środa, 31 października 2018

Wyspa Tu

Rybacy wyłowili z głębiny butelkę.

Był w niej papier, a na nim takie były słowa:
- „Ludzie, ratujcie! Jestem tu. Ocean mnie wyrzucił na bezludną
wyspę. Stoję na brzegu i czekam pomocy.
Spieszcie się! Jestem tu!”

- Brakuje daty. Pewnie już za późno. Butelka mogła długo pływać
w morzu – powiedział rybak pierwszy.

- I miejsce nie zostało oznaczone. Nawet ocean nie wiadomo
który - powiedział rybak drugi,

- Ani za późno, ani za daleko. Wszędzie jest Wyspa Tu
powiedział rybak trzeci.

Zrobiło się nieswojo, zapadło milczenie. Prawdy ogólne mają
to do siebie.

                                                 Wisława Szymborska

Szczęśliwy Robinson

Poranek na Fereczatej.
Pochodziłem nieco po tym dachu lokalnego świata, zdążyłem zrobić kawę, kiedy nastąpiła nieoczekiwana zmiana sytuacji – oto miało wyjrzeć słońce a zaczęło padać.
Na kamieniu borowik ceglastopory czeka na ugotowanie.


Rzeczywistość należy akceptować – a więc daję nura do namiotu i rozpoczynam ceremonię śniadania.


Powoli rozpadało się, zamykam wejście - mógłbym się złościć, tylko co to by dało? Może ból brzucha? Nie chcę tak - przecież śniadanie czeka.
Wolę modlitwę: - Aniołku, pobłogosław te dary, które będę za chwilę spożywał.
           I znowu czuję się jak Szczęśliwy Robinson!
Aby poczuć w sobie Robinsona, potrzebne są jeszcze dwa elementy:
- jakaś góra na odludziu – ona zastępuje samotną wyspę, oraz
- mgła albo deszcz, a najlepiej jedno i drugie razem - owe zastępują ocean.

Deszcz się nasilił, zagrzmiało i lunęło na całego!
Zjadłem niespiesznie i przypomniał mi się wierszyk Szymborskiej
- Oszczędzając trud szwagierki wszystkie dania jedz z manierki.

Spłynęło na mnie jeszcze większe zadowolenie, oraz lekka ociężałość pośniadaniowa, a z tego powodu myślę sobie: - chyba się położę, bo co będę siedział.
I położyłem się.

Następnie przypomniał mi się jeszcze jeden wierszyk i zaczął powtarzać się jak uszkodzona płyta – nieraz mam tak samo z jakąś piosenką, która jak to się mówi - „chodzi” za człowiekiem przez pół dnia.

Trafił Jan do knajpy, chociaż łaźni szukał, a więc się nie umył, a tylko się spłukał”

Minęła godzina - wyjrzałem z namiotu, bo mniej padało, a wydawało mi się, że coś słyszę – oto zaobserwowałem objawy nieznacznego ruchu u młodych sąsiadów. Najpierw pokazała się sąsiadka, potem sąsiad.





Życie jest nie tylko piękne do pewnego stopnia, lecz także moczopędne.
                                                   Zauważył Celsjusz.

Tych Słowaków to ja coraz bardziej lubię – pomyślałem.
Nie łażą bez sensu, w ogóle mało się pokazują, nie gadają po próżnicy, a przez to nie zakłócają ciszy, tudzież prawidłowych prądów powietrznych, które mnie otaczają.

A tuż nad głową werbelek deszczu grał jednostajną melodię....

Ten dźwięk przynosi wspomnienia z dzieciństwa:
  • oto letnisko: - siedzę na werandzie w domu cioci. Pada deszcz. Weranda ma blaszany dach, więc deszcz gra na nim jak na bębenku.....
Trafił Jan do knajpy
Na dworze deszcz hulał
Więc zamiast się umyć (szukał łaźni przecież)
Tylko się ululał.

Nadpływa senność – chyba pójdę spać – pomyślałem.
A daleko nie mam, bo właśnie leżę.......

wtorek, 30 października 2018

Na Fereczatej

Przed wakacjami zacząłem pisać o czterodniowej wyprawie z Woli Michowej do Fereczatej z września 2016 roku.
Ludzie wyjeżdżają do egzotycznych krajów w poszukiwaniu wrażeń, a okazuje się, że tych wrażeń można mieć dość i to dosłownie na własnym podwórku. 
      Trzeba tylko zawrzeć pakt z Aniołem Prowadzącym....
W kwietniu, w kilkunastu postach zdążyłem opisać sobotę i niedzielę – na sprawozdanie czeka poniedziałek i wtorek. Ta czterodniowa wyprawa po raz kolejny udowodniła, że czas jest rozciągliwy: - jeśli dostatecznie dużo się dzieje, dzień wydaje się nie mieć końca.
    Dziś zabieram Czytelników w dzień trzeci.

Dzień trzeci, poniedziałek, 5 września 2016. 
Świt na Fereczatej.

Jest jeszcze ciemno, kiedy się budzę.
Nie wieje....
Wiatr ucichł, a więc mamy jeden plus dodatni.
Nie muszę wstawać – ale już myślę.

Myślę więc jestem”
Sławne (choć mijające się z prawdą) hasło Kartezjusza, owocuje w rezultacie negatywnie.
Oto dzięki zdolności myślenia wybudowaliśmy dla siebie klatkę – cywilizację, i teraz już musimy myśleć.
Musimy myśleć, choć słyszeliśmy także, że prawdziwy świat jest podobno inny niż nam się wydaje, czyli z tej klatki dałoby się wyrwać.
Trzeba tylko chęci do tego wyrwania się z klatki.....

Bo cóż daje cywilizacja?
Usiłuje leczyć choroby, które sama wywołuje tresurą psychiczną i podsuwaniem chemicznej żywności. Czyli działa chorobliwie zarówno na ciało jak i umysł.... Żeby siebie odnaleźć trzeba od niej uciec. W jakiś swój świat. Może to być osobisty świat wśród tłumu.... Albo łatwiej: - w odludziu..... 

A „za oknem” jest dopiero mglista szarówka oraz Wielka Cisza!


W takiej Wielkiej Ciszy nawet myśli wydają się być głośne....

Po wczorajszych łopotach namiotu szarpanego wichurą, dzisiejsza cisza jest balsamem dla uszu.
     Z lubością wielką wsłuchuję się więc w tę ciszę – i..... już jest po ciszy!
Przyleciał bowiem dzięcioł i wykonał serię huknięć tuż obok, w starego buka, jak z karabinu maszynowego. A echo tylko na to czekało i odpowiada.
Znaczy: - wstajemy panie Zbyszku!
(Bo jest nas dwóch – ja i mój brzuch).








Słońce także zaraz wstanie. Rozpalam ogień nie żałując drewna - zrobię kawę.
Słowacy śpią pomimo dzięciołowego hałasu. Właściwie nie dziwota, wszak zdrożeni - wczoraj przeszli niezły kawałek jak na młodych.

poniedziałek, 29 października 2018

Przestrzenią ducha jest cisza

Październik.
Po powrocie z wakacji …... chyba celniej będzie: - po powrocie z letnich wyjazdów, bo na wakacjach i to permanentnych, jestem non stop.
       Powód? Emerytura moi Kochani.
Czyli każdy dzień jest dla mnie niedzielą, czego i Wam życzę. I ustalmy jedno: - życie ma być radosne, unikajmy ludzi poważnych czyli obciążonych mentalnie - tacy ciągną do końca w żalu do świata i w ten sposób sieją zarazę.
Wybierajmy trwanie w sprawności fizycznej i umysłowej.
Żeby to osiągnąć ….. to już każdy sam sobie kapitanem i okrętem.

Jedno pewne: - Trzeba mieć w głowie poukładane – prawidłowe myślenie potrafi (bowiem) spowodować zamianę słabych genów na silne!
 Porzekadło: - "W zdrowym ciele zdrowy duch", według mnie można odwrócić.
             Zdrowy duch = zdrowe ciało.
Rozprawialiśmy na ten temat z moim przyjacielem Mirkiem, dochodząc do wniosku, że w tym momencie pojawia się zagadnienie reinkarnacji i karmy.         W każdym razie nie ulega kwestii, że ruch to zdrowie i nie zastąpi go żadne lekarstwo, za to ruch na powietrzu zastąpi wiele lekarstw. 
      A już na pewno zastąpi wszystkie tzw. suplementy diety. Nie było tego wielomiliardowego rynku kiedyś i świadczy on o postępującym ogłupieniu społeczeństwa. Pisałem o tym przy okazji oceniania Rozumu bieszczadzkich Myszy.
       Tę myśl potwierdziłem osobiście w tym roku, po radosnym przewędrowaniu najdłuższego odcinka czerwcowej bieszczadzkiej włóczęgi - 40 km. z Woli Matiaszowej do Baligrodu, przez Bereżnicę, a przecież swoje lata mam.


Wrzesień.
Wyspa Sobieszewska.
Puste plaże poza sezonem.
Flauta i przestrzeń.
      W sumie idealna cisza od ludzkich głosów, bo morze z Zatoki zawsze robi przynajmniej szuu.... szuuuu.




Był azaliż jeden taki dzień, kiedy udało się sfotografować rozprysk.


Po powrocie z Wyspy, poszedłem (Warszawa) do Biblioteki Uniwersyteckiej (Ogród na dachu) Towarzyszy mi myśl, aby napisać o ciszy.




Wewnątrz Biblioteki natykam się na wystawę Kółka Fotograficznego pod tytułem Cisza
Czytam  komunikat: - Przestrzenią ducha jest cisza......


Nie ma przypadków: - oto dostałem tytuł do wpisu.

sobota, 27 października 2018

Kiedy Słońce było bogiem

Wolność.
A więc także możliwość pisania o czym się chce.
Teraz coś w rodzaju podsumowania. Tu metodą skojarzeń przypomina się MEM: 

Drzwi sklepowe. Na nich wielki papier z trzema napisami.

U góry: REMAMENT
Pod spodem: - RENAMENT
Oba napisy przekreślone, widocznie piszący nie był pewien poprawności pisowni
i dlatego na samym dole pojawiła się nieprzekreślona: - INWENTARYZACJA.
 
Lubię pisać jak początkowo je nazywałem "te listy do samego siebie"
Przez kilka lat zebrało się prawie trzy tysiące wpisów i dziś jest to również "Niekończąca się opowieść".
     To wszystko dzięki komputerowi - nie trzeba się już nikogo prosić o wydanie książki - masz chęć pisać? (no i musisz mieć czas...)
Jeśli tak, siadasz, piszesz i do sieci z tym!
Zaglądasz do statystyki i od razu widzisz, ile osób ciebie czyta i z jakiego miejsca naszej Globalnej Wioski zaglądają na stronę.   
Jednak tytuł bloga zobowiązuje, więc co pewien czas piszę o pieniądzach, tak będzie w przyszłym tygodniu, natomiast dziś post astronomiczny.

Jak stwierdza Księga Genesis, uczynił Bóg dwa wielkie światła: - większe, aby rządziło dniem, oraz mniejsze, aby rządziło nocą.
W starożytności, jeśli nie było jedynym bóstwem, a jednym z wielu, zwykle uważano je za najpotężniejsze.
Czy Słońce jest bogiem?
Z pewnością nie można na nie podnieść wzroku......

Cóż to jednak za bóg, skoro wystarczy wyciągnąć rękę i można całkowicie zakryć go kciukiem?
Dziś wiemy jednak, że w jego wnętrzu zmieściłoby się milion planet wielkości Ziemi.
     Oto wszyscy jesteśmy poddanymi Słońca, bo poza planetą będącą naszym domem, ono jest jedynym obiektem we Wszechświecie, bez którego nie moglibyśmy przetrwać.
Poradzilibyśmy sobie bez całej reszty planet, gwiazd i galaktyk, lecz bez obecności Słońca byłoby to niemożliwe.
Ciepło i światło, które Ziemia od niego odbiera, stworzyło ziemskie życie w tych przejmująco zimnych mrokach Kosmosu.

Na Słońcu nigdy nie zdarza się nudny dzień. 
Każdej doby armia astronomów, wspomagana przez armadę sond kosmicznych, śledzi wygląd nieustannie zmieniającej się powierzchni naszej gwiazdy, odczytuje zakodowane różnymi barwami wartości temperatur.
       Wśród tych tworów są takie cuda, jak ciemne plamy o rozmiarach większych od Ziemi, pętle wyjątkowo silnie rozgrzanego gazu o wysokości dziesięciokrotnie przewyższającej średnicę naszej planety.

Azaliż powolutku, nie sztuka utonąć w wiedzy.
Popatrzmy dla relaksu na grzyby - jesienne dary lasu, które dostajemy tudzież dzięki Słońcu









Trzymając się tematyki leśnej - limeryk na koniec..


Pewien strażnik leśny ze wsi Swornegacie
W każdy piątek pierze w balii swe ..... nadążacie?
Gdy je suszy na sznurze,
Woda ścieka po murze -
Po tym łatwo dom jego poznacie

Tęcze bieszczadzkie

Zauroczenie wielobarwnym łukiem na niebie.

W „Traktacie o malarstwie” Leonardo da Vinci pisał: - „Jeśli nie wiesz, co kryje się w stwierdzeniu, że bliskość jednego koloru przydaje piękna drugiemu, w sąsiedztwie którego kończy się jego domena, zaobserwuj tęczę powstającą z promieni słonecznych, z jej barwami stworzonymi przez padający deszcz, gdy każda opadająca ku ziemi kropla mieni się wszystkimi kolorami tęczowego łuku”.
Tęcza zawsze ujmowała nas swoim urokiem, jej czarowi ulegali wszyscy, zarówno poeci, jak i uczeni.

Już nie otaczamy tęczy taką czcią, jak ludzie pierwotni, ponieważ wiemy, jak powstaje. Jednak poprzez to nasze wścibstwo wiele utraciliśmy” - pisał Mark Twain.

I cóż z tego, że wiemy jak tęcza powstaje?
W dalszym ciągu zaliczamy ją do znaków anielskich.....

Bieszczady, Wola Michowa.





piątek, 26 października 2018

Przypowieść o ośle

Czemu ludzie stają się zagubieni?
Z powodu trucizny, którą karmi ich rodzina i społeczeństwo.
Tą trucizną jest system przekonań, poglądów i myśli - taki bagaż zdrowego człowieka przytłacza. 

Trujący system przekonań niektórzy słusznie zaliczają do śmieci, które nas zasypują, a przecież to właśnie dzięki nim można dojść do światła.

                                 Przypowieść o ośle.  

Zdarzył się wypadek: - starszy już osioł wpadł do studni. Wołał z niej żałośnie wzywając pomocy. Nadbiegł właściciel, ale bez drabiny nie mógł nic zrobić. Wrócił po drabinę.
W tym czasie sąsiedzi, którzy się pojawili, jak to zwykle bywa, gdy coś się dzieje, uradzili, że osioł jest stary i zamiast go ratować, prościej będzie skrócić mu życie.
Co też niezwłocznie zaczęli wprowadzać w czyn, za pomocą wrzucania na osła góry śmieci wymieszanej z ziemią, która znajdowała się obok studni.
    Osioł przestał ryczeć. Sąsiedzi pracowali dalej, wrzucając odpadki do końca.
Byli pewni, że jest już po ośle, a ten tylko przebierał nogami i dzięki śmieciom był coraz wyżej, aż w pewnym momencie jednym susem wyskoczył ze studni, po czym radośnie zarżał.
    



Trucizna działa zabójczo na prawidłowy tok myślenia, przez co ludzie tracą umiejętność rozpoznawania własnych emocji i gubią kontakt z samymi sobą.
       W pewnym sensie jest to sprawa kryminalna, bo jest próbą zabójstwa osobistego „ja”. 
W wielu przypadkach jest również zabójstwem dokonanym i udanym.
Takie zabójstwo odbiera człowiekowi poczucie własnej wartości, godność i szacunek do siebie.
       Rodzice i społeczeństwo podają dzieciom tę truciznę, bo tak samo ich kiedyś potraktowano.

Kiedy jednak człowiek potrafi wkroczyć na drogę oczyszczenia w dorosłym życiu, z zaskoczeniem odkryje, że nie jest mu już potrzebna akceptacja ze strony innych ludzi.
     Pozna siebie i odkryje, że można być wolnym człowiekiem i czerpać z życia. radość bez patrzenia na opinię innych.
Odkryje, że najprostsza radość, to radość bycia z samym sobą.
Odkryje, że aby się odnaleźć, wystarczy siebie polubić.
No i dodam ze swego doświadczenia: - Nie doceni wolności ten, kto nie był niewolnikiem.

Wysiłek fizyczny nie tylko poprawia wygląd ciała ale i pomaga zresetować ducha.
Przez cały czas chodzi o nabycie fantastycznej, a jednocześnie podstawowej umiejętności: - umiejętności cieszenia się życiem.
      Nie można od siebie uciekać, bo to się nie uda. Wręcz przeciwnie, Trzeba powrócić do siebie – zaprzyjaźnić się ze sobą.

Kiedy tak się stanie, każda pogoda będzie odpowiednia a każde miejsce szczęśliwe.
       
No i pamiętajmy, że humor jest ważny, a śmiech = zdrowie.  
Przecież w każdym aspekcie życia możemy z łatwością dostrzec coś zabawnego. 


                                                                                  Rys. Mleczko.

Poznanie siebie, a następnie akceptacja, jest podobne do programu komputerowego. Jeśli w komputerze nie ma odpowiedniego programu, wszystkie wprowadzane dane będą się błąkać bez sensu i nie zapełnią komputera żadną treścią.

Zatrzymać się na chwilę, znaleźć czas na to, żeby cieszyć się życiem i tym co mamy. Pamiętajmy, iż rzeczy materialne w zdrowej skali liczą się najmniej.

Bo przecież każdy ma coś cennego wewnątrz.

czwartek, 25 października 2018

Życie zakreśla koło


W wieku trzech lat sukcesem jest nie robić w majtki.

W wieku 12 lat sukcesem jest mieć przyjaciół.

W wieku 14 lat sukcesem jest mieć prawo jazdy.

W wieku 16 lat sukcesem jest uprawiać seks.

W wieku 35 lat sukcesem jest mieć pieniądze.

W wieku 50 lat sukcesem wydają się być pieniądze.

W wieku 70 lat sukcesem jest uprawianie seksu.

W wieku 75 lat sukcesem jest mieć przyjaciół.

W wieku 80 lat sukcesem jest nie robić w majtki.


Warszawskie Łazienki








środa, 24 października 2018

Dobre uczynki

Nie staraj się być dobrym, bo każde staranie to maska. Bądź sobą - to wystarczy.
         Autor nieznany. Może Zbyszek?

Kiedy staram się być dobry, chcę zasłużyć na uznanie, na opinię innych. To tylko taki przykład, hipotetyczny zupełnie, bo się nie staram. Jestem sobą, czy to się komuś podoba, czy nie.

Nauczycielka: - Kochane dzieci. Kazałam wam zrobić przez weekend dwa dobre uczynki. Jasiu! Opowiedz nam, co ty zrobiłeś. .
Jasio ma wszystko zapisane. Wstał, chrząknął i czyta:                                            - Mój pierwszy dobry uczynek.
W sobotę przyjechałem do babci. Babcia bardzo się ucieszyła.
- Mój drugi dobry uczynek
W niedzielę wyjechałem od babci. Babcia ucieszyła się jeszcze bardziej!

Dzieciństwo. 
Powrót do Warszawy z letniska u cioci. A tam ogród z niezapomnianym czereśniowym drzewem, dalej piaszczyste górki porośnięte jałowcami i aż po horyzont widok na las.
Wyglądam przez okno pociągu, który wjeżdża do miasta.
Mamo! zobacz – tramwaj! - wykrzykuję rozradowany..

To bardzo ważne: - dziecko cieszy się z byle czego i taki stan należy w sobie pielęgnować.



Przypomina mi się to zawsze po powrocie z wakacji.
Wieczorne spacery po wielu miesiącach nieobecności są jak wydech po wdechu – niosą dziecęcą radość.



Zdjęcia z Ogrodu Saskiego z tego samego miejsca – dwa z maja, jedno z jesieni.