czwartek, 31 stycznia 2013

Wiatr



Nieustannie krąży wokół nas. Pędzi obłoki nad ziemią. A kiedy chcesz go schwytać i jakoś na trwale zaprząc w żagle lub skrzydła wiatraków, wtedy w bezradnej dłoni tylko strzęp jego szaty ci pozostaje……
Mówimy; -Wiatr, zgadzając się jednocześnie, że zawsze będzie nieuchwytny, bezdomny, lekkomyślny. Że: - „ na niczym mu nie zależy i niczego nigdy nie broni”…..
    Dziewiętnastowieczny poeta na dowód swojej prawdy napisał wiersz: -„Na zwaliskach zamku w Czersku”.
      Po czarnych szczelinach, darłem się ku górze.
      Zobaczył to wicher – co gdzieś tam bałwany mgły
      Po polu wodził – i przybiegł zdyszany, i zawył mi w ucho:
      „ Gdzież pniesz się to? Gdzie?
      Od wieku nie dotknął nikt skroni tych wież!”

Jestem w Czersku i patrzę na owe trzy wieże. Tę nad bramą (kwadratową) i te dwie okrągłe, jak tu mówią – cylindryczne – połączone z nią ramionami murów.
Właśnie pomiędzy nimi była, w czasach mojej młodości, chyba stumetrowa, pusta przestrzeń bez muru. Otwarta na południe w stronę Warki.
Tędy najswobodniej wchodził wiatr, zaglądało oko nieba, wciskała się zieleń traw i cherlawe drzewka wspinały się na mury.
Wszystkie te siły jednym wielkim głosem przyrody pytały:
           Gdzie są ci książęta mazowieccy, co ten zamek stawiali?
           Gdzie ta Włoszka – królowa, która kazała zamek sadami i winnicami otoczyć?
           Gdzie wreszcie podział się ten starosta ( czy jak niektórzy powiadają: marszałek )
Franciszek Bieliński, który przed 300 laty próbował restaurować trochę mury?

         Odpowiedź wiatrowi, zieleni i niebu po trzykroć ta sama: NIE MA ICH….
XIX – wieczny poeta, Roman Zamorski, tak kończy opowiadanie o wichrze z czerskiego zamku: -….”Chciał mnie porwać…
                  I ułamałem gałązkę dębową,
                  I nią , jak berłem – skinąłem”.
Uspokoił się wicher, uchodząc przez północną bramę, co się pod kwadratową basztą znajduje, wpadł w ręce starego dziada, który wichry łapie i wiąże. I tylko, jak za gorąco w świecie, lub gdy jest zły, wypuszcza je na wolność.
     A po schodach, które oczy w górę prowadzą, wspina się światło na kwadratową basztę. Kiedy dochodzi do okna, rozlega się wystrzał armatni.
         Nie każdy go słyszy, ale – wierzcie mi – zawsze pod zachód, gdy rozlewa się po  niebie słońce czerwone, znoszą z baszty żołnierze ostatniego Niemca z Czerska.
Ukrył się w baszcie i przekazywał swoim kamratom tzw. koordynaty. Ktoś z naszych zauważył błysk lornetki na wieży, wycelował z grubej rury, i już po człowieku.
      Żył jeszcze przez chwilę, gdy go zniesiono na dół, ale nogę mu urwało i krew sikała równo. Stąd o zachodzie, od krwi w bramie tak czerwono.

1 komentarz:

  1. "wiatr myśli wieje tam, gdzie go oczekują"
    ...to nie moje stety, niestety...

    wołk

    OdpowiedzUsuń