niedziela, 20 stycznia 2013

Ingo Swann - 3



                       Gdzieś w podziemiach

Po zdjęciu kaptura łzawiły mi oczy.
Byłem w  słabo oświetlonym pokoju. Bliźniaków nie było.
         Pan Axelrod miał uśmiechniętą twarz i miłe oczy. Przypominał mi kapitana McBee, z którym pracowałem kiedyś w Korei.
Powiedział: - Axelrod, to nie jest moje prawdziwe nazwisko, czego pan się zapewne domyślił.
    Mówił dalej: - Nie mogę odpowiedzieć na żadne pytanie, które dotyczy miejsca, w którym przebywamy, ani tego, co sobą reprezentujemy. Poza tym jestem do pana całkowitej dyspozycji w związku z tym, co odnosi się do zadania.
    Ale najpierw kilka spraw proceduralnych. Zwrócimy panu poniesione koszty i ustalimy wysokość honorarium. Czy odpowiadałby panu tysiąc dolarów dziennie? (rok 1975 )
    Dziennie? – wychrypiałem. A ile to dni będzie?
- No cóż, wiemy, że najlepiej pracuje się panu rano, a skoro teraz jest popołudnie, zaczniemy jutro, w porze, która będzie panu odpowiadać.
    Skoro wie pan o mojej porannej chęci do pracy, muszą być też panu znane wszystkie procedury Instytutu Stanforda.
      - Wiemy o panu ogromnie dużo, panie Swann. Wydaje się być pan człowiekiem wyjątkowym. W zadaniu chcemy oczywiście skorzystać z pańskiego daru.
Chcielibyśmy, aby nie ujawniał pan żadnych szczegółów tego, co się tutaj dzieje. Mam również na myśli pańską tu obecność. Gdyby nie pewne okoliczności, poprosiłbym pana o podpisanie deklaracji dochowania tajemnicy. Ale, mówiąc szczerze, ta misja nie istnieje w postaci żadnej dokumentacji.
Mamy jednak nadzieję, że zgodzi się pan nie ujawniać tego wydarzenia co najmniej przez najbliższych dziesięć lat. Zapewniam pana, że jest ku temu bardzo konkretny powód. Po dziesięciu latach nasza misja nie będzie już istnieć. Jeśli nie może pan się zgodzić na to, o czym mówię, poczęstujemy pana dobrym obiadem, porozmawiamy o sprawach ogólnych i odwieziemy pana do Nowego Jorku jeszcze dzisiejszej nocy.
     Mrugnąłem znacząco do Axelroda:
- Rozumiem, że wiedział pan, iż zaakceptuję te warunki, w przeciwnym wypadku nie byłoby mnie tu.
-  Oczywiście, przypuszczaliśmy, że pan się zgodzi. Będziemy pracować w tym pomieszczeniu. Przylega do niego pokój z łóżkiem, dość wygodny. Można tam oglądać telewizję. Będzie pan widywał tylko mnie i tych dwóch, którzy pana tu przywieźli.. Kiedy mnie nie będzie, oni będą panu stale towarzyszyć. Jeden będzie spędzał noce w tym pokoju, drugi będzie stał pod drzwiami. Nie wiedzą, dlaczego pan tu jest i nie muszą tego wiedzieć.
   Jeśli będzie pan chciał ćwiczyć, mamy małą salę gimnastyczną, jeśli chciałby pan popływać, mamy tu basen i dla pana szorty. Jeśli ma pan jakieś preferencje dietetyczne, wierzę, że będziemy w stanie spełnić te wymagania. Niech pan po prostu prosi o to, co jest panu potrzebne. Pali pan papierosy Tiparillo. Mamy ich nieco dla pana, ale posiadamy też lepsze od n ich, gdyby pan sobie życzył. Czy może pan pracować w takich warunkach?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz