Prawa
Kosmiczne
Jako,
że dana istota wywodzi się prosto z tego sparciałego materiału,
który wapnieje, czyli jest rozumowo poskładana byle jako, tym
rozpaczniej wykłada sobie siebie na opak.
- Jeśli
żyje w wodzie, powiada, że na lądzie jest raj.
- Jeśli
ma skrzydła wyrabia sobie ideał z płetwami.
- Jeśli
ma nogi – przymaluje sobie gęsie skrzydła i woła: - „Anioł!”
Dziwne,
żem tego dotąd nie zauważył.
Tę
regułę nazwę Prawem Kosmicznym Trurla:
- Wedle niedoskonałości inżynierii własnej wszelki
duch wystawia sobie Absolut Wyborny.
Muszę
to sobie zakarbować na okoliczność, kiedy będę się brał do
prostowania podstaw filozofii.
Teraz
jednak czas budować.
Opierając
się na tych ogólnych prawidłach, zmontuję kogoś, komu będzie
dobrze.
Ale
skąd wiadomo, że komuś jest dobrze?
Możliwe
że komuś jest dobrze w porównaniu z sąsiadem, lecz nic o tym nie
wie, nie uważa więc, jakoby mu się dobrze działo.
Należałoby
budować więc istoty mające na oku podobne sobie, ale w mękach
tkwiące?
Czułyby
się wtedy silnie usatysfakcjonowane przez sam kontrast! Być może,
wszelako jakieś to paskudne jest.
Azaliż
więc trzeba tu dławika, oraz transformatora. I nie należy od razu
brać się do składania całych szczęśliwych społeczności: -
Na
początek NIECH BĘDZIE INDYWIDUUM!
Trurl-Stwórca
zakasał rękawy i w trzy dni zbudował Kontemplator Bytu
Szczęsny, maszynę, która świadomością,
rozjarzoną w katodach, zespalała się z każdą postrzeżoną
rzeczą i nie było na świecie nic takiego, co by jej uciechy nie
sprawiało.
Usiadł
przed nią Trurl, by rozważyć, czy o to mu chodziło.
Kontemplator,
rozkraczony na trzech metalowych nogach, wodził lunetowatymi
oczyskami po otoczeniu, a czy natrafił wzrokiem na deskę parkanu,
na głaz, czy stary trzewik, niezmiernie się zachwycał, tak, iż
postękiwał z cicha od nadzwyczajnej lubości, co go rozpierała.
Kiedy
zaś słońce zaszło i zorze niebo zaróżowiły, kucnął nawet od
zachwytu.
„Mój
przyjaciel Klapaucjusz powie naturalnie, że samo kucanie i stękanie
jeszcze o niczym nie świadczy, zażąda dowodów – rzekł do
siebie Trurl, coraz bardziej czegoś niespokojny”.
Wprawił
tedy Kontemplatorowi w brzuch znaczny zegar z pozłacaną
strzałką, który wyskalował w Jednostkach Szczęśliwości
i nazwał je Hedami.
Za
jeden Hed przyjął tę ilość ekstazy, jakiej się
doznaje, gdy przebędzie się cztery mile w bucie z gwoździem, a
potem gwóźdź się usunie.
Pomnożył
drogę przez czas, podzielił przez zadziorność gwoździa, przed
nawias wyprowadził współczynnik pięty zmęczonej i tak mu się
udało przełożyć szczęście na układ centymetr – gram –
sekunda.
Na
dobre się uspokoił konstruktor.
Obliczył
zaraz, że jeden Kilohed to tyle radości, ile doznali
starcy podglądający Zuzannę w kąpieli. A Megahed
to radość skazańca w porę odciętego od stryczka.....
Cdn.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz