czwartek, 17 stycznia 2013

Ingo Swann - 2



Ingo Swann pisze:
           „Byłem zadowolony.
Bo po pierwsze, podróż mentalna na Jowisza i zasygnalizowanie 13 elementów nieznanych nauce, było doświadczeniem budzącym ogromny respekt.
          Po drugie: ponieważ potwierdzenia zwrotne w postaci naukowych doniesień zaczęły pojawiać się począwszy od września 1973 roku (sonda NASA), lodowe negatywne komentarze i reakcje zdarzały się coraz rzadziej, aż znikły całkiem. Wielu notabli przyjechało na lunch do SRI, żeby ostatecznie przekonać się do wyników eksperymentu.
   Badanie Jowisza zyskało również szerokie omówienie w mediach.
I była jeszcze jedna rzecz: możliwościami psychicznego szpiegostwa zainteresowała  się oczywiście CIA”.
Minęły dwa lata od eksperymentu z Jowiszem. Do Swanna zadzwonił znajomy z Waszyngtonu i zapowiedział, że odezwie się do niego niejaki Axelrod. Znajomy prosił, aby Ingo Swann zrobił wszystko, o co poprosi Axelrod, i żeby nie zadawać pytań.
           Zadzwonił Axelrod. O trzeciej w nocy. Swann obudził się. Był rozkojarzony snem. W końcu dotarło do niego kto dzwoni. Głos w słuchawce:
     „Czy może pan dotrzeć do Waszyngtonu jeszcze dziś do południa? Pokryjemy wszystkie związane z tym koszty.”
Swann zgodził się. Umówili się w Smithsoniańskim Muzeum Historii Naturalnej. Ingo miał stanąć dokładnie w południe, przy słoniu w centralnej rotundzie.
Pojechał więc na lotnisko nowojorskie i wsiadł w samolot. W Waszyngtonie był na czas..
Stanął przy słoniu.
„Naraz usłyszałem za sobą głos: - Pan Swann? Odwróciłem się i dostałem kartkę do ręki: -„Proszę nic nie mówić, to dla bezpieczeństwa nas wszystkich”.
Przede mną stał młody mężczyzna, wpatrywał się we mnie, a ja wyczułem w nim umiejętność zabijania z zimną krwią. Obok stanął drugi mężczyzna, wydawał się bliźniakiem pierwszego.
Nastąpiła identyfikacja. Wyjęli moje zdjęcie z kieszeni. Obejrzeli mój tatuaż na dłoni. Kiwnęli na mnie, abym szedł za nimi.
Na ulicy stał nieoznaczony samochód, za kierownicą siedziała kobieta.
Ruszyliśmy. Następna kartka: - „proszę nic nie mówić, może pan zapalić”.
     Zrobiłem to. Pod pachami byłem mokry. To mogło być porwanie.
Samochód nasz ubezpieczały dwa inne wozy, jeden z przodu, drugi z tyłu. Gdy opuściliśmy Waszyngton, przeszukano mnie. Minęliśmy właśnie siedzibę CIA. Samochody nabrały szybkości…..
Kolejna kartka; - „jedzie pan na lądowisko dla helikopterów. Zanim tam dotrzemy, założymy panu na głowę kaptur, zdejmiemy go, gdy wylądujemy na miejscu”. Założyli mi kaptur.
Podróż helikopterem trwała około pół godziny. Pomogli mi wysiąść i szliśmy przez jakiś czas. Zgrzyt zamykanych drzwi. Zjeżdżaliśmy windą. Obrócono mnie kilka razy. Wysiedliśmy. Znowu bliżniacy obrócili mnie kilka razy, po czym pomaszerowaliśmy dalej. Posadzono mnie na krześle.
Usłyszałem głos: - „zdejmę panu teraz kaptur z głowy, dziękuję za przybycie, jak również za pogodzenie się z naszymi procedurami”.
               Byłem przerażony i nie boję się do tego przyznać.”
          

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz