Opowieści syna dowódcy
strażnicy - 2
Widzi pan ten wąwóz? -
zapytał, wskazując na południowe zbocze góry jagodowej.
- Po bardzo upalnym, przepięknym
lecie w 1953 roku, nadeszła sroga i śnieżna zima.
Wydawało
mi się, że to gwiazdy oświetlały leżący śnieg, a śnieg oświetlał gwiazdy. Białego
puchu były góry całe! Spadły oceany śniegu, a wiatr nawiał z tego zaspy do
trzech metrów.
Potem
nadciągnęły te wielkie mrozy i wiatr, który przewiewał do szpiku kości.....
Tylko na hucułach można było się poruszać i na
nartach. W strażnicy były cztery hucuły, one puszczały po powrocie z patrolu, z
nozdrzy, takie długie strumienie pary, które sięgały im do samych kopyt, i
wyglądało zupełnie tak, jakby te hucuły zamieniały się w małe parowozy. Bo
parowozy – czajniki, na które napatrzyłem się na stacji w Łupkowie, tak właśnie
puszczały parę przy manewrowaniu.
Od drzwi strażnicy do furtki był przekopany
tunel w śniegu. Tunel o pionowych ścianach. Przy furtce ściany tego tunelu
sięgały na wysokość dwóch żołnierzy.
Zwierzyna była osłabiona, bo nie mogła
się dostać do pokarmu leżącego pod śniegiem. A pierwszy duży śnieg spadł już w
połowie października. Nocą temperatura zaczęła spadać poniżej trzydziestu
stopni, w ciągu krótkiego dnia nie podnosiła się wiele bardziej, chociaż
zrobiło się bezchmurnie i świeciło oślepiające słońce.
Wreszcie przyszła ta najzimniejsza
noc. Było minus 42 stopnie. Do wąwozu, który pan widzi, weszło kilka dni
wcześniej wielkie stado dzików. I po tej jednej mroźnej nocy już nie wyszło. Osłabione dziki
zamarzły….
W strażnicy była wtedy pełna obsada -
42 żołnierzy ( Synchroniczność?), oraz ja i ojciec. Mięsa z tych dzików było
bardzo dużo. Tak dużo, że żołnierze najadali się do syta, jak rzadko kiedy.
Stado było naprawdę wielkie, jedliśmy dziczyznę przez kilka miesięcy, do końca
marca. I nie tylko my jedliśmy. Jadły też orły...
Na zdjęciu orzeł na padniętym wilku.
Momentalnie zjawiły się wilki. Także one jadły do spółki z ludźmi. Wilków również musiało być sporo, bo gdy zapadała noc, rozlegało się donośne wycie i niosło się, jak mi się wydawało, pod samo niebo.
Na wiosnę, kiedy śniegi stopniały, całe dno wąwozu
zalegały oczyszczone do białości sterty kości....
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz