poniedziałek, 2 kwietnia 2012

FORT DĄBROWSKIEGO


W odległości może dwóch kilometrów od mojego domu, był fort Dąbrowskiego. Odegrał ten fort niewielką kilkugodzinną rolę w wojnie z 1939 roku. To stare carskie jeszcze magazyny wojskowe na wyspie o powierzchni kilku hektarów. Taka niewielka Cytadela. Całość otoczona fosą. Trzciny, wędkarze, wokół trochę domów jednorodzinnych i pola uprawne aż do Wilanowa. Na tej wyspie, w wielkich dołach, zasypana była amunicja karabinowa jeszcze z pierwszej wojny światowej, z prochem dymnym. Także amunicja rosyjska i niemiecka z drugiej wojny. Jakimś sposobem chłopcy w okolicy dowiedzieli się o tym. Przepływaliśmy wąską fosę, ustawiało się jednego na czatach, a reszta ładowała skorodowaną amunicję do worków od kapci szkolnych. I w nogi, bo bardzo często chodziły patrole wojskowe. Trzeba było przepłynąć tylko na drugi brzeg z tym ciężkim workiem. Nie mógł być on za bardzo naładowany, bo ciągnął na dno. To taka praca była. Pociski służyły do wybuchowej zabawy. Stara metoda polegała na położeniu jednego naboju, wyłamaniu czubków z dwóch pozostałych, podpaleniu w nich prochu i skierowaniu obu płomieni z dwóch stron na ten leżący w środku. Teraz szybka ucieczka, a za trzydzieści sekund : Łup! Nie podobało mi się to. Co za marnotrawstwo. Można strzelić tylko raz z trzech naboji. Wprowadziłem racjonalizację. Od tej pory nabój układało się na dwóch cegłach nieco oddalonych od siebie. Pomiędzy nimi stawiało się małą świeczkę, tak, aby jej płomień obejmował łuskę naboju. Teraz było około minuty do detonacji. To była nasza główna zabawa na jesieni w roku 1957. W listopadzie wyskoczył silny mróz, ale nie mogliśmy doczekać się na śnieg. Tereny do śnieżnych zabaw były piękne, tylko śniegu brakowało. Postanowiliśmy przejść po lodzie do fortu Dabrowskiego. Przeszliśmy. Zaczeliśmy ładować amunicję do nieśmiertelnych worków od kapci, gdy nagle pojawił się patrol. Rzuciliśmy worki i chodu. Żołnierze krzyknęli: - stój i zaczęli strzelać!. W powietrze. Ale stracha mieliśmy! Strzelili kilka razy i zaczęli nas gonić. Uciekaliśmy po zaoranych polach w stronę Wilanowa. Mróz był duży, pola zaorane na ostrą skibę zostały ścięte mrozem. Trudno się biegło po takich nierównościach, a żołnierze nas gonili i gonili...... W płucach bolało od mroźnego powietrza, stopy były na drugi dzień obolałe w kostkach. Uciekliśmy, ale amunicji się odechciało narazie. I spadł śnieg. Duży, puszysty, na nartach mało kto jeździł, ale na łyżwach i na sankach tak. Zapomnieliśmy o Forcie Dabrowskiego. Ale przypadków nie ma. W dorosłym życiu miałem ogród pełen kwiatów po drugiej stronie Idzikowskiego. (Na obrazku piwonia.)

1 komentarz:

  1. To piwonia Rock's Variety- najpiękniejsza pachnąca piwonia, wspaniała,rzadka odmiana, u mnie ciagle przemarza ,niestety.Gratuluję bloga , nie zawsze sie zgadzam ,ale warto czytać.Pozdrawiam .

    OdpowiedzUsuń