środa, 30 stycznia 2013

Listy do samego siebie

Sprostowanie: To Wall Street przebił sufit, a DAX tylko wystrzelił.


Czytelnicy pytają, czy blog bierze udział w corocznym konkursie blogów?

NIE BIERZE UDZIAŁU.
Dlaczego? Dlatego, bo:
    - Niby kto ma oceniać te „listy do samego siebie” – Zbyszka?
     Grupa debili? (Panie Boże – wybacz!)
   - W większości są tu zamieszczane teksty Osho. Kto ma je oceniać?
      Chrześcijanie?
   - Jakie kryteria należy przyjąć dla oceny czegoś, co trudno ocenić?
     Kryteria ustalone przez zakute pały?
Czy ja ludzi nie lubię? Nie lubię ciemnogrodu. Unikam takich ludzi jak zarazy, i super jest. 
               Najlepszym podziękowaniem dla autora są maile i komentarze od Czytelników. Oraz liczba wejść na stronę.
W ubiegłym roku nieopatrznie poddałem bloga konkursowi. Zdaje się, że blog zajął jakieś wysokie miejsce w rankingu. Ale próbowano mnie „przystrzyc”: - pisz bardziej przyzwoicie, nie używaj „wyrazów”.
       Mam duszę buntownika, od razu się wkurwiłem! Jestem wolnym człowiekiem, więc nie uznaję żadnych warunków.
Jeśli ktoś próbuje wcisnąć mnie w schemat – po chwili ma puste miejsce zamiast mnie……
             Czasami ta „chwila” trwa całe lata......
          Tak było w moim pierwszym i drugim małżeństwie. To cierpienie było i niewolnictwo. Zdałem sobie sprawę z tego po wielu latach, czyli bardzo późno. Gdy przeżyłem już pół życia. Bo błędne kody w mojej głowie nadawały: - zapierdalaj, podpieraj się nosem, bo tak trzeba! Rozwód? – Nie wypada…….Trwaj w tej niewoli i nie swoim świecie. W nagrodę możesz narzekać i od czasu do czasu się upić.
       Wyjść z tej niewoli, na którą pozwoliłem, nie było łatwo. Skoczyłem, nie mając skrzydeł?. Skrzydła wyrosły mi w locie?
Nieprawda.
Książkę Barbary de Angelis przeczytałem już u mojej partnerki, gdy odzyskałem Wolność.
            - Skrzydła urosły mi, zanim powiedziałem żonie, że odchodzę z domu.
      - Skrzydła urosły mi dzięki kobiecie, w której się zakochałem. Fruwałem już dzięki nim.
                    - Kilka dni przed odejściem z domu PALIŁEM MOSTY.
Tak było mi łatwiej. Kilku bliskim znajomym powiedziałem mianowicie, że odchodzę od żony, że się zakochałem.
Już tylko został do zrobienia ten ostatni ruch.
         Jak myślałem wtedy? Myślałem: - każda chwila bez kobiety, którą kocham, jest chwilą straconą!
Potem przyszedł czas na rozwód. Niby drugi w moim życiu, a pierwszy raz zawsze najtrudniej. Ale niełatwo było. Pytano mnie kiedy rozwód. Tłumaczyłem się, że za chwilę. Paliłem MOSTY ponownie. Wyprzedzałem fakty tylko. Jeszcze rozwodu nie było, nie złożyłem nawet pozwu, a mówiłem że już, tylko - tylko. Zaraz rozwód będzie.
Kłamałem? Według kryteriów społeczeństwa – tak było. Kłamałem. Zgadza się.
A według moich kryteriów? Paliłem MOSTY. Tak wiele osób dopytywało się o ten rozwód.
      A co to, kurwa, ludzi obchodzi? Z butami w czyjeś życie? Ja za grzeczny byłem…..
Rozwód należy do spraw osobistych. Bardzo osobistych. Dziś, na zapytanie kiedy rozwód będzie, opierdolił bym delikwenta. Kiedyś tłumaczyłem się, i kłamałem.
Właściwie nie spieszyło mi się. Niby do czego? Żeby papier mieć?
       
     Partnerka we mnie zwątpiła. W ten mój rozwód. A rozwód przebiegł zupełnie bezboleśnie. To była tylko kwestia decyzji, że już to robię. Sam, z własnej woli. Pozew = rozwód. Takie proste.
      Owszem, ciążyło wspomnienie pierwszego rozwodu. 12 spraw było, ciągnęło się ponad rok, i adwokaci skórę ze mnie ściągali. Dwóch miałem. Moja pierwsza żona starała się udowodnić moją winę i dostawać z tego powodu alimenty na siebie do końca swoich dni. Miałem warsztat tworzyw sztucznych wtedy…..Było, minęło.
      Teraz mam Wolność, mogę spotykać się z kim chcę, grać na Japan 225 CFD - co właśnie w tej chwili robię, jest 3.00 w nocy, bo spać mi się nie chce. Mogę planować wycieczkę do kręgów kamiennych w Odrach,  planować przejście pięciuset kilometrów po Bieszczadach, potem jakieś morza ciepłe, i takie tam….

2 komentarze:

  1. "Teraz mam Wolność, mogę spotykać się z kim chcę, grać na Japan 225 CFD - co właśnie w tej chwili robię, jest 3.00 w nocy, bo spać mi się nie chce. Mogę planować wycieczkę do kręgów kamiennych w Odrach, planować przejście pięciuset kilometrów po Bieszczadach, potem jakieś morza ciepłe, i takie tam…."

    Polecam w takim razie temat wężowych matek powtórnie narodzonych (http://www.runforfun.pl/nt_wietrzychowice.html). Nie wiem czy dobrze myślę, ale wydaje mi się, że kult 'Matki Świętej' (Częstochowskiej, Ostrobramskiej whatever) może być idealnym przykładem na przetrwanie w świadomości ludzkiej megalitycznych kultów 'Matki Ziemi'.

    Swoją drogą ciekawe, że chyba żadna religia, nie podkreśla w jednym stopniu zarówno meskiej części boskości co i kobiecej. Jedni uważaja, że 'matka ziemia', drudzy, że 'ojciec słońce' (ktoś musi być od kogoś lepszy), a przecież to dopiero połączenie obojga przynosi efekty w postaci narodzin 'nowego' :)

    Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  2. Zajebisty wpis, często gęsto myslę żeby rzucić to wszystko i być WOLNYM. Bez jakichkolwiek zobowiązań. Kiedy chce jem, kiedy che śpię, kiedy chce kocham się, to z tą, to z tamtą itd. Dzięki za wpis.

    OdpowiedzUsuń