Droga do Radoszyc.
W Radoszycach na górce za
mostkiem, stoi stara cerkiew drewniana sprzed dwustu lat.
Uchowała się przed pożogą. Przed nią stoi jeszcze
starsza murowana dzwonnica.
Na dzwonnicy krzyże skrzywione od wiatru.
Obok dąb - pomnik przyrody
i stare lipy.
W takich miejscach odzywa się silnie Historia - czas wojny. Czas
exodusu Łemków. Czas wypędzenia z ziemi ojców. Akcja Wisła, czyli deportacja.
W 1944 roku stały
tu 172 domy i było ponad tysiąc mieszkańców. W okresie międzywojennym wieś
słynęła z przepięknie zdobionych domów. Kolorowymi glinkami pokrywano
obramienia okien i drzwi, po czym malowano na tym tle jasne wzory roślinne i
geometryczne. Takie zdobienie domów było charakterystyczne dla wsi nad górną Osławą
i Osławicą, ale domy w Radoszycach malowane były najładniej.
W czasie działań wojennych 1944 r. część wsi spłonęła. Pogorzelcy wyjechali na Ukrainę radziecką „dobrowolnie”, ale większość mieszkańców wysiedlono siłą 6 kwietnia 1946 r., pozostawiając tylko nieliczne rodziny kolejarzy. W zamian przybyli tu polscy osadnicy z Podhala i Sądeckiego. Po 1956 r. powróciła część dawnych mieszkańców, dziś wieś ma ludność mieszaną, polsko ukraińską. .
W czasie działań wojennych 1944 r. część wsi spłonęła. Pogorzelcy wyjechali na Ukrainę radziecką „dobrowolnie”, ale większość mieszkańców wysiedlono siłą 6 kwietnia 1946 r., pozostawiając tylko nieliczne rodziny kolejarzy. W zamian przybyli tu polscy osadnicy z Podhala i Sądeckiego. Po 1956 r. powróciła część dawnych mieszkańców, dziś wieś ma ludność mieszaną, polsko ukraińską. .
Część spośród deportowanych, jest pochowanych
na ziemi ojczystej, bo tak widocznie sobie zażyczyli w testamentach. Wyrzuceni
na Pomorze, tęsknili za swoim rodzinnym miejscem na ziemi. Ich bliscy spełnili
te życzenia pochówku w Radoszycach i Komańczy.
Przyszedłem do Radoszyc z dwóch
powodów:- pierwszy to wycieczkowy, natomiast drugi….
Po moich
wpisach o Ukraińskiej Powstańczej Armii, poznałem przez Internet Łemka, który
do 1945 roku mieszkał w Smolniku, potem dowodził rojem w sotni Chrynia.
Mam szczęście do ludzi, że otwierają się
przede mną?
Nie, to nie jest sprawa
szczęścia, czyli przypadku, trzeba najpierw samemu otworzyć się przed
człowiekiem i dostajemy wtedy takie samo otwarcie. Pokazać pokorę i przychylność w słuchaniu, nigdy nie oceniać. Znamy tylko własną drogę i ona jest często niezrozumiała dla nas samych. A to, co wydaje się naszą wiedzą, jest malutkie, ułomne, cząstkowe.
Ten Łemek jest teraz bardzo
stary, mieszka w Kanadzie. Miał przyjechać do Żdyni na Łemkowską Watrę, ale
zdrowie mu nie pozwoliło. W 1945 roku miał 20 lat.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz