A więc jest noc. Pierwsza noc
bieszczadzka. Niebo bezchmurne całe w gwiazdach. To niebo wydawało mi się wtedy
cudem boskim, chociaż niebo w Ciężkowicach też godne podziwu, bo nie wiedziałem jeszcze o Parku Ciemnego
Nieba. Jak pisałem, spać się nie chciało, mościłem się - tak wewnętrzna radość
i energie we mnie pulsowały.
Około północy usnąłem.,,,
Budzę się…. Jest wcześnie – szarówka. Nie chce
mi się patrzeć która godzina – bura! Spać jeszcze…
A tu kukułka, a właściwie kukułek (
samczyk szuka samiczki ) kuka. Jest cudnie! Jak on prześlicznie kuka! Głośno,
radośnie. I długo - znaczy wielokrotnie. To nie to samo, co dzieje się w parku
miejskim, czy innych lasach nizinnych. Tu kukułek nie kuka, tylko zapierdala z
radością prawdziwą! Kuknął już na pewno ze sto razy! Aż echo się niesie.....Tak
ciepło w śpiworach, jeszcze bym pospał....On się na pewno zaraz wykuka i
zakończy....Ale ma animusz! Pięknie kuka, tylko mógłby już skończyć. Leżę, nie
mogąc usnąć, bo kukułek kuka na drzewie bardzo blisko. Już mi w głowie huczy od
tego kukania. Kuku i kuku! To się robi nudne już. Wykuka się wreszcie?
Staje się inaczej: - przyleciał drugi
kukułek i teraz kukają tuż nad moją głową na dwa głosy! Jest coraz widniej,
zaraz wschód słońca, o spaniu mogę zapomnieć, kukułki najwyraźniej chcą mnie
wkurwić, wykrzykując w tej ciszy kompletnej swoje rozdzierające: kuku - kuku!
I to się im udaje całkowicie. Wręcz
wściekły wygramalam się z namiotu na sikanie - klnąc kukułki, ale to tylko chwila,
moment dosłownie, bo gdy już jestem poza namiotem, ta złość znika. Boziuniu,
jak tu jest cudnie!!!! Wowww!
Rosa się perli na wszystkim wokół…
Za Chryszczatą podnoszą się kolory
poprzedzające wschód słońca…
Na dłoni siada mi czarny zgrabniutki
motyl,
po chwili odwiedza nogę.
Kilka metrów od namiotu tryska z ziemi
zimniutkie źródełko.
Niektórzy już upolowali śniadanie i pozują do zdjęcia...Oto zdjęcie kukułki, która chwilowo nie kuka, bo ma robala w dziobie.
Wielka Radość wybucha we
mnie i już nie zwracam uwagi na kukułki, nie pamiętam, czy kukały dalej, czy odleciały - przestaję je
słyszeć! Zachwyt! Zachwyt! Zachwyt!
Odtąd wiedziałem już, że wszystko w
Bieszczadach jest inne, mocniejsze, większe. I nie jest to złudzenie biorące
się z dobrego samopoczucia - tak rzeczywiście jest. Grzyby większe i jagody i
jeżyny i orzechy laskowe, i jelenie karpackie największe, woda zimna, słońce
palące, rosą kapiącą wszystko tu spływa o poranku, a ulewy to ściana wody z
nieba. No i błoto bieszczadzkie jest godne podziwu - nie ma sobie równych……
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz