Padało całą noc. Nad ranem
deszcz przestał padać. Wyspałem się i jeszcze po ciemku, wchodzę na bosaka na
górę jagodową robić zdjęcia tego bieszczadzkiego świata po ulewie. Zaczyna świtać.
O świcie snują się mgły. Kilka zdjęć wyszło ciekawie.
Robi się coraz widniej...
Jest bardzo ciepło.
Po tej niesamowitej burzy
już jestem zahartowany: - żadna ulewa nie wydaje mi się groźna! Przeszedłem
chrzest burzowy!
Do jesieni, jeszcze kilka razy
przechodziły burze nad Bieszczadami, ale
one w porównaniu do tej nawałnicy z 22 czerwca wyglądały jak zając wobec żubra.
W namiocie wszystko zwilgotniało, nie ma
się co dziwić, - po takim deszczu?
Dół zewnętrznego śpiwora całkiem mokry,
lecz ja przecież śpię w Nansenie himalajskim, który nie przesiąkł. Wychodzi
słońce i w ciągu godziny wysychają te wszystkie mokre mameroły.
Zrobiłem także
zdjęcie łapy basiora (Wilka). Pięknie się odcisnął ten ślad w wysychającym
błocie. Wilk ( albo jakiś inny stwór) przechodził drogą w odległości dwudziestu metrów od namiotu.
Wprowadzam racjonalizację: - przesuwam
płachtę okrywową o 10 cm
w przód, bo dostrzegłem, że woda płynęła także przez otwór wentylacji w
suficie. Przy silnym burzowym wietrze deszcz zacina tu bowiem poziomo, a
podmuchy wiatru łamią drzewa, jak zapałki.
Cisza niby kompletna - tylko derkacze
nadają i gdzieś daleko słychać kukułkę. No i świerszcze oczywiście grają, ale
po pewnym czasie tę muzykę świerszczy przestaje się słyszeć, ona staje się
tłem niezauważalnym.
Więc siedzę w tej ciszy bieszczadzkiej, po
śniadaniu obfitym i nawet myśleć nie za bardzo mi się chce. A to jest bardzo cenne....
W misce budyń czekoladowy z płatkami owsianymi, masłem i kaszą manną.
Nic nie muszę. Chyba
pośpię, w myśl zasady Osho: - śpij, kiedy chce ci się spać. ( Co wykonałem
skwapliwie, po odłożeniu zeszytu )
Obudziłem się rześki i pomyślałem, że za
niedługo ( to jest fajna miara czasu tutaj : - za niedługo ) pójdę nazbierać
poziomek i jagód do obiadu. Telefon wyłączony, bo i tak w Szwejkowie nie mam
zasięgu, a zegarka nie noszę. Nigdy właściwie nie lubiłem zegarka na ręku.
Lubiłem za to pracować fizycznie, a on mi w tej pracy przeszkadzał. Poza tym
żyć z zegarkiem to stress przecież, i pogoń za własnym ogonem! Ileż to razy ludzie
w ciągu dnia patrzą na zegarek? Nie oglądam telewizji od trzech lat, przez to
od razu jestem zdrowszy, to i na zegar mogę patrzeć tylko w czasie podróży?
Patrzysz na zegar i słyszysz głos w
głowie: - widzisz jak późno? Masz tyle do zrobienia – zapierdalaj więc
szybciej!
Po terenie strażnicy chodzę na bosaka,
trzymam kontakt z Matką Ziemią. Nawet na szczyt góry jagodowej wchodzę boso,
nie ma tu kamieni na drodze. Co innego, gdy idę na drugą stronę torów, na
południe, na górę poziomkową – zakładam buty, bo tam są żmije. Na zdjęciu stopy oblepione trawą, bo właśnie skosiłem trawnik wokół strażnicy. Bardzo bowiem lubię kosić trawnik, moi bliscy o tym wiedzą.
Nazbierałem jagód i
poziomek, do tego makaron, śmietana i cukier. Bardzo bowiem chce mi się
słodkiego. Codziennie zjadam też czekoladę gorzką. Widocznie za mało mam
czekolady w organizmie.
I po obiedzie znowu senność przychodzi. Tym razem
krótka drzemka i wyruszam na górę poziomkową, robić zdjęcia kwiatom, i popatrzeć na wszystko z góry....
Zachwyt! Zachwyt! Dziekuję Ci Boziuniu!
Wyprawa udana, wracam, chwila rozmowy z
Krysią, kolacja,samotne ognisko, opisuję dzień z przyjemnością i nadchodzi noc z oceanem gwiazd...... Nade mną świeci Wielki Wóz, i przypomina, że gdzieś tam w górach, czeka na mnie apartament w Boskim Hotelu Siedmiogwiazdkowym.
Witam bardzo serdecznie i z uśmiechem podróżnika, który chyba z wrodzonej skromności nie dodał tych dwóch gwiazdek, które
OdpowiedzUsuńi tak widać na zdjęciu ;)
Cholernie się cieszę, że co wieczór mogę przenieść się w Jego świat!
Dziękując za lekcję oraz polepszony każdorazowo nastrój.
Piotr