piątek, 17 listopada 2017

Bieszczadzkie łąki

Następuje przerywnik z powodu Powszechnej Życzliwości dla Czytelników jako też dla autora bloga.
Nie byłoby bowiem wskazane, abyśmy poczuli się znużeni ciągłym zaglądaniem do kuchni Stwórcy.

Łąki bieszczadzkie pasują jak ulał na miły przerywnik.

Patrzę na zdjęcia i przypominam sobie, jak spędzałem czas w animuszu i beztrosce. Chodziłem po łąkach i byłem wesoły, rumiany, podskakiwałem, a w chwilach onych rozpierała mnie potrzeba Opiekuństwa Spolegliwego.

Zaprawdę, powiadam wam, potrzeba ona, była tak wszechogarniająca, że nie mogłem usiedzieć na przyzbie namiotu.
      Kroczyłem ci ja więc po tych bieszczadzkich zielonościach niewysłowionych, a baczyłem pilnie, czy nie zoczę niewiasty jakowejś, z którą mógłbym wdać się w obłapkę i tym sposobem okazać Opiekuństwo i Życzliwość.
       Czas mijał, lubość niezmierna ogarniała moje członki, dlatego pomyślałem ci ja, że niewiasta takowa, nie musiała by azaliż być
nawet zbyt zacnego rodu, jednakowoż baczenie miała, aby nie było jak w przysłowiu: -”staropolskim zwyczajem choroby weneryczne rozdajem”.


Dalibóg niestety: - okolica była bezludna, nie tylko występował w niej brak niewiast skorych do obłapki, ale takoż jakichkolwiek innych byle jakich nawet człowieków.
Atoli fakt ten wywoływał moją lekką deliberację, jednakowoż nie aż tak wielką, aby się tym zbytnio frasować.





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz