Jagoda
Miłoszewicz mieszka w Bieszczadach dziewiąty rok i tak pisze:
Jeśli ktoś miałby zamiar przenieść się w
Bieszczady, wbrew trendowi światowemu, czyli przenoszeniu się ludzi ze wsi do
miast, udostępniam mój własny kanon zasad, jak tu przetrwać. Kolejność zasad
przypadkowa.
- Kłaniam się każdemu, nawet jeśli nie znam
osoby.
- Nie pożyczam pieniędzy.
- Z każdym trzeba długo porozmawiać, a
najlepiej tylko zagadnąć i słuchać.
- Najpierw rozmawiamy o sprawach aktualnych
i ogólnych, zanim przejdziemy do meritum. Nie da się na skróty
- Nie rozmawiamy o pracy, zwłaszcza z tymi,
którzy całymi dniami siedzą pod sklepem i piją. Oni są nieludzko
spracowani i zmęczeni.
- Nigdy nie należy pożyczać pieniędzy.
- Czas to pojęcie względne.
- Praca to temat tabu.
- Trzeba mieć drewno na zimę. Dużo drewna!
- Nie dawać zaliczek
- Trzeba mieć sprawny samochód lub gumiaki.
- Nie należy reagować na plotki na swój
temat.
- Gdy wieś się bawi nie należy narzekać na
hałas. Zabawa to rzecz święta.
- Nie wolno pracować na widoku w
niedzielę!!! To, że większość nie pracuje również przez resztę tygodnia, nie
ma
znaczenia. Nasza praca w
niedzielę obraża ich osobiście.
- Niczego nie da się ukryć, zatem ukrywanie
czegokolwiek nie ma sensu.
- Kiedy pada deszcz lub śnieg, należy
głęboko wierzyć, że kiedyś przestanie.
- Świat ludzki jest tak samo
nieprzewidywalny, jak zwierzęcy.
- Obietnica i umowa to pojęcia
abstrakcyjne.
-
Planowanie czegokolwiek jest stratą czasu i energii. Pogoda lub ludzie zawsze
pokrzyżują nasz plany.
- Piła, siekiera i kosa spalinowa, to
artykuły pierwszej potrzeby.
- Wcześniejsze doświadczenia, wykształcenie
i droga życiowa są na wsi bieszczadzkiej bez znaczenia i nie przydają
się. Należy nabrać pokory.
- Przy każdym mieszkańcu wsi jest się
skończonym głupolem i wszystkiego należy uczyć się od początku.
- Trzeba być przygotowanym na
wszystko.
- Reszta to pestka.
Romantyzm bieszczadzkiego
życia to mit, który na dłuższą metę doskwiera, a niektórym robi krzywdę.
Bieszczady są jedyne i wyjątkowe. Piękne do zaparcia tchu. Do pokory. Zapadają
w serce, wchodzą w krwioobieg. Jednak życie tutaj, nie jest dla każdego. Można
przyjechać na wakacje, pozachwycać się, ale życie tu, nie jest dla
każdego. Nie wystarczą romantyczne
uniesienia. Nie ma z nich chleba, ani ciepła w domu. Wiele złamanych ludzkich
losów wzięło się z nieznajomości realiów. Na co dzień spotyka się tru zgorzkniałych,
nieprzystosowanych, nadużywających trunków byłych romantyków. Bieszczadzkie
życie służy spożyciu. Bieszczadzki luz, to często rozciągająca się na wszystkie
dziedziny życia niemoc działania, duchowe rozmamłanie. Wielu znanych mi ludzi
wciągnęła czarna dziura bieszczadzkiej legendy.
Bo z czegoś w Bieszczadach
żyć trzeba. Ten, kto będzie miał pomysł, jak zagospodarować dwa bieszczadzkie
dobra naturalne: wierzbę i miętę zwaną krowią, ten z głodu nigdy nie zginie.
Na dwa tysiące mieszkańców naszej gminy
kilku pisze ikony, kilkunastu żyje z dłubanie w drewnie, a większość - żyje nie
wiadomo z czego. W kolejce do sklepu spotykają się jednocześnie buddysta,
katolik, agnostyk, zielonoświątkowiec, anarchista i świadek Jehowy. Pozornie
całkowity luz i dowolność. Jeśli do tego dodamy czyste powietrze i wodę,
niepowtarzalne okoliczności przyrody oraz tylko dwóch policjantów na całą
gminę, to pomysł, aby tu zamieszkać, rodzi się w co drugiej przyjezdnej głowie.
Pułapką dla wielu stała się możliwość
prowadzenia agroturystyki. Zanim zaczniesz być służącym we własnym domu, nie
jesteś w stanie wyobrazić sobie, jak wygląda takie życie. Bez limitów godzin
pracy, bez niedziel i świąt. A pieniądze często nie chcą wystarczyć na spłatę
kredytów.
Kilka osób z okolicy nie wytrzymało: teraz
bezskutecznie usiłują sprzedać wypieszczone domostwa, by uciec jak najdalej.
Bieszczady nie są gościnne. Szczęście trzeba dla siebie wydzierać. walczyć
każdego dnia z gliną, pogodą wiatrem, brakiem podstawowych wygód, odległością i
zaściankową mentalnością. To jest cena życia tutaj. Kto się z tym nie zgadza,
nie ma tu czego szukać. Romantycznie jest mieszkać z dala od cywilizacji, ale
nie wtedy, gdy boli ząb. Napisać o
bieszczadzkiej służbie zdrowia? Szkoda czasu.
Tutaj nikogo nic nie dziwi, żaden strój nie
jest w stanie zaszokować, żadna fryzura. Można tu być sobą i nikt tego nie
potępia.
Jak nie należy startować w bieszczadzkie
życie?
Zaraz po zakupie działki
wielu miastowych ludzi ogradza powietrze, zakazując tablicami wejścia na puste
pole.. Ignorują zastane zwyczaje i dobrosąsiedzkie relacje.
Jagoda Miłoszewicz mieszka w Lutowiskach.
Prowadzi Chatę Magoda. Wraz z mężem są entuzjastami przenoszenia drewnianych
chat, pisuje i robi zdjęcia do ogólnopolskich pism wnętrzarskich o tematyce
wiejskiej, prowadzi bloga o życiu w Bieszczadach. Największa jej pasja, to
wdrapywanie się na wysokie góry. Ostatnio było Kilimandżaro.
Dobre - właśnie jak mnie zwolniono w medialnej korporacji myślałem o wyjeździe w Bieszczady - będę Was szukał - nie będę sam
OdpowiedzUsuń