czwartek, 17 października 2013

Wieczór w Szwejkowie



    Energia mnie rozpiera, aż mnie rzuca - oto odpowiednie słowo. Od świtu kursuję, byłem w sklepie, a potem doszły jeszcze dwie wyprawy. Nie mogę usiedzieć na miejscu, tyle chodzę, a wcale nie czuję zmęczenia. Aklimatyzacja parodniowa była potrzebna?
 Cisza taka, że własne myśli słychać, dopiero przed wieczorem odezwały się derkacze. Szykuję jedzenie. Druciak postawiłem wewnątrz obramowania ogniska. 


Budynek strażnicy rozłożysty, mieszkało tu kiedyś 42 żołnierzy, oraz w stajni były cztery hucuły. Już obszedłem całą okolicę w promieniu trzech kilometrów. Derkacze krzyczą coraz głośniej wraz z zapadającą nocą. Po jedzeniu toaleta (sprawdzanie czy nie mam kleszcza) i  siadam przy ognisku czekając na gwiazdy. Zapisuję w zeszycie wrażenia z godzin minionych - aż furczy….Jutro mam zamiar wyruszyć do Radoszyc, apotem dalej do Przełęczy Radoszyckiej, nastały bowiem cudne dni, wręcz upalne, z lekkim wiaterkiem.
        Zapada wygwieżdżona noc. Niesamowicie wyraźne niebo, przecięte chmurą drogi mlecznej. Jeszcze mięta na dobranoc i wsuwam się w śpiwory.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz