poniedziałek, 21 października 2013

Dzień po burzy





Padało całą noc. Nad ranem deszcz przestał padać. Wyspałem się i jeszcze po ciemku, wchodzę na bosaka na górę jagodową robić zdjęcia tego bieszczadzkiego świata po ulewie. Zaczyna świtać.

  O świcie snują się mgły. Kilka zdjęć wyszło ciekawie. 
 Robi się coraz widniej...

Jest bardzo ciepło.

Po tej niesamowitej burzy już jestem zahartowany: - żadna ulewa nie wydaje mi się groźna! Przeszedłem chrzest burzowy!

     Do jesieni, jeszcze kilka razy przechodziły  burze nad Bieszczadami, ale one w porównaniu do tej nawałnicy z 22 czerwca wyglądały jak zając wobec żubra.
    W namiocie wszystko zwilgotniało, nie ma się co dziwić, - po takim deszczu?
    Dół zewnętrznego śpiwora całkiem mokry, lecz ja przecież śpię w Nansenie himalajskim, który nie przesiąkł. Wychodzi słońce i w ciągu godziny wysychają te wszystkie mokre mameroły. 


Zrobiłem także zdjęcie łapy basiora (Wilka). Pięknie się odcisnął ten ślad w wysychającym błocie. Wilk ( albo jakiś inny stwór) przechodził drogą w odległości dwudziestu metrów od namiotu.
                                                                                                                               
                                                                                                                                                                                                                  

     Wprowadzam racjonalizację: - przesuwam płachtę okrywową o 10 cm w przód, bo dostrzegłem, że woda płynęła także przez otwór wentylacji w suficie. Przy silnym burzowym wietrze deszcz zacina tu bowiem poziomo, a podmuchy wiatru łamią drzewa, jak zapałki.
    Cisza niby kompletna - tylko derkacze nadają i gdzieś daleko słychać kukułkę. No i świerszcze oczywiście grają, ale po pewnym czasie tę muzykę świerszczy przestaje się słyszeć, ona staje się tłem niezauważalnym.
    Więc siedzę w tej ciszy bieszczadzkiej, po śniadaniu obfitym i nawet myśleć nie za bardzo mi się chce. A to jest bardzo cenne....
W misce budyń czekoladowy z płatkami owsianymi, masłem i kaszą manną.

Nic nie muszę. Chyba pośpię, w myśl zasady Osho: - śpij, kiedy chce ci się spać. ( Co wykonałem skwapliwie, po odłożeniu zeszytu )
       Obudziłem się rześki i pomyślałem, że za niedługo ( to jest fajna miara czasu tutaj : - za niedługo ) pójdę nazbierać poziomek i jagód do obiadu. Telefon wyłączony, bo i tak w Szwejkowie nie mam zasięgu, a zegarka nie noszę. Nigdy właściwie nie lubiłem zegarka na ręku. Lubiłem za to pracować fizycznie, a on mi w tej pracy przeszkadzał. Poza tym żyć z zegarkiem to stress przecież, i pogoń za własnym ogonem! Ileż to razy ludzie w ciągu dnia patrzą na zegarek? Nie oglądam telewizji od trzech lat, przez to od razu jestem zdrowszy, to i na zegar mogę patrzeć tylko w czasie podróży?
     Patrzysz na zegar i słyszysz głos w głowie: - widzisz jak późno? Masz tyle do zrobienia – zapierdalaj więc szybciej!
     Po terenie strażnicy chodzę na bosaka, trzymam kontakt z Matką Ziemią. Nawet na szczyt góry jagodowej wchodzę boso, nie ma tu kamieni na drodze. Co innego, gdy idę na drugą stronę torów, na południe, na górę poziomkową – zakładam buty, bo tam są żmije. Na zdjęciu stopy oblepione trawą, bo właśnie skosiłem trawnik wokół strażnicy. Bardzo bowiem lubię kosić trawnik, moi bliscy o tym wiedzą.
     

Nazbierałem jagód i poziomek, do tego makaron, śmietana i cukier. Bardzo bowiem chce mi się słodkiego. Codziennie zjadam też czekoladę gorzką. Widocznie za mało mam czekolady w organizmie. 


I po obiedzie znowu senność przychodzi. Tym razem krótka drzemka i wyruszam na górę poziomkową, robić zdjęcia kwiatom, i popatrzeć na wszystko z góry....

  Zachwyt! Zachwyt! Dziekuję Ci Boziuniu!
 Wyprawa udana, wracam, chwila rozmowy z Krysią, kolacja,samotne ognisko, opisuję dzień z przyjemnością i nadchodzi noc z oceanem gwiazd...... Nade mną świeci Wielki Wóz, i przypomina, że gdzieś tam w górach, czeka na mnie apartament w Boskim Hotelu Siedmiogwiazdkowym.
 

1 komentarz:

  1. Witam bardzo serdecznie i z uśmiechem podróżnika, który chyba z wrodzonej skromności nie dodał tych dwóch gwiazdek, które
    i tak widać na zdjęciu ;)
    Cholernie się cieszę, że co wieczór mogę przenieść się w Jego świat!
    Dziękując za lekcję oraz polepszony każdorazowo nastrój.
    Piotr

    OdpowiedzUsuń