Rachab, czyli samotność prawdziwa i udawana
Księga Jozuego zdaje sprawę ze znanej afery
szpiegowsko-muzyczno-obyczajowo-rzeźniczej, jaka odbyła się w mieście Jerycho.
Jozue otrzymał
mianowicie zapewnienie od Boga, że zdobędzie miasto Jerycho – a także inne
ziemie. Jednakże nie wiadomo, dlaczego nie poprzestał na tej obietnicy- choć
mógł się położyć spać, mając już pewność zwycięstwa – ale nim przystąpił do
oblężenia, posłał na wszelki wypadek dwóch agentów wywiadu, zaopatrzonych suto
jak zawsze w tej sytuacji w tamtejszą walutę.
Byli to młodzi chłopcy, całkiem bystrzy, ale nieco
lekkomyślni. Ledwo weszli do miasta, postanowili zakosztować różnych uciech
cywilizacji, których długo nie zaznali w służbie wojskowej. Mając w kieszeni
niemało gotówki, puścili się przeto wieczorem po ulicach w poszukiwaniu domów z
czerwoną latarnią, a było kilka takich w owym mieście, sławnym z wysokiego
poziomu kulturalnego.
Rychło znaleźli żądany obiekt i wiedzeni natchnieniem
nieziemskim, trafili do pewnej pani imieniem Rachab. Była to osoba marnej
konduity, bo właśnie zarabiała na życie sprzedażą swoich uroków fizycznych.
Niestety uroki te gasły stopniowo i tęga Rachab była już osobą postarzałą,
pracowała na niskiej taryfie dla uboższej klienteli i zarabiała coraz skromniej.
Jednak obaj chłopcy po trudach obozowych nie przebierali tak bardzo i więdnąca
hetera przypadła im do gustu. Atoli gdy podpili sobie troszeczkę, zachciało im
się popisywać i rychło zdradzili przed nią swoje szpiegowskie zadania.. Kiedy
się zreflektowali, było już za późno.
Rachab miała ich w ręku.
Błagali ją o litość, ale osoby tego zawodu same za rzadko
doznają litości, aby miały ją do rozdawania bliźnim. Rachab myślała szybko:
-„Jest prawie pewne, że miasto zostanie zdobyte przez wroga, bo wiem o tym, że mają Boga
za sprzymierzeńca.
Oto przesłanka.
A teraz alternatywa: - albo wydam szpiegów policji, a wtedy
zasłużę się u księcia i okażę wierność miastu, ale za to zgotuję sobie zgubę po
wkroczeniu nieprzyjaciela, albo…ukryję ich u siebie, a wtedy zażądam opieki od
okupantów, ale do czasu ich przyjścia narażam życie. Co prawda, chowając wroga
zdradzam miasto i księcia, ale naprawdę mogę sobie darować te skrupuły. Nie
jestem wiele dłużna rodzinnemu miastu, które zawsze pluło mi w twarz i które,
nawet gdyby ocalało, każe mi umrzeć z głodu za parę lat. I tak jestem tu
zupełnie samotna jak w pustym mieście. Zostawiając tedy na boku urojenia
moralistów, mam do wyboru: narazić się na śmierć pewną po zdobyciu miasta. Nie
tak łatwy wybór, bo śmierć pewna ma tę przewagę, że się odwlecze, a na śmierć
wątpliwą narażam się już w tej chwili. Między niepewnym złem teraźniejszym a
pewnym złem przyszłym nie można
rozstrzygać racjonalnie. Wybieram na ślepo: - ocalę szpiegów. Parę tygodni
strachu, ale potem – co za życie! Futra, klejnoty, chałwa na co dzień, jazdy do
opery – a może któryś z ich wodzów ożeni się ze mną? Jeszcze jestem dobra dla
tych dzikusów".
Po tych
deliberacjach Rachab zawarła ze szpiegami umowę: - ukryje ich, a potem ułatwi
ucieczkę w zamian za ocalenie jej i jej rodziny po zdobyciu miasta przez wojska
Jozuego. Ustalono znaki rozpoznawcze i tak się zakończyła szpiegowsko-
obyczajowa część historii.
Potem zaczęła się
część muzyczna.
Plan oblężenia miasta przygotował dokładnie Bóg, a Jozue
skrupulatnie wykonał instrukcje. Zamiast, jak doradzał zdrowy rozsądek,
posłużyć się machinami oblężniczymi i działami, zorganizował on orkiestrę dętą,
złożoną z samych kapłanów, kazał jej obchodzić mury miejskie i grać marsze
wojskowe.
Z tyłu niesiono Arkę Przymierza, a z przodu maszerowały
oddziały wojskowe. Kapłani dęli w trąby codziennie przez siedem dni, słaniali
się z wyczerpania, a większość dostała rozedmy płuc. I zapalenia krtani – bo
kapłani też ludzie.
Wojska oblegające
szemrały sądząc, że wódz każe im się wygłupiać. Jerychończycy na murach śmiali
się z wrogów myśląc, że powariowali. Ale ten się śmieje, kto się śmieje
ostatni.
Siódmego dnia orkiestra zadęła z całej siły, aż oczy wyszły na
wierzch kapłanom, a jednocześnie cała armia na rozkaz wrzasnęła tak głośno, że
mury miasta cudownym sposobem runęły na ziemię i rozsypały się w proch.
Teraz zaczęła się
rzeźnicza część historii: -wojacy na rozkaz Boga wdarli się do miasta i
wyrżnęli tam – jak opowiada Pismo – „mężczyzn, kobiety, dzieci i starców, woły,
owce i osły” Znalezione skarby zabrali sobie kapłani, a całe miasto
spalono, z wyjątkiem jednego domu. Był to dom Rachab. Armia dotrzymała słowa,
ocaliła mieszkanie ladacznicy, meble i rodzinę. Paru oficerów targnęło się na
jej cnotę, ale Rachab skargami w dowództwie wymogła od nich zapłatę.
Potem całe wojsko
odeszło, a Rachab rzuciła się z płaczem na ziemię. Została w bezludnym mieście,
w jedynym ocalonym domu, pośród gruzów, trupów, kurzu i zapachu spalenizny,
sama, bez przyjaciół, opieki, klientów.
Nie było futer, nie było klejnotów, ani chałwy, ani opery,
ani męża – wodza. Nie było nic, tylko jałowe, samotne życie na pustkowiu. I to
był koniec.
Jedno w tej
historii jest zastanawiające. Fizycznie jest rzeczą niemożliwą, aby miejski
obronny mur upadł od krzyku i siedmiu trąbek, a więc pewne jest, że było to
zdarzenie cudowne. Ale skoro Bóg i tak musiał uczynić cud, to po co właściwie
kazał całej armii męczyć się i błaźnić przez cały tydzień, a kapłanom nie tylko
zniszczyć zdrowie, ale i stracić autorytet wśród ludu – bo któż będzie szanował
kapłanów z dętej orkiestry? Po co? – pytam i znajduję dwa możliwe wyjaśnienia:
- albo Bóg tak
niesłychanie lubuje się w marszach wojskowych, że chciał się ich nasłuchać do
woli,
- albo był to
po prostu acte gratuit, czysty żart
surrealistyczny, którym chciał zakpić z podwładnych.
W tym drugim wypadku wykazałby spore poczucie humoru, ale
znając jego charakter sądzę, że chodzi o to pierwsze.
Niestety….. takie upodobania przy takich możliwościach
wpływu! I rzeczywiście – robił potem wszystko, żeby móc wysłuchiwać jak
najwięcej marszów wojskowych, do tej chwili się nie znudził.
A oto niektóre
morały wynikające z tej historii:
Morał pierwszy: -sytuacja Rachab – żeby ocalić głowę wśród
wielkiego starcia, nie wystarcza zajmować się prostytucją w sensie fizycznym.
Morał drugi: - sytuacja szpiegów – palec Opatrzności może
prowadzić człowieka w różne dziwne miejsca, ale jest w tym zawsze jakiś ukryty
cel, ważny dla dobra ludzkości.
Morał trzeci: - sytuacja Rachab – nie udawajmy pochopnie, że
jesteśmy „Samotni wśród tłumu ludzi”. Kiedy będziemy samotni naprawdę,
zrozumiemy tę różnicę.
Morał czwarty: - sytuacja powszechna – trąbmy, trąbmy, a
może jakiś cud się stanie.
Po pierwsze nie bóg Chrześcijan tylko Żydów. Bo to, jeśli dobrze pamiętam JHWH kazał trąbić, a nie Chrystus. A tego (jeśli tylko wziąć pod uwage historię wielkiego potopu, Hioba czy żony Lota) trudno posądzać o miłosierdzie i pobłażanie tym, ktorzy mu mili są, jak i tym, którzy nie stosują się do jego przykazań.
OdpowiedzUsuńPo drugie: opowiadał mi człowiek, którego traktowałem jak dziadka (prawdziwych zostałem szybko pozbawiony), że kiedy wracał do Polski z gen. Maczkiem piechota szła krokiem marszowym właściwie cały czas. Jedynie przy wchodzeniu na mosty padał rozkaz żeby się rozproszyć i iść bez składu i ładu. A to dlatego, że krok marszowy potrafił wprawić most w takie wibracje, że przy słabszych konstrukcjach groziło zawaleniem podczas przeprawy (SIC! nie wtedy, kiedy jechały czołgi czy tabor ciężarówek). Ten rozkaz był bardzo pilnie przestrzegany.
Dodatkowo sam, będąc jeszcze dzieckiem, w szkole muzycznej do której uczęszczałem, byłem świadkiem jak od głosu pewnej śpiewaczki szyba pękła. Inna sprawa, ze jest częstotliwość drgań głośnika, prawie niesłyszalna dla ludzkiego ucha, którą można spowodować zatrzymanie akcji ludzkiego serca.
Może izraelici mieli tylko buty i trąby. A może w dodatkowym sprzężeniu pomogła im Arka Przymierza? Swoją drogą ciekawe, że władze Izraela zabroniły jakichkolwiek wykopalisk w miejscu gdzie wiadomo, że została ukryta.
Po kolejne, już tylko historia koscioła chrześcijańskiego pokazuje, co kapłani sa w stanie zrobić z Bogiem z jednej, a z ludźmi z drugiej strony. A wszystko to dla swej własnej wygody i chorych z ambicji i rządzy władzy celów.
Pozdrawiam