Zbliża
się zmierzch.
Już dawno ucichł ostry krzyk pary orlików oblatujących okolicę.
To jeszcze nie jest ta sławna stachurowa pora pomiędzy psem a wilkiem, lecz całkiem odpowiednia pora na, jak się to kiedyś mawiało, wieczerzę.
To jeszcze nie jest ta sławna stachurowa pora pomiędzy psem a wilkiem, lecz całkiem odpowiednia pora na, jak się to kiedyś mawiało, wieczerzę.
Biwakowa
celebrowana wieczerza, sposobiona niespiesznie na ogniu, bo i gdzie
się śpieszyć, kiedy w planie tylko noc pod gwiazdami?
Tylko
noc ….. Albo: - aż noc!
Cały zgiełk tak zwanego cywilizowanego świata został za górami, za lasami.
Trwasz w ciszy i obserwujesz wydłużające się cienie, a potem
powolutku, stopniowo wtapiasz się w zmierzch.
Wtapiasz się, a właściwie znikasz w tym dostrojeniu osobistego rytmu do tego, co ciebie
otacza.
Jest coraz ciemniej, nie wiadomo kiedy zapalają się pierwsze
latarenki gwiazd.
Poszczekuje
lis, odzywa się spłoszony kozioł.
Od
strony, gdzie kiedyś był łemkowski cmentarz, dobiega krzyk puchacza.
Jest
to magicznie uroczy czas, którego nie da się opisać.
I
oto już zgasła świeczka kolejnego dnia, teraz na dachu nieba tylko
srebrny piasek.
Zapadła
noc.
Po
niej kilka godzin snu, a jutro ponownie wędrówka przed siebie,
najlepiej ścieżkami, którymi jeszcze nie szedłem.
Lubię
maszerować w swoim rytmie, chociaż tak naprawdę ….. wszystko
poza lenistwem jest pogonią za wiatrem w polu, tudzież marnością.
No
ale z drugiej strony dwa, albo trzy dni lenistwa w jednym miejscu to
dawka akuratna i wystarczająca, bo potem to już zaczyna mnie nosić.
Tak
– zmierzch jest wtedy, kiedy nie można już odróżnić psa od
wilka.
Gdy noc się kończy, zdarza się nieraz czarodziejski przedświt.
A
świt kiedy jest? Gdy da się już odróżnić psa od wilka?
Nie.
Świt jest wtedy, kiedy w napotkanym wędrowcu rozpoznajesz swego
brata.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz