Abraham dostaje od Boga rozkaz: - ma
zabić swego syna…..
Oddaję głos Leszkowi Kołakowskiemu.
-
Zakładam, że Abraham nie mógł mieć wątpliwości, co do boskiego pochodzenia
rozkazu, miał on bowiem niezawodne sposoby porozumiewania się ze Stwórcą,
dzisiejszym ludziom nieznane, obcował z nim często i nawet spoufalił się do
pewnego stopnia ze Zwierzchnikiem. Biorę również pod uwagę sławną obietnicę,
którą od niego otrzymał uprzednio: że uczyni zeń naród wielki, otoczony
szczególnym błogosławieństwem i obdarzony wyjątkową pozycją w świecie.
Warunek był tylko jeden: absolutne posłuszeństwo władzy.
Gdyby Abraham nie był pewien, czy Bóg naprawdę do niego przemawia, zamiar Boga
byłby bez sensu.
Bóg pragnął
wypróbować wierność poddanego, musiał więc znaleźć środki, aby doprowadzić do
jego umysłu niezłomne przekonanie, że taki właśnie rozkaz uzyskał od
Zwierzchnika. W przeciwnym razie cel byłby chybiony.
Innymi słowy, na
Abrahamie ciąży odpowiedzialność za rację stanu.
Przyszły los ludu i wielkość państwa zależą od skrupulatnego
wypełniania rozkazów bożych, ale Bóg żąda, aby zabił własne dziecko…..
Abraham miał naturę kaprala i przywykł do ścisłego trzymania
się instrukcji z góry – nie był jednak nieczuły na los rodziny. Bóg, który
polecił mu ofiarować syna w ofierze ognia, nie uważał za stosowne uzasadniać
swoich rozkazów.
Nie jest wszakże
zwyczajem autokratów tłumaczyć się subalternom ze swoich poleceń.
Istota rozkazu boskiego polega bowiem na tym, że winien on
być wykonany dlatego, że jest rozkazem, nie zaś dlatego, że jest rozsądny,
skuteczny, przemyślany.
Nie ma potrzeby, żeby wykonawca rozumiał cel rozkazu – każdy
inny system prowadzi nieuchronnie do anarchii i bezładu. Wykonawca, który pyta o
racje otrzymywanych zleceń, jest siewcą nieporządku i demaskuje się jako
bezpłodny rezoner, pyszałkowaty mędrek, w istocie rzeczy wróg zwierzchności,
ładu społecznego i systemu.
Ale kiedy rozkaz
opiewa : - zabij własnego syna?
Konflikt Abrahama jest zwykłym konfliktem żołnierskim.
Abraham ma świadomość, że znalazł się w sytuacji nienaturalnej. Dowodem na to
jest okoliczność, że kiedy zbliżył się do miejsca ofiary, kazał sługom
pozostać, skłamał, że udaje się z synem odprawiać modły, i pośpieszył w samotności
dokonać okrutnej rozprawy.
Nie zdradził również synowi celu wyprawy. Nie chciał, by
jedyny syn był świadom, że pada ofiarą własnego rodzica.
Kiedy przyszli na
miejsce, Abraham długo i z ociąganiem układał stos z przyniesionych polan
żywicznych. Stos nie bardzo chciał się zbudować, drwa rozsypywały się po trawie
i parokrotnie trzeba było zaczynać od nowa. Izaak nie brał udziału w tej pracy,
przypatrywał się ojcu zalękniony, pytał czasem o coś nieśmiało, ale otrzymywał
odpowiedzi mrukliwe i niechętne.
Wreszcie nie można
było dłużej przeciągać. Abraham nie chciał do końca uświadomić syna co do jego
losu. To nie było zawarte w rozkazie, mógł więc oszczędzić dziecku przerażenia.
Chciał go uśmiercić błyskawicznym ciosem od tyłu, wypróbowanym ciosem, przy
którym nikt nie ma czasu uświadomić sobie, że ginie.
Ale to właśnie się nie udało. Izaak wdrapał się na
stos, gdzie ojciec kazał mu poprawić jakiś
nieznaczący szczegół. W tej chwili Abraham podniósł ciężki brązowy
miecz, którym zwykł ubijać woły od jednego ciosu…..
I w tej
samej chwili rozległa się stanowczy okrzyk anioła: - „Zatrzymaj się”!.
Zaraz po nim, drugi okrzyk grozy i przerażenia: - to Izaak
odwrócił się i zobaczył ojca zastygłego z podniesioną bronią, z błyskiem
brutalnej determinacji w oczach, z zaciśniętymi ustami i wyrazem zaciętej
stanowczości na twarzy.
Izaak wydał
przeciągły krzyk i upadł zemdlony.
Bóg uśmiechnął się dobrodusznie i poklepał Abrahama po
plecach. „Dobrze się sprawiasz –
powiedział z uznaniem. –Teraz wiem, że na mój rozkaz nie oszczędzisz własnego
syna”.
Po czym powtórzył
dawną obietnicę rozmnożenia jego ludu i okazania pomocy w zgnieceniu wrogów.
Na tym historia się kończy. Wszystko skończyło się dobrze i
w rodzinie było dużo śmiechu. Izaakowi pozostała tylko drobna dolegliwość: - od
tej pory chwiał się na nogach i dostawał mdłości na widok ojca. Ale w końcu żył
długo i pomyślnie.
Morał: Jakiś zniewieściały inteligent, powie może, że czy
Abraham zabił syna, czy tylko podniósł miecz w zamiarze zabicia i ktoś go
powstrzymał – to z punktu widzenia moralnego wszystko jedno.
My jednak wraz z Abrahamem jesteśmy przeciwnego zdania – my,
prawdziwi mężczyźni. My oceniamy wyniki i wiemy, że wszystko jedno – chciał
zabić, czy nie chciał zabić – skoro w końcu nie zabił. Dlatego śmiejemy się do
rozpuku z fajnego kawału Pana Boga.
Ostatecznie sami widzicie, że to morowy chłop.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz