Biwakuję
od kilku dni na mojej ulubionej górze 686 pod Chryszczatą.
Pierwszej
nocy słyszę wyraźnie, jak ścieżką za namiotem przechodzą
sarenki – drobny stuk kopytek sygnalizuje dwie, albo trzy.
Drugiej
nocy słychać pojedyncze poważne kroki, świadczące o ciężarze kopytnego - od razu wiem, że przechodzi dojrzały jeleń.
Po chwili dostaję potwierdzenie - rozlega się głośne fuknięcie niezadowolonego jelenia, który właśnie mnie wyczuł.
Po chwili dostaję potwierdzenie - rozlega się głośne fuknięcie niezadowolonego jelenia, który właśnie mnie wyczuł.
Być
może, był to właśnie ten wsteczniak (stary jeleń, którego rogi uwsteczniają się) wylegujący się o poranku na łące.
Kolejnego
ranka wybrałem się po grzyby. Jest wysyp borowików.
Dwa
wystarczą do zupy. To są borowiki ceglastopore, bardzo konkretne,
mięsiste. Ten smaczny gatunek powinien mieć kolor ceglasty pod
kapeluszem, co widać na zdjęciu.
Bo
trafia się przecież borowik z żółtym, cytrynowym spodem.
Ten
jest gorzki. Nie trujący, tylko gorzki, a goryczka obrzydzi każde
jedzenie.
Przez
takie właśnie goryczaki, których wcześniej nie rozpoznawałem,
kilka lat temu spaliłem 15 kg suszonych grzybów w Woli Michowej.
Był
wpis (Grzybowy stop loss).
Poranne
słońce podniosło mgłę i jednocześnie przychmurzyło się - zrobiło się bardzo parno.
Dla
odmiany od poziomek, po śniadaniu deser jest jagodowy. A grunt dla odmiany jest kamienisty i namiotowe szpilki udało się wcisnąć jedynie częściowo, dlatego dodatkowo zastosowałem docisk kamieniami - to lekcja po wichurze na Fereczatej.
Pora obiadowa po powrocie od potoku, gdzie nastąpiło pranie i chlapu – chlapu.
W
końcu zgasła świeczka dnia i zapadła ciemna, bezgwiezdna, głucha
noc.
W
środku nocy budzę się gwałtownie.
Pełna
czujność – coś mnie obudziło, jakiś niepokojący dźwięk.
Oooo!
Znowu słychać! Ja cię kręcę! To niedźwiedż!!!!
W nocnej ciszy rozlega się charakterystyczny, głęboki pomruk.
W nocnej ciszy rozlega się charakterystyczny, głęboki pomruk.
Jest niepokojąco blisko, tuż za moimi plecami. Stoi na ścieżce, która biegnie
grzbietem góry pomiędzy szpalerem sosen.
Czy
się przestraszyłem?
Oczywiście! Zwłaszcza z
początku.
Ponieważ jednak nic się nie działo, a w rykach
nastąpiła przerwa, pomyślałem nawet, że może sobie poszedł i
zaczęła zwyciężać senność – przysnąłem z nożem w garści.
A
tu znienacka podrywa mnie następny pomruk!
Jednak
potrafię już wyczuć emocje w głosach zwierząt i dociera do mnie, że pomruki są stosunkowo spokojne i nie ma w nich nut wrogości, czy zaniepokojenia.
No dobrze, ale
czy on musi być tak blisko?
Przysypiam
ponownie nadając do niedźwiedzia: - Idź już sobie w swoją
stronę!
Przy
powtórnej serii mruczeń – odpowiadam myślą: - Nie znudziło ci się jeszcze?
W końcu niedźwiedź jakby
westchnął, jednocześnie rejestruję (działa wyłącznie słuch), że jest już kilka kroków dalej,
a potem cisza zapadła na dobre.
Wreszcie sobie poszedł.
W
sumie monolog pomruków trwał pełną godzinę.
Nie odkładając noża dospałem do brzasku.
Nie odkładając noża dospałem do brzasku.
No nie zostałem zjedzony, pierwsze spotkanie z niedźwiedziem przeżyłem o niebo mocniej, atoli tej nocnej wizyty z pewnością nie zaliczę do miłych wspomnień.
Generalnie
przecież nie lubimy, gdy ktoś nieznajomy stoi blisko za naszymi
plecami. A jeśli to się dzieje w nocy, jest to nieprzyjemne jeszcze
bardziej.
W środku zdjęcia, ponad kwiatami zawciągu widać kropkę namiotu.
A ścieżka biegnie pomiędzy sosnami jak pisałem,
Niedźwiedź
stał, czy siedział na ścieżce, około 15 metrów od namiotu.
Tu
zdjęcie ze ścieżki, z miejsca skąd pomrukiwał.
Było
po deszczu, lecz śladów brak, ponieważ grunt jest tu kamienisty. A
dokładnie to łupkowy.
Wiatr wiał od namiotu. Niedźwiedź czuł więc zapach biwaku.
Po
powrocie z wakacji opowiadałem o zdarzeniu, a moja znajoma mówi: -
A może to nie był niedźwiedź, tylko niedźwiedzica i miała na
ciebie chęć niekoniecznie kulinarną?
Nie
podjąłem żartobliwego wątku rozmowy. Zdobyłem się tylko na
grzecznościowy uśmiech.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz