Przyjechałem do Ciężkowic,
do Domu na Górze. Tu nastąpiła inauguracja wakacji Zbyszkowych. Zaraz po
przyjeździe rozstawiłem namiot, ale spałem elegancko w łóżku, a na namiot
patrzyłem z czułością z okna. Przyszedł pierwszy mały deszczyk i okazało się,
że w płachcie namiotu jest trochę dziurek po kocich pazurkach, więc po próbie
deszczowej, namiot nieco przeciekał. Ponieważ deszczyk był niewielki, to co będzie
w czasie ulewy? Należało coś wymyślić - albo kupić drugi namiot, albo znaleźć inne
rozwiązanie.
Dla tych, którzy nie wiedzą: - przywitanie z Janem Gabrielem.
Oto mój Dom Bieszczadzki: - zgrabny namiocik dwuosobowy w postaci dziewiczej, oraz garnek stalowy - kociołek zawieszony na drutach. Stała ta cała instalacja przez kilka dni i cieszyła moją duszę, aż przyszedł deszczyk i wynikł problem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz