piątek, 29 marca 2019

Entuzjazm


Rano wstaję z entuzjazmem – przecież dziś czeka mnie ludzkie jedzenie!
Odwiedzam Bobrowe Jeziorko, po powrocie jem garść płatków kukurydzianych popijając wodą źródlaną, a w wyobraźni tkwi mi obraz kotleta schabowego.
Kręcę się trochę tu i tam, na dole podziwiam parzydło


Na górze margerytki.


W końcu zasuwam suwak w namiocie – jest już dziewiąta, do Baligrodu zajdę na dwunastą.
Ruszam z entuzjazmem.
Idąc stwierdzam, że ten entuzjazm to dopiero dodaje skrzydeł!


Za leśniczówką mijam wiatę, a w głowie snują się same bardzo niezwykle przyjemne myśli, trochę kolorowych wspomnień, do tego dochodzi równy rytm kroków, a ponad wszystkim unosi się talerz z kotletem schabowym

I już Baligród a w nim karczma.


Kiedy zamawiam kotleta, mój entuzjazm szczytuje.
Cóż to za cudne chwile są! Oczywiście najpierw sączę piwo w oczekiwaniu....
Teraz rozumiem sławne zadowolenie Kubusia Puchatka w oczekiwaniu na miodzik.....
        Szklanka już pusta a pani z kotletem nie przychodzi....
Wreszcie jest! Pani jest i kotlet jest!
Pani mówi: - ja przepraszam, ale panierka odstaje...
A kotlet jest taki cudowny!
Szybko wyprowadzam panią ze stresa mówiąc: - proszę się nie martwić, ja przepadam za odstającą panierką!
Pani odchodzi, ale spojrzała na mnie i jakby się chwilę zawahała.
A ja już jem..... Pycha!


Po zjedzeniu kotleta uzupełniam aprowizację biwakową w sklepie przy czołgu i zmierzam z powrotem.
Kupiłem spory kawał wędzonego boczku do zupek i obiecałem sobie kilkudniową nieobecność grzybów w jadłospisie.
       Idę, ale już z nieco mniejszym entuzjazmem.
Po drodze entuzjazm jeszcze bardziej maleje.
Kiedy doszedłem do namiotu, poczułem że entuzjazm całkiem wyparował, a jego miejsce zajęło zwykłe, zdrowe zadowolenie, oraz nadpłynęła senność.
        I tak powinno być.
Jest przecież dzień i noc, wdech i wydech, radość i smutek, tudzież falowanie na wietrze.


A teraz entuzjazm według Osho.

Społeczeństwo nie może sobie pozwolić na tolerowanie entuzjazmu. Entuzjazm ma bowiem moc rewolucyjną.
Powtarzam: - entuzjazm ma moc rewolucyjną. 
Jeśli ludzie będą pełni entuzjazmu, całe społeczeństwo będzie musiało się zmienić, bo przecież obecnie jego podstawą jest stan przygnębienia.
       Gdyby ludzie byli bezgranicznie szczęśliwi, nie można by ich poprowadzić na wojnę do Wietnamu, do Egiptu, czy do Izraela. Nie. Taki ktoś roześmieje się i powie: -„To nonsens”.

Ludzie szczęśliwi nie poddają się obsesji pieniądza. 
Nie zmarnują całego swojego życia po to tylko, by gromadzić pieniądze. Dla nich będzie to przejaw szaleństwa. 
     No bo jak można niszczyć własne życie tylko po to, by gromadzić pieniądze, a potem martwić się, że trzeba umrzeć i wszystko zostawić? 
To absolutne szaleństwo. Nie dostrzeżesz go jednak dopóki nie osiągniesz poczucia entuzjazmu.
Jeśli ludzie będą pełni entuzjazmu, wtedy cały porządek społeczny będzie musiał się zmienić.                                                                                                              
Bo społeczeństwo opiera się na poczuciu nieszczęścia. To jest dla społeczeństwa najlepsza inwestycja.
                                                                                                                                 Toteż od samego początku, tak wychowujemy swoje dzieci, by wybierały bycie nieszczęśliwymi i dlatego zawsze to robią.
        Co rano każdy z nas ma wybór. Wybierasz zawsze bycie nieszczęśnikiem, bo to rodzaj inwestycji. Wybierasz to, bo to twoje przyzwyczajenie, takie masz wzorce, zawsze tak robiłeś.        
 Umiesz to dobrze robić.                                                                                     

Stało się to podobne do wydeptanej ścieżki.

Przygnębienie zdaje się być jakby „z górki”, entuzjazm zaś „pod górkę”.
Entuzjazm wydaje się bardzo trudny do osiągnięcia, choć to nie jest prawda. W rzeczywistości jest całkowicie odwrotnie:- entuzjazm jest „z górki”, a nieszczęście „pod górkę”.


                                                                      

czwartek, 28 marca 2019

Tęsknota

Popołudniami wspinam się pod las, poleguję sobie widokowo i myślę o różnych takich....





Cienie robią się coraz dłuższe. Na horyzoncie rysują się połoniny, a konkretnie siodło Tarnicy.

Może pochodzić po połoninach?
Można, ale tam tyle ludzi chodzi....
Nie. Nie pójdę.





Jednak jakby coś mnie gryzie... Nie to nie kleszcz, to jest coś od środka człowieka... czegoś mi brakuje, czegoś potrzebuję.... Coś mnie leciutko rozpiera... Co to może być?
Zastanawiam się chwilę i już wiem!
To tęsknota! 
Zatęskniłem za schabowym! Kotleta chcę!!!

Tu mam przestrzeń i ciszę, nagrzana słońcem łąka pachnie upojnie, jest storczykowo i margerytkowo, ale nie ma kotleta!
I w ten oto sposób po tygodniu jedzenia zup grzybowych, poziomek i jagód, odebrałem jasny sygnał z ciała.

A więc jutro pójdę na obiad do Baligrodu – mniam, mniam!
Naraz przychodzi do głowy nie wiadomo czemu sentencja nagrobna, która dręczyła mnie w Bereźnicy:

Tutaj spoczywa Krzysztof Przywsza
a przy Przywszy żona bywsza.
Jak widać z porównania dat,
te zgony dzieli kilka lat.
Nieboszczka była dłużej żywsza.

Zaśmiałem się. Pójdę do Baligrodu, zobaczę ludzi, pogadam z kimś żywszym.
Rzeczy azaliż dzieją się w odpowiednim miejscu i odpowiednim czasie, mam tu na myśli tę moją nagłą tęsknotę za kotletem.
Gdybym teraz zaniechał zjedzenia obiadu w karczmie, mógłbym naruszyć porządek wszechrzeczy i pogmatwać sprawę – jak uczy Tao.
      A tego nie chcę! Och ach nie chcę!
No bo wydaje się niby, że to błaha rzecz taki spacer na obiad.
Małym minusem ujemnym jest fakt, że do karczmy mam trzy godziny marszu. A potem trzeba wrócić do namiotu.
   Lecz nic to, chodzi o to, że rzeczy działają tak, jak powinny, bez względu na to, co akurat o tym myślimy i „niech się dzieje wola nieba, z nią się zawsze zgadzać trzeba”.
Oczywiście z wyłączeniem przypadków gdy jakieś rozwiązanie do dupy jest.

A kiedy już coś się wydarzy, możesz spojrzeć wstecz i powiedzieć za Kubusiem Puchatkiem: - „Ach, teraz rozumiem. To musiało się zdarzyć, aby tamte rzeczy mogły się zdarzyć, a one z kolei musiały się zdarzyć, żeby to teraz mogło nastąpić”.









środa, 27 marca 2019

Starodawne koleiny

Skamieniałe koleiny znajdowane są w różnych miejscach świata, Wyglądają jak pozostałość po ciężkich pojazdach terenowych.
Nikt nie spierałby się pewnie z takim tłumaczeniem, gdyby nie fakt, że zgodnie z opinią badacza, dr. Kołtypina, zajmującego się tym tematem, powstanie śladów należy datować na okres miocenu.

Podobne koleiny, do tej pory zostały znalezione na Malcie, we Włoszech, w Kazachstanie, we Francji, a także w Ameryce Północnej.
Jednym z najważniejszych miejsc jest Sofca, w Turcji, gdzie koleiny mają długość 75 kilometrów. I miejscami głębokość do półtora metra.



Dr. Kołtypin, przypisuje ich istnienie jakiejś zaawansowanej cywilizacji, istniejącej w bardzo odległych od nas czasach.
Czyli mamy kolejną wiadomość z zakresu Archeologii Zakazanej, a takie wiadomości po pierwsze primo: 
- nie są lubiane przez naukowych ortodoksów, bo trzeba wysilać mózgownicę aby próbować je wytłumaczyć.                                                                                        - po drugie primo: - próby tłumaczenia Nieznanego narażają na szwank dotychczasowy dorobek naukowca, a tego oni się boją jak ognia.   
                                                                                               

Jest trochę materiałów o koleinach, zwłaszcza w języku angielskim. Podają one zazwyczaj, że ślady zostały pozostawione ok. 700 lat pne. przez wozy ciągnięte przez osły i wielbłądy.
     Można także przeczytać, że w tym czasie, ziemia była mokra i plastyczna jak glina, więc pojazdy niemalże tonęły w błocie. Po pewnym czasie ziemia wyschła i utrwaliła ślady.
       I sprawa zamknięta, znaczy zamieciona pod dywan.

Na obrazku bardzo przepiękna koleina o głębokości jednego metra wyciśnięta w sławnym mazistym bieszczadzkim błocie powstałym z łupków. Jak wiadomo łupki narodziły się wiele milionów lat temu z osadów oceanicznych, wszak kiedyś Bieszczady znajdowały się na dnie Oceanu Tetydy.


      A więc mamy koleinę i załóżmy, że od tej pory już nic tędy nie będzie jeździć.
Owszem, ta koleina stwardnieje, kiedy nie pada, a słońce przypieka. Ale przy pierwszym deszczu to co jest najwyżej zacznie siadać, a woda płynąc rowkiem napotka kamienny podkład i już nie będzie głębiej. Po niewielu latach ślady się najpierw spłaszczą, a potem zanikną.
    Ten upływ czasu widać na dawnych nieużywanych drogach gruntowych, na przykład na drodze biegnącej z dawnej wsi Rabe na górę 686. 
Od deportacji mieszkańców minęło 70 lat i miejscami już trudno rozeznać, gdzie ta droga była. O zobaczeniu kolein nie ma mowy.

     Wyjaśnienia naukowców dotyczące opisywanych skamielin zawierają  jak się wydaje celowy błąd merytoryczny, gdyż  mówi się tu o mokrej ziemi, która skamieniała, a ślady nie są wcale wyciśnięte w ziemi, lecz w powulkanicznych popiołach, a miejscami w gorącej jeszcze magmie.
      Oto jakieś ciężkie pojazdy przemieszczały się w czasach wulkanicznych, gdy wulkany wylewały lawę i sypały pyłem.
Powstałe ślady z czasem utrwaliły się niczym muszki zatopione w bursztynie, a ich wiek da się oszacować z pomocą geologii.


Dlatego właśnie doktor Aleksander Kołtypin prowadząc badania w Dolinie Frygijskiej, oszacował, że koleiny powstały podczas epoki zwanej miocenem, czyli mają 12 do 14 milionów lat.

wtorek, 26 marca 2019

Po sezonie

Wrzesień – a więc jest po sezonie.
Idę brzegiem Zatoki, od Sobieszewa zbliża się traktor z przyczepą - dwóch robotników opróżnia pojemniki stojące przy wejściach na plażę, ale też idą piechotą za traktorem i zbierają śmieci, które wyrzuca morze.
     Powiedzenie „po sezonie” jest określeniem względnym.
Wczoraj byłem w Sopocie, widzę pewien kontrast.
Tam nad morzem kłębi się tłum, a tu na Wyspie na odcinku od rezerwatu Mewia Łacha aż do Ptasiego Raju (około 8 km) spotkałem jedynie kilkanaście osób.
To właśnie ten kontrast. A przecież tam i tu jest tak samo "po sezonie".











Akurat czytam Fidrka (Jerzy Waldorff) więc dla kontrastu jak jest dziś na polskim wybrzeżu, a jak bywało jeszcze w późnych latach osiemdziesiątych ubiegłego wieku, przytoczę jeden urywek (Rzecz dzieje się przed rokiem 1939) ....

W nozdrza uderzył zaduch skomponowany z dymu papierosów, skisłego piwa, smrodu zastarzałego oleju frytkowego i podejrzewam także niesprzątniętego pawia.
Jednym słowem było nieapetycznie.
Michał się zakrzątnął i doprosił dwie dziewczyny – sobie tłustą blondynkę, mnie chudą brunetkę. Może zarządził tak dla kontrastu, a może dlatego, żeby nie pomylić się po wódce....

poniedziałek, 25 marca 2019

Do pana kierownika

Opowiadał historyjkę Rysiek Szociński.
Rzecz dzieje się w Bieszczadach powojennych.

Pod połoniną Wetlińską powstawała państwowa ferma dla owiec.   
Do pracy przy budowie zgłosił się jeden ze znajomych Ryśka, bo potrzebował trochę grosza na picie. Po trzech dniach doszedł do wniosku, że już wystarczy tej harówki, więc przyszedł do kierownika budowy i powiedział, że chce się zwolnić.
     Kierownik nie chciał jednak załatwić sprawy na gębę i kazał mu napisać podanie.
Ten usiadł przy stole i napisał:

Do pana kierownika budowy.
Od jutra nie przychodzę do roboty.
No i chuj.

Pod tym czytelny podpis.


Ta opowieść tak mi się spodobała, że dziś już więcej nie napiszę.
No i chuj.








piątek, 22 marca 2019

Pomieszkać poziomkowo

Wybrałem zdjęcia do dzisiejszego wpisu i rozmarzyłem się.
Się zastanawiam, co napisać.
Pomieszkać widokowo – taki tytuł już był, a więc tylko nieco go zmienię, a zamiast pisania zamieszczę wiersz Ryśka.

jak w rzece
jak wiatr sunący równiną
minął jeszcze jeden dzień
w przygodzie
mojego życia

nigdy
nie zastanawiałem się
i nie stawałem w rozmyślania
by
opiekować się dwoma dniami

tym który już odszedł
i tym który nadejdzie

dlatego
cały jestem w kwiatach


                                             Ryszard Szociński