czwartek, 30 listopada 2017

Czerwcowe Ciężkowice.

Odwiedzam Dom na Górze.
Pusto i smutno jest bez Jana.

Rozmawiamy z Bożenką o tym i owym, stary zegar szlachetnym dźwiękiem jakoś uroczyście wybija godziny.
Na pierwszym zdjęciu widać Funię – to ostatni piesek Jana i Bożenki.
A poza tym.... Cisza, spokój, i przyroda po stokroć szczęśliwa - jak to na wsi.




Wszystko jest względne.

Tu na wsi słychać przeraźliwą ciszę,
nie skaleczoną zgiełkiem informacji,
Wolno mi w nic nie wierzyć, wymownie przemawiać milczeniem,
Mnie, który widziałem cuda w niedomknięciu powiek,
który widziałem anioła nad strumieniem,
jego dłoń promienistą w powietrzu,
znak najoczywistszej zagłady.

To samo grząskie pole,
łopuchy, pełno mokrego zielska,
zamachowiec oddał trzy strzały do prezydenta
lekko go tylko raniąc,
odetchnij, Ameryko,
Jedynie brzoza nieświadoma faktów
ocieka w deszczu rzadkimi kroplami,
po trawie łażą owady
i nic nie wiedzą o niczym
zadowolone
czy niezadowolone

Przyroda po stokroć szczęśliwa,
bo niedoinformowana.

                                              Jalu Kurek


środa, 29 listopada 2017

Cuda


Kwiaty są cudami natury i zawsze przywołują miłe wspomnienia,

Apostołowie grali w kości. Piotr cały czas wygrywał. Dosiadł się Jezus. Rzucił Piotr i wypadły same szóstki, rzucił Jezus i wypadły same siódemki.
I rzekł Piotr: - Panie, tylko bez cudów, bo gramy na pieniądze!






Spacer o zachodzie


Wyspa Sobieszewska poza sezonem.
Nad morzem nikogusieńko.

Wiatr i szum fal.
Gdy tak idę niespiesznie, czuję się zawieszony między niebem a ziemią, często nawet wydaje mi się, że mnie nie ma.
Myśli ucichły, idzie ktoś, a ja go tylko obserwuję.


Taki spacer odświeża umysł, a przez to ów staje się kreatywny i zaczyna wymyślać sympatyczne teksty do bloga.
       Bo co jest ważne? Zadowolenie jest ważne.
Jesteśmy zadowoleni, kiedy robimy to, co lubimy.
Nieprawdaż? - Prawdaż!
Lubię pisać....

wtorek, 28 listopada 2017

Kwitnie rzepak nad zatoką

Wyspa Sobieszewska leży (bowiem) nad Zatoką Gdańską.
A kwitnący rzepak, w gorącym dniu, pachnie..... no, wiadomo: - urzepiająco!
          Upał majowy.
Powietrze właściwie stoi, jest popołudnie i ze 30 stopni.
Czyli jak w piecu....
        Jedynie chwilami, ledwo uchwytne, delikatne powiewy, właściwie muśnięcia, przynoszą fale zapachu z milionów żółtych kwiatów.         
     Powietrze drga, drży, pulsuje, wibruje.
Nozdrza rozszerzają się - chwytają napływającą woń.... Wdech w sposób naturalny robi się głębszy niż zwykle.




Wędruję niespiesznie wśród pól.
To są te cenne chwile, które się liczą.....
           Bo liczą się tylko chwile....
Fotografuję, aby zatrzymać tę Ulotność, czuję się odurzony i ….urzepiony! To jest taki stan – błogostan nazywany takoż Luzikiem.
Dziś o świcie nad morzem była flauta - krótka fala, a właściwie falka, bez wiatru, robiła - szuuu...  i wyrzucała bursztyny. Mam owych kilka w kieszeni.





Jedno jest pewne! Wokół maj i tak sielsko (i gorąco) że nie chce się myśleć.
         A więc jestem!
Bo jak mawiał Osho – tak naprawdę jesteś dopiero wtedy, kiedy nie myślisz!
      Jestem i wpadam w PrawieRaj!
Nie myślę i wydaje mi się, że znikam....



Azaliż Doczesność ściąga mnie z powrotem, bo przypomina mi się limeryk o nie myśleniu:

Pewien wściekły turysta spod Gdyni
Nawymyślał kierowcy od świni
I gdy tak mu wymyślał
To o niczym nie myślał
A jedynie o dupie Maryni

poniedziałek, 27 listopada 2017

Międzygalaktyczni Konstruktorzy 13

Trurl-Stwórca obserwuje rozwój kolejnych cywilizacji...

Preparat następny, Nr 95, przedstawiał się bardziej zawile.

Cywilizacja tamtejsza, Drabinów, była nastrojona metafizycznie, ale tak, że wzięła problematykę metafizyczną we własne ręce.
        Z doczesności przechodziło się w niej do Purgatoriów-Sanatoriów, stamtąd do Niedoraju, z niego do Przedraju, potem do Poraju, skąd do Przyraju, i wreszcie otwierały się wrota Prawieraju, a cała teotaktyka i chytrość tkwiła w tym, że właściwy Raj odwlekali sobie i odraczali bezustannie.
        Co prawda, sekta Niecierpliwców domagała się tego Raju właśnie natychmiast, a inna, Drabinów-Kołaków, w ramach tejże skwantowanej i frakcjonowanej transcendencji chciała urządzić na wszystkich piętrach uchylne zapadnie.
Kto by stąpił na takową, zleci na sam spód, w doczesność, i będzie się od początku raz jeszcze wspinał. Jednym słowem, miał to być Zamknięty Cykl z Pulsacją Stochastyczną, ewnetualnie nawet z Migracją Przesiadkowo-Reinkarnacyjną.
      Azaliż ortodoksi zwali tę doktrynę Herezją Skołowania Rzucawkowego.
Potem odkrył Trurl jeszcze wiele innych typów Metafizyki Porcjowanej.
      Na jednych szkiełkach roiło się już od błogosławionych i świętych Angstremków, na innych pracowały Rektyfikatory Zła, czyli Prostowniki Dróg Życiowych, lecz w toku desakralizacji mnóstwo tych urządzeń połamano, a z Rozhuśtania Transcedentalnego tu i ówdzie wyłoniła się przez laicyzację technika budowania zwyczajnych Kolejek Górskich.
         Wszelako kultury dokumentnie ześwieczczone zjadał niejaki marazm.

Międzygalaktyczni Konstruktorzy 12

         Zwalici - czyli huśtawkowość kultury.

W preparacie Nr 2 931 mieszkali Kaskadyjczycy, plemię cnotliwe, pielęgnujące liczne ideały, jako to:
PraDamy Kaskadery, Najczystszej Anielicy, Błogosławionego Ferestrona i innych takich Istot Doskonałych, którym hołdy oddawali, liturgicznie je ubóstwiali i w prochu się przed właściwymi wizerunkami, we właściwych miejscach, właściwie tarzali.

A gdy podziwiał Trurl niebywałą kulminację Angelizowania, Klękania i Tarzania, owi, wstawszy z prochu i otrzepawszy suknie, jęli z piedestałów ściągać, na bruk defenestrować, po PraDamie skakać, Anielicę zanieczyszczać, że się patrzącemu przez mikroskop włos na głowie zjeżył.
        Lecz właśnie w tym powszechnym zwalaniu dotąd czczonego, upatrywali taką ulgę, że się czuli, przynajmniej chwilowo, całkiem szczęśliwi.
       Wyglądało na to, że grozi im los Emulatów, lecz przezorniejsi Kaskadyjczycy mieli Instytuty Projektowania Sakry, i te wypuszczały już jej rzut następny.
Wnet nowe modele zaczęli hisować na cokoły i ołtarze – w czym się przejawiała huśtawkowość ich kultury.
Zanotował sobie Trurl:

Odsądzanie czczonego od czci niekiedy satysfakcjonuje,

a dla pamięci nazwał Kaskadyjczyków – Zwalitami.

piątek, 24 listopada 2017

Myśli namiotowe

Bieszczady, góra 686, Rabe koło Baligrodu.

Zapadła cudna letnia noc. 
Księżyc wznosił się nad grzebieniem gór, płonęło ognisko. 
Leżałem w namiocie na pierzynie ciszy i myślałem.
(bo miałem czas).

I wymyśliłem, że jesteśmy nieustannie bombardowani wiadomościami.
Ludzie przepełnieni śmietnikiem informacyjnym nie potrafią się już skupić na dłużej.
             Czyli nie jest dobrze.
Nie jest dobrze, lecz nie beznadziejnie” – powiedział Cygan - Ivan Kwiek, kiedy go prowadzili w 1888 roku na rynek w Preszowie, w celu powieszenia za potrójne morderstwo.

Jaka jest najlepsza wiadomość? - Brak wiadomości!
Albo wiadomość leciutka, może nawet jakby głupia, ale niosąca luz.

Życzę Czytelnikom luzu i miłego odpoczynku sobotnio-niedzielnego.






Międzygalaktyczni Konstruktorzy 11

           Co cieszy

Trurl-Stwórca eksperymentuje na prototypach ludzi. Jak na razie są to eksperymenty cokolwiek nieudane. Postanawia więc działać szybciej i nowocześniej. Wszak jest Stwórcą, a ów wszystko może....

Dotąd wypróbowywał prototypy jeden po drugim, więc każdy krok pochłaniał co niemiara czasu i materiałów.
Obecnie postanowił uruchomić tysiąc eksperymentów naraz, w skali jeden do miliona.
          Pod elektronowym mikroskopem poskręcał więc liczone na sztuki atomy tak, że z nich powstały istotki niewiele roślejsze od mikrobów. Nazwał je Angstremkami, ćwierć miliona osobników takich składało się na kulturę umieszczoną końcem włoskowej pipetki na podstawowym szkiełku.
          Każdy taki mikrocywilizacyjny preparat przedstawiał się nie uzbrojonemu oku jako plamka szarooliwkowa, to zaś, co się w niej działo, można było dostrzec tylko przy najmocniejszym powiększeniu.
Wszystkich Angstremków wyposażył Trurl w regulatorki altruistyczno-heroiczno-optymistyczne, z przeciwagresywną zapadką, imperatywem kategorycznym a zarazem elektrycznym, dobroczynności wprost niesłychanej, oraz w mikroracjonalizator z dławikami zarówno ortodoksji, jak i herezji, żeby żadnego fanatyzmu wcale być nie mogło.
        Kultury pozakraplał na szkiełka, te zaś poskładał w paczuszki, a paczuszki – w pakiety.
Wszystkie one umieścił na półkach inkubatora cywilizacyjnego i zamknął go na dwie i pół doby.
        Uprzednio przykrył każdą cywilizację szkiełkiem nakrywkowym starannie oczyszczonym, lazurowej barwy, gdyż miało się ono stać
niebem tamecznego społeczeństwa. Dostarczył też kroplomierzem pożywki i surowców do fabrykacji tego, co uzna consensus omnium za najbardziej wskazane i potrzebne.
Rozwoju, który energicznie ruszył na wszystkich owych szkiełkach, nie mógł oczywiście śledzić wszędzie, toteż na chybił trafił wyjmował pojedyncze cywilizacje, a chuchnąwszy na okular mikroskopu i wytarłszy go fularem, ze wstrzymanym tchem przypatrywał się zbiorowym poczynaniom z wysokości, bo spoglądał przez tubus mikroskopu w dół, jakoby Pan Bóg zerkający spoza chmur na swoje dzieło
          Trzysta preparatów rychło zeprzało.
Objawy były zwykle podobne. Najpierw plamka kultury poczynała się rozrastać żywo, puszczając w bok cieniuchne odrostki, potem unosił się nad nią leciusieńki dymek, czy mgiełka raczej, pojawiały się mikroskopijne błyski, które pokrywały mikromiasta i mikropola wysypką fosforyczną, po czym całość rozsypywała się z leciutkim trzaskiem w drobny mak.
        Założywszy osiemnastokrotny okular na mikroskop, dostrzegł Trurl w jednym z takich preparatów same jeno zwęglone ruiny a zgliszcza, pośród nich zaś okopcone resztki sztandarów z napisami, których jednak nie zdołał, dla ich małości, odczytać.
      Wszystkie takie szkiełka szybko powyrzucał do kosza. Nie wszędzie jednak działo się tak źle. Setki kultur dążyły wzwyż, rozrastając się chyżo, więc gdy brakło im miejsca na szkiełku, przenosił je na inne porcjami.
W trzy tygodnie miał już owych prosperujących ponad 19.000.

Podług myśli, co mu się wydała genialną, Trurl niczego sam nie ustanawiał w kwestii generalnego uszczęśliwienia, lecz wszczepił tylko Angstremkom hedotropizm, czyniąc to na wiele różnych sposobów. Już to zaopatrzył w ośrodek szczęściopędny każdego Angstremka, już to podzielił takowy na cząstki i dostarczył każdemu po jednej.
        Wówczas marsz ku szczęśliwości zakładał ogólne zespolenie w ramach odpowiedniej organizacji. Stworzeni pierwszą metodą sycili hedotropizm na własną rękę.
A jako że czynili to bez pomiarkowania, toteż każdy w końcu od nadmiaru z cicha pękł.
         Druga metoda zaowocowała pomyślniej. Powstałe na szkiełkach bogate cywilizacje urządziły sobie techniki socjalne i najrozmaitsze kulturowe instytucje. 
 Preparat Nr 1 376 sprokurował Emulator
 Nr 3 932 – Kaskader,
 a Nr 95 – Hedonistykę Frakcjonowaną w łonie Metafizyki Drabiniastej.
Emulaci współzawodniczyli w ściganiu wzorca cnót, podzieliwszy się na Wigów i Hurysów.
Co do Hurysów, ci mniemali, że:
Nie może znać Cnoty ten, kto Niecnoty nie zna, boż trzeba
jedno od drugiego rozgraniczyć.
       
Wypróbowywali więc Niecnoty podług katalogu, żywiąc solenny zamiar porzucenia ich w Dniu Właściwym.
Jednakowoż hurysowanie, będące terminatorką przygotowawczą, obróciło środki w cel. Tak przynajmniej twierdzili Wigowie.

Zwyciężywszy Hurysów, zaprowadzili Wigorianizm, czyli kulturę zbudowaną z 64 000 zakazów bardzo żywotnych i kategorycznych.
        Nie wolno było za ich rządów grabić ani babić, wróżyć ni burzyć, siedzieć na węgle ani grać w kręgle, mlaskać ni trzaskać, włazić ni razić, toteż te srogie zakazy szturmowano i po kolei obalano, z rosnącą satysfakcją i ogólnym rozsmakowaniem.
       Kiedy Trurl obejrzał preparat emulacki po niedługim czasie, zaniepokoiła go powszechna bieganina. Wszyscy latali tam jak opętani, poszukując jakiegoś zakazu do przekroczenia, pełni strachu, bo już żadnego nie było. Więc chociaż niektórzy jeszcze babili, grabili, mlaskali, trzaskali, razili zza węgła i włazili na każdego, kto podleciał, satysfakcji było z tego tyle, co kot napłakał.
       Wpisał więc Trurl do raptularza laboratoryjnego uwagę:

Tam, gdzie można wszystko, nic nie cieszy.

Cdn

czwartek, 23 listopada 2017

Międzygalaktyczni Konstruktorzy 10

                        Wiara w Sierotę Absolutną

Gdy wyszli na dwór o młodym księżycu, pobojowisko przedstawiało żałosny widok.
       W okopconej dymami osadzie ledwie tu i tam jakiś Felicyjant, w pośpiechu nie do końca rozkręcony, wyrażał w mechanicznej agonii słabym głosem swoje nadzwyczajne i niczym nie przeparte przywiązanie do idei Dobra Powszechnego.

Nie dbając o zachowanie twarzy, Trurl wybuchnął gniewem i rozpaczą, nie rozumiał bowiem wcale, gdzie popełnił błąd, który życzliwców mordodzierżcami uczynił.
- Dyrektywa Wszechżyczliwości, mój drogi, jeśli nazbyt generalna, rozmaite może rodzić owoce – wyjaśnił mu Klapaucjusz przystępnie. - Ten, komu lubo, chce rychło, aby innym też się lubo stało, a krnąbrnych zaczyna wnet w szczęśliwość łomem popychać.
    • A więc Dobro może rodzić Zło!                                                                
          O! Jakże perfidną jest Natura Rzeczy! - zakrzyknął Trurl.
Wypowiadam tedy bój Naturze onej samej! Żegnaj, Klapaucjuszu! Widzisz mnie chwilowo pokonanym, lecz jedna bitwa o wyniku wojny nie stanowi!
                                                                                                                                                                  Co powiedziawszy, Trurl oddalił się, po czym, w samotności zasiadł czym prędzej do ksiąg uczonych i szpargałów, chmurny, lecz tym bardziej zacięty. 
       Rozum podpowiadał, że nieźle byłoby przed następnymi doświadczeniami otoczyć domostwo murami, a przez ich otwory wystawić gardziele armatnie, lecz nie mógł wszak żadną miarą od tego rozpoczynać budowy Życzliwości Powszechnej.
       Toteż postanowił tworzyć odtąd już tylko modele redukcyjne, w skali 1:100 000, w ramach eksperymentalnej socjologii zmikrominiaturyzowanej.
Dla lepszej pamięci, aby je zawsze mieć na oku, zawiesił na ścianach pracowni wykaligrafowane hasła, jako to: - Wytyczne.

1. Dobrowolność Miła
2. Łagodność Perswazyjna
3. Życzliwość Delikatna
4.Opiekuństwo Subtelne                                                                                           

I zabrał się Trurl–Stwórca do przekładania onych haseł na byt praktyczny.                                                                                                                                           Na początek zmontował tysiąc elektroludzików pod mikroskopem, obdarzywszy ich niewielkim rozumkiem i niewiele większym umiłowaniem Dobra, bo się już w tym zakresie lękał fanatyzmu.

Elektroludziki krążyły tedy dosyć ospale w szkatułeczce przydanej im na mieszkanie, a podobnej, przez ów ruch miarowy i monotonny, do zegarowego mechanizmu.
        Poddał im nieco mądrości, przykręcając śrubkę myślnika, i zaraz żwawiej się zaruszali, a zrobiwszy z opiłków instrumenciki, jęli nimi podważać ściany i wieczko. Zwiększył z kolei potencjał Dobra; - zaraz ofiarą zrobiła się cała społeczność......
        Każdy w niej leciał pędem przed siebie, żywo rozglądając się za takimi, których dolę wypada polepszyć, a specjalny był popyt na wdowy i sieroty, szczególnie po ociemniałych. Ujętych, takimi atencjami otaczano, takie im świadczono dusery, że poniektóre biedactwa chroniły się za mosiężnym zawiaskiem puzdra.

To była już istna cywilizacyjna zawierucha. Niedobór sierot oraz nędzarzy spowodował bowiem kryzys: - nie mogąc na tym padole, to jest w pudełku, znaleźć obiektów zasługujących na wyjątkowo aktywną życzliwość, mikrolud po osiemnastu generacjach wytworzył wiarę w Sierotę Absolutną, której do końca odsierocić, ani doszczęśliwić w ogóle nie można
       Furtką takiej nieskończoności uchodził w transcendencję nadmiar życzliwości, na metafizykę przerobionej. Patrząc w zaświat, społeczeństwo zaludniło go obficie – pośród istot czczonych pojawiła się Dziwowdowa, a także Pan Niebios, też zasługujący na wyjątkowe współczucie.                                                            

Tym samym świat doczesny silnie zaniedbano i organizacje zakonne pochłonęły większość świeckich.

  Cdn

środa, 22 listopada 2017

Międzygalaktyczni Konstruktorzy 9

Przerywniki były, możemy wrócić do kuchni Stwórcy.

Motto: - Poszukując prawdy tworzymy nowe połączenia neuronowe w mózgu.

Trurl-Stwórca doszedł do wniosku, że materia biologiczna jest niepewna i dlatego zbuduje człowieka mechanicznego – Homo Mechanicus.
         W kolejnym eksperymencie stworzył trzy tysiące nowych jednostek, tym razem obdarzonych wolną wolą.
Swoje osiągnięcia konsultuje z przyjacielem – oponentem, którym jest Klapaucjusz, także konstruktor - Stwórca.

                                           Pierwsza wojna

Rano Trurl udał się do domu Klapaucjusza, azaliż go nie zastał, czekał więc aż do obiadu.
Potem zawiódł go do siebie, prosto na poligon doświadczalny, do miejsca onego Felicyją zwanego.

Klapaucjusz obejrzał domy, płoty, wieżyczki, napisy, zarząd główny, jego komórki, delegatów, obywateli, porozmawiał z tym i z owym, a w bocznej uliczce spróbował też dać w łeb jednemu mniejszemu.
        Lecz zanim go trzech innych wzięło za hajdawery i wyrzuciło z osady przez bramę łagodnym i zgodnym ruchem, przy śpiewie, a choć baczyli na to, by mu karku nie przetrącić, przecież skrzywdzony był, kiedy wstawał z przydrożnego rowu.
Hm? - zapytał Trurl, udając, że nie dostrzegł wcale Klapaucjuszowego pohańbienia – Cóż powiesz?
Przyjdę jutro – odparł tamten.
Rozumiejąc, że umyka, Trurl uśmiechnął się pobłażliwie.

Nazajutrz koło południa obaj konstruktorzy ponownie weszli w osadę Felicyją zwaną. Zastali w niej spore zmiany.
       Zaraz zostali zatrzymani przez patrol obywatelski, a starszy rangą rzekł do Trurla
 - Co waść tak smutno spozierasz? Pienia ptasząt nie słyszysz? Kwiecia nie widzisz? Głowa do góry!
A drugi, niższy rangą, dodał: - Rześko mi, dziarsko, wesoło się trzymać!
     Trzeci nic nie powiedział, tylko kułakiem pancernym trącił konstruktora w grzbiet, aż chrupnęło, za czym wszyscy zwrócili się do Klapaucjusza, lecz ów, nie czekając, tak się z własnej woli wyprężył, tak należycie okazał radosną tężyznę, że dali mu pokój i oddalili się.
          Scena owa wywarła silne wrażenie na (mimowolnym) twórcy nowego ładu, gdyż z otwartymi ustami gapił się na plac przed zarządem Felicyji, gdzie już uformowane w szyk czworoboki na komendę wydawały okrzyki zachwytu.
                         Bytowi – cześć!
Huczał jakiś starszy, z epoletami, pod buńczukiem.
Odpowiadał mu zaś zgrany chór głosów:
                       Cześć, Radość i Chwała!

Nie zdążył ni słowa pisnąć Trurł, a już znalazł się tęgo zachwycony, w szeregu wraz z przyjacielem i do wieczora obaj wykonywali musztrę, polegającą na tym, iż sobie przykrość, natomiast bliźniemu w rzędzie Dobro należało wyrządzać, wszystko na raz – dwa – trzy.
Przełożeni zaś zwani Felicjantami, czyli Strażnikami Szczęśliwości Ogólnej, których pospolicie mianowano Szczegółami, pilnie o to dbali, żeby każdy z osobna i wszyscy razem dokładnie przejawiali satysfakcję zupełną i ogólny błogostan, co jednak w praktyce okazało się niezmiernie uciążliwe.
         Podczas krótkiej przerwy w manewrach, udało się Trurlowi i Klapaucjuszowi zbiec z szeregu i ukryć za parkanem, za czym, przypadając w rowie, jakby pod ogniem artyleryjskim, dopadli domu Trurlowego i dla większej pewności zaszyli się na samym strychu.
         W sam czas to się stało, bo już i po dalszej okolicy snuły się patrole, przeszukując domostwa w poszukiwaniu nieszczęśliwych, zmartwionych, smutnych, których zaraz na miejscu biegiem dopieszczano.

Trurl, klnąc w żywy kamień, rozważał na strychu sposoby zlikwidowania skutków eksperymentu, co wziął tak niepożądany obrót.
Klapaucjusz zaś śmiał się w kułak.
      Nie wymyśliwszy nic lepszego, wysłał Trurl do osady, jakkolwiek z ciężkim sercem oddział demontażystów, przy czym dla większej pewności, a w najściślejszym sekrecie przed Klapaucjuszem tak ich zaprogramował, by nie mogli pójść na lep pięknych haseł, głoszących Powszechną Życzliwość i nadzwyczaj Spolegliwe Opiekuństwo.
Jakoż starł się ów hufiec ze Szczegółami, aż iskry poszły. W obronie Szczęścia Powszechnego Felicyja walczyła bohatersko, musiał więc Trurl dosłać odwody z dubeltowymi imadłami i rakami.

Walka przerodziła się natenczas w prawdziwy bój, istną wojnę, ogromne bowiem było poświęcenie, jakie wykazywały obie strony, rażąc się już kartaczami i szrapnelami.

Cdn

wtorek, 21 listopada 2017

Stara Stajnia

W 1968 roku, po wypadkach marcowych wyrzucono Zbyszka z wydziału leśnictwa w SGGW w Warszawie.
W 1978 roku ukończyłem ekonomiczne studia w SGPiS. Czyli kilka lat studiowania za mną.
I co z tego wynika?
No właśnie!

Nic z tego nie wynika, albo inaczej: - w tych uczelniach nie nauczyłem się niczego sensownego.
Pisałem już o tym.

Jednak była taka szkoła - liceum im. Tadeusza Reytana, po której zostało mi w głowie sporo rzeczy przydatnych.
Było to wtedy liceum elitarne i tylko męskie.
                                                                                                                                Po 52 latach od matury, jeden z kolegów zorganizował spotkanie klasowe.
Spotkanie okazało się miłą chwilą luksusu, przedzielającą długie okresy pobytu w bieszczadzkim odludziu.
Oraz gratką dla fotografa.....
W Zawidowicach wylądowałem jeden dzień przed spotkaniem.
Maj 2017. Stara StajniaZawidowice koło Pleszewa.








poniedziałek, 20 listopada 2017

Noc pod Chryszczatą

Kilka bieszczadzkich miejsc darzę szczególnym sentymentem. Jednym z nich jest góra 686 pod Chryszczatą. Zawędrowałem tu także w tym roku na nocleg.
      Już kiedy zbliżałem się do Rabego wpadłem w Uniesienie....
Zostawiłem plecak w „swoim” miejscu biwakowym, i poszedłem pospacerować po znajomych soczystych łąkach...... a w głowie dźwięczały słowa:

Chwała najsampierw komu
Komu gloria na wysokościach?

Chwała najsampierw tobie
Trawo przychylna każdemu
Kraino na dół od Edenu
Gloria! Gloria!

Nikogusieńko! Tylko przyjaciel wiatr faluje łąką i szumi w szpilkach sosny.
Tak! Uczucia nie kłamią. Tu czuję się jak w domu!
Bo gdzie jest twój dom? Tam, gdzie się dobrze czujesz....

                                                                                                                            Dom postawiony, ognisko płonie, nad głową lampiony gwiazd.
Niezapomniane chwile....
Odnalazły się marzenia
które włożyłem kiedyś
do dziurawej kieszeni.

Jaka ciepła ta noc....

O świcie jestem spakowany.                                                                          Jeszcze tylko zdjęcie i w drogę miły bracie!.



niedziela, 19 listopada 2017

Każdy jest sierotą


To się wiedziało, to znaczy się było przekonanym o tym, że każdy jest sierotą. Syn jest sierotą i ojciec jest sierotą i matka i córka i brat i siostra miłosierna.
Wszyscy.

I że dopiero w innej skali, w innej dali – wszyscy są rodziną.
W skali kosmicznej dali.
Wszyscy i wszystko. Bo nie może być inaczej. Musi tak być.

Nie tylko ta planeta jest jednym organizmem. I nie tylko cały Układ Słoneczny nakryty wiatrem złocistym jak poncho przejrzystym, którego poły sięgają aż za planetę Pluton i jeszcze trochę dalej za domniemaną planetę-Antyplanetę. Lecz także cała Galaktyka. Lecz także inne Galaktyki.
Wszystko.
W skali Kosmicznej Dali wszystko sieroctwo jest jedną rodziną.
I to już na pewno.

sobota, 18 listopada 2017

Wirtualna kaplica św.Tekli z Katalonii

Drodzy Parafianie! 
Dziś głos zabiera obywatel świata – Bruno Ballardini.

Na nowoczesnym rynku reklam, nie rywalizują ze sobą produkty, lecz komunikaty”.

Ta myśl przyświecała Kościołowi od samego początku. Celem było zdobycie maksymalnie dużej klienteli.
Kościół zawsze umiał wyrazić swoje stanowisko, ale we właściwej chwili potrafił także tego uniknąć, by ominąć ryzyko, że kogoś zniechęci.
           Na przykład dyktatorów i tyranów każdej epoki nie dotknęła kościelna ekskomunika.
Głównie dlatego, iż na swój sposób byli zapewne punktem odniesienia dla wielomilionowych rzesz i szkoda by było stracić taką audience.
         Po dziś dzień w przypadku śmierci bossów mafijnych odprawiane są msze w intencji przeniesienia ich z Piekła do Czyśćca.
Lub do Raju.....

Raj to bowiem miejsce, gdzie – jeśli miałoby ono gościć wyłącznie czyniących dobro, lub tych, którzy zło czynili jedynie przypadkiem – już teraz jest tłoczne od od teologów, świętych ksenofobów, bigotek i innych nudziarzy.

Na szczęście według papieża, Raj to tylko metafora.
Gdyby istniał naprawdę, potrzebowałby porządnej kampanii reklamowej.
       A co z zawodową deontologią?
Nie trzeba tu żadnego kodeksu samodyscypliny, bo ….. 
      Czyż Kustosze Prawdy mogliby kłamać?
No, ale na wszelki wypadek można zastrzec i tę ewentualność.
Pomijając nieomylność, w którą się kościół wielokroć ubierał, Orygenes dorobił się także teorii kłamstwa ekonomicznego, lub pedagogicznego, tzn. „dla dobra sprawy”.
         W ten sposób bronił oszustwa, dowodząc konieczności okłamywania jako przyprawy i leku (condimentum atque medicamen).
Chodzi tu o wolność w kłamstwie absolutnie nieznaną dzisiejszym specom od reklamy.
Oni potrafią, co najwyżej, kłamać przez zaniedbanie.(To już nieaktualne - przyp. autora bloga)

Jeśli chcemy ogarnąć cały zakres strategii stosowanej przez Kościół, nie można zatrzymywać się przy klasycznym advertisingu.
        Propagandą jest przecież także proklamowanie nowego świętego.
Jest to proces łączący cudownie komunikację i fund raising.
Chodzi o to, że dla uruchomienia procesu beatyfikacyjnego nie wystarcza prosta inicjatywa wiernych, muszą go oni także wesprzeć datkami.

Ostatni papież tysiąclecia, wielki mistrz komunikacji, w czasie swego pontyfikatu wyniósł na ołtarze około 2000 błogosławionych i świętych, podczas gdy jego poprzednicy w ciągu czterech wieków, proklamowali ich łącznie zaledwie 999.

      Wynajdywanie świętych przydatnych na każdą okazję.

Wśród powołanych ostatnio wymienić można opiekunów internautów – św. Izydora, św. Pedra Rigalda i św. Teklę. 
      Powołana przez Kościół grupa robocza przeczesała hagiografię w poszukiwaniu patrona internetu. Inicjatywa w tym względzie wyszła podobno od Papieskiej Rady ds. Komunikacji Społecznej.
Kandydatura św. Izydora o wiele długości wyprzedziła pozostałe dwie.
       Izydor, biskup Sewilli (556-636) był podobno redaktorem Etymologiae – dwudziestotomowego słownika, ogarniającego tematykę medycyny, rolnictwa, siedmiu nauk wyzwolonych i architektury metodą autentycznego hipertekstu.
Cóż powiedzieć o pozostałych konkurentach?
     Św. Pedro Rigaldo został awansowany przez wiernych z Hiszpanii na patrona internautów. Opiekun torreadorów, miał (podobno) dar bilokacji.
Wreszcie św. Tekla, bardzo popularna w Katalonii, posiada osobistą wirtualną kaplicę.

Można tam zapisywać się na cudowną naprawę sprzętu komputerowego - „Powierz świętej Tekli wszelkie problemy informatyczne, jakie przeszkadzają ci w nawigacji. Święta postara się je rozwiązać, jeśli okażesz jej oddanie, na jakie zasługuje”.
        Możesz tu także wyspowiadać się on-line. Na stronie znajdziesz również menu ze spisem najczęstszych grzechów w sieci (od mail bombingu i cofania zegara komputerowego - aby nie płacić za próbne oprogramowanie, po odwiedzanie stron porno).