Cyklicznie,
co 10 – 11 lat, na Słońcu zdarzają się monstrualne rozbłyski,
niosące wielkie zagrożenie dla astronautów.
Kiedy
planowano loty statków Apollo na Księżyc, dzięki którym
dwanaście osób stąpało po Srebrnym Globie, rozkładano podróż
na dwa etapy.
Pierwszy
polegał na umieszczeniu statki na niskiej orbicie okołoziemskiej,
drugi na szybkim przelocie na Księżyc.
Dopóki
astronauci przebywają na niskiej orbicie wokół Ziemi, są
chronieni przed zabójczym promieniowaniem słonecznym przez ziemskie
pole magnetyczne.
Niepokój
wiąże się z opuszczeniem ochronnego obszaru, zawsze bowiem może
się zdarzyć niespodziewany słoneczny rozbłysk.
Dlatego
do monitorowania Słońca stworzono (Solar Particle Alert Network)
Sieć Wczesnego Ostrzegania o Wietrze Słonecznym, a liczniki
promieniowania wchodziły w skład wyposażenia statków.
Także
każdy z astronautów nosił osobisty dozymetr.
W
sierpniu 1972 roku przygotowania do lotu Apollo 17 były już
znacznie zaawansowane. Lot planowano na grudzień, z lądowaniem w
rejonie Taurus – Littrow.
Miał
to być ostatni lot z programu Apollo, następowała pauza z powodu umowy z Obcymi. Dlatego anulowano starty Apollo 18 – 20.
Poprzedni
lot Apollo, z lądowaniem na Równinach Kartezjusza,
powszechnie uznano za niezwykle udany, chociaż opinia publiczna jak
zwykle nie była informowana w pełni.
Nagle
zdarzyło się coś, co zmroziło krew w żyłach Kontrolerów Lotów
z Huston.
Oto
gigantyczny rozbłysk na Słońcu zalał kosmos promieniowaniem rzędu
20 000 remów!
Gdyby
w tym czasie załoga ludzka znajdowała się poza płaszczem
ochronnym Ziemi …... Amen.
Jednostka
rem jest miarą dawki promieniowania jonizującego.
Podczas
„normalnego” przelotu Apollo na Księżyc, astronauci pochłaniali
dawkę jednego rema i to w najgorszym przypadku.
Działo
się to w momencie przekraczania otaczających Ziemię Pasów Van
Allena.
Agencja
Kosmiczna USA określa górną granicę dopuszczalnej dawki
pochłoniętej przez 30 dni na 25 remów.
Dla
osób zatrudnionych przy promieniotwórczości na Ziemi, dawka ta
wynosi 5 remów na rok.
Przeciętna
dawka śmiertelna wynosi 450 remów.
I
teraz nasuwa się taki scenariusz: - dwuosobowa załoga pracuje na
Księżycu i jest osłonięta – chroniona krawędzią krateru przed promieniowaniem.
Trzeci
załogant krąży na orbicie Księżyca i dostaje te 20 tysięcy
remów.
Ci
dwoje, czy dwaj mogą teraz na luziczku (dopóki mają czym oddychać)
podziwiać ze Srebrnego Globu Błękitną Ziemię.
Dawka
25 – 100 remów oznacza uszkodzenie komórek rozrodczych, w tym
przekazanie genetycznych defektów potomstwu. Do tego
prawdopodobieństwo białaczki. Tu ciekawostka potwierdzona
obserwacjami po Hiroszimie: - taka dawka powoduje jednocześnie
wydłużenie życia o kilka lat powyżej przeciętnej.
Dawka
100 – 250 remów – po kilku godzinach zawroty głowy i
wymioty. Skrócenie życia pewne.
Dawka
750 remów – śmierć w ciągu miesiąca.
Powyżej
dwa tysiące remów – po kilku minutach utrata przytomności.
Szybka śmierć.
Jeśli
mamy wysłać załogę na Marsa i po minięciu embarga
prowadzić eksplorację Księżyca, astronauci niewątpliwie pewnego
dnia zetkną się z potężnym rozbłyskiem na Słońcu.
Wszystkie
opracowania ochronne sprowadzają się do tego, że pomiędzy
astronautami a Słońcem musi się znajdować maksymalna masa.
Dlatego
pierwsze bazy na Księżycu będą umieszczone na jego biegunach. Są
przecież takie miejsca do których nie dociera słoneczne światło
(Głębia kraterów).
Drugim
problemem jest krótki czas biegnący od ostrzeżenia o rozbłysku do
rozpoczęcia projekcji.
Są
to trzy godziny.
Astronauci
z programu Apollo informują także o błyskach pod powiekami.
Kontrola
ich kasków ujawniła mikroskopijne otwory pozostawione przez cząstki
wodoru i helu poruszające się z oszałamiającą prędkością.
Cząstki
te przebiły ściany statku kosmicznego, kaski, a w końcu czaszki i
mózgi astronautów.
Część
z tych cząstek pochodzi z promieniowania kosmicznego, natomiast duża
część ze Słońca.
Dziś
czas przelotu wyprawy na Marsa szacuje się na cztery miesiące. To
długi czas i dlatego projektowany jest schron przeciwpromienny dla
załogi na pokładzie statku, a dodatkowo pojazd musi być zwrócony
w kierunku Słońca, aby ludzi chroniła cała masa statku.
Podsumowując:
Słońce na Ziemi jest życiodajne, azaliż w kosmicznej
przestrzeni życiobiorne.
Idzie wiosna. Efekt życiodajny w postaci krokusów (zdjęcia sprzed dwóch tygodni) widać przy warszawskiej cytadeli.
Natomiast pierwszy wiosenny efekt życiodajny usłyszałem już miesiąc temu w Kampinoskim Parku Narodowym - żurawie przyleciały na bagna. Ten śpiew wiosenny żurawi nazywamy fanfarami.
Idzie wiosna. Efekt życiodajny w postaci krokusów (zdjęcia sprzed dwóch tygodni) widać przy warszawskiej cytadeli.
Natomiast pierwszy wiosenny efekt życiodajny usłyszałem już miesiąc temu w Kampinoskim Parku Narodowym - żurawie przyleciały na bagna. Ten śpiew wiosenny żurawi nazywamy fanfarami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz