We wczorajszym wpisie Osho wypowiedział się na temat nieprawidłowych, czy błędnych myśli,
które dziwnym trafem także moja babcia nazywała myślami złymi i powtarzała, że wiele
chorób bierze się właśnie z takich myśli.
W tym samym tekście, Osho przytoczył rzecz o lekarzu, który obudził w pacjencie „osobistego wewnętrznego
lekarza”.
Otóż trzydzieści
lat temu przyprowadziłem do Temudżina (nie
jest to tekst sponsorowany) moją przyszłą drugą żonę, która cierpiała od
maleńkości na uporczywe i niezwykle silne bóle głowy.
Wiedziałem, że lekarze medycyny wschodniej traktują człowieka holistycznie – jako całość.
Mędrcy tybetańscy mówią: - Martwisz się? Uważasz, że masz dużo problemów? To dlatego jesteś chory.
Nie martw się, staraj się dostrzegać dobre strony spraw, bo w każdym problemie
jest promień światła. Bądź zadowolony, a nawet szczęśliwy – to jest najlepsze
lekarstwo.
Jak wyglądało postawienie diagnozy? Weszliśmy
oboje. Nic się nie mówi. Chińska lekarka poprosiła, aby zdjąć biżuterię z rąk, po czym
ujęła moją przyszłą za oba nadgarstki. Patrzyła na
twarz pacjentki, wyczuwała puls. Trwało to ze trzydzieści sekund. Poprosiła o
pokazanie języka. Po tym niezwykle krótkim badaniu, bez pytania o cokolwiek, bez
oglądania wyników badań krwi, czy moczu, usłyszeliśmy: (Chinka mówiła do polskiej lekarki, która tłumaczyła)
– Ma pani za gęstą żółć.
Przyczyną tego jest przebyte w dzieciństwie wirusowe zapalenie wątroby. Wątroba
jest w części nieczynna i stąd ta gęsta żółć. Z tego też powodu często boli
panią głowa.
Zdumienie ogarnęło mnie i pacjentkę.
Po
wyjściu z gabinetu, narzeczona zarzuciła mi, że uprzedziłem lekarkę z czym
przychodzimy. Kiedy rozwiałem jej wątpliwości, z kolei ja zapytałem, co z tą jej
wątrobą?
Okazało się, że jako dziecko, rzeczywiście
miała wirusowe zapalenie wątroby i tylko cudem, po ściągnięciu lekarstwa z
zagranicy, uratowano jej życie.
Powiedziała:
- Dostanie pani ziołowe pigułki, będzie
je pani łykała przez trzy tygodnie. Bóle głowy ustąpią. Nie tak, żeby całkowicie.
One będą już sporadyczne i takie „normalne” z którymi da się żyć spokojnie. I
niech pani nie chodzi do żadnego innego lekarza, bo nikt pani już bardziej nie
pomoże. Szkoda pieniędzy. I do mnie proszę już nie przychodzić, bo poza tym
jest pani zdrowa i szkoda pieniędzy na dalsze wizyty.
Efekt? Przez dwadzieścia lat mego związku
z drugą żoną problemu bolącej głowy nie było.
Poczekalnia.
Tu już była sama. Przyjmował lekarz. Nie ma teraz tłumacza, swobodnie mówią po polsku. Badanie wygląda identyczne jak
trzydzieści lat temu. (Pewnie tak samo jak i trzysta lat temu). Diagnoza jest
bezbłędna - lokalizuje źródło zawirowań zdrowotnych. Dostaje się zioła (proszek, granulki) do łykania. Trzy lata minęły
od wizyty - głowa nie boli. Przy okazji znikł wianuszek innych, już nieco drobniejszych dolegliwości.
W poczekalni miło pachnie tymi samymi
lekami ziołowymi, które pacjent zażywa, sprawdzałem. Od samego zapachu człowiek
zdrowieje, nawet jak mu nic nie dolega. Nie ma lipy w postaci dymu kadzidełek
Wniosek osobisty? - Medycyna zachodnia
wysiada przy wschodniej - chińskiej, ponieważ traktuje człowieka jako całość, a nie dzieli
go na kawałki płuca-serce itp. Do tego dochodzi porównanie skuteczności (i
działań ubocznych) chemicznych lekarstw medycyny zachodniej z mikroskopijnymi
ilościami naturalnych preparatów chińskich. Odpowiednio dobrane lekarstwa
ziołowe regulują cały organizm.
Być może odsuwają też głupie myśli.
I na koniec o diagnozowaniu: - W gabinecie jest tylko lekarz, pacjent, dwa krzesła i biurko. Nie ma tomografów komputerowych (kosztownych), nie ma żadnych innych drogich wynalazków. Jest tylko prawdziwy chiński (mongolski?) lekarz i jego niebywała wiedza - umiejętność, czyli właściwy człowiek na właściwym miejscu. No i ta trafność diagnozy – siadasz, nic nie mówisz, chwila moment i słyszysz z jakim problemem przyszedłeś.
Nie jest tak, że pieję z zachwytu nad medycyną wschodnią, a rodzimej nie doceniam. Doceniam na przykład polskich chirurgów, bez pomocy których od wielu lat bym nie żył. W 1995 roku składali mnie pracowicie w całość, a reanimacją przytrzymali zbyszkową duszę w ciele. Dzięki temu mogłem opisać sprawę w poście „Po drugiej stronie”. Dziś obrazek pasujący do moich wspomnień ze śmierci klinicznej.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz