Na Księżycu
Zakodowałem sobie słowo „Księżyc” i podane współrzędne, ale
nic się nie wydarzyło. Byłem wciąż tam, gdzie wylądowałem.
-Podaj jeszcze
raz te współrzędne, ale rób to wolniej – poprosiłem.
Zrobił to i wówczas doświadczyłem niejasnej wizji – uczucia
mknięcia przez równinę, góry i ciemności. Było to bardzo dziwne.
- Tu jest ciemno –
powiedziałem. –Dlaczego? To pytanie retoryczne, Axel. Proszę, nie odpowiadaj.
Ciemność! Nagle,
powoli, jakby przystosowując się do nocnego widzenia, zacząłem postrzegać
formacje skalne. I zrozumiałem, co się stało.
- Te współrzędne
– zapytałem – dotyczą ciemnej strony Księżyca. No tak, to oczywiste.
Próbowałem nadać sens wrażeniom, których doznawałem .
- Jestem chyba w pobliżu jakiegoś klifu. Wznosi się w górę
całkiem wysoko. To czarna skała. Jest tu też biały piasek, bardzo puszysty i
szeroka przestrzeń. Na piasku jest kilka wzorów, czy coś w tym rodzaju.
- Jak wyglądają
te wzory? – wtrącił Axel.
Nie powinien przeszkadzać mi pytaniami, ale zrobił to, więc
mu odpowiedziałem……
- Hmmm (zamknąłem oczy), to coś jak małe kępki lub wydmy.
Mam wrażenie jakby to wiatr wykonał ten wzór. Po chwili zastanowienia
powiedziałem:
- Na Księżycu nie powinno być jednak żadnego wiatru, prawda?
Nie ma przecież atmosfery….Ale ja wyczuwam coś, co przypomina
atmosferę…Zaczynam się w tym gubić. Zróbmy przerwę.
Myliłem się?
Axelrod wydawał się spoglądać na mnie w dziwny sposób. Miałem wrażenie, że
tłumi w sobie chęć mówienia.
-Cóż- kontynuowałem po chwili – wygląda to właściwie jak
duże ślady pojazdów gąsienicowych. Ale nie wiem, jak mogły powstać. Muszą być
czymś, czego nie rozumiem. Są to po prostu ślady. Dziwne ślady.
Zamilkłem, po czym
zapytałem:
- Axel, czy chcesz, abym opisał ci błyszczący metal? Jestem
tuż przy klifie. Coś tu świeci, coś jakby obsydian…..
Axel odpowiedział:
- Nie, podam ci teraz następne współrzędne.
- Daj mi chwilę – poprosiłem. – Później, na mój sygnał połóż
przede mną kartkę z liczbami.
„Wprowadziłem” kolejne współrzędne.
Wizja klifu zbladła i w ciągu kilku sekund znalazłem się w
innym miejscu. Nie mogłem uwierzyć, że znajduję się na Księżycu!
- Przykro mi, Axel, chyba wróciłem na Ziemię….
- Dlaczego tak myślisz? – zapytał.
- No cóż, jest kilka…..- przerwałem i spojrzałem na
Axelroda. – Może lepiej zróbmy przerwę. Proponuję małą kawę i znów zaczniemy.
- Dobrze, ale co widziałeś?
- Nie mam pojęcia. Jednak cokolwiek to było, nie mogło
znajdować się na Księżycu.
W wyobraźni
zobaczyłem, jak moja dniówka, wynosząca 1000 dolarów, oddala się. Wypiliśmy
kawę i pogadaliśmy trochę. Axel po raz pierwszy wydawał się nieco nerwowy.
Po piętnastu
minutach wróciliśmy do eksperymentu. Ponownie przeszedłem proces oddalania się
od Słońca, aż znalazłem się na Księżycu.
- W porządku,
podaj mi współrzędne.
Zrobił to. „Wprowadziłem” je powoli, upewniając się, że nie
popełniam żadnego błędu. Zobaczyłem zieloną mgłę, którą widziałem wcześniej.
Tym razem postanowiłem wejść w nią.
- Jestem w
miejscu, które jest raczej głęboko. Przypuszczam, że to wulkan. Jest tu dziwna
, zielona mgiełka, jakby jakieś światło. Poza tym, wokół jest ciemno.
Zastanawiam się skąd pochodzi to światło….zamilkłem na chwilę.
- Axel szturchnął mnie.
Co jeszcze? – zapytał.
- Myślę, że to ci się nie spodoba. Widzę, albo przynajmniej
myślę, że widzę, hm…światła. To zielone światłą….Są dwa rzędy świateł….Tak, coś
w rodzaju świateł na stadionach piłkarskich.
Światła na
wieżach…..Poddałem się – Och, Axel, to nie może być Księżyc. Wydaje mi się,
że…..przepraszam cię – ale chyba jestem gdzieś na Ziemi.
Axel wpatrywał się
we mnie przez chwilę. Nie uśmiechał się. Na jego twarzy nie było sympatii, ani
tolerancji. Pomyślałem, że to koniec.
- Jesteś pewien, że
naprawdę widzisz światła? – zapytał w końcu.
- Cóż, widzę światła! Ale czyż na Księżycu mogą być światła?
– zapytałem w końcu.
Axel trzymał w ręku ołówek, którym cały czas obracał.
Słysząc, co mówię, zmarszczył brwi.
- Cholera –
wydusił w końcu i złamał ołówek na pół.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz