Po
szalonym zjeździe z Żebraka przez Mików, wjeżdżam
na boczną drogę Rzepedż – Smolnik. Tu są tylko niewielkie
przewyższenia.
Przy
cerkwi w Smolniku mijam chyżę Zbyszka Sawickiego –
nie ma w domu mego znajomego rzeźbiarza.
Za
Smolnikiem, kieruję się drogą na Zubeńsko, potem
krótka wizyta w schronisku Koniec Świata i wyjeżdżam na
dobrze znaną górę położoną na południe od stacji w Łupkowie.
Dłuższa
chwila sycenia się ciszą i tym co wokół.
Zjeżdżam
ścieżką w dół i szutrową drogą biegnącą obok starego
łemkowskiego cmentarza jadę do Nowego Łupkowa.
Tu
spojrzenie w tył w stronę cmentarza.
Przede
mną dwa fajne odcinki spadzistych zjazdów.
Pierwszy
zjazd ma jeden zakręt na dole - pokonałem ten zakręt wspomagając się tym
razem oboma butami - obie podeszwy zadymiły.
Drugi
zjazd pokonuję stojąc na pedałach (liczne dołki) i na pełnym gazie, bo już jest
w miarę prosto. Zdjęć w ruchu nie mogę robić, bo obie ręce są
potrzebne do manewrowania kierownicą wśród sporych kamieni i nierówności.
Powtarza się miła chwila pędu, a kamienie tylko strzelają spod opony.
Powtarza się miła chwila pędu, a kamienie tylko strzelają spod opony.
Z wiatrem w uszach przemykam obok osiedla, gdzie mieszkają klawisze z miejscowego zakładu
karnego.
Mijam
sklep, domy dawnego pegeeru i już jestem na górze.
Szosa
Komańcza – Cisna.
Na
niej ruch zwykły o tej popołudniowej porze, czyli zerowy.
Zbliżam
się do zjazdu - można się tutaj na odcinku kilometra spokojnie i
do oporu rozpędzić – hamulce zbędne. Jest komfortowo - można robić zdjęcia.
Się rozpędzam.
Po
zjeździe dalej mamy już płasko, a od skrzyżowania, gdzie stoi tablica
Kimadło Wampira do Woli Michowej jest tylko 10 kilometrów.
I
już w domu.
A
buty do wyrzucenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz