czwartek, 31 października 2013

Trzech z Komańczy



Chryń miał sprawną sieć agentów. Okolica wiedziała także, że za zdradę jest jedna kara - śmierć.

      W zimie 1945 roku, Ukrainiec - Mychajło z Komańczy dopuścił się zdrady. Zawiadomił posterunek milicji polskiej, że wieczorem przyjedzie furmanką po żywność trzech żołnierzy od Chrynia, byłych mieszkańców Komańczy.

Milicjanci urządzili zasadzkę. Wywiązała się strzelanina. Dwóch partyzantów zginęło, a ostatni zastrzelił się, nie chcąc wpaść w ręce wroga. Polacy stracili dwóch ludzi.

       Następnej nocy Chryń zdobył posterunek milicji…. a Mychajło został powieszony koło cerkwi. Na piersi miał kartkę z napisem - zdrajca. Skąd to wiem?

     Od ludzi, od żywych ludzi. Nie od mądrali, którzy nie przeżyli tego sami, tylko starali się ulepić historię pod dyktando komunistów….

Czekałem w Komańczy na autobus do Nowego Łupkowa. Z powodu przebudowy szosy, autobusy miały do 1,5 godziny opóźnienia. Na przystanku stał starszy pan, jak się okazało był on mieszkańcem Komańczy do 1947 roku, do czasu deportacji nazywanej "akcją Wisła". W 1947 roku miał 10 lat. Po uzyskaniu pełnoletności wcielono go do wojska polskiego. Tam był bardzo szykanowany, jeśli to odpowiednie słowo. Fala w wojsku, to małe piwo, przy tym, co on przeżył. Nie załamywał się jednak i ujął tą swoją nieugiętością któregoś z przełożonych. Ten przełożony powiedział mu w tajemnicy, że w kartotece wojskowej ma wpis: - "podejrzany o współpracę z bandami". Mój rozmówca w 1968 roku wyjechał do Kanady. Tam, po kilku latach założył firmę budującą jachty. Po latach firmę zaczął prowadzić jego syn, a potem wnuki. Teraz jest to duża firma rodzinna.

       Dla mnie żywy człowiek, który przeżył tamten czas jest wiarygodny. Nie są natomiast wiarygodne opisy komunistów, dotyczące zdarzeń z Bieszczadów z lat 1944 - 1947. Zapisów tych pilnowali po pierwsze Rosjanie, którzy w Polsce rządzili faktycznie. W bieszczadzkiej historii z lat 1944 - 1947 jest wiele kłamstw. Przykład?: - 23 stycznia 1947 Wojsko Polskie na Krąglicy wysadziło w powietrze główny szpital polowy kurenia Rena, razem z rannymi i obrońcami. Ponieważ takie działania stosowali Niemcy w czasie Powstania Warszawskiego, politrucy napisali, że "nastąpił wybuch podziemnego magazynu amunicji i paliw", bo obrońcy strzelili podobno rakietą sygnalizacyjną we własny magazyn amunicji. .....

            Kto to widział? Ponieważ nikt nie przeżył, można kłamać do woli.

        Wojsko Polskie dopuściło się także wielu zbrodni na ludności cywilnej. To bardzo niewygodne fakty. Najlepiej, żeby ich nie było. Śledztwa w tych sprawach są prowadzone przez IPN opieszale, wygląda na to, że czekamy, aby poumierali wszyscy uczestnicy i świadkowie. To jest niewygodna sprawa polityczna. Politykom wydaje się, że lepiej zamieść wszystko pod dywan. Mówią, że nie czas teraz na rozdrapywanie ran.

     - To kiedy będzie ten czas? - Pytam. Poza tym, to błędne rozumowanie, bo nie chodzi o rozdrapywanie ran, tylko o oczyszczenie przedpola i doprowadzenie do zgody. Chodzi o dezynfekcję rany, bo ta rana od 70 lat nie chce się zagoić, mało tego, ta rana śmierdzi. Historia z tych lat jest trudna i pokręcona, był to czas, gdy wszyscy strzelali do wszystkich.

     To jest cień na stosunkach polsko - ukraińskich. Chodzi o wybaczenie sobie wzajemnych krzywd, bez licytowania się, kto więcej zabijał. Takie licytowanie nie przywróci nikomu życia, a ciągła niezgoda jest na rękę tym, którzy szczują na siebie ludzi, w ramach zasady: - dziel i rządź.

 Znalazłem grób tych trzech żołnierzy sotni Chrynia. Nawet chciałem zamieścić zdjęcie, ale opamiętałem się w porę. Ktoś może ten grób zniszczyć, tak, jak zniszczono pomnik Obrońców Podziemnego Szpitala na Chryszczatej.    

         

                Niech Trzech z Komańczy spoczywa w pokoju.

Komańcza



Komańcza to miejsce w Bieszczadach, gdzie w czasach nowożytnych, w roku 1918, Łemkowie zerwali się do lotu po Wolność.
      Pierwsze Powstanie Łemkowskie.
Powstała nawet na krótki czas Republika Komańczańska, obejmująca m.in. Smolnik, Wolę Michową, Radoszyce, Łupków. Z lokalnymi władzami samorządowymi. Polska, która odzyskała po wielu latach niepodległość, po krótkich, ale gwałtownych walkach, zdławiła Pierwsze Powstanie Łemkowskie.
     Znajduje się tu także klasztor sióstr Nazaretanek. Jest to bardzo urokliwy budynek drewniany, położony w lesie na zachodnim stoku góry. Takie super luksusowe sanatorium, w którym podobno cierpiał kardynał Wyszyński.


Słyszałem, że Watykan miał tajną umowę z komunistami w sprawie przejmowania ocalałych cerkwi łemkowskich na kościoły. Kardynał Wyszyński był tutaj, aby na miejscu dopilnować sprawy.
     Nie ma Łemków - niepotrzebne są cerkwie. Przynajmniej nie aż tyle. Nie może być tak, że znika miasteczko. Na przykład Wola Michowa, a zostaje cerkiew i wielki cmentarz. Przecież ktoś może wtedy zapytać: - " A gdzie są ludzie, którzy tu żyli?".
     Dlatego należy zacierać ślady. Ślady pobytu rdzennych mieszkańców. Niszczyć cmentarze i palić cerkwie. Jeśli chodzi o palenie cerkwi, to nic nowego, władze sanacyjnej Polski już w 1938 roku zarządziły akcję palenia cerkwi.
     A kościół katolicki w Polsce? Kościół ma swego zwierzchnika - Watykan. Więc robi to, co Watykan zarządzi. Jaką politykę prowadził Watykan? To była najpierw polityka popierania nazizmu. Papież błogosławił wojska Mussoliniego idące na Abisynię. Hitler też miał zielone światło z Watykanu. 
      W Polsce w tym czasie Wyszyński, jako redaktor naczelny katolickiego pisma gloryfikował niemiecki nazizm. Tak było, i nie dziwmy się, bo świat już widział, do czego posunął się czerwony reżim totalitarny: do palenia i burzenia kościołów i zabijania księży. A towarzysz Lenin krzyczał: - "Religia to opium dla mas". (To niegłupie akurat.)
      Pisał także odręczne notatki: - "Wprowadzać terror masowy. Rozstrzeliwać tysiącami kobiety i dzieci".            



Obok cerkwi zaczyna się kilkukilometrowa ścieżka dydaktyczna, na początku ładne widoki i świetna droga, potem trafiłem na błoto jak jasny gwint! 

O mało mi but nie został w tej ciężkiej glinie. A śladów w tym błocie! Tropów! Jakie tylko dusza zamarzy....


 Sama droga podobna do tej trasy transgranicznej z Przełęczy Radoszyckiej do Tunelu, czyli w dużej części ciemna i mało ciekawa.
    Duże schronisko PTTK, pojadłem, posiedziałem, pogadałem z obsługą - poza mną nikogo….Nie miałem się gdzie spieszyć: - przyjechałem o 10.00, a autobus powrotny do Nowego Łupkowa był o 19.00.
    

      Więc miałem czas się porozglądać. Ponieważ byłem już któryś raz w Komańczy, postanowiłem odszukać na cmentarzu mogiłę trzech Łemków z sotni Chrynia. Wskazówki, gdzie jej szukać, dostałem „z pierwszej ręki” – od byłego mieszkańca Komańczy, o którym piszę w części - „Trzech z Komańczy”.  Na cmentarzu różnorodność ....                         


                   

                                      

środa, 30 października 2013

Tao Kubusia Puchatka



Gdy zbliżysz się do mistrza, możesz doznać przemiany bez użycia słów, jedynie z pomocą jego wibracji.
Tak działał na uczniów Lao Tzu …..tak działa każdy mistrz.

Space - Pustka i malarze taoistyczni - ich krajobrazy orzeźwiają, to Space to czyni, część obrazu nie zapełniona.
      Tak samo jest z czystym powietrzem, krystaliczną wodą, albo dobrą muzyką.
Claud Debussy: - "Muzyka jest przestrzenią między nutami".
    Pustka jest ciszą po hałasie, albo czystą, chłodną wodą w gorący, parny dzień.
Pustka oczyszcza zabłocony umysł i ładuje baterie duchowej energii. To po tę Pustkę pojechałem w Bieszczady.
       
Pojechałem po Ciszę, Czystą Wodę, Wielką Przestrzeń i Brak Ludzi. 

Pojechałem po Pustkę na zewnątrz i oczyszczenie wewnątrz. Pojechałem na spotkanie z samym sobą. Także po Nieznane, gdy odrzucasz wszystkie teorie i wyuczone odpowiedzi na jego temat….    
  

 


Aby poznać prawdę i jej radość, potrzebna jest ciągła wrażliwość – nieprzysłonięta przez żadne teorie, lęki czy wyuczone odpowiedzi”.

 Jiddu Krishnamurti

Dostałem potężny ładunek Pustki, za co jestem wdzięczny Aniołowi.


Po pobycie nad polskim jesiennym morzem, czuję się prawie spełniony. Prawie, bo nigdy dość Zachwytu.
Na połoninach jest schronisko - Chatka Puchatka......Nie ma przypadków - tak ma być!
       
        ( Poniżej urywek z książki: - Tao Kubusia Puchatka – Benjamin Hoff )

- Wielu ludzi boi się Pustki, bo kojarzy się ona z samotnością. A samotność jest tak zdrowa! To Krynica w której można odzyskać siebie....Pustka, to nie jest osamotnienie - chorobliwy stan umysłu.
     Pustka, czyli Samotność, to zdrowy stan umysłu.
Wielu osobom wydaje się, że trzeba wszystko wypełnić: - terminarze, zbocza gór, puste działki, zapisać wolne kartki. Gdy jednak te wszystkie wolne przestrzenie zostaną wypełnione, co wtedy? Nie będzie nic do zrobienia?
     Dlatego większość żyje według hasła: - "Zrób coś - nie ważne co, - idź do kina, pogadaj z kimś, włącz telewizor, aby tylko nie zostać sam na sam ze sobą!"
Jak mówił Osho, to hasło: -"Zrób coś", jest podpowiedzią diabła. Pochodzi od diabła, bo diabeł boi się Pustki.
Więc gdy czai się Pustka - Samotność pod twoimi drzwiami, starasz się ją przegonić, ale ona nie odchodzi. Wtedy niektórzy poddają się i w pokorze piją z Krynicy Samotności.
      I właśnie wtedy następuje Olśnienie: - Po odrzuceniu Świata Wielkiego Napchanego Bigosu odkrywają Pełnię Niczego.

Tak, jak tę Pełnię odkrył Kubuś Puchatek:

- "Powiedziałem do niego: - powinieneś wiedzieć, co się dzieje na świecie, jesteś oderwany od życia.
  - Skąd mam to wiedzieć? - Zapytał Kubuś.
  - Z radia na przykład - odpowiedziałem.
  - Z tej skrzynki? - Kubuś.
  - Ja: - tak. Pstryk! ......głos w radiu: - Nad centrum Los Angeles zderzyło się pięć samolotów. Jest trzydzieści tysięcy zabitych.
  - Hmm, - powiedział Kubuś, - wolę słuchać śpiewu ptaków.
  - Może i masz rację - powiedziałem. Pstryk!"

( Książka: - Tao Kubusia Puchatka, Benjamin Hoff )

A więc włącz telewizor! Mam teraz dla ciebie dwa teksty z filmu "Dzień Świra":

-     – Ładnie pachniesz! Co to za zapach?
    – Wyciąg z fiuta!
    – Wyciąg z fiuta twoim zapachem!

        Opis: - Postacie - aktorzy z reklamy dezodorantu.



    – Nasza jest Polska tylko! Tylko my – Polacy! Jest tylko jedna racja! I ja! My ją mamy!
    – Jedna jest racja, lecz ona jest przy nas!
    – Moja jest tylko racja i to święta racja. Bo nawet jak jest twoja, to moja jest mojsza niż twojsza. Że właśnie moja racja jest racja najmojsza!

        Opis: debata polityków w parlamencie, przerywana przez brawa, oraz okrzyki „hańba” i „skandal”.

Wyobraź sobie, że wybierasz jedzenie:
    - jedno wygląda smakowicie i jest pięknie podane....
    - drugie, to potłuczone szkło i gwoździe.
Które wybierasz?


Space - Pustka



Wszystko jest Pustką – mówi fizyk kwantowy Nassim Haramein. 99,9 % tego, co nas otacza jest Pustką…..


Space i mistrz Osho ze swoją Pustką między słowami. Mistrz dotarł do Prawdy, ona go przemieniła, ma teraz inną wibrację.
Gdy znajdziesz się w pobliżu mistrza.... Możesz tylko czytać jego słowa, a ten przekaz zawarty w Pustce między słowami - wibracja tekstu, przemieni ciebie. Masz tylko być na to gotowy.

Oto tekst Osho:

- Gdy zbliżasz się do mistrza, zaczynasz się zmieniać. To wibracje z ciała mistrza działają na ciebie. Najpierw działają na twoje ciało, bo twoja dusza zmieni się w drugiej kolejności.
      Najpierw trzeba zmienić świątynię.
Te mistrzowskie wibracje, pomagają zachować ciało.  Nie przypadkiem w Tybecie zachowano ciała 99 mistrzów. Oświecenie zmienia materię, w której się zdarzyło.
Ciało mistrza wibruje w innym rytmie, a gdy jesteś w pobliżu, to ciebie przenika. Te wibracje są zaraźliwe. Zmieniasz się.
    Tylko powinieneś wcześniej poczuć potrzebę tej zmiany w sobie.
    Wrażliwa osoba, wcześniej, czy później poczuje potrzebę przerwania schematu życia.          
    Wrażliwa osoba zrozumie, że schemat jest błędnym kołem.
Zrozumie, że życie w takim błędnym kole, jest bardziej podobne do śmierci, niż do życia.
Taka osoba odkryje w sobie potrzebę przemiany, radykalnej przemiany, potrzebę przejścia rewolucji i dotarcia do punktu zwrotnego.
      Gdy to zrozumiesz, wtedy trafisz na swego mistrza. Będzie ci się wydawało, że to ty go znalazłeś, a tak naprawdę, to mistrz ciebie znajdzie.
To Pustka jest prawdą, a słowa są tylko drogowskazami na Pustyni Życia.

                   PRZYGODA NA PUSTYNI

Pewien człowiek zabłądził na pustyni, i od dwóch dni wędrował wśród nie kończących się, rozgrzanych słońcem piachów. Był już u kresu sił.
    Niespodziewanie ujrzał przed sobą znak drogowy, na którym był namalowany krawat. Pod tym znakiem stał sprzedawca krawatów.
Nie miał on przy sobie nic innego - jedynie mnóstwo krawatów.
I natychmiast spróbował sprzedać jeden z nich człowiekowi umierającemu z pragnienia. Spragnionemu wędrowcy handlarz wydał się szalony:

Czyż ktoś przy zdrowych zmysłach
próbowałby sprzedać krawat człowiekowi łaknącemu jedynie wody?

Spragniony ominął sprzedawcę krawatów. Przed zapadnięciem zmroku znużony wędrowiec, już z największym trudem poruszający zbolałymi nogami, uniósł głowę i osłupiał: - znajdował się przed elegancką restauracją, obok której stał szereg samochodów!
            Budynek był okazały, a dookoła niego rozciągała się pustynia.

Z trudem dowlókł się do drzwi restauracji i mdlejąc z pragnienia wyszeptał:
- Litości, wody!
- Przykro mi, proszę pana, - rzekł ze współczuciem uprzejmy szwajcar, - nie            
            przyjmujemy gości bez krawatów.


Niektóre osoby przemierzają Pustynię swego Życia
z ogromnym pragnieniem poznawania, lecz nie zwracają uwagi na znaki pojawiające się od czasu do czasu na tej Pustyni

wtorek, 29 października 2013

Dom na Górze w maju



Majowy przyjazd Zbyszka do Domu na Górze. Informacja dla nowych czytelników: - w tym Domu mieszka jeden z moich mistrzów - Jan Gabriel, bretharianin.

Gospodarz kosi...


Fifunia wygląda na świat boży.


Jan Gabriel na zrobionym przez siebie fotelu, i fotel już po malowaniu.

Pierwsze borowiki

Hartowanie w rosie porannej przed Bieszczadami


Energetyzowanie wody w piramidzie - do podlewania roślin.


Projekt garnka na drutach - ale historia!

Księżyc w majowej pełni, a na dole oświetlone okno. Wszystkie zdjęcia z telefonu.


Prezent





Pewna księżniczka dostała na urodziny od swego narzeczonego ciężką,
 dużą paczkę, o dziwnym okrągłym kształcie.
 
Zaciekawiona, rozpakowała ją szybciutko, i znalazła w środku... kulę armatnią!
Rozczarowana, ze złością rzuciła kulę na podłogę.....
W tym momencie pękła zewnętrzna czarna powłoka,
i ukazała się mniejsza kula, w pięknym srebrzystym kolorze.
Księżniczka podbiegła, i ujęła ją w dłonie.
Obracając ją, przypadkowo przycisnęła lekko w pewnym punkcie jej powierzchnię.
  Wtedy srebrna otoczka otworzyła się, odsłaniając wspaniałą złotą szkatułkę.
Teraz księżniczka łatwo otworzyła złote pudełeczko,
w środku którego, na miękkiej purpurowej materii spoczywał cudowny pierścionek,
połyskujący brylancikami tworzącymi dwa słowa:
KOCHAM CIĘ.

Wielu ludzi myśli: - Mądrość jest zawarta w bardzo grubych i drogich księgach, jest wielka i ciężka, jak ta kula armatnia.
 A mądrość i miłość jest jak pierścionek z opowiadania, i zawiera się w małej i cienkiej, lecz iskrzącej się gwiazdkami książeczce, która nosi tytuł: Książeczka Życia.
I jest tam tylko jedno zdanie: - Zdobędziesz mądrość, gdy odkryjesz różnicę między opakowaniem, a zawartością.

poniedziałek, 28 października 2013

Dziki w Łupkowie - zima 1953 r. ( 2 )



Opowieści syna dowódcy strażnicy - 2
Widzi pan ten wąwóz? - zapytał, wskazując na południowe zbocze góry jagodowej.
- Po bardzo upalnym, przepięknym lecie w 1953 roku, nadeszła sroga i śnieżna zima.
          

Był koniec grudnia, tuż przed świętami. Nastały wielkie mrozy. W nocy niebo aż iskrzyło od gwiazd i było tak widno!
      Wydawało mi się, że to gwiazdy oświetlały leżący śnieg, a śnieg oświetlał gwiazdy. Białego puchu były góry całe! Spadły oceany śniegu, a wiatr nawiał z tego zaspy do trzech metrów.
      Potem nadciągnęły te wielkie mrozy i wiatr, który przewiewał do szpiku kości.....

 Tylko na hucułach można było się poruszać i na nartach. W strażnicy były cztery hucuły, one puszczały po powrocie z patrolu, z nozdrzy, takie długie strumienie pary, które sięgały im do samych kopyt, i wyglądało zupełnie tak, jakby te hucuły zamieniały się w małe parowozy. Bo parowozy – czajniki, na które napatrzyłem się na stacji w Łupkowie, tak właśnie puszczały parę przy manewrowaniu.

 Od drzwi strażnicy do furtki był przekopany tunel w śniegu. Tunel o pionowych ścianach. Przy furtce ściany tego tunelu sięgały na wysokość dwóch żołnierzy.        
             Zwierzyna była osłabiona, bo nie mogła się dostać do pokarmu leżącego pod śniegiem. A pierwszy duży śnieg spadł już w połowie października. Nocą temperatura zaczęła spadać poniżej trzydziestu stopni, w ciągu krótkiego dnia nie podnosiła się wiele bardziej, chociaż zrobiło się bezchmurnie i świeciło oślepiające słońce.
           Wreszcie przyszła ta najzimniejsza noc. Było minus 42 stopnie. Do wąwozu, który pan widzi, weszło kilka dni wcześniej wielkie stado dzików. I po tej jednej mroźnej nocy już nie wyszło. Osłabione dziki zamarzły….
          
W strażnicy była wtedy pełna obsada - 42 żołnierzy ( Synchroniczność?), oraz ja i ojciec. Mięsa z tych dzików było bardzo dużo. Tak dużo, że żołnierze najadali się do syta, jak rzadko kiedy. Stado było naprawdę wielkie, jedliśmy dziczyznę przez kilka miesięcy, do końca marca. I nie tylko my jedliśmy. Jadły też orły...
    Na zdjęciu orzeł na padniętym wilku.


  Momentalnie zjawiły się wilki. Także one jadły do spółki z ludźmi. Wilków również musiało być sporo, bo gdy zapadała noc, rozlegało się donośne wycie i niosło się, jak mi się wydawało, pod samo niebo. 
       Na wiosnę, kiedy śniegi stopniały, całe dno wąwozu zalegały oczyszczone do białości sterty kości....

Stado dzików - Łupków 1953 rok. ( 1 )




Rozmowa z synem powojennego dowódcy strażnicy.
Jaki stopień miał ten dowódca? A czy to ważne? Stopnie wojskowe. Jakie one mają znaczenie? To tylko oznaka "wieku wojskowego" - czyli jak długo trwasz w tej pokręconej organizacji, i jak to wpływa na twoje człowieczeństwo.
         W czasie wojny niektórzy awansowali bardzo szybko. Na przykład dowódca lokalnych oddziałów NKWD stacjonujących w Bobrówce, 40 km od Rzepina ( Ziemie Wyzyskane ) miał 25 lat, gdy w roku 1947 został pułkownikiem.
       A więc jest przepiękny letni dzień i na szczycie góry poziomkowej spotyka się dwóch panów. Obaj fotografują. Można niespiesznie pogadać. Na tej górze wieje wiatr jak z pieca. Silny wiatr. W uszach szumi ten wiatr, ciszę przerywa tylko wołanie derkaczy, kukułka i wszechobecne granie świerszczy. Chmury z bitej śmietany przesuwają się majestatycznie. Zachwyt, zachwyt!

    

Poznaję mojego rozmówcę: - przyjechał rano do Szwejkowa, rozmawiał z Krysią, gdy szedłem do drugiej furtki, aby wyjść na górę poziomkową.
 On przedstawia się jakoś i dodaje: - jestem synem powojennego dowódcy strażnicy. O! Czegoś się dowiem z „pierwszej ręki”!.
     Dziś mieszka w Sanoku, a tu przyjeżdża co jakiś czas, z sentymentu za dzieciństwem. Mieszkał w budynku strażnicy od szóstego do dwunastego roku życia.
 I rozpruł się worek ze wspomnieniami: - Ja tylko słucham, zamieniłem się w tym momencie w jedno wielkie ucho.
      
Syn dowódcy opisuje zabawy "dziecęce". Wokół było pełno niewybuchów i broni, więc wiadomo, jakie to były zabawy. Takie same, jak moje zabawy z dzieciństwa. Opowiada, gdzie były najcięższe walki w 1944 roku, gdzie leżały zwały hełmów żołnierskich po walce wręcz. Hełmów niemieckich i rosyjskich.
      Najwięcej przy moście kolejowym. Opowiada, że gdy się spojrzało z tego mostu w dół, jeszcze w 1953 roku, głęboko w dole widać było hełm przy hełmie. Część z nich była przestrzelona.

Spotkanie





Byłem sam w przedziale pociągu.
Potem wsiadła jakaś dziewczyna - opowiadał pewien niewidomy hinduski chłopiec.
- Mężczyzna i kobieta, którzy ją odprowadzali, musieli być jej rodzicami.
Dawali jej mnóstwo rad i wskazówek. Nie wiedziałem jak wyglądała dziewczyna,
ale podobała mi się barwa jej głosu.


Czy jedzie do Dehra Dun? - pytałem się siebie, kiedy pociąg ruszał ze stacji.
Zastanawiałem się, jak mogę nie dać po sobie poznać,
że jestem niewidomym. Pomyślałem sobie:
jeśli nie będę się ruszał z mojego miejsca powinno mi się to udać.
-Jadę do Saharanpur - powiedziała. - Tam wyjdzie po mnie moja ciocia.
A pan dokąd jedzie, można wiedzieć?

- Dehra Dun, a potem do Mussoorie - odpowiedziałem. - O, jaki pan szczęśliwy!
Pragnęłabym bardzo pojechać do Mussoorie. Uwielbiam góry.
Szczególnie w październiku, kiedy jest tam pięknie.
- Tak to najlepszy sezon - odpowiedziałem,
sięgając pamięcią do czasów, kiedy jeszcze widziałem.
- Wzgórza usłane są dzikimi daliami, słońce jest łagodne,
a wieczorem można sobie siedzieć wokół ogniska i rozmyślać popijając brandy.
Większa część letników już wtedy odjeżdża, ulice są bezludne i ciche.

Milczała, a ja zadawałem sobie pytanie czy moje słowa
zrobiły na niej jakieś wrażenie,
czy też jedynie myślała, że jestem sentymentalny. Potem popełniłem błąd i zapytałem:
- Jak jest na zewnątrz? Ona jednak w moim pytaniu nie zauważyła nic dziwnego.
Czyżby już spostrzegła, że nie widzę? Jednak słowa,
które zaraz po tym wypowiedziała, pozbawiły mnie wszelkich wątpliwości.

- Dlaczego pan nie spojrzy w okno? - zapytała mnie z największą naturalnością.
Przesunąłem się wzdłuż siedzenia, starając się z uwagą odszukać okno.
Było otwarte, odwróciłem się w jego stronę, robiąc wrażenie,
że przyglądam się mijanym widokom. Oczami wyobraźni widziałem telegraficzne słupy,
które przesuwały się w biegu. - Zauważyła pani - ośmieliłem się powiedzieć -
że te drzewa wydają się poruszać? - Zawsze tak się wydaje - odpowiedziała.

Odwróciłem się znów w stronę dziewczyny i przez pewien czas siedzieliśmy w milczeniu.
Potem powiedziałem - Ma pani bardzo interesującą twarz.
Zaśmiała się miło wibrującym i jasnym głosem.
- Przyjemnie to usłyszeć - rzekła.
- Nudzą mnie ci, którzy mówią, że moja twarz jest ładna!
Musisz mieć naprawdę ładną twarz pomyślałem sobie,
a po chwili dodałem pewnym głosem: -
Hm, interesująca twarz może być również bardzo piękna.
- Jest pan bardzo miły ? powiedziała.
- Ale dlaczego jest pan taki poważny?

- Już niedługo będzie pani na miejscu, stwierdziłem dość nieoczekiwanie.
- Dzięki Bogu. Nie lubię długich podróży pociągiem.
Ja natomiast byłbym gotów siedzieć tak nieskończenie długo,
byleby tylko słyszeć jak ona mówi.
Jej głos posiadał tak srebrzysty dźwięk jak górski strumień.
Zaraz po wyjściu z pociągu zapomni pewnie o naszym spotkaniu;
ja jednak zachowam ją w swojej pamięci przez pozostałą cześć podróży a może i dłużej.

Pociąg wjechał na stację. Ktoś zawołał i zabrał ze sobą dziewczynę.
Pozostał po niej jedynie zapach.
Mrucząc coś pod nosem wszedł do przedziału jakiś mężczyzna.
Pociąg ruszył ponownie. Odszukałem po omacku okno
i usadowiłem się naprzeciwko wpatrując się w światło,
które było dla mnie ciemnością.
Jeszcze raz mogłem powtórzyć moją grę z nowym towarzyszem podróży.

- Szkoda, że nie mogę być tak nęcącym towarzyszem w podróży jak ta dziewczyna,
która dopiero wyszła! - powiedział do mnie, starając się nawiązać rozmowę.
- To bardzo interesująca dziewczyna - stwierdziłem.
- Czy mógłby mi pan powiedzieć... czy jej włosy były długie czy krótkie?
- Nie pamiętam…. odpowiedział zdawkowym tonem.
- Przyglądałem się jedynie jej oczom a nie włosom. Były rzeczywiście piękne!
Szkoda, że nie mogły jej do niczego służyć... Była niewidoma.
Nie zauważył pan tego?

Dwoje niewidomych ludzi, którzy udają, że widzą.
Ileż ludzkich spotkań jest podobnych do tego.
Ze strachu, by nie objawić tego, jacy jesteśmy naprawdę
zaprzepaszczamy nieraz najważniejsze spotkania naszego życia.
A niektóre spotkania zdarzają się jedynie raz….