Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chryszczata. Pokaż wszystkie posty
Pokazywanie postów oznaczonych etykietą Chryszczata. Pokaż wszystkie posty

czwartek, 23 stycznia 2025

Wycie wilków

 


Zdarza się, że kiedy jestem sam, na przykład w lesie, a dzień jest piękny, to wtedy wzbierająca radość osiągając apogeum wymusza śpiewanie. I śpiewam. Nie ważne co, nie ważne jak, ważne że słyszę swój głos, zaśpiewam i idę dalej. 


Simona Kossak pisała, że goryle także śpiewają, a dzieje się to wtedy, gdy jest dość jedzenia, terenowi łowieckiemu nic nie zagraża, a w rodzinie panuje spokój. Goryle siadają wtedy w kółku, obejmują się, jeden przytula drugiego, po czym zaczynają śpiewać. Ten śpiew można porównać do czegoś pomiędzy wyciem psa, a śpiewem człowieka.


 
Teraz wiem także, że wilki grupowo niekoniecznie wyją z powodu księżyca w pełni. One śpiewają z tego samego powodu, z jakiego goryle to robią. I wygląda to tak, że siedzą wkoło, basior zapodaje nutę, a wtedy odzywa się reszta watahy. Każdy wilk śpiewa po swojemu, każdy ma swoją nutę, swoją zwrotkę. A czuje się w tym grupowym chórze niewysłowioną szczęśliwość i taką radość życia, że aż słuchacz nie wierzy własnym uszom.











Wspomniany nocny koncert usłyszałem po raz pierwszy w 2014 roku na samotnym biwaku pod Chryszczatą i pomyślałem, że to ludzie wyją. Mianowicie studenci z bazy Rabe popili sobie, podkradli się na dwieście metrów i udają wilki, żeby sprawdzić jak zareaguję. Nie zdążyłem nagrać, wszystko działo się z zaskoczenia, ale w głowie zostało na zawsze.

Czyli zwierzęta śpiewają wtedy, gdy są szczęśliwe. A człowiek kim jest?

Pewien starszy maszynista z Piły
Miał psy cztery, co po nocach wyły
Podczas pełni księżyca
Wycie jednych zachwyca,
Innym zaś odgłos ten nie jest miły.

wtorek, 10 grudnia 2024

Wiata Rabe

Oddalam się niespiesznie od Jeziorka Bobrowego. Słońce, które świeciło od dwóch godzin, właśnie zaszło. Spoglądam z niepokojem w niebo, ponieważ wilgoć i zimna noc dobrze utkwiła mi w pamięci (i w kościach). Planowałem odwiedzić pewne miejsce blisko Chryszczatej, ale jak wiemy, pogoda w Bieszczadach skutecznie weryfikuje plany.

Poza tym kto nie zmienia planów? No.

Decyduję dojść do wiaty Rabe.



Nie ma nikogo, wiata pusta. Zapalam szczapki, frunie dymek z komina. Na powstałym żarze ustawiam kubek stalowy. W nim woda i pół kostki rosołku. Ugrzało się i następuje pierwszy od wielu godzin łyk gorącego – ciepło z żołądka w błogi sposób roznosi się po ciele. Takie niby nic, a jakie to miłe nic!






Jak to mawiała Wanda Rutkiewicz?

„Po wielogodzinnej wspinaczce w ekstremalnych warunkach, nawet zwykła herbata smakuje jak boski nektar”.

Wypiłem więc ci ja ten boski nektar, a jako że słońce jednak zwycięża, wykładam wilgotne mameroły na dosuszenie. Zwłaszcza ważna jest sucha karimata, bo zostanę tu na noc. Karimata ma co prawda tylko pięć milimetrów grubości, ale to już wystarcza za materac – sprawdzone po wielokroć.







Mijają wiatę nieliczni wczasowicze z hoteli w Bystrem, a poza tym sielskie warunki. Pojadłem co nieco, rzeczy tymczasem wyschły. Od kilku godzin musiałem się ciągle poruszać, bo gdy tylko przysiadłem, zaraz dopadała mnie senność – przecież poprzedniej nocy praktycznie nie spałem. Dochodzi godzina 17.00 kiedy decyduję się zarządzić nocleg. Wtryniam się do śpiwora, materac a jakże działa i natychmiast przysypiam. Jak się okazuje, na kilkanaście minut tylko, bo zaraz budzi mnie jakieś poruszenie.

   Wychylam głowę ponad ławę – widzę, że zajechał samochód dostawczy, a do wiaty wchodzą ludzie i wnoszą pojemniki z jedzeniem.

- Obudziłam pana? – pyta sympatyczna kobitka.

- No tak – potwierdzam – właśnie zszedłem z gór po tej ulewie nocnej. A tu będzie impreza jak widzę?

- Tak, ale tylko do dwudziestej, potem będzie pan miał spokój.

Masz ci los! Chcąc nie chcąc wstaję, plecak na siebie i idę z musu posnuć się po okolicy.

czwartek, 24 października 2024

Archeologia wojenna w Bieszczadach

Oczekując na Neobus do Warszawy, poznałem na dworcu w Sanoku młodą archeolożkę, która wracała z praktyki. Wracała zadowolona z tego co robi, a to niezwykle chwalebna sprawa. Plecak miała wielki, przy nim gadżety wędrowca, buty zabłocone. Robiła ekshumacje na Chryszczatej, gdzie, jak opowiadała, ekipa natykała się w okopach na worki plastikowe z kośćmi. Znaczy poszukiwacze militariów byli pierwsi. Także kopała na Manyłowej, a wracała właśnie z Zubeńska.


Najważniejsze, że dziewczyna znalazła swoje powołanie i potrafiła o tym opowiadać z pasją – przemawia do mnie Przeszłość – mówiła. Ja z kolei opowiadałem o „wykopkach” w Zubeńsku ekip goszczących u Krystyny Rados, o fikcyjnych ekshumacjach z cmentarza na Przylądku Nieboszczyków w Polańczyku, ogólnie o poszukiwaniach z wykrywaczem.

    Pokazywałem także swoje ostatnie zdjęcia z Huczwic, atoli akurat druga wojna i skrytka amunicyjna UPA nie była z bajki mojej rozmówczyni. W Niebylcu nasze drogi się rozeszły, pani jechała bowiem do Krakowa. 






Po powrocie do domu z wielką przyjemnością zobaczyłem moją rozmówczynię w Zubeńsku, w artykule z internetu:



"Dniem otwartym na wykopaliskach w Zubeńsku zakończyła się piąta edycja badań archeologicznych, prowadzonych przez UJ w ramach projektu „Karpackie epizody Wielkiej Wojny”. Jego celem jest weryfikacja istnienia mogił i cmentarzy z okresu Wielkiej Wojny w gminie Komańcza. Tegoroczne prace rozpoczęły się 7 sierpnia br. i trwały przez 3 tygodnie.

Archeologia z ludzką twarzą

 Wykopaliska mają zarówno ludzki wymiar, jak i naukowy.

– Odkrywanie i ochrona mogił, cerkwisk, cmentarzy czy innych obiektów to nie tylko kwestia historyczna, ale przede wszystkim ludzka. Każda odnaleziona mogiła, każdy uratowany nagrobek czy znaleziony przedmiot, taki jak guzik, klamra, czy osobista pamiątka, niesie ze sobą ludzką historię – imię, nazwisko, życie przerwane wojną, a także emocje i tęsknotę, które przetrwały w pamięci rodzin, często w odległych zakątkach świata – mówi Grzegorz Gąska ze Stowarzyszenia „Opiekunowie Bieszczadzkiej Historii”, które bierze udział w tym przedsięwzięciu.

– Archeologia wojenna, jest bardzo młodym gatunkiem archeologii – podkreśla dr Marcina Czarnowicz z Instytutu Archeologii UJ. – Wciąż się jej uczymy, gdyż ona powstaje na naszych oczach.

Od Szczerbanówki do Zubeńska

Prace wykopaliskowe rozpoczęto od cmentarza parafialnego w Szczerbanówce koło Maniowa. 

– Weryfikowaliśmy, czy powstała tu mogiła wojenna  dla 12-14 żołnierzy, którzy zginęli na początku kwietnia 1915 r. w walkach  wokoło Szczerbanówki – relacjonuje dr Czarnowicz. – To nam się udało, natomiast okazało się, że poległych ekshumowano, prawdopodobnie w XX-leciu międzywojennym, na cmentarz w Cisnej. W miejscu pochówku wciąż się znajdują kości poległych. Są też liczne, drobne przedmioty takie jak np. fragmenty guzików mundurowych. Udało nam się znaleźć jeden nieśmiertelnik, żołnierza węgierskiego pochodzącego z terenu Siedmiogrodu.

Badaczom udało się ustalić, że żołnierz urodził się w roku 1876, ale wciąż trwają poszukiwania jego nazwiska i imienia. Gdy naukowcy będą mieli tę wiedzę, skontaktują się z rodziną.

– Dla potomków, którzy odwiedzają te miejsca, prace porządkowe i konserwacyjne mają ogromne znaczenie. To dzięki nim mogą stanąć nad grobem swojego przodka, odnaleźć jego ślad i poczuć więź z przeszłością. cmentarze i cerkwiska to nie tylko historyczne artefakty, ale miejsca pełne emocji i wspomnień, które łączą dawne pokolenia z teraźniejszymi – uważa Grzegorz Gąska.

Po zakończeniu prac w Szczerbanówce, archeolodzy przenieśli się do Zubeńska.

– Rozpoznaliśmy cmentarz w Zubeńsku po raz pierwszy w 2020 r., ale dzięki pracy Grzegorza Gąski udało się pozyskać nowe plany  cmentarza. Wynikało z nich, że prawdopodobnie założono tu jeszcze jedną mogiłę – dodaje Marcin Czarnowicz.  

Badacze stwierdzili, że jest tam powyżej 300, a może nawet do 400 pochówków, czyli dużo więcej niż sądzono.

Prace w Zubeńsku to początek odbudowy cmentarza. Realizowane jest to dzięki współpracy z gminą Komańcza i środkom finansowym pozyskanym z Urzędu Wojewódzkiego w Rzeszowie.

– Prace archeologiczne nie tylko przyczyniają się do wzbogacenia wiedzy o lokalnej historii, ale także mają potencjał do zwiększenia atrakcyjności turystycznej gminy Komańcza – uważa Paweł Rysz, z-ca wójta gminy Komańcza.  

– Odnajdywanie takich miejsc to również wyraz głębokiego szacunku i empatii. To przywracanie godności tym, którzy zostali zapomniani, i umożliwienie rodzinom znalezienia odpowiedzi na pytania, które mogły pozostać bez odpowiedzi przez całe pokolenia – dodaje Grzegorz Gąska.  – Prace te pomagają również potomkom dawnych mieszkańców odnaleźć swoje korzenie, poczuć związek z miejscem, z którego pochodzą ich przodkowie, i zrozumieć, jak głęboko wpleciona jest ich własna historia w historię regionu. To przypomnienie, że każdy pomnik, każda mogiła to nie tylko część historii, ale przede wszystkim część ludzkiego losu.






piątek, 26 kwietnia 2024

Śladami wielkiej wojny - Rabe

  Historia bagnetu, część druga.


Na górze ponad wsią Rabe, wysiedloną i spaloną w 1947 roku. 



O przebiegu walk z roku 1915 na obszarze Chryszczata - Rabe – Smolnik - Mików  można przeczytać z tablicy postawionej przez Nadleśnictwo w ubiegłym roku. Schodzę do niej rano, gdy mgły się podniosły, a trawy nieco obeschły, bowiem jak Czytelnikom wiadomo, po nocy tutejszy świat dosłownie spływa rosą.