sobota, 14 grudnia 2019

Święta


Puk, puk – kto tam?                                                                                      - Mary.                                                                                                              - Jaka Mary?                                                                                                                  Christmas!  
                                                                                                                    
Święta za pasem kochane Czytelniczki i Czytelnicy!  Już jeździ świąteczny pociąg.   

                                                                                                                                                                 
Będzie rodzinne, być może głośno i radośnie, lecz bywa też, że ludzie nieraz oddalają się od siebie tak bardzo, stąd czasami kłótnie, prezenty chciane i takie, które są nam potrzebne na pryszcz. Stara prawda mówi, że we własnym domu najlepiej.              
Czyli samo życie.                                                                                                

Życzę Ci zadowolenia z Twojej własnej osoby, tudzież z tego, co wokół.
Wesołych Świąt! 
Do zobaczenia na blogu w styczniu 2020 roku. 
Jeszcze wróżba.                  

I bieżąca statystyka bloga.



piątek, 13 grudnia 2019

Bajka o myszce

Przychodzi myszka do knajpy i cichutko pyta barmana:                             
 - Jest kot?
- Jest - śpi. Słyszy odpowiedź.
- To poproszę setę i znikam.                                                                       

Wypiła, wyszła.
Wkrótce pojawia się znowu.                                                                        
- Kot dalej śpi? – pyta szeptem .                                                                                  
- Tak. Pada lakoniczna odpowiedź.                                                            
- To poproszę setę i znikam.


Wypiła i wyszła.
Wyszła, lecz tym razem szybko wróciła i pełnym głosem pyta:                                 
 - Kot dalej śpi?                                                                                             
- Tak – mówi barman.                                                                         
Myszka zarządza: - To lej pan trzecią setę i budź pan kota!


Uwierz w siebie.
Zaiste, wielka siła drzemie w każdej, nawet najmniejszej istocie żywej, trzeba tylko uwierzyć w siebie, co widzimy na przykładzie małego kotka.

czwartek, 12 grudnia 2019

Bez zegarka


Żeby docenić słodkie, przedtem trzeba popróbować gorzkiego, a wszelkie próby wyskoczenia z Wyjeżdżonej Koleiny Życia mają działanie zbawienne.

Rano wiatr powiewał zrazu leciutki, potem nieco się nasilił. Od Baligrodu nadlatywało błękitne okno i zbliżając się, powiększało swoje rozmiary.

Chodziłem po łąkach ciesząc się tym co wokół.
Słońce przebijało się przez chmury. Najpierw nieśmiało, jednak z każdą chwilą coraz bardziej zdecydowanie. Ja obserwowałem, także mnie obserwowano.


Wreszcie wiatr oczyścił niebo z postrzępionych chmur i wypiętrzyły się poduchy cumulusów.

Było koło południa. Zegarka nie noszę od wielu lat. Kiedy mogłem sobie na to już pozwolić, uznałem nienoszenie zegarka za symbol zerwania ze statusem niewolnika czasu.

- To jak ty egzystujesz bez zegarka? - pytają mnie nieraz.
- Normalnie – odpowiadam.
- W Bieszczadach zegarek? A po co?
                                                                                                                       Jeśli potrzebuję zdążyć do autobusu, to owszem, a poza tym zegarek okazuje się zbędny. Tyle lat uczestniczyłem w tym obłąkanym wyścigu szczurów, gdzie jako właściciel warsztatu produkcyjnego, poza zwykłymi problemami pracodawcy, borykałem się z ciągłymi i nasilającymi się zatorami płatniczymi. Dlatego dziś jestem szczęśliwy już tylko z powodu, że to wszystko za mną.
 

Wyskoczyłem z karuzeli tego co muszę i dziś doceniam miły sposób brania udziału w rozgrywkach giełdowych, bez konieczności wychodzenia z domu. To po wakacjach oczywiście, po powrocie do miasta. Lato i część jesieni przeznaczam na reset w przyrodzie. 


Jakże wspaniale ożywczą sprawą jest chałupa bez prądu, dzięki temu dociera do nas urok dymowego tańca z ugaszonej świecy. 




Nie ma TV, tudzież radia, a te wszystkie pozorne braki wynagradza cisza.

Jem, kiedy jestem głodny, w nocy śpię, a budzi mnie świt.

środa, 11 grudnia 2019

Zaskroniec i Piękna Zygzakowata


Wola Michowa. 


Wstał pogodny, letni dzień. Oczywiście buszuję po łąkach, kiedy dzwoni telefon – Wiesia Abramowa pyta, czy chcę uczestniczyć w odłowieniu zaskrońca.
Jasne! Wracam po rower. Szalony zjazd


Po kilkunastu minutach wchodzę na podwórko Wiesi.
Przy domu Wiesi żyły trzy zaskrońce, każdy długi na dwa metry. Dzielnie robiły za koty i łapały myszy, przez co urosły do maksymalnych rozmiarów. Przychodziłem za ten dom o słonecznych porankach wiele razy, usiłując zrobić zdjęcie, jak się rano wylegują na słońcu. Tylko raz się udało, bo są one niezwykle czujne. A dziś będzie jak się okazuje eksmisja ostatniego. Poprzednie dwa Wiesia wyniosła do Osławy z pomocą Andrzeja.

Nie przepadam za żmijami – mówi Wiesia - wczoraj wchodzę do drwalki po drewno, a ten leży na wierzchu i na mnie patrzy. Wiem, że to zaskroniec, ale czy on musi być taki wielki? Brrr!

Skradamy się cichutko za dom. Ja trzymam worek, Wiesia uzbrojona w widły. Najpierw się dziwię – przecież to tylko zaskroniec….. Lecz sprawy nabierają zaskakującego rozpędu - nie wiadomo kiedy Wiesia przydusza delikwenta do ziemi – ależ on wielki! I jaki niebieski pod brzuchem! 



                                                            

Długie ciało zwija się sprężyście. Szybkie zdjęcia i Wiesia krzyczy: - łap do worka!


To tylko zaskroniec, ale nie mam jakoś odwagi chwycić go gołą ręką - robię to przez worek. Zwierzę zupełnie jak węgorz oplata mi dłoń i ramię - boi się i broni jak umie - pręży, ściska, a mnie robi się przykro, chociaż to łowy bezkrwawe. 
Przecież nie chcę ciebie skrzywdzić - wysyłam myśl - a on jakby zrozumiał - uchwyt puszcza! I już „żmija” w worku. Sprawnie poszło.
Rozmawiamy chwilę, po czym podnoszę worek – mamy przecież wynieść „żmiję” nad Osławę.
A tu worek pusty! Była mała dziura, która wystarczyła pacjentowi do ucieczki.
Rozglądamy się: - 15 metrów dalej mknie wężowy bicz. Rzucamy się w pogoń, ponowna łapanka kończy się sukcesem i idziemy z delikwentem nad rzekę.
Do widzenia panu! 

Dzień okazał się żmijowy: - wchodziłem na górę wracając do Kołyby. Doszedłem do miejsca przeznaczonego na palenie ogniska i naraz widzę, że w słońcu grzeje się Piękna Zygzakowata! 




I to maksymalny okaz jak na ten gatunek, bo o długości około 70 cm. No nie mierzyłem, dlatego około. Jak wskazuje słowo żmija - ten okaz jest jadowity, dlatego słowo "około". 
- Czy ta żmija jest bardzo jadowita? - zapytała pewna atrakcyjna turystka na dole, w Nalewkarni u Bogdana, gdzie pokazywałem zdjęcia. 
- Niech pani pójdzie ze mną na górę i spróbuje ja chwycić - odpowiedziałem. - - Wtedy przekonamy się jak bardzo jest jadowita - odparłem jadowicie.
Turystka nie skorzystała z jadowitej propozycji, być może szkoda, ponieważ opisując ją użyłem słowa "atrakcyjna".
Jednak żmiję opisałem słowem z wyższej półki: - "piękna".  

wtorek, 10 grudnia 2019

Zasada przeciwieństw


Właściwie to wszystko jest do dupy.
Tylko pasta jest do zębów.

Nie zawsze  naruszenie tabu jest zamierzone.                    
Brytyjski malarz Chris Ofili, syn nigeryjskich emigrantów, od czasu studenckiego wyjazdu do Zimbabwe na początku lat dziewięćdziesiątych, wciąż używa w twórczości odchodów słoni, a wielkoformatowe prace stawia   na cokołach z tego materiału.
Uważa, że w ten sposób łączy inspiracje afrykańskie z europejskimi.
       
Słoniowe wydaliny są w pracach Ofiliego starannie polakierowane i  wręcz estetycznie miłe.
Jednak wystawa jego prac z roku 1999 w Brooklyn Museum - Matka Boska połączona z glazurowanymi odchodami słonia i wycinkami z pism pornograficznych, wywołała skandal.
     Pewien rencista oblał dzieło farbą, a ówczesny burmistrz Nowego Jorku Rudolph Giuliani określił obraz mianem „chorego” i zagroził muzeum wycofaniem miejskiej dotacji wynoszącej siedem milionów dolarów.
I tu przejawia się główna, wciąż powracająca cecha sztuki ekskrementalnej     – pomijając prowokowanie skandalu, sztuka ta zawsze łączy wysokie z niskim, sacrum z profanum.
     
Ponieważ Bóg i kupa, sacrum i profanum zdają się niemal magicznie przyciągać, nikogo nie dziwi, że gówno jest utożsamiane z materiałem,      który w naszej kulturze jest symbolem dobrobytu: - ze złotem.
      Kłania się tu odkrycie Freuda, że utożsamienie materiału najmniej wartościowego z najbardziej wartościowym, dokonało się na zasadzie przeciwieństw.
Na tym przecież opiera się dualizm świata: czarne – białe,                        czyste – brudne, stare – młode.
Salvatore Dali, biegły w wyrażaniu teorii psychoanalitycznych (dodawał    swoją spermę do werniksu) twierdził: - „Złoto i gówno są tym samym”.

poniedziałek, 9 grudnia 2019

Sumerowie


Czyli Mądrość Pokoleń.


Starożytni Sumerowie, sami siebie nazywający Czarnogłowymi, pojawili się dosłownie znikąd, jako całkowicie ukształtowany, potężny naród. Przyszli ze Wschodu, a ponieważ komunikowali się, moda kobiet z ich elit, była w pewnym momencie tak podobna do egipskiej.







Oficjalna archeologia podaje czas pojawienia się Sumerów na 5 tysięcy lat p.n.e, a więc na okres tzw. predynastyczny władzy w Egipcie
Jednak tej oficjalnej, skostniałej wersji, przeczy wiele artefaktów zaliczanych do Zakazanej Archeologii, a także jednoznacznych zapisów z Tabliczek Klinowych i przesuwa moment pojawienia się nad Eufratem tego wielce zagadkowego ludu, na grubo przed potopem (trzynaście tysięcy lat p.n.e.) 
Natomiast o pełnej historii Czarnogłowych możemy się dowiedzieć z Listy Królów.
We wstępie do Sumeryjskiej Listy Królów widnieje zapis: „Po tym jak królestwo zeszło  z nieba”.


Sumerowie twierdzili, że ich cywilizacja nie rozwinęła się dzięki pracy ludzi, ale poprzez ingerencję bogów, którzy nawiedzili Ziemię przybywając z niebios.

Według starożytnego przekazu pierwszym miastem w Sumerze było Eridu. W te kwestii akurat konwencjonalna nauka i mitologia zgadzają się. Wystarczy jednak posunąć się o krok dalej, aby zmienić ten stan rzeczy. 
Zdaniem starożytnego tekstu król, który jako pierwszy objął rządy - Alulim, robił to przez 28 800 lat! Informacja ta powinna skłonić oficjalnych naukowców do zadania sobie paru podstawowych pytań.

A jak postąpili uczeni? Niewiarygodne ich zdaniem dane odrzucili, a przyjęli tylko te, które uznali za prawdopodobne!

Po Alulimie, rządy na aż 36 000 lat przypadły Alalgarowi.  Razem mamy więc 64 800 lat panowania zaledwie dwóch królów! Poniżej przedstawiam lata rządów przywódców Eridu.
1.   Alulim                         28,800 lat
2.   Alalgar                          36,000 lat
3.   Enmenluanna            43,200 lat
4.   Kichunna                    43,200 lat
5.   Enmengalanna          28,800 lat
6.   Dumuzi                       36,000 lat
7.   Sibzianna                    28,800 lat
8.   Emendueanna            21,600 lat
9.   Uburratum                  18,000 lat
10.Zinsuddu                    64,800 lat

Pojawia się słowo Anunaki - Tabliczki mówią o kontaktach Sumerów z Innymi, pisał o tym Zecharia Sitchin. Pośrednio potwierdzenie takiej możliwości mamy w niezwykłej wiedzy matematycznej Sumerów (Stała Niniwy – był wpis), a także wiedzy astronomicznej.


Natomiast w liczbach z Listy Królów, ten kto chce zarobić na swej rodzimej giełdzie, być może zobaczy coś istotnego. Pod warunkiem, że nie jest spięty – czyli znajduje się w cielesnej i umysłowej wolności.

Lista Królów. 
Tylko Tytuł i Liczba.
Aż taka długowieczność? 
A dlaczego nie? Przecież Apokryfy Starego Testamentu (Rzecz nie ujęta w kanonie wiary, pisałem o Apokryfach wielokrotnie) podają:
 - I Bogowie rzekli: - oto (po raz kolejny) skracamy wasze życie, (tym razem) do przeciętnej 26 tysięcy dni.


Czyli Matuzalem i Noe, każdy z nich  żyjący po tysiąc lat, a także inni równolegli z nimi patriarchowie, już żyli znacznie krócej niż ludzie w czasach wcześniejszych (Sumer) eksperymentów. 


Dlaczego Bogowie skracali przeciętną długość życia człowieka?
Prawdopodobnie po to, aby przyspieszyć ewolucję. Tudzież być może aby skrócić cierpienie narodu. 
Bo wyobraźmy sobie, że w dzisiejszych czasach żyje jakiś nowy Lenin , czy inny zbawca – demagog (a mało takich?) i ów jest naprawdę „wiecznie żywy”. Przecież byłaby to prawdziwa masakra!
A tak wszystko w miarę szybko mija (jedno, góra dwa pokolenia).


Naród Czarnogłowych zamieszkiwał obszar stanowiący południową część dzisiejszego Iraku. Centrum ich państwa leżało pomiędzy Eufratem a Tygrysem, w krainie nazwanej później przez Greków Mezopotamią. Obszar ten, umiejętnie nawadniany przez Sumerów, okazał się niezwykle żyzny. 
       Ponieważ wszytko mija, Sumerowie rozpłynęli się w mroku dziejów.
Jednak jakoś dziwnie te opisane tereny przyciągały wielu. Jedni prowadzili tu wojny, inni przyjeżdżali na "misję". Dziś Amerykanie czegoś tu szukają, bo kopią i wiercą intensywnie. 
Może szukają nowej ropy, może tajnej broni Saddama, może Kryształu z Atlantydy albo Star Gate?