wtorek, 10 kwietnia 2012

Platforma Baalbek - świątynia Baala - boga burzy




Sama miejscowość znajduje się na terenie Libanu, w górach Antylibanu, mniej więcej godzinę drogi od Bejrutu. Pięćdziesiąt jeden stopni wspaniałych schodów prowadzi do propyleum - kolumnady pod odkrytym niebem - które trzema bramami łączy się z 6-kątnym podworcem, gdzie mieści się ołtarz głównej świątyni otoczony murem z 230 posągami bogów. Jest to świątynia Jowisza Heliopolitańskiego (Baalbek w okresie rzymskim nosił nazwę Heliopolis - Miasta Słońca), która zaćmiła swym blaskiem dwie dalsze (również znajdujące się dziś w ruinach) świątynie: Merkurego i Wenus.
Nie o same świątynie nam jednak chodzi, tylko o ich... fundamenty. I schody. Schody są wykute z jednego monolitu! A świątynia Jowisza zbudowana została na kamiennej platformie o wysokości 7,28 m, w skład której - z jej zachodniej strony weszły 3 gigantyczne obrobione głazy o szerokości 3,6 m, wysokości 4,16 m i długości niemal 20 m. Każdy z nich waży około 800 ton. Wycięte one zostały w oddalonym o 1,5 km karmeniołomie, przeniesione na miejsce budowy i tak dokładnie dopasowane, że w miejsce styku nie mieści się żyletka i nie wnika woda. Precyzja do 0,01 mm.
Po tych trzech blokach budowniczowie zresztą nie spoczęli na laurach, bowiem w tychże kamieniołomach Szeich Abdalla znaleziono jeszcze - częściowo tylko wycięty - czwarty blok (nazwany El Hubla, albo Midi - "Kamień Południa") o długości 21,72 m i rozmiarach końca południowego 4,25 m na 4,35 m, zaś końca północnego - 5,35 m na 5,35 m. Jego prawdopodobny ciężar wynosi 1211 ton.
W dodatku platforma, na której Rzymianie w l w. zbudowali świątynię Jowisza - jest co najmniej o kilkanaście wieków od świątyni starsza. Stała kiedyś na niej świątynia Baala - boga deszczu i burzy. Tymczasem nawet dziś, a więc kilka tysięcy lat później - przy wszystkich naszych umiejętnościach technicznych - trudno sobie wyobrazić taką dokładność wykonania płaszczyzn styku kamieni platformy, transport i swobodny manewr gigantycznymi blokami.
Przykładem naszej bezradności w tym względzie mogą stać się obliczenia rosyjskiego inżyniera A. Kołomiejczuka, który zadał sobie wiele trudu, by ściśle odtworzyć warunki techniczne tego rodzaju przedsięwzięcia. Wyliczył on, że każdy z tych bloków musiał być ciągnięty przez 45 tys. niewolników. Było 100 czterystumetrowych lin, wszyscy deptali sobie po nogach a liny pękały. Było wesoło!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz