czwartek, 31 stycznia 2013

Idealna żona

Pomarzyć zawsze można. Wskazane nawet jest.
Jak, po dniu pracowitym, żona powinna witać męża?
Trójkami idziemy...akurat po tej trójce, to nie wiem jakby ciało zareagowało, ale wesołe to jest!
Tequilla


Diagnoza

Postawić prawidłową diagnozę, to jest podstawa. Nie leczyć płuc, gdy serce chore. Potem już tylko z górki. Kiedyś wydawało mi się......że znam się na falach. I traciłem kasę. Teraz uważam, że znam się na falach, ale fala może zakręcić i dupa mokra! Od tego zakrętu jest właśnie stop! I każdy rynek ma swoją specyfikę.
     Uważam, że mogę się zawsze pomylić - od tej pomyłki jest zawsze stop!
     Wiem, że poczucie winy ( żona pyta: kiedy kasę dasz? ) dołuje. To jest presja. To jest trucizna.
Nie mówię o żonie. Presję mam na myśli. Tylko wtedy czujesz rynek, gdy Luziczek masz.  A gdy nie czujesz rynku? To nie masz Luziczku!...Albo odwrotność: nie masz Luziczku? Nawet o kochaniu zapomnij wtedy....
                   Nie otwieraj wtedy pozycji!!!!!!
Nie musisz otwierać. I bądź uważny: CZEKAJ NA SYGNAŁ!
Jest jeszcze inne rozwiązanie, gdy jesteś pod presją żony......Ale o nim nie mówmy teraz.
     Bo...jeśli......uwierzysz jakiemuś guru....to możesz jaja stracić. Chyba, że masz szczęście i trafiłeś na Finkelsztajna. Osho jest niesamowity! Znaczy: - był. Ale dla mnie jest żywy. Tylko nie wiecznie żywy, bo to hasło zaanektowali komuniści rosyjscy dla Lenina.

 

Słoneczny, poniedziałkowy poranek w centrum Santa Banana w Ka­lifornii. Doktor Decapitate szykuje się do przyjęcia swojego pierwszego pacjenta. Jeszcze raz spogląda na swój nowoczesny, świetnie wypo­sażony, skomputeryzowany, połyskujący chromem gabinet, naciska guzik i wpuszcza pacjenta, pana Porky Poke'a.
- Doktorku! - krzyczy Porky. Jego głowa jest cała w bandażach.
-Ach! Zapewne jakiś problem z głową -woła Decapitate.
- Niesamowite! Jak pan to odgadł?
- No cóż! Trzydzieści lat praktyki w tym zawodzie.
I doktor zaczyna naciskać jakieś przełączniki, jakieś klawisze w komputerze. Po chwili mówi:
- Nie ma wątpliwości. To ostry przypadek migreny.
-To zdumiewające! Mam ją przez całe życie. Czy może mnie pan wyleczyć?
- Dobrze - mówi doktor patrząc w komputer. - Zabrzmi to drasty­cznie, ale by pomóc panu, będę musiał usunąć pańskie lewe jądro.
- O rany! Lewe jajo! - rozpacza Porky. - No dobrze. Zrobię wszy­stko, aby pozbyć się tego bólu.
Po tygodniu, kaczym chodem Porky Poke opuszcza prywatną kli­nikę. Nie ma lewego jądra, ale czuje się jak odrodzony.
- Już po migrenie!—krzyczy, próbując tańczyć z radości.
Aby to uczcić, idzie od razu do sklepu krawieckiego Mosze Finkelsztajna. Chce sprawić sobie całą nową garderobę. Mosze patrzy na niego i mówi:
- Marynarka rozmiar czterdzieści dwa.
- Tak! Ale skąd pan wie? - pyta Porky.
- Cóż. Trzydzieści lat praktyki w tym zawodzie. Rozmiar pana spo­dni to trzydzieści sześć, długość nogawki siedemdziesiąt osiem centy­metrów.
- Zdumiewające! -woła Porky. - Ma pan świętą rację!
- Oczywiście, że mam rację. Robię to całe życie. Pana buty mają rozmiar dziewięć i pół - kontynuuje Mosze.
-Niesamowite. Dokładnie tak jest!
- A pana bielizna jest w rozmiarze cztery - dodaje Finkelsztajn.
- O, nie. Tu się pan myli. Mam rozmiar trzeci.
- Nie, nie. Na pewno czwarty - upiera się sprzedawca.
- Nie. Całe moje życie nosiłem i noszę rozmiar trzy - mówi Porky.
- Dobrze. Niech pan sobie nosi ten rozmiar trzeci, ale będzie pan miał od tego okropną migrenę.


Pomoc od sił wyższych





          Kiedy mówię, abyś zamknął się na siły niższe, nie mam na myśli walki z nimi, chodzi o to, abyś był świadomy ich istnienia. To wystarczy. Jeśli zaczniesz z nimi walczyć, ulegniesz wypaczeniom,  co jest jeszcze gorsze. Przestaniesz być naturalny, ogarnie cię obsesja.
     Jeśli ktoś się na ciebie rozgniewa, nie reaguj od razu, ale też nie walcz z tym, co odczuwasz. Rozważ całą sytuację i przeanalizuj ją bezstronnie, weź pod uwagę każdy punkt widzenia. Jeśli ten ktoś, kto się na ciebie rozgniewał, ma rację, bądź mu wdzięczny.
     A jeśli nie ma racji, nie reaguj, bo ta jego złość, to jego problem, ty nie masz z tym nic wspólnego.
     
      Jest to głęboki wgląd psychologiczny – jeśli ktoś cię znieważa, robi to tylko wtedy, gdy podświadomie wątpisz w swoją rację. I on to wyczuwa, bo te wątpliwości wyrażają się w twoim zachowaniu, w gestach, słowach, w mowie. Jeśli czujesz, że to zupełna pomyłka, możesz się nawet uśmiechnąć.
              Gdy ktoś przychodzi i mówi: -„Jesteś bezsilny”, wpadniesz w złość, ale tylko wtedy, gdy poczujesz tę bezsilność w sobie. W przeciwnym wypadku nie reaguj. Reaguj tylko wtedy, gdy wypowiedź uderzy w coś głęboko w tobie ukrytego. Przeanalizuj całą sprawę i jeśli adwersarz ma rację, bądź mu wdzięczny.
     Staje się to palącym problemem. Ty nie jesteś świadomy swych podstaw, głębszych pragnień, głębszych stłumień, a inni je zauważają. Naucz się więc analizować to, co się dzieje. Może ktoś, kto ciebie obraża ma rację. Może częściowo ma rację – wtedy bądź mu częściowo wdzięczny i nie przejmuj się tym, w czym się myli.
          Kiedy mówię: nie otwieraj się na niższe, nie mam na myśli tłumienia, ale uważność, obserwację, analizę. Jeśli tłumisz, zamykasz się na wyższe.
Jeśli ktoś tłumi seks, nie może wziąć urlopu od tłumienia. Chwila urlopu i wąż ożywa z jeszcze większym wigorem i witalnością. W tłumieniu nic nie umiera. Przeciwnie – to, co było tłumione, staje się jeszcze bardziej żywe.
       Aby otworzyć się na wyższe zamknij wrota niższemu. Inaczej stworzysz napięcie, konflikt w samym sobie. Najpierw podejmij świadome działania mające na celu zamknięcie się na niższe. ( - nie pozwalaj sobie na ocenianie, nie baw się w osądzanie - tylko obserwuj)
Po jakimś czasie, bez żadnego wysiłku z twojej strony, zaczniesz sobie zdawać sprawę z innego wymiaru. Wystarczy usiąść pod drzewem i już jesteś w innym świecie.
    
 (Zbyszek - nie musisz nawet siadać pod drzewem, gdy to pojmiesz, przy każdej czynności wpadniesz w błogość, w stan uniesienia. Możesz trawnik kosić, albo śnieg odgarniać. Boziuniu, jak ja lubię śnieg odgarniać! I każdy, kto mnie zna, wie, czy to prawda, czy nie)

      Widziałeś pewnie wizerunki Buddy siedzącego pod drzewem. Czy zastanawiałeś się, co Budda robi?
Nic nie robi, jedynie czeka. Niższe zamknęło się, nagromadziła się energia, wiec teraz czeka na właściwy moment, gdy energia stanie się tak wielka, że zmusi wyższe do otwarcia się. Wiele starożytnych technik medytacyjnych zajmuje się właśnie takim otwarciem.
       Budda wspominał o wielu rzeczach, które należy uczynić, aby zamknąć to, co niższe, lecz podstawowa technika to „właściwa uważność” – samyak smriti.
To jest to samo, o czym mówię: obserwacja, czujność, analiza.
Budda mówi: -„Gdy jesteś rozgniewany, pamiętaj, to ty jesteś rozgniewany. Bądź uważny, bądź świadomy”. 
       To jest wielka alchemiczna prawda wewnętrzna: możesz być albo rozgniewany, albo uważny. Jeśli jesteś uważny, obserwujesz - nie możesz być rozgniewany. Rozgniewany możesz być tylko wtedy, gdy jesteś nieświadomy, twój umysł tobą zarządził. Ma ciebie pod kontrolą. Jest twoim panem.
    Jeśli zamkniesz się na niższe, wchodzisz w kontakt z siłami wyższymi, z wieloma zjawiskami. Jednym z tych zjawisk jest głęboka komunia z wysoko rozwiniętymi duszami. Nic we wszechświecie nie ginie. Budda jest wieczny, Kriszna jest wieczny, Jezus jest wieczny.
    I dla tych, którzy są otwarci na wyższe, Jezus nie jest postacią historyczną, wciąż istnieje. Dwadzieścia stuleci wyparowuje i wchodzisz w kontakt z żywą obecnością. To Kronika Akashy.

PS. - Kronika Akashy to takie google kosmiczne, a ty próbujesz się do niego zalogować.....
     Próbujesz?
Gdy to się uda…… przychodzą do ciebie różne dary: może pismo automatyczne – channeling, staniesz się celebrytą kanałowym, jak Jan Gabriel, lub Katie Byron, a może dostaniesz dar uzdrawiania, jasnowidzenia, a może tylko staniesz się szczęśliwy?–

Wiatr



Nieustannie krąży wokół nas. Pędzi obłoki nad ziemią. A kiedy chcesz go schwytać i jakoś na trwale zaprząc w żagle lub skrzydła wiatraków, wtedy w bezradnej dłoni tylko strzęp jego szaty ci pozostaje……
Mówimy; -Wiatr, zgadzając się jednocześnie, że zawsze będzie nieuchwytny, bezdomny, lekkomyślny. Że: - „ na niczym mu nie zależy i niczego nigdy nie broni”…..
    Dziewiętnastowieczny poeta na dowód swojej prawdy napisał wiersz: -„Na zwaliskach zamku w Czersku”.
      Po czarnych szczelinach, darłem się ku górze.
      Zobaczył to wicher – co gdzieś tam bałwany mgły
      Po polu wodził – i przybiegł zdyszany, i zawył mi w ucho:
      „ Gdzież pniesz się to? Gdzie?
      Od wieku nie dotknął nikt skroni tych wież!”

Jestem w Czersku i patrzę na owe trzy wieże. Tę nad bramą (kwadratową) i te dwie okrągłe, jak tu mówią – cylindryczne – połączone z nią ramionami murów.
Właśnie pomiędzy nimi była, w czasach mojej młodości, chyba stumetrowa, pusta przestrzeń bez muru. Otwarta na południe w stronę Warki.
Tędy najswobodniej wchodził wiatr, zaglądało oko nieba, wciskała się zieleń traw i cherlawe drzewka wspinały się na mury.
Wszystkie te siły jednym wielkim głosem przyrody pytały:
           Gdzie są ci książęta mazowieccy, co ten zamek stawiali?
           Gdzie ta Włoszka – królowa, która kazała zamek sadami i winnicami otoczyć?
           Gdzie wreszcie podział się ten starosta ( czy jak niektórzy powiadają: marszałek )
Franciszek Bieliński, który przed 300 laty próbował restaurować trochę mury?

         Odpowiedź wiatrowi, zieleni i niebu po trzykroć ta sama: NIE MA ICH….
XIX – wieczny poeta, Roman Zamorski, tak kończy opowiadanie o wichrze z czerskiego zamku: -….”Chciał mnie porwać…
                  I ułamałem gałązkę dębową,
                  I nią , jak berłem – skinąłem”.
Uspokoił się wicher, uchodząc przez północną bramę, co się pod kwadratową basztą znajduje, wpadł w ręce starego dziada, który wichry łapie i wiąże. I tylko, jak za gorąco w świecie, lub gdy jest zły, wypuszcza je na wolność.
     A po schodach, które oczy w górę prowadzą, wspina się światło na kwadratową basztę. Kiedy dochodzi do okna, rozlega się wystrzał armatni.
         Nie każdy go słyszy, ale – wierzcie mi – zawsze pod zachód, gdy rozlewa się po  niebie słońce czerwone, znoszą z baszty żołnierze ostatniego Niemca z Czerska.
Ukrył się w baszcie i przekazywał swoim kamratom tzw. koordynaty. Ktoś z naszych zauważył błysk lornetki na wieży, wycelował z grubej rury, i już po człowieku.
      Żył jeszcze przez chwilę, gdy go zniesiono na dół, ale nogę mu urwało i krew sikała równo. Stąd o zachodzie, od krwi w bramie tak czerwono.

środa, 30 stycznia 2013

Judy Zebra Knight



Judy Zebra Knight (urodzona jako Judith Darlene Hampton 16 marca 1946, w Roswell w stanie Nowy Meksyk) – Amerykanka, która twierdzi, że drogą channelingową (kanałową) otrzymuje przesłanie od żyjącego 35 tysięcy lat wcześniej na Lemurii ducha-wojownika oraz nauczyciela duchowego o imieniu Ramtha[1]. Bardziej znana jako J. Z. Knight.

Tygodnik Time nazwał ją „prawdopodobnie największym celebrytem ze wszystkich współczesnych mediów kanałowych[5]. Występowała w popularnych amerykańskich programach telewizyjnych, takich jak Larry King Live[6] i The Merv Griffin Show. Wystąpiła również w filmach paradokumentalnych What the Bleep Do We Know!? (2004)[7] oraz What the Bleep!? Down the Rabbit Hole (2006) wyprodukowanych przez członków Ramtha's School of Enlightenment.
W Polsce autorka spopularyzowana została dzięki książce Ramtha: Biała księga (Ramtha: The White Book).
 

Ramtha Biała Księga




                 .....Nazywam się Ramtha.
 W starożytnym języku moich czasów to
znaczy Bóg. To ja jestem wielkim Ramą ludzi Indii. Byłem pierwszym
człowiekiem urodzonym z łona kobiety i lędźwi mężczyzny,
który wniebowstąpił. Nauczyłem się, jak wniebowstępować nie za pośrednictwem
nauk innego człowieka, lecz dzięki wrodzonemu zrozumieniu
Boga istniejącego we wszystkim. Jednak zanim to nastąpiło,
nienawidziłem i gardziłem, zabijałem, podbijałem i rządziłem aż do
momentu, w którym osiągnąłem oświecenie.
            Byłem pierwszym zdobywcą znanym w tej rzeczywistości. Rozpocząłem
marsz, który trwał sześćdziesiąt trzy lata. Podbiłem trzy
czwarte znanego świata, ale moje największe zwycięstwo odniosłem
nad sobą w momencie, kiedy zrozumiałem moją własną egzystencję.
          Kiedy nauczyłem się kochać siebie samego i osiągnąłem jedność z całym
życiem, wstąpiłem na skrzydłach wiatru do wieczności.
Wniebowstąpiłem przed oczami mojego ludu na północnowschodniej
stronie góry Hindus. Mój lud, który liczył więcej niż dwa
miliony, był mieszanką Lemuryjczyków, ludzi z Jonii, później nazwanej
Macedonią, i plemion uciekających z Atlanty, którą nazywacie
Atlantydą. Taki jest rodowód mojego ludu, obecnie tworzącego narody
Tybetu, Nepalu i południowej Mongolii.............
                        
                     ...Pewnego dnia,
kiedy kontemplowałem majaczącą na horyzoncie widmową linię jeszcze
nieodkrytych gór i dolin, spytałem siebie, jakby to było, gdybym
ja sam przekształcił się w Nieznanego Boga - element życia. Jak mógłbym
się stać częścią tej nieśmiertelnej esencji?
         Wtedy wiatr zadrwił sobie ze mnie i znieważył mnie nie do zniesienia.
Zadarł do góry mój długi, królewski płaszcz i zarzucił mi go
na głowę — bardzo żenująca i niezbyt zaszczytna dla dowódcy sytuacja.
Następnie wzniósł tuż przy mnie sięgającą aż do nieba, cudowną
kolumnę pyłu w kolorze szafranu, ale kiedy odwróciłem od niej uwagę,
przestał wiać i pozwolił, aby cały ten pył spadł na mnie.
         Następnie ten wiatr, gwiżdżąc, pognał w dół wąwozu, gdzie płynęła
rzeka. Później przeleciał przez przepiękne sady oliwne, zmieniając
liście ze szmaragdowych w srebrne. Wzniósł aż do pasa spódnicę
pięknej dziewczyny, wywołując chichoty, które trwały przez chwilę.
Potem zdmuchnął kapelusz z głowy małego dziecka, a ono pobiegło
za tym kapeluszem, śmiejąc się radośnie.
         Zażądałem, aby wiatr przyszedł do mnie z powrotem, ale on
tylko wypełnił wąwóz huraganem śmiechu. Kiedy stałem się niebieski
na twarzy od wykrzykiwania rozkazów i usiadłem, wrócił i delikatnie
dmuchnął mi w twarz. To była wolność!
        Podczas, gdy nie istniał człowiek, który mógłby być dla mnie
wzorem do naśladowania, znalazłem mój ideał w wietrze. Nie możecie
zobaczyć wiatru, ale kiedy dmucha z furią, czujecie się zaatakowani.
Bez względu na to, za jak ważnych i potężnych się uważacie, nie
jesteście w stanie wypowiedzieć wojny wiatrowi. Co możecie zrobić?
Przebić go mieczem? Porąbać siekierą? Splunąć na niego? On tylko
rzuciłby tę ślinę z powrotem w waszą twarz.
       Czym jeszcze mógłby stać się człowiek, co dałoby mu wolność
ruchu i siłę, która pozwoliłaby mu uwolnić się na zawsze od ograniczonej
natury ludzkiej, która pozwoliłaby mu być we wszystkich
miejscach na raz, która uwolniłaby go od śmierci?
        Wiatr stał się dla mnie najwyższą istotą, ponieważ był nieśmiertelny,
wolny i pasjonujący. Nie miał granic ani formy. Był magiczny,
wolny i śmiały. Taki byłby w istocie najbliższy opis Boskiej esencji
życia. Wiatr nigdy nie sądzi człowieka. Wiatr nigdy nie opuszcza człowieka.
       Wiatr, jeśli go zawołacie, przyjdzie do was w postaci miłości.
Takie właśnie powinny być cechy ideału......

Wiszące grona i data na Polandzie 20

Wiszące grona w interwale daily.
To określenie wydaje się być wynalazkiem autora, a formacja została opisana w książce Marka Marcinowskiego - Sukces na giełdzie.
Na pytanie dlaczego średnia 55 działa, odpowiedź mamy na obrazku. Inwestorzy są wzrokowcami. Na MA 55 jest opór. Świece znajdują się więc pomiędzy dwiema średnimi: MA 18 i 55.
55 to liczba fibo.
Jest tylko mały dyskomfort, bo zachód rośnie, a Poland spada. Lub odwrotnie się zdarza. Przykładowo cztery lata temu, Wig 20 miał dołek 18 lutego ( Udało mi się tam trafić z Zaporą ) Zachód natomiast spadał jeszcze prawie trzy tygodnie. Dlatego daty zwrotu dla Forexu (Euro/USD) Daxa i Wigu 20 są często inne.
     Daty abonamentu na Wig 20 na luty, marzec i kwiecień, będę rozsyłał 31 stycznia wieczorem.

Loda?



O Pani snów moich!
Gdy Cię pierwszy raz ujrzałem to mi stanął!
I stał do tej pory
obraz Twój przed oczami moimi..........
Kap, kap, kapie...........
łza z oka mego!
Myślisz Pani, że mam małego?
O nie, wielkiego mam!
Ducha w sercu moim!
I dziś przychodzę,
z wielkim i dużym... postanowieniem
żeby wsadzić Ci głęboko......
na palec pierścionek zaręczynowy!!!

Listy do samego siebie

Sprostowanie: To Wall Street przebił sufit, a DAX tylko wystrzelił.


Czytelnicy pytają, czy blog bierze udział w corocznym konkursie blogów?

NIE BIERZE UDZIAŁU.
Dlaczego? Dlatego, bo:
    - Niby kto ma oceniać te „listy do samego siebie” – Zbyszka?
     Grupa debili? (Panie Boże – wybacz!)
   - W większości są tu zamieszczane teksty Osho. Kto ma je oceniać?
      Chrześcijanie?
   - Jakie kryteria należy przyjąć dla oceny czegoś, co trudno ocenić?
     Kryteria ustalone przez zakute pały?
Czy ja ludzi nie lubię? Nie lubię ciemnogrodu. Unikam takich ludzi jak zarazy, i super jest. 
               Najlepszym podziękowaniem dla autora są maile i komentarze od Czytelników. Oraz liczba wejść na stronę.
W ubiegłym roku nieopatrznie poddałem bloga konkursowi. Zdaje się, że blog zajął jakieś wysokie miejsce w rankingu. Ale próbowano mnie „przystrzyc”: - pisz bardziej przyzwoicie, nie używaj „wyrazów”.
       Mam duszę buntownika, od razu się wkurwiłem! Jestem wolnym człowiekiem, więc nie uznaję żadnych warunków.
Jeśli ktoś próbuje wcisnąć mnie w schemat – po chwili ma puste miejsce zamiast mnie……
             Czasami ta „chwila” trwa całe lata......
          Tak było w moim pierwszym i drugim małżeństwie. To cierpienie było i niewolnictwo. Zdałem sobie sprawę z tego po wielu latach, czyli bardzo późno. Gdy przeżyłem już pół życia. Bo błędne kody w mojej głowie nadawały: - zapierdalaj, podpieraj się nosem, bo tak trzeba! Rozwód? – Nie wypada…….Trwaj w tej niewoli i nie swoim świecie. W nagrodę możesz narzekać i od czasu do czasu się upić.
       Wyjść z tej niewoli, na którą pozwoliłem, nie było łatwo. Skoczyłem, nie mając skrzydeł?. Skrzydła wyrosły mi w locie?
Nieprawda.
Książkę Barbary de Angelis przeczytałem już u mojej partnerki, gdy odzyskałem Wolność.
            - Skrzydła urosły mi, zanim powiedziałem żonie, że odchodzę z domu.
      - Skrzydła urosły mi dzięki kobiecie, w której się zakochałem. Fruwałem już dzięki nim.
                    - Kilka dni przed odejściem z domu PALIŁEM MOSTY.
Tak było mi łatwiej. Kilku bliskim znajomym powiedziałem mianowicie, że odchodzę od żony, że się zakochałem.
Już tylko został do zrobienia ten ostatni ruch.
         Jak myślałem wtedy? Myślałem: - każda chwila bez kobiety, którą kocham, jest chwilą straconą!
Potem przyszedł czas na rozwód. Niby drugi w moim życiu, a pierwszy raz zawsze najtrudniej. Ale niełatwo było. Pytano mnie kiedy rozwód. Tłumaczyłem się, że za chwilę. Paliłem MOSTY ponownie. Wyprzedzałem fakty tylko. Jeszcze rozwodu nie było, nie złożyłem nawet pozwu, a mówiłem że już, tylko - tylko. Zaraz rozwód będzie.
Kłamałem? Według kryteriów społeczeństwa – tak było. Kłamałem. Zgadza się.
A według moich kryteriów? Paliłem MOSTY. Tak wiele osób dopytywało się o ten rozwód.
      A co to, kurwa, ludzi obchodzi? Z butami w czyjeś życie? Ja za grzeczny byłem…..
Rozwód należy do spraw osobistych. Bardzo osobistych. Dziś, na zapytanie kiedy rozwód będzie, opierdolił bym delikwenta. Kiedyś tłumaczyłem się, i kłamałem.
Właściwie nie spieszyło mi się. Niby do czego? Żeby papier mieć?
       
     Partnerka we mnie zwątpiła. W ten mój rozwód. A rozwód przebiegł zupełnie bezboleśnie. To była tylko kwestia decyzji, że już to robię. Sam, z własnej woli. Pozew = rozwód. Takie proste.
      Owszem, ciążyło wspomnienie pierwszego rozwodu. 12 spraw było, ciągnęło się ponad rok, i adwokaci skórę ze mnie ściągali. Dwóch miałem. Moja pierwsza żona starała się udowodnić moją winę i dostawać z tego powodu alimenty na siebie do końca swoich dni. Miałem warsztat tworzyw sztucznych wtedy…..Było, minęło.
      Teraz mam Wolność, mogę spotykać się z kim chcę, grać na Japan 225 CFD - co właśnie w tej chwili robię, jest 3.00 w nocy, bo spać mi się nie chce. Mogę planować wycieczkę do kręgów kamiennych w Odrach,  planować przejście pięciuset kilometrów po Bieszczadach, potem jakieś morza ciepłe, i takie tam….

wtorek, 29 stycznia 2013

Ach...jak ja kocham Daxa! Nie da na nim stracić! -  na nim można tylko zyskać.

( gdy rozumiesz fale) ( i średnie) ( i stosujesz coś jeszcze)

Boże, daj mi pogodę ducha, abym
godził się z tym, czego zmienić nie mogę,
odwagę, abym zmieniał to, co zmienić
mogę, i mądrość, abym zawsze potrafił
odróżnić jedno od drugiego. 

Marek Aureliusz ( żył 2 tysiące lat przed nami ), czyli....Gość!
 

Wyjebało.




Zobaczcie: tyle luzu....Dax walnął w sufit. I przebił ten sufit. !17.10.

Wyrwij się z nieszczęścia



To nie powinno być trudne - przerwać cierpienie, poczucie bra­ku nadziei. To nie powinno być trudne, bo przecież nie chcesz czuć się źle. Chyba więc kryje się za tym coś bardziej skompli­kowanego. Ta komplikacja polega na tym, że od najwcześniej­szego dzieciństwa nie wolno ci było okazywać radości, czuć się szczęśliwym. Kazano ci być poważnym, a powaga łączy się ze smutkiem. Musiałeś robić to, czego nie chciałeś robić. Byłeś bez­radny, słaby, zależny od ludzi; musiałeś robić, co ci kazali. Ro­biłeś to niechętnie, kiepsko, będąc temu przeciwnym. Byłeś zmuszony robić tyle rzeczy wbrew sobie, że stopniowo jedno sta­ło się jasne: wszystko, co jest ci przeciwne, jest słuszne, a to, co nie jest ci przeciwne, jest błędne. I powoli całe to wychowanie napełniło cię smutkiem, zakłóciło twój stan naturalny.
        Stanem naturalnym jest radość, tak samo jak stanem natu­ralnym jest zdrowie. Kiedy jesteś zdrowy, nie idziesz do dokto­ra, aby pytać: Dlaczego jestem zdrowy? Nie ma potrzeby zada­wać pytań dotyczących zdrowia. Ale kiedy jesteś chory, pytasz natychmiast: Dlaczego jestem chory? Co powoduje moje złe sa­mopoczucie?
                  I zajrzyj sobie w majtki, może tam jest przyczyna? Nasypało ci piachu?- Wytrząśnij!!!
To całkowicie słuszne, by pytać, dlaczego jest ci źle. Ale ni­kogo nie pytaj, dlaczego czujesz się wspaniale. Zostałeś- zostałaś- wycho­wany w chorym społeczeństwie, w którym poczucie szczęścia bez powodu poczytywane jest za szaleństwo. Jeśli uśmiechasz się bez powodu, ludzie pomyślą, że brak ci piątej klepki - bo inaczej z czego byś się tak cieszył? A jeśli odpowiesz: „Nie wiem, po pro­stu czuję się szczęśliwy", twoja odpowiedź upewni ich tylko, że coś jest z tobą nie tak.
                  Jeśli jednak czujesz się kiepsko, nikt nie będzie się dziwił. Ta­kie samopoczucie uznawane jest za normę; każdy tak się czu­je. Nie jest to niczym niezwykłym. Nie robisz nic dziwnego.
              Podświadomie umacnia się w tobie przekonanie, że nieszczę­ście jest stanem naturalnym, a szczęście - nienaturalnym. Po­czucie szczęścia musi mieć powody. Poczucie nieszczęścia ich nie potrzebuje. To przekonanie powoli wsiąka w ciebie coraz głę­biej - do krwiobiegu, do kości, do samego szpiku - chociaż jest czymś, co obraca się przeciwko tobie. Zostałeś zmuszony do swoistej schizofrenii; zostało ci narzucone coś, co jest przeciw­ko twojej naturze. Zostałeś oderwany od samego siebie, by stać się czymś, czym nie jesteś.

DAX



Kocham Daxa. Bo jak go nie kochać? Kasę daje!
Dax – niemiecki jest. I co z tego?
                 Tak….pamiętam. Niemcy przyszli do domu mojego.
Matka w Ravensbruck wylądowała  szybko. ( A syn wyuczony jest, wie, że brakuje u umalut, tych dwóch kropek nad u)
Nie patrzmy na niższe….
Tylko na wyższe…..
A gdzie to wyższe jest? - Tam, gdzie kasa! Bo gdy zarabiasz, wtedy grają w tobie Trąby anielskie! Czyli dobre to jest!  
                       ( Niech się dzieje według wiary twojej)
Zarobisz…możesz to przeznaczyć na cel szczytny!......
Lecimy na Niemca…….( powiedziała Wanda ) 


Mieczysław Pawlikowski, wybitny aktor, grał między innymi Onufrego Zagłobę.
W czasie wojny był bombardierem w dywizjonie 300 nocnych bombowców. Potem jednym z załogi dywizjonu 301. Latał na zrzuty nad terytorium Polski. Napisał książkę: „Siedmiu z Halifaxa J”.  Każda wyprawa była dramatem, a opisywał je z wielką pasją.
    Pisał też wiersze. Oto jeden z nich…

MODLITWA PRZED LOTEM NA NIEMCY

Kazałeś, Panie, gdym był chłopcem małym,
Miłować ojca i matkę moją – miłowałem.
     Kazałeś, Panie, kochać kraj mój rodzinny: dom,
ziemię, niebo i wszystko – kochałem.
     Kazałeś w bliźnim widzieć brata swego i jego miłować jak siebie – miłowałem.
Kazałeś nie zabijać – nie zabijałem, i nie kraść – nie kradłem.
     Kazałeś dzielić się z bliźnim napojem i jadłem, i lewy policzek nastawić,
Gdy cios padnie w prawy – nastawiałem.

Aż oto bliźni przyszedł mordować i kraść.
I bić po twarzy, i zdzierać świętości z moich ołtarzy.
      A ja wtedy ….uszedłem (bo bałem się paść)
Stchórzyłem.

Moja wina, moja wielka wina.
W imię Ojca i Syna i Ducha Świętego
Daj mi dziś walczyć o prawo powrotu.

Nie zachowuj mnie ode złego, lecz zło ślij przed twarz i karz
Mnie, jeśli ma dzielność zawiedzie.

Chcę wrócić do ruin domu mego,
Chcę nogi ściskać mieszkającej tam biedzie
Chcę prosić ją, by mnie pod dach swój spalony przyjęła.

Więc nie zachowuj mnie ode złego, lecz zło ślij przed twarz
I karz mnie, jeśli nienawiść do wrogów zawiedzie.

Zapal we mnie ODPŁATY SAKRAMENT
I tak zostaw płonący
                                
                                        AMEN   

Anglia – lipiec 1944

Nogi



                Potoczny wizerunek kobiety wyolbrzymia niewątpliwie pozycję nóg. Eksponuje je sztuka: bulwersujący naszych dziadków kankan bazował właśnie na demonstrowaniu, gdzie to te nogi się u kobiet kończą.
        A tak naprawdę, to przecież nogi idą na bok, co trafnie uchwycił młody bohater przedwojennej powieści „Strachy” Marii Ukniewskiej, mówiąc do bohaterki: -„Gdybym był bogaty, kupiłbym te pani nogi i…..rozrzucił je na boki!”
    To nie oznacza, że my obaj kobiece nóżki lekceważymy. Przeciwnie. Lubimy na nie patrzeć…..Istnieje cała teoria erotyczna, która wyrokuje o pobudliwości kobiety wedle tego, co ona robi z nogami podczas miłości. Czy je zgina, czy prostuje? Czy rozkłada, czy zwiera? Czy zamierają one w ekstatycznym bezruchu, czy przeciwnie, ożywia je konwulsyjny dygot? Mowa nóg (partnerki) - to cenne sygnały dla mężczyzny.
    Tam, gdzie nogi u kobiety przechodzą w brzuszek, nosi ona majteczki……Otóż technika zdejmowania przez kochanka tej części garderoby kobiecej, stanowi zwyczajowy sprawdzian jego fachowości, bo wiąże się to z faktem, że sama kobieta do tej błahostki, iż ma jeszcze na sobie majtki, przykłada znaczenie mistyczne.
Może i nie bez pewnych racji. Jako zabezpieczenie cnoty niby one wątłe, ale w praktyce utrudniające – zdjąć trzeba.
        A czasami trudno, gdyż w tym momencie odżywają w kobiecie atawistyczne obawy i z reguły panie, które już się pogodziły z sytuacją, zaczynają rozpaczliwie wierzgać kończynami.
     Przy analizowaniu tej sytuacji zwykli mężczyźni prezentują dwie sprzeczne szkoły:
- Pierwsza szkoła prezentuje pogląd, że dla uniknięcia tej irytującej epilepsji, kobiety powinny zdejmować majtki same.
- Drudzy nie wytrzymują nerwowo, szarpiąc nieszczęsne koronki.
Zarówno jedna i druga szkoła pozbawia nas prawdziwej rozkoszy, jaką jest perwersyjnie spowolnione a osobiste zsunięcie majteczek z ochotnie pomagających w tym kobiecych nóg. Tak! – ona się śpieszy! Ty masz czas!
     Tyle, że do takiego aktu poddaństwa trzeba umieć kobietę doprowadzić. Najpierw elegancja….Miła kobiecemu sercu delikatność słów, a potem pocałunków, sprawia, że kobieta po prostu także chce, także pożąda! Nie zgodziła się na używanie jej ciała – ona tego pożąda!!!
Skracanie wstępnego rytuału miłości nie tylko opóźnia lub utrudnia rozpoczęcie, ale i zuboża całą zabawę. W niej gra w dotyk wewnętrznej części ud ma także wymierną skuteczność.
           Właśnie!
Nie ordynarny obmac, lecz pełne wyczucia zapoznawanie się ze sobą dwóch naskórków – do tej czynności kobiece nogi są jakby stworzone. I te smukłe, i te bardziej toporne, i idealnie strzeliste, i obajnowate.
Wszystkie jednakowo drżą, gdy czują na sobie dotyk męskich palców. Więc trochę podotykajmy. Zanim je rozrzucimy na bok….Wtedy stają się istotnie mniej przydatne.

Zaakceptuj madrość ciała



         Ciało ma wielką mądrość - pogódź się z nią. Pozwól mu podą­żać za jego własną mądrością. Kiedy masz chwilę czasu - po pro­stu odpręż się. Nie kontroluj oddechu, nie przeszkadzaj. Przy­zwyczajenie do ingerowania wrosło w ciebie tak bardzo, że nie możesz bez niego nawet oddychać. Jeśli zwrócisz uwagę na od­dech, to natychmiast zauważysz, że zaczynasz weń ingerować: zaczynasz brać głębokie wdechy albo pogłębiasz wydech. Nie ma potrzeby się wtrącać. Pozwól oddechowi być taki, jaki jest - cia­ło wie dokładnie, czego potrzebuje. Jeśli potrzebuje więcej tle­nu, będzie oddychać głębiej, jeśli potrzebuje mniej tlenu, będzie oddychać płycej.
       Po prostu zostaw to ciału! Przestań ingerować. Jeśli gdzie­kolwiek poczujesz napięcie, zacznij powoli rozluźniać to miej­sce. Relaksuj się wtedy, kiedy siedzisz, odpoczywasz, a później - kiedy coś robisz (zamiatasz podłogę albo pracujesz w kuchni czy w biurze). Utrzymuj ten stan jak najdłużej. Działanie nie mu­si być przeszkodą w tym, byś poczuł się odprężony. I tu właśnie leży piękno, ogromne piękno tego, co robisz. Twoja praca bę­dzie miała posmak medytacji.
Tymczasem ludzie za wszelką cenę dokonują niepotrzeb­nych wysiłków. Niekiedy ten ich wysiłek stanowi barierę, staje się problemem, który sami tworzą.
          ---- "W czasie burzy śnieżnej powstało wielkie zamieszanie w cen­trum miasta.
 Mułła Nasredin próbował pomóc pewnej tęgiej ko­biecie wcisnąć się do wozu. Po wielu próbach popychania, wcis­kania i kilku upadkach na lód powiedział jej wreszcie, że nie jest w stanie pomóc jej wsiąść. Kobieta krzyknęła: „Wsiąść? Ja pró­buję się stąd wydostać!"-----
        Tylko popatrz... Są rzeczy, które stracisz, jeśli próbujesz je przeforsować. Nigdy nie popędzaj rzeki, ale także nie idź pod prąd. Rzeka płynie do morza na swój własny sposób - po pro­stu się przyłącz, stań się częścią tej podróży. To doprowadzi cię do spełnienia.
Relaksując się, posiądziesz wiedzę; nie relaksując się, nigdy jej nie zdobędziesz. Relaksacja staje się drzwiami do najwyższej wiedzy - oświecenia.

PS. Proste ma być! Ciało czegoś potrzebuje? Daj mu to.......

Moje ciało. I twoje



Pytanie: Nie lubię siebie, a zwłaszcza swojego ciała

               Jeśli masz jakieś konkretne wyobrażenia odnośnie wyglądu cia­ła, będziesz się zadręczać. Ciało jest takie, jakie powinno być. Jeśli masz jakieś inne wyobrażenia - pozbądź się ich, bo nie prze­staniesz się zadręczać.
Oto ciało, jakie masz, ciało, jakie zostało ci podarowane. Ko­rzystaj z niego... i bądź zadowolony. A gdy zaczniesz je kochać, poczujesz, że się zmienia, bo kto kocha swoje ciało, ten o nie dba, a troska ta ma ogromne znaczenie. Ze względu na nią nie napychasz się nadmiarem jedzenia, ale też nie głodzisz się. Słu­chasz, jakie potrzeby ma twoje ciało, słuchasz jego wskazówek - czego pragnie i w którym momencie. Kiedy dbasz, kiedy ko­chasz, stajesz się dostrojony do ciała, a ono automatycznie za­czyna być w porządku. Jeśli nie lubisz swojego ciała, powodu­jesz konflikt, ponieważ stopniowo coraz bardziej obojętniejesz na ciało.
                     Kto dba o swojego wroga?
 Nie będziesz go oglądał, bę­dziesz go unikał. Przestaniesz słuchać jego wskazówek, a two­ja niechęć będzie narastać.
        Ty sam stwarzasz cały ten problem. Ciało nie wymyśla pro­blemów; stwarza je umysł. Jest to więc wymyślone przez umysł. Żadne zwierzę nie cierpi z powodu wyglądu swojego ciała, ża­dne zwierzę... nawet hipopotam! Żadne nie cierpi - są absolut­nie zadowolone, bo nie mają umysłów, które wytwarzałyby ta­kie problemy; w innym przypadku hipopotam myślałby: „Dlaczego ja tak koszmarnie wyglądam?"
Po prostu odrzuć wyobrażenia! Kochaj swoje ciało - to two­je ciało, to prezent od Boga.
        Masz się nim cieszyć i o nie dbać. A kiedy dbasz, to gimnastykujesz się, jesz, śpisz. Troszczysz się o wszystko, bo to przecież twój instrument, tak jak samochód, który myjesz, w którym zwracasz uwagę na każdy szmer, aby wie­dzieć, czy nie dzieje się coś złego. Dbasz o każde zadrapanie na karoserii. Zadbaj też o swoje ciało, a ono stanie się dla ciebie doskonale piękne - bo takie jest! Jest cudownym mechanizmem, tak skomplikowanym, pracującym tak wydajnie, że działa przez siedemdziesiąt lat bez zarzutu. Śpisz czy czuwasz, wiesz o tym, czy nie wiesz, ono funkcjonuje i to tak cichutko! Nawet jeśli nie dbasz o nie i tak działa, obsługuje cię. Każdy powinien być wdzięczny swemu ciału.
       Zmień po prostu swoje nastawienie, a zobaczysz, że w cią­gu sześciu miesięcy twoje ciało zmieni kształt. To jak wtedy, gdy ktoś zakocha się w kobiecie - można to zauważyć - ona natychmiast pięknieje.
         Być może nie dbała zanadto o swoje ciało, ale gdy zakochał się w niej mężczyzna, natychmiast za­czyna o nie dbać. Godzinami wystaje przed lustrem... bo ktoś ją kocha! Tak samo będzie, jeśli pokochasz swoje ciało - nie­bawem ujrzysz, że zaczyna się zmieniać. Jest kochane, zadba­ne, potrzebne. Jest tak delikatne, a ludzie tak okropnie się z nim obchodzą. Zmień swoje podejście, a sam się przeko­nasz!

poniedziałek, 28 stycznia 2013

Annabell



Zważywszy raczej dramatyczne aspekty sprawy Axelroda, z początku mogło się wydawać niemożliwe, abym o niej zapomniał. Ale ostatecznie – wyjąwszy spotkanie przed wypchanym słoniem w muzeum, i kaptur umieszczony na mojej głowie – wszystko to nie różniło się tak bardzo od innych oficjalnych i nieoficjalnych eksperymentów, w których brałem udział. Wiele z nich miało dramatyczne momenty.
Większość przeprowadzono w ścisłej tajemnicy i mój tygodniowy rozkład zajęć wypełniony był w całości taką właśnie pracą.
     Czy mogłem zapomnieć o humanoidach z Księżyca i wzniesionych tam konstrukcjach?
No cóż, szanse, że istnieją, były jak 50 do 50! Tak, jak we wszystkich eksperymentach PSI, istniała też możliwość, że ulegam własnej wyobraźni i fantazjom.
       Nie było informacji zwrotnej, która pomogłaby mi rozwiązać ten problem w ten, czy inny sposób. Ponieważ nasze działania polegają zazwyczaj na sprzężeniu, z reguły mamy możliwość potwierdzenia naszych spostrzeżeń.
     Są jeszcze dwa inne subtelne zjawiska, ale bardzo istotne. Pierwsze ma związek z faktem, że większość ludzi zapomina, lub unika wszystkiego, co nie pasuje do powszechnie akceptowanej rzeczywistości – ich rzeczywistości.
    Drugie zjawisko wiąże się z tym, że większość ludzi nie zaprząta sobie głowy myśleniem o Księżycu. Zdają sobie sprawę z tego, że on tam jest i na tym się kończy. Unikają zbyt częstego myślenia o Księżycu.
     W latach 1975 -1976 wspomnienie o sprawie Axelroda wycofało się w głębsze rejony mojej psychiki. Jednakże sprawa nie była zakończona.
      W lecie 1976 roku zaczął się drugi rozdział tej sprawy.
Otrzymałem wówczas przesyłkę, w prostej kopercie, bez adresu zwrotnego, czy chociażby stempla pocztowego, ale ze znaczkami.
      W kopercie była książka. Jej tytuł był dość frapujący: „Na księżycu jest ktoś jeszcze” – autor George Leonard. Przeczytałem książkę w czasie następnych kilku godzin. Później czytałem ją jeszcze dwa razy.
     Najwyraźniej, gdy miałem moją supertajną wizytę u Axelroda, wiedział on już, że książka ma wyjść i dlatego ciekawiło go, czy znam autora.
Leonard uzyskał zdjęcia Księżyca od NASA. W końcu są one własnością publiczną, ponieważ większość prac NASA opłacana jest z naszych podatków.
       „Co wie NASA – głosił podtytuł książki – i czego nie ujawnia”.
Niezwykle ostrożnie, rozsądnie i logicznie George Leonard przestudiował wszystkie dane (włączając w to oficjalne fotografie NASA i zdjęcia zrobione przez astronautów), aby udowodnić swoją teorię istnienia wysoce zaawansowanej cywilizacji „podziemnej”, która pracuje na powierzchni Księżyca – w kopalniach i fabrykach, oraz ma bardzo dobrze rozwiniętą komunikację.
     Książkę Leonarda wypełniały weryfikowalne dane, oficjalne fotografie i szkice konstrukcji, jakie odtwarzał na podstawie zdjęć.
    Muszę przyznać, że wróciłem do moich rysunków i spędziłem tydzień porównując je ze zdjęciami i szkicami George’a Leonarda. Podobieństwa były zaskakujące.
W ten oto sposób, tajemniczy Axelrod dostarczył mi sprzężenia zwrotnego, tak, jak obiecał.. Nie miałem bowiem żadnych wątpliwości, że to od niego pochodziła ta niezwykła przesyłka.
       Ale czy książka Leonarda mogła być rzeczywiście uznana za materiał potwierdzający?
Jeśli nie całkowicie, to przynajmniej w pewnym stopniu tak.
Weźmy pod uwagę sprawę księżycowych konstrukcji.
Jak wskazywał Leonard, jedno z najlepszych zdjęć, jakie wykonali astronauci z Apolla 12 w trakcie swej podróży dookoła Księżyca, ukazuje tzw. Super Szyby (zdjęcie NASA 71-H-781), które są bardzo podobne do struktur obecnych na innym zdjęciu ( NASA 6-H-1923), wykonanym pięć lat wcześniej.
    Astronauci z Apolla 14 (1971) najwyraźniej OCZEKIWALI, że zobaczą Szyb, lub coś podobnego. Kiedy tak się stało, nazwali ową konstrukcję „Annabel” i była ona:

„Dokładnie taka, jak ta, którą widzieliśmy wczoraj. Musi być wysoka na ponad dwa kilometry. Widzieliście to?! Jasne flary rozbłysły w ciemnej części krateru, tuż poniżej „Annabel”. Och, kamery, teraz nas tylko nie zawiedźcie!”
(ta wypowiedź pochodzi z książki, którą dostałem i znajduje się na stronie 54)

      Wydaje się, iż na Księżycu stoi wiele „wież” i jest wokół nich równie dużo zamieszania.
Jak odkryłem później ( kiedy rozpocząłem moje badania Księżyca na serio), we wczesnych latach sześćdziesiątych NASA wysłała na orbitę Księżyca wiele sond, które miały przygotować  misję Apollo.
    Ujawniona fotografia NASA, oznaczona jako Księżycowy Orbiter III-84M bardzo wyraźnie ukazuje dwie struktury wznoszące się w rejonie Sinus Media.
Pierwsza z nich znana jako „Odłamek”, wznosi się ponad powierzchnię Księżyca na wysokość około dwóch i pół kilometra.
     Obok jest inna struktura, znana jako „Wieża”. Fotografowano ją cztery razy z różnych wysokości. Wznosi się na wysokość około ośmiu kilometrów i zwieńczona jest czymś, co wygląda na dwa złączone ze sobą sześciany. Formują one ogromną koronę, szeroką na ponad półtora kilometra.

Książka Leonarda



 Po dokładnym przestudiowaniu książki Leonarda, przez następne dwa tygodnie nie byłem pewien, czy mam spać, czy czuwać. Wszystkie moje umysłowe i biologiczne funkcje były zakłócone.
Bardzo mocno liczyłem na to, że książka ta poruszy wszystkich mieszkańców Ziemi, ale większość ludzi, do których się zwracałem, po prostu uśmiechała się i mówiła, że autor ma prawo mieć swoje zdanie, a wyjaśnienie tej sprawy musi być w „rzeczywistości” inne, bardziej logiczne.
    Nawet niektórzy specjaliści od UFO, których znałem, nie interesowali się tym. Takie reakcje uważałem i uważam, za niezwykle konsternujące i tajemnicze.
    Jak się okazało większość ludzi po prostu nie mogła sobie poradzić z implikacjami wynikającymi z książki Leonarda. Rzecz w tym, że oni nie CHCĄ o tym słyszeć.
    A mnie interesowały owe implikacje. Bo jeśli Obcy są na Księżycu, to pojawienie się ich na Ziemi nie powinno stanowić dla nich zbyt dużego problemu. 
   Dlatego podświadomie uwierzyłem w to, że tu, na Ziemi, możemy mieć sąsiadów, którzy nie są z Ziemi!
    Oraz, że niektóre z naszych urzędów i organizacji mogą rzeczywiście pozostawać pod pozaziemskimi „wpływami”.
    Zacząłem rozumieć dlaczego grupa Axelroda, jeśli nie byli to Obcy ( co czasem też przychodzi mi do głowy), stosowała tak daleko posunięte środki ostrożności, a nawet uciekała się do różnych podstępów.
   Wkrótce jednak wessało mnie z powrotem gorączkowe tempo życia i prac badawczych. „Zapomniałem” o wszystkim, a jeśli jeszcze o tym myślałem, to była to raczej myśl, że książka Leonarda stanowi swego rodzaju potwierdzenie moich obserwacji i że to dobrze, że miałem okazję się z tym zapoznać.

Fundacja Wyższej Percepcji



W sierpniu i wrześniu 1976 roku podróżowałem wielokrotnie pomiędzy SRI a Los Angeles. Jeździłem do krainy La-La, aby kontynuować studia, które podjąłem pełen nadziei na zwiększenie swojego zrozumienia wyższych funkcji ludzkiego umysłu.
      Miałem przyjaciół w krainie La-La i przebywając tam, mieszkałem w domu jednego z nich. Konrad posiadał wiele nadzwyczajnych umiejętności – czułem iż jest swego rodzaju nieskomplikowaną „starą duszą”, która w pewien sposób egzystuje poza współczesnym społeczeństwem., w tak dramatyczny sposób odciętym od mądrości.
     Konrad wydawał się absorbować informacje za pomocą telepatycznej osmozy. W wielu sprawach był elokwentny, ale jednocześnie bardzo wyluzowany. Miał też subtelne poczucie humoru. Innymi słowy, przebywanie w jego towarzystwie było przyjemnością.
    Pozostawałem również w kontakcie ze wspaniałą badaczką, dr Shaficą Karagullą oraz jej współpracownicą, dr Violą Neal. Dziś obie już nie żyją,
     Shafica była lekarzem neuropsychiatrą, która zerwała z głównym nurtem psychiatrii, by założyć Fundację Wyższej Percepcji.. W 1967 roku opublikowała swą słynną książkę: „Przełom w kreatywności”.
Viola była z kolei godnym uwagi jasnowidzem. Jej medialne mapy ludzkich biopól i diagnozy chorób robiły wrażenie na wielu lekarzach.
   Viola i Shafica okazały się dla mnie bardzo miłe. Obszar wiedzy jaką reprezentowały wydawał się wręcz nieskończony.
   Miałem wrażenie, że ich świadomości funkcjonują na wyższych zakresach częstotliwości. Stamtąd obie patrzyły w dół – na gmatwaninę przeciętnego ludzkiego żywota.
W tej gmatwaninie postrzegały różnorakie spiski, wznoszące niewidzialne mury, aby więzić i niszczyć ludzkie zdolności.
    Poza tym, obie panie prowadziły badania w ramach licznych programów naukowych, które obejmowały parapsychologię, tajne projekty rządowe oraz kontynuację prac współczesnych mistyków i okultystów.
    Zachowywały jednak ostrożność w dzieleniu się informacjami, ponieważ , jak twierdziły – takie postępowanie szkodzi reputacji, a w ekstremalnych przypadkach zagraża nawet życiu i zdrowiu.
     Interesowały się moją pracą, ale w sposób nieco paranoiczny, że względu na swoje powiązania z badaniami rządowymi, prowadzonymi w Instytucie Badawczym Stanforda. Oznaczało to, że bardzo ostrożnie wypowiadały się na temat tajnych operacji i uważały, by NIE powiedzieć za dużo.
    Ja oczywiście chciałem wiedzieć jak najwięcej, ponieważ Karagulla nie należała do grona entuzjastycznych tropicieli tajemnic rządowych. Jej wiedza była autentyczna.
W młodości pracowała na Środkowym Wschodzie dla wielu oficjalnych agencji wywiadowczych i BYŁA  obeznana z międzynarodowymi programami CIA.
     Chcąc wejść głębiej w krąg tajemnic, odkryłem, że jeśli wleję w ów niezwykły duet trochę dobrego wina, małomówność obu kobiet zmaleje i zaczną opowiadać swobodniej o tym, co mnie interesuje.
    Mieszkając u Konrada zaplanowałem kolejny zamach na ich małomówność. Konrad był entuzjastą rządowych tajemnic i zwolennikiem teorii spisku (tak jak ja), dlatego zapytałem go, czy zechciałby zorganizować u siebie obiad dla całej naszej czwórki.
    Ponieważ dobra kuchnia była zarówno jego, jak i moją pasją, postanowiliśmy zaplanować doskonałe menu i zrobić odpowiednie zakupy, wśród których znalazłoby się też kilka butelek dobrego wina.