wtorek, 12 marca 2019

Drugie spotkanie z niedźwiedziem

Biwakuję od kilku dni na mojej ulubionej górze 686 pod Chryszczatą.
Pierwszej nocy słyszę wyraźnie, jak ścieżką za namiotem przechodzą sarenki – drobny stuk kopytek sygnalizuje dwie, albo trzy.
Drugiej nocy słychać pojedyncze poważne kroki, świadczące o ciężarze kopytnego - od razu wiem, że przechodzi dojrzały jeleń.  
Po chwili dostaję potwierdzenie - rozlega się głośne fuknięcie niezadowolonego jelenia, który właśnie mnie wyczuł.
Być może, był to właśnie ten wsteczniak (stary jeleń, którego rogi uwsteczniają się) wylegujący się o poranku na łące.



Kolejnego ranka wybrałem się po grzyby. Jest wysyp borowików.
Dwa wystarczą do zupy. To są borowiki ceglastopore, bardzo konkretne, mięsiste. Ten smaczny gatunek powinien mieć kolor ceglasty pod kapeluszem, co widać na zdjęciu.



Bo trafia się przecież borowik z żółtym, cytrynowym spodem.
Ten jest gorzki. Nie trujący, tylko gorzki, a goryczka obrzydzi każde jedzenie.
Przez takie właśnie goryczaki, których wcześniej nie rozpoznawałem, kilka lat temu spaliłem 15 kg suszonych grzybów w Woli Michowej.
Był wpis (Grzybowy stop loss).



Poranne słońce podniosło mgłę i jednocześnie przychmurzyło się - zrobiło się bardzo parno.
Dla odmiany od poziomek, po śniadaniu deser jest jagodowy. A grunt dla odmiany jest kamienisty i namiotowe szpilki udało się wcisnąć jedynie częściowo, dlatego dodatkowo zastosowałem docisk kamieniami - to lekcja po wichurze na Fereczatej.


Pora obiadowa po powrocie od potoku, gdzie nastąpiło pranie i chlapu – chlapu.


W końcu zgasła świeczka dnia i zapadła ciemna, bezgwiezdna, głucha noc.
W środku nocy budzę się gwałtownie.
Pełna czujność – coś mnie obudziło, jakiś niepokojący dźwięk.

Oooo! Znowu słychać! Ja cię kręcę! To niedźwiedż!!!!
W nocnej ciszy rozlega się charakterystyczny, głęboki pomruk.
Jest niepokojąco blisko, tuż za moimi plecami. Stoi na ścieżce, która biegnie grzbietem góry pomiędzy szpalerem sosen.
         Czy się przestraszyłem?
Oczywiście! Zwłaszcza z początku. 
Ponieważ jednak nic się nie działo, a w rykach nastąpiła przerwa, pomyślałem nawet, że może sobie poszedł i zaczęła zwyciężać senność – przysnąłem z nożem w garści.
      A tu znienacka podrywa mnie następny pomruk!
Jednak potrafię już wyczuć emocje w głosach zwierząt i dociera do mnie, że pomruki są stosunkowo spokojne i nie ma w nich nut wrogości, czy zaniepokojenia.
       No dobrze, ale czy on musi być tak blisko?
Przysypiam ponownie nadając do niedźwiedzia: - Idź już sobie w swoją stronę!
Przy powtórnej serii mruczeń – odpowiadam myślą: - Nie znudziło ci się jeszcze?
      
W końcu niedźwiedź jakby westchnął, jednocześnie rejestruję (działa wyłącznie słuch), że jest już kilka kroków dalej, a potem cisza zapadła na dobre. 
Wreszcie sobie poszedł.
       W sumie monolog pomruków trwał pełną godzinę. 
Nie odkładając noża dospałem do brzasku.

No nie zostałem zjedzony, pierwsze spotkanie z niedźwiedziem przeżyłem o niebo mocniej, atoli tej nocnej wizyty z pewnością nie zaliczę do miłych wspomnień.
Generalnie przecież nie lubimy, gdy ktoś nieznajomy stoi blisko za naszymi plecami. A jeśli to się dzieje w nocy, jest to nieprzyjemne jeszcze bardziej.

W środku zdjęcia, ponad kwiatami zawciągu widać kropkę namiotu. A ścieżka biegnie pomiędzy sosnami jak pisałem,
Niedźwiedź stał, czy siedział na ścieżce, około 15 metrów od namiotu.




Tu zdjęcie ze ścieżki, z miejsca skąd pomrukiwał.
Było po deszczu, lecz śladów brak, ponieważ grunt jest tu kamienisty. A dokładnie to łupkowy.


Wiatr wiał od namiotu. Niedźwiedź czuł więc zapach biwaku.
Po powrocie z wakacji opowiadałem o zdarzeniu, a moja znajoma mówi: - A może to nie był niedźwiedź, tylko niedźwiedzica i miała na ciebie chęć niekoniecznie kulinarną?
Nie podjąłem żartobliwego wątku rozmowy. Zdobyłem się tylko na grzecznościowy uśmiech.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz