chłopak powiedział krótko: - „Do domu jazda”! I wyjął nóż sprężynowy na poparcie swojej racji. Przycisnął spreżynę, wyskoczyło ostrze......Przechodnie widząc to, zamilkli i szybko się rozeszli. A ksiądz już nie wrócił do szkoły, następne lekcje były z zakonnicą. W starszych klasach religii już nie było - komuniści walczyli z kościołem o rządzenie duszami.