środa, 4 kwietnia 2012

Co ma być, to będzie


Przypadki...? Kilka lat temu, po pewnych niezbyt pozytywnych wydarzeniach w moim życiu postanowiłem sprzedać co mam (czyli cały sprzęt gitarzysty), rzucić pracę i zacząć nowe życie w Londynie. Kupiłem bilet w jedną stronę w nowych liniach lotniczych Air Polonia. Tydzień później upadły. Mogłem to odczytać jako znak, ale nie poddałem się i za dopłatą zamieniłem bilet na Wizzair. Plan był taki że lecę sam, jednak jakoś tak wyszło, że o moim wyjeździe dowiedział się kolega kolegi. Spotkaliśmy się, pogadaliśmy i zadecydował że leci ze mną. Spakowaliśmy co mieliśmy i pożegnaliśmy Polanda zza okien samolotu. W Londynie mogliśmy przenocować tylko 2 noce u mojej znajomej, potem nie mieliśmy się gdzie podziać. W drugi dzień pobytu zadzwonił do znajomej jakiś kolega i oznajmił, że pilnie szuka współlokatorów do mieszkania - od zaraz:) No cóż, w naszej sytuacji długo się nie zastanawialiśmy. Mieszkanie już było, teraz czas na pracę. Zaczęły się poszukiwania, kolega znalazł a ja? a ja zacząłem szukać, ale nie pracy tylko "siebie". Zaraz na początku naszego pobytu kolega, z którym udałem się na emigrację pożyczył mi książkę Anthonego De Mello "Przebudzenie". To był dla mnie idealny czas i miejsce na tego typu lekturę. Byłem sam, daleko od rodziny i znajomych, nie miałem się gdzie schować przed samym sobą, nie było możliwości ucieczki. Zamiast szukać pracy, zagłębiłem się w "Przebudzeniu".... spacerowałem po parkach, odwiedzałem muzea, to był czas dla mnie, miałem czas na przeanalizowanie dotychczasowego życia. Dotarło w końcu do mnie, że to ja w 100% jestem odpowiedzialny za własne życie, za własne decyzje !!! koniec zrzucania odpowiedzialności na innych, to było moje "przebudzenie" !!! to było jak uderzenie młotem w głowę !!!! Zbliżał się czas świąt wielkanocnych, więc na fali przemyśleń trafiłem do jednego z polskich kościołów. Poszedłem do spowiedzi, pierwszej w życiu, która nie była odklepywaniem tej samej wiązanki tylko dosyć długą i wartościową rozmową ze spowiednikiem. Kościół był całkowicie pusty, panowała totalna cisza, a ja pytałem Boga co ja tak naprawdę mam zrobić z moim życiem. Wtedy rzuciła mi się w oczy gitara stojąca przy ołtarzu. Znak czy nie, pomyślałem że co ma być to będzie, niczego nie oczekuję, zdaję się na los. Tak spędziłem 3 m-ce w Londynie. Zamiast znaleźć pracę, znalazłem część siebie i rozpocząłem nowy etap w moim życiu. Ja i mój kolega musieliśmy się spotkać po to żebym mógł przeczytać "Przebudzenie", a on miał odwagę by wyjechać, gdyż został tam na kilka lat. Wróciłem do kraju, nowa praca, niby to samo życie, ale ja już nie ten sam. Zagłębiłem się w inne książki na temat rozwoju duchowego jak również na tematy finansowo-inwestycyjne. Pojawił się nowy zespół, zaraz później nowe nagrania, emisja w ogólnopolskich rozgłośniach, koncerty na największych polskich festiwalach. Wszystko szło dobrze, może nawet za dobrze i nagle trach - po zespole. Jednak jak się później okazało, to też było po coś.... dzięki muzyce zespołu odświeżyłem dawną znajomość z dziewczyną, która dzisiaj jest moją żoną. Teraz tworzymy razem, mamy razem zespół i cudowną rodzinę. Moja żona zajmuje się śpiewaniem zawodowo, kocha to co robi i nigdy nie patrzy na to przez pryzmat potencjalnego sukcesu. Ja mam z tym większy problem. Czasem bardziej niż twórcą staję się menadżerem, problem w tym, że wtedy znika radość tworzenia, grania, znika magia. Jak wracam do normalnego stanu to radość powraca, a wena uderza z jeszcze większa siłą. Robić coś dla samej radości z tego to jest to, reszta przyjdzie albo nie, ale to nie ma żadnego znaczenia - dzisiaj to wiem. Nie da się być kreatywnym i szczerym na zamówienie - trzeba być sobą, być wolnym, bez celu. Po pracy, muzyce i rodzinie przyszła w końcu kolej na poważne zajęcie się tematem inwestowania. Z kilkudziesięciu blogów na ten temat zostały 3, w tym Astronomia. A dlaczego ten blog? a dlatego że to nie jest blog dla kogoś kto szuka gotowych odpowiedzi, tutaj trzeba "czytać między wierszami", myśleć, analizować, szukać, nie zgadzać się z czymś, po to żeby znajdować własne odpowiedzi - a to rozwija, a nie ubezwłasnowalnia. Może się wydawać, że wpisy o inwestowaniu i o kwestiach duchowych nie mają nic wspólnego... według mnie mają i to bardzo dużo. Uważam, że trudno być inwestorem osiągającym zyski w sposób ciągły bez pracy przede wszystkim nad samym sobą. To w nas tkwi siła zarówno do osiągania sukcesów jak i porażek, i tylko od nas samych zależy jak ją wykorzystamy. Myślę, że czas pokaże, że nie trafiłem tutaj przez przypadek.--------------- Biały Galaktyczny Łącznik
-----

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz