Po dokładnym przestudiowaniu książki Leonarda, przez
następne dwa tygodnie nie byłem pewien, czy mam spać, czy czuwać. Wszystkie
moje umysłowe i biologiczne funkcje były zakłócone.
Bardzo mocno liczyłem na to, że książka ta poruszy wszystkich
mieszkańców Ziemi, ale większość ludzi, do których się zwracałem, po prostu
uśmiechała się i mówiła, że autor ma prawo mieć swoje zdanie, a wyjaśnienie tej
sprawy musi być w „rzeczywistości” inne, bardziej logiczne.
Nawet niektórzy
specjaliści od UFO, których znałem, nie interesowali się tym. Takie reakcje
uważałem i uważam, za niezwykle konsternujące i tajemnicze.
Jak się okazało
większość ludzi po prostu nie mogła sobie poradzić z implikacjami wynikającymi
z książki Leonarda. Rzecz w tym, że oni nie CHCĄ o tym słyszeć.
A mnie
interesowały owe implikacje. Bo jeśli Obcy są na Księżycu, to pojawienie się
ich na Ziemi nie powinno stanowić dla nich zbyt dużego problemu.
Dlatego
podświadomie uwierzyłem w to, że tu, na Ziemi, możemy mieć sąsiadów, którzy nie
są z Ziemi!
Oraz, że niektóre
z naszych urzędów i organizacji mogą rzeczywiście pozostawać pod pozaziemskimi
„wpływami”.
Zacząłem rozumieć
dlaczego grupa Axelroda, jeśli nie byli to Obcy ( co czasem też przychodzi mi
do głowy), stosowała tak daleko posunięte środki ostrożności, a nawet uciekała
się do różnych podstępów.
Wkrótce jednak
wessało mnie z powrotem gorączkowe tempo życia i prac badawczych. „Zapomniałem”
o wszystkim, a jeśli jeszcze o tym myślałem, to była to raczej myśl, że książka
Leonarda stanowi swego rodzaju potwierdzenie moich obserwacji i że to dobrze,
że miałem okazję się z tym zapoznać.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz