czwartek, 18 kwietnia 2013

Co to jest marzenie?



.......Boże mój, ale tak jest, jak mówię, i teraz i już od dawna dosyć jestem niewierzą­cy w Ciebie, Boże mój. I mówię Ci to prosto i śmiało. W oczy. Sam na sam.
          „Non timebo millia populi circumdantis me; exsurge Domine; salvum me fac, Deus!", kiedy wymawiam „Salvum me fac, Deus, quoniam intraverunt aquae usque ad animam meam!",

          Znam to zawołanie. Kiedy się tego uczyłem, dawno, dawno, by­łem sobie chłopaczek i uczyłem się tego dla śpiewania, dreszcz mnie wtedy żaden najmniejszy nie przeszedł. Chłopaczek byłem. Słowikiem byłem w chórze. Nie rozumiałem tych słów przeze mnie śpiewanych. I zapomniałem o tym. I zobaczyłem to potem, kawał czasu potem, w jednej książce, dobry kawał czasu potem, parę ład­nych lat, jedenaście jakieś lat, a z tego sześć lat ostatnich byłem już sam na sam. Czytałem książkę w jednej miejskiej bibliotece, na dworze na pewno musiało być tak, że deszcz może, wiatr, zimno, mróz, na pewno coś takiego, sześć lat już miałem za sobą życia sam na sam i tu już żadna godzina nie była stracona, tu się wszystko li­czyło i nawet godziny snu. One się nawet liczyły na złoto. 
 „Nie zlęknę się tysięcznych rzesz, co mnie obstępują; powstań, Panie; ocal mnie, Boże! Ocal mnie, Boże, albowiem wody sięgają aż do mojej duszy! Ugrzązłem w mule przepaści; i nie mam żadnej podpory!"
.....  kiedy wypowiadam w czasie stanów moich to zawołanie straszliwe, to mówię to nie bez wiary, o nie. Mówię to z wiarą. Z wiarą w dru­giego człowieka. W drugiego człowieka, który umie i potrafi być bogiem i czasami jest, chociaż tak jest, że najczęściej jest niczym al­bo niewiele czym, albo padalcem. Ale czasami potrafi być bogiem drugi człowiek i czasami jest. Wtedy, kiedy jest człowiekiem. I tu jest wiara moja. Tu jest wytłumaczenie wołania mojego, odezwy mojej: „Non timebo millia populi".

         Mogłem tak nie myśleć kiedyś i tak nie myślałem, zaiste nie. Ale teraz po tylu widokach i przez tyle lat, ja, który całą koronę przeszedłem w jedną stronę i w drugą, i widziałem i widzę co krok, jak się wali, jak się wali ludzkość a rosną pomniki, teraz ja już mogę myśleć i uważać, że człowiek, kiedy jest człowiekiem, jest bo­giem. I tu jest wiara moja bita i kaleczona tyle razy i jeszcze ile ra­zy, ale niezachwiana. Ale niewzruszona.
       A co to jest marzenie? Marzenie to jest coś innego. Zupełnie inna rzecz. Marzenie nie jest takie potrzebne jak wiara czy jak wo­da, czy jak gaz, tlen. Chociaż marzenie też może być bardzo prze­piękne. Powiem tu nie swoje marzenie, które powiem kiedy in­dziej. Powiem tu marzenie, jakie uszy moje słyszały od jednego człowieka, który człowiekiem był, więc który jest dla mnie bogiem. Więc on, ten bóg, powiedział mi, że ma jeszcze takie marzenie, że­by się znaleźć na wielkiej pustej łące wczesnoletnią słoneczną po­rą, żeby się tam ułożyć w trawie i żeby przyszedł do niego młody cielak i polizał go po twarzy.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz