piątek, 10 listopada 2017

Międzygalaktyczni Konstruktorzy 1

Pomysł stworzenia Istoty Szczęśliwej.

Pewnego razu zdarzyło się, że świetny Międzygalaktyczny Konstruktor Trurl przybył szarą godziną do swego przyjaciela Klapaucjusza milczący i zadumany, a gdy ten próbował go rozweselić opowiadaniem najświeższych kawałów cybernetycznych, odezwał się znienacka:
         - Proszę cię, nie staraj się obrócić mego posępnego nastroju we frywolny, ponieważ w duszy kiełkuje mi rozeznanie tyleż prawdziwe, co zasmucające. Dochodzę mianowicie do wniosku, że w całym naszym tak pracowitym życiu, nie dokonaliśmy niczego cennego!
To mówiąc skierował wzrok pełen potępienia i niesmaku na rozpostartą na ścianach Klapaucjuszowego gabinetu bogatą kolekcję orderów, odznaczeń i dyplomów honorowych w złoconych ramach.
      - Na jakiej podstawie ferujesz tak srogi wyrok? - spytał Klapaucjusz.
     - Zaraz ci to wyłożę:
Godziliśmy zwaśnione królestwa, dostarczaliśmy monarchom trenażerów władzy, budowaliśmy maszyny-gawędziarki i takie, co nadawały się do polowania, pokonywaliśmy podstępnych tyranów i zbójców galaktycznych, którzy się na nas zasadzali, lecz w ten sposób sobie tylko sprawialiśmy satysfakcję.
       Tylko siebie wynosiliśmy we własnych oczach, natomiast tyle co nic uczyniliśmy dla Dobra Powszechnego!
Wszystkie nasze zapędy zmierzające do perfekcjonowania bytu maluczkich, których napotykaliśmy w naszych wędrówkach planetarnych, nie doprowadziły ani raz jeden do wytworzenia stanu Doskonałej Szczęśliwości.
        Zamiast rozwiązań autentycznie idealnych dostarczaliśmy jeno pozorów, protez i namiastek, przez co zasłużyliśmy na miano prestidigitatorów ontologii, zręcznych sofistów działania, lecz nie na godność Likwidatorów Zła!
      - Kiedy słyszę, jak ktoś rozprawia o programie Powszechnej Szczęśliwości, ciarki przechodzą mi po krzyżu – odparł Klapaucjusz.
Oprzytomnijże, Trurlu
Zali nie są ci znane niezliczone przykłady tak właśnie poczętych działań, które obracały się w jedną ruinę i mogiłę najszlachetniejszych intencji?
     Czy nie pamiętasz już o fatalnym losie pustelnika Dobrycego?, który usiłował uszczęśliwić Kosmos za pomocą preparatu zwanego altruizyną? Czy nie wiesz, że można w niejakiej mierze pomniejszać troski bytowe, wymierzać sprawiedliwość, rozjaśniać filujące słońca, lać balsam na tryby mechanizmów społecznych, ale szczęścia nie wyprodukujesz żadną maszynerią?
        O jego powszechnym panowaniu wolno jedynie z cicha marzyć taką szarą godziną, jak ta właśnie, ścigać je idealnym wyobrażeniem, upajać słodką wizją oko ducha, lecz to już wszystko, na co stać istotę najmędrszą, przyjacielu!
     - Tak to się mówi! - odburknął Trurl-Stwórca.                                                    Być może uszczęśliwić tych, którzy już od dawna istnieją, i to w sposób zdecydowany, wręcz trywialny, jest zadaniem nie do pokonania. Wszelako byłoby możliwe sporządzenie istot zaplanowanych z takim rozmysłem, aby im się nic oprócz szczęścia nie działo......
         Wyobraź sobie, jak wspaniałym pomnikiem naszego konstruktorstwa (które czas obróci przecież kiedyś w proch oślepły) byłaby jaśniejąca na niebie planeta, ku której rzesze mgławicowych plemion obracałyby oczy z ufnością, aby powiadać:                                                                                                                         - „Tak! Zaiste, jest szczęście możliwe, w postaci nieustannej harmonii, a udowodnił to wielki Trurl przy niejakim udziale druha Klapaucjusza, dowód zaś na to żyje i rozkwita pysznie w objęciu naszego zachwyconego spojrzenia!”.
                                                                                                                                   - Nie wątpisz chyba, że o problemie, któryś poruszył, nieraz już myślałem - wyjawił Klapaucjusz.
      Nasuwa on poważne dylematy. Nauk, jakich udzieliła przygoda Dobrycego, nie zapomniałeś widzę, i dlatego chcesz uszczęśliwić istoty, jakich dotąd nie ma, czyli szczęśliwców chcesz na pustym miejscu stworzyć.
        Otóż pierwej należałoby rozstrzygnąć, czy w ogóle można uszczęśliwić nie istniejących? Poważnie w to wątpię. Bez takiego rozstrzygnięcia, do mrowia nieszczęśników od jakich Kosmos się roi, dodałbyś tylko tłum nowych, przez ciebie stworzony – i cóż wtedy?
                                                                                                                                                                      - Zapewne, eksperyment jest ryzykowny – przyznał Trurl niechętnie. Mimo to uważam, że należałoby go podjąć. Natura tylko z pozoru jest bezstronna, że niby fabrykuje, co popadnie i jak leci, więc zarówno miłych, jak przykrych, łagodnych, jak okrutnych, ale dość zrobić remanent, by się przekonać, że na placu pozostają zawsze tylko istoty okrutne i przykre, najedzone tamtymi.
         A kiedy niegodziwcom świta, że postępują nieładnie, wymyślają sobie okoliczności łagodzące albo wyższe uzasadnienia: - ot, że paskuda bytu jest przyprawą zaostrzającą apetyt na raj lub inne takie miejsca.
         Podług mnie należy z tym skończyć.
Natura nie jest wcale zła, jest tylko tępa jak but, więc działa po linii najmniejszego oporu. Trzeba ją zastąpić i samemu wyprodukować Istoty Świetlane, gdyż dopiero ich pojawienie się będzie prawdziwą kuracją bytu.
        Usprawiedliwią one z nadwyżką miniony okres, pełen wrzasku mordowanych, którego na innych planetach nie słychać tylko przez wzgląd na dystans kosmiczny. Po kiego licha wszystko, co żywe, ma cierpieć? Gdyby cierpienia istot poszczególnych wywierały choć taki impet, jaki ma kropla dżdżu, to – masz na to moją rękę i moje rachunki! - przed wiekami już rozsadziłyby świat!
Lecz proch zalegający grobowe krypty i opuszczone pałace milczy doskonale....
       - Istotnie, zmarli nie mają kłopotów – przyświadczył Klapaucjusz. To dobra prawda, skoro oznacza przemijalność cierpienia.
        - Ale pojawiają się wciąż nowi cierpiętnicy! - podniósł głos Trurl. Czyż nie pojmujesz azali, że mój plan jest kwestą zwykłej przyzwoitości?
      - Czekajże. Jakim właściwie sposobem Istota Szczęśliwa (załóżmy, że ci wyjdzie) będzie zadośćuczynieniem otchłani mąk, co zwietrzały, oraz nieszczęść trwających nadal po całym Kosmosie? Czy dzisiejsza cisza znosi wczorajsza burzę? Czy dzień unieważnia noc? Czy nie widzisz, że pleciesz androny?
        - Więc, podług ciebie, nie należy nic robić?
        - Nie mówię, że nie. Możesz poprawiać byty istniejące, a przynajmniej tego próbować z wiadomym ryzykiem, tych jednak, o których mówiłeś, niczym nie usatysfakcjonujesz.
Byłżebyś innego zdania?
      Czy sądzisz, że wypychanie Kosmosu szczęśliwością do wypęku odmieni w najdrobniejszej mierze to, do czego w nim doszło?
       - Ależ odmieni! Odmieni! - wołał Trurl.                                                         Pojmij tylko: - jeżeli nawet mój czyn nie dosięgnie tych, co minęli, zmieni się ta całość, której oni cząstkę stanowili. Odtąd każdy będzie musiał rzec:
     „Okropne fatygi, przeraźliwe kultury i cywilizacje, przedstawiały jeno wstęp do treści właściwej, to jest do czasów Obecnej Lubości!
Trurl, ów światły mąż, z zadum swoich taki wyciągnął wniosek, że złą przeszłość należy wykorzystać dla sporządzenia dobrej przyszłości. Na biedach uczył się, jak stwarzać bogactwa, na rozpaczach, ile są warte ekstazy”.
     Jednym słowem Kosmos właśnie tym, że taki szkaradny, dał impuls do stworzenia Dobra!
Czyż nie uważasz azaliż, Klapaucjuszu, że epoka obecna okaże się przygotowawczo-inspirującą? I dzięki niej nastąpi lube ziszczenie planów wzniosłych?
Czyż choć w części przekonałem ciebie?

Cdn.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz