.......Boże mój, ale tak jest, jak mówię, i teraz i już od
dawna dosyć jestem niewierzący w Ciebie, Boże mój. I mówię Ci to prosto i
śmiało. W oczy. Sam na sam.
„Non timebo millia populi circumdantis me;
exsurge Domine; salvum me fac, Deus!", kiedy wymawiam „Salvum me fac,
Deus, quoniam intraverunt aquae usque ad animam meam!",
Znam to zawołanie. Kiedy się tego uczyłem, dawno,
dawno, byłem sobie chłopaczek i uczyłem się tego dla śpiewania, dreszcz mnie
wtedy żaden najmniejszy nie przeszedł. Chłopaczek byłem. Słowikiem byłem w
chórze. Nie rozumiałem tych słów przeze mnie śpiewanych. I zapomniałem o tym. I
zobaczyłem to potem, kawał czasu potem, w jednej książce, dobry kawał czasu
potem, parę ładnych lat, jedenaście jakieś lat, a z tego sześć lat ostatnich
byłem już sam na sam. Czytałem książkę w jednej miejskiej bibliotece, na dworze
na pewno musiało być tak, że deszcz może, wiatr, zimno, mróz, na pewno coś
takiego, sześć lat już miałem za sobą życia sam na sam i tu już żadna godzina nie
była stracona, tu się wszystko liczyło i nawet godziny snu. One się nawet
liczyły na złoto.
„Nie zlęknę się tysięcznych rzesz, co mnie
obstępują; powstań, Panie; ocal mnie, Boże! Ocal mnie, Boże, albowiem wody
sięgają aż do mojej duszy! Ugrzązłem w mule przepaści; i nie mam żadnej
podpory!"
..... kiedy wypowiadam w
czasie stanów moich to zawołanie straszliwe, to mówię to nie bez wiary, o nie.
Mówię to z wiarą. Z wiarą w drugiego człowieka. W drugiego człowieka, który
umie i potrafi być bogiem i czasami jest, chociaż tak jest, że najczęściej jest
niczym albo niewiele czym, albo padalcem. Ale czasami potrafi być bogiem drugi
człowiek i czasami jest. Wtedy, kiedy jest człowiekiem. I tu jest wiara moja.
Tu jest wytłumaczenie wołania mojego, odezwy mojej: „Non timebo millia
populi".
Mogłem tak nie myśleć kiedyś i tak nie myślałem,
zaiste nie. Ale teraz po tylu widokach i przez tyle lat, ja, który całą koronę
przeszedłem w jedną stronę i w drugą, i widziałem i widzę co krok, jak się
wali, jak się wali ludzkość a rosną pomniki, teraz ja już mogę myśleć i uważać,
że człowiek, kiedy jest człowiekiem, jest bogiem. I tu jest wiara moja bita i
kaleczona tyle razy i jeszcze ile razy, ale niezachwiana. Ale niewzruszona.
A co to jest marzenie? Marzenie to jest coś innego.
Zupełnie inna rzecz. Marzenie nie jest takie potrzebne jak wiara czy jak woda,
czy jak gaz, tlen. Chociaż marzenie też może być bardzo przepiękne. Powiem tu
nie swoje marzenie, które powiem kiedy indziej. Powiem tu marzenie, jakie uszy
moje słyszały od jednego człowieka, który człowiekiem był, więc który jest dla
mnie bogiem. Więc on, ten bóg, powiedział mi, że ma jeszcze takie marzenie, żeby
się znaleźć na wielkiej pustej łące wczesnoletnią słoneczną porą, żeby się tam
ułożyć w trawie i żeby przyszedł do niego młody cielak i polizał go po twarzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz