poniedziałek, 28 stycznia 2013

Stacja Grand Central



 Zaledwie w kilka dni po owym niezwykłym spotkaniu wróciłem do Nowego Jorku. Podświadomie oczekiwałem na telefon od Axelroda i nie trwało to długo.
      Telefon zadzwonił pewnego wieczoru i kiedy podniosłem słuchawkę, miły, żeński głos na drugim końcu linii zapytał:
     - Pan Swann? Pański kolega chciałby z panem rozmawiać.
     - Dobrze.
     - Chce z panem rozmawiać przez inny telefon. Czy mógłby pan dziś wieczorem o 7.30 udać się na stację Grand Central?
      - Sądzę, że tak.
      - Bardzo dobrze. Niech pan czeka w holu głównym, w pobliżu informacji, aż zobaczy pan kogoś, kogo pan rozpozna.
     I w tym momencie mój telefon nagle ogłuchł! Nie usłyszałem ani „do widzenia”, ani „dziękuję”, nie było żadnych trzasków, długiego, lub urywanego dźwięku – jakby telefon po prostu przestał działać.
     Podniosłem słuchawkę po chwili jeszcze raz: telefon wciąż był głuchy.
Do Grand Central pojechałem metrem i wtopiłem się w tłum kłębiący się wokół punktu informacyjnego w głównym holu dworca.
     Wisiał tam duży zegar. Zauważyłem, że jestem pięć minut przed czasem.
Minęło pięć minut, a także następnych dziesięć i nie wydarzyło się nic.
    Pomyślałem: - „do diabła z tym” i poszedłem kupić kawę, którą sprzedawano  w jednej z arkad przy głównym holu. Zapaliłem papierosa. ( Było to jeszcze przed ustanowieniem zakazu palenia w miejscach publicznych)
      I wtedy zobaczyłem nagle kogoś, kogo natychmiast rozpoznałem. Myślę, że widziałem go już wcześniej, ale nie odnotowałem tego faktu.
      Był to oczywiście jeden z bliźniaków, ale tym razem miał na sobie stare, zniszczone ubranie i wyglądał jak bezdomny, których spotkać można na dużych dworcach kolejowych.
     Widząc, że go rozpoznałem, podniósł palec do ust i zrozumiałem, że mam nie pokazywać tego po sobie. Nie wiem dlaczego trzęsły mi się ręce, ale tak było.
Przełknąłem trochę kawy. Bliźniak spędził około dziesięciu minut uważnie przyglądając się ludziom na stacji.
     W końcu skinął na mnie głową i wskazał na wyjście z dużego holu. Zrozumiałem, że mam iść za nim.
     Ruszył w dół jednym z korytarzy wychodzących na Lexington Avenue. Wewnątrz są schody prowadzące do wejścia.
Upewniając się, że jestem tuż za nim, schodził w dół. Następnie stanął przy budce telefonicznej ( dziś już takich nie ma). Wszedł do środka i przez drzwi widziałem, jak wybiera numer.
     Stałem w pewnej odległości, ale jestem pewien, że nie powiedział do słuchawki ani słowa.
Następnie odłożył słuchawkę na małą półkę w kabinie i wyszedł. Zrozumiałem, że teraz ja mam wejść do środka i podnieść słuchawkę.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz