Ingo Swann pisze:
„Byłem
zadowolony.
Bo po pierwsze, podróż mentalna na Jowisza i
zasygnalizowanie 13 elementów nieznanych nauce, było doświadczeniem budzącym
ogromny respekt.
Po drugie:
ponieważ potwierdzenia zwrotne w postaci naukowych doniesień zaczęły pojawiać
się począwszy od września 1973 roku (sonda NASA), lodowe negatywne komentarze i
reakcje zdarzały się coraz rzadziej, aż znikły całkiem. Wielu notabli
przyjechało na lunch do SRI, żeby ostatecznie przekonać się do wyników eksperymentu.
Badanie Jowisza
zyskało również szerokie omówienie w mediach.
I była jeszcze jedna rzecz: możliwościami psychicznego
szpiegostwa zainteresowała się
oczywiście CIA”.
Minęły dwa lata od eksperymentu z Jowiszem. Do Swanna
zadzwonił znajomy z Waszyngtonu i zapowiedział, że odezwie się do niego niejaki
Axelrod. Znajomy prosił, aby Ingo Swann zrobił wszystko, o co poprosi Axelrod,
i żeby nie zadawać pytań.
Zadzwonił
Axelrod. O trzeciej w nocy. Swann obudził się. Był rozkojarzony snem. W końcu
dotarło do niego kto dzwoni. Głos w słuchawce:
„Czy może pan
dotrzeć do Waszyngtonu jeszcze dziś do południa? Pokryjemy wszystkie związane z
tym koszty.”
Swann zgodził się. Umówili się w Smithsoniańskim Muzeum
Historii Naturalnej. Ingo miał stanąć dokładnie w południe, przy słoniu w
centralnej rotundzie.
Pojechał więc na lotnisko nowojorskie i wsiadł w samolot. W
Waszyngtonie był na czas..
Stanął przy słoniu.
„Naraz usłyszałem za sobą głos: - Pan Swann? Odwróciłem się
i dostałem kartkę do ręki: -„Proszę nic nie mówić, to dla bezpieczeństwa nas wszystkich”.
Przede mną stał młody mężczyzna, wpatrywał się we mnie, a ja
wyczułem w nim umiejętność zabijania z zimną krwią. Obok stanął drugi
mężczyzna, wydawał się bliźniakiem pierwszego.
Nastąpiła identyfikacja. Wyjęli moje zdjęcie z kieszeni. Obejrzeli
mój tatuaż na dłoni. Kiwnęli na mnie, abym szedł za nimi.
Na ulicy stał nieoznaczony samochód, za kierownicą siedziała
kobieta.
Ruszyliśmy. Następna kartka: - „proszę nic nie mówić, może
pan zapalić”.
Zrobiłem to. Pod
pachami byłem mokry. To mogło być porwanie.
Samochód nasz ubezpieczały dwa inne wozy, jeden z przodu,
drugi z tyłu. Gdy opuściliśmy Waszyngton, przeszukano mnie. Minęliśmy właśnie
siedzibę CIA. Samochody nabrały szybkości…..
Kolejna kartka; - „jedzie pan na lądowisko dla helikopterów.
Zanim tam dotrzemy, założymy panu na głowę kaptur, zdejmiemy go, gdy wylądujemy
na miejscu”. Założyli mi kaptur.
Podróż helikopterem trwała około pół godziny. Pomogli mi
wysiąść i szliśmy przez jakiś czas. Zgrzyt zamykanych drzwi. Zjeżdżaliśmy
windą. Obrócono mnie kilka razy. Wysiedliśmy. Znowu bliżniacy obrócili mnie
kilka razy, po czym pomaszerowaliśmy dalej. Posadzono mnie na krześle.
Usłyszałem głos: - „zdejmę panu teraz kaptur z głowy,
dziękuję za przybycie, jak również za pogodzenie się z naszymi procedurami”.
Byłem
przerażony i nie boję się do tego przyznać.”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz