Co
cieszy
Trurl-Stwórca
eksperymentuje na prototypach ludzi. Jak na razie są to
eksperymenty cokolwiek nieudane. Postanawia więc działać szybciej
i nowocześniej. Wszak jest Stwórcą, a ów wszystko może....
Dotąd
wypróbowywał prototypy jeden po drugim, więc każdy krok
pochłaniał co niemiara czasu i materiałów.
Obecnie
postanowił uruchomić tysiąc eksperymentów naraz, w skali jeden do miliona.
Pod
elektronowym mikroskopem poskręcał więc liczone na sztuki atomy
tak, że z nich powstały istotki niewiele roślejsze od mikrobów.
Nazwał je Angstremkami, ćwierć miliona osobników
takich składało się na kulturę umieszczoną końcem włoskowej
pipetki na podstawowym szkiełku.
Każdy
taki mikrocywilizacyjny preparat przedstawiał się nie uzbrojonemu
oku jako plamka szarooliwkowa, to zaś, co się w niej działo, można
było dostrzec tylko przy najmocniejszym powiększeniu.
Wszystkich
Angstremków wyposażył Trurl w regulatorki
altruistyczno-heroiczno-optymistyczne, z przeciwagresywną zapadką,
imperatywem kategorycznym a zarazem elektrycznym, dobroczynności
wprost niesłychanej, oraz w mikroracjonalizator z dławikami zarówno
ortodoksji, jak i herezji, żeby żadnego fanatyzmu wcale być nie
mogło.
Kultury
pozakraplał na szkiełka, te zaś poskładał w paczuszki, a
paczuszki – w pakiety.
Wszystkie
one umieścił na półkach inkubatora cywilizacyjnego i zamknął go
na dwie i pół doby.
Uprzednio
przykrył każdą cywilizację szkiełkiem nakrywkowym starannie
oczyszczonym, lazurowej barwy, gdyż miało się ono stać
niebem
tamecznego społeczeństwa. Dostarczył też kroplomierzem pożywki i
surowców do fabrykacji tego, co uzna consensus omnium za
najbardziej wskazane i potrzebne.
Rozwoju,
który energicznie ruszył na wszystkich owych szkiełkach, nie mógł
oczywiście śledzić wszędzie, toteż na chybił trafił wyjmował
pojedyncze cywilizacje, a chuchnąwszy na okular mikroskopu i
wytarłszy go fularem, ze wstrzymanym tchem przypatrywał się
zbiorowym poczynaniom z wysokości, bo spoglądał przez tubus
mikroskopu w dół, jakoby Pan Bóg zerkający spoza chmur na swoje
dzieło
Trzysta
preparatów rychło zeprzało.
Objawy
były zwykle podobne. Najpierw plamka kultury poczynała się
rozrastać żywo, puszczając w bok cieniuchne odrostki, potem unosił
się nad nią leciusieńki dymek, czy mgiełka raczej, pojawiały się
mikroskopijne błyski, które pokrywały mikromiasta i mikropola
wysypką fosforyczną, po czym całość rozsypywała się z
leciutkim trzaskiem w drobny mak.
Założywszy
osiemnastokrotny okular na mikroskop, dostrzegł Trurl w jednym z
takich preparatów same jeno zwęglone ruiny a zgliszcza, pośród
nich zaś okopcone resztki sztandarów z napisami, których jednak
nie zdołał, dla ich małości, odczytać.
Wszystkie
takie szkiełka szybko powyrzucał do kosza. Nie wszędzie
jednak działo się tak źle. Setki kultur dążyły wzwyż,
rozrastając się chyżo, więc gdy brakło im miejsca na szkiełku,
przenosił je na inne porcjami.
W
trzy tygodnie miał już owych prosperujących ponad 19.000.
Podług
myśli, co mu się wydała genialną, Trurl niczego sam nie
ustanawiał w kwestii generalnego uszczęśliwienia, lecz wszczepił
tylko Angstremkom hedotropizm, czyniąc to na wiele różnych
sposobów. Już to zaopatrzył w ośrodek szczęściopędny każdego
Angstremka, już to podzielił takowy na cząstki i dostarczył
każdemu po jednej.
Wówczas
marsz ku szczęśliwości zakładał ogólne zespolenie w ramach
odpowiedniej organizacji. Stworzeni pierwszą metodą sycili
hedotropizm na własną rękę.
A
jako że czynili to bez pomiarkowania, toteż każdy w końcu od
nadmiaru z cicha pękł.
Druga
metoda zaowocowała pomyślniej. Powstałe na szkiełkach bogate
cywilizacje urządziły sobie techniki socjalne i najrozmaitsze
kulturowe instytucje.
Preparat Nr 1 376 sprokurował Emulator.
Nr 3 932 – Kaskader,
a Nr 95 – Hedonistykę Frakcjonowaną w łonie
Metafizyki Drabiniastej.
Emulaci
współzawodniczyli w ściganiu wzorca cnót, podzieliwszy się na
Wigów i Hurysów.
Co
do Hurysów, ci mniemali, że:
Nie
może znać Cnoty ten, kto Niecnoty nie zna, boż trzeba
jedno
od drugiego rozgraniczyć.
Wypróbowywali
więc Niecnoty podług katalogu, żywiąc solenny zamiar
porzucenia ich w Dniu Właściwym.
Jednakowoż
hurysowanie, będące terminatorką przygotowawczą, obróciło
środki w cel. Tak przynajmniej twierdzili Wigowie.
Zwyciężywszy
Hurysów, zaprowadzili Wigorianizm, czyli kulturę
zbudowaną z 64 000 zakazów bardzo żywotnych i kategorycznych.
Nie
wolno było za ich rządów grabić ani babić, wróżyć ni burzyć,
siedzieć na węgle ani grać w kręgle, mlaskać ni trzaskać,
włazić ni razić, toteż te srogie zakazy szturmowano i po kolei
obalano, z rosnącą satysfakcją i ogólnym rozsmakowaniem.
Kiedy
Trurl obejrzał preparat emulacki po niedługim czasie,
zaniepokoiła go powszechna bieganina. Wszyscy latali tam jak
opętani, poszukując jakiegoś zakazu do przekroczenia, pełni
strachu, bo już żadnego nie było. Więc chociaż niektórzy
jeszcze babili, grabili, mlaskali, trzaskali, razili zza węgła i
włazili na każdego, kto podleciał, satysfakcji było z tego tyle,
co kot napłakał.
Wpisał
więc Trurl do raptularza laboratoryjnego uwagę:
Tam,
gdzie można wszystko, nic nie cieszy.
Cdn
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz