wtorek, 30 kwietnia 2013

Król Saul



(PS.W poście dwa poniżej, pt. "Wachlarz", powinna być godzina 14.35, taka sama, jak godzina zamieszczenia).

               Król Saul

Czyli dwa typy konsekwencji życiowej.

Natura rzadko kojarzy w jednej osobie siłę charakteru i siłę intelektu. Jest to przezorność dobrze uzasadniona i mogłaby znakomicie usposabiać do podziwu dla mądrości Stwórcy, gdyby nie liczne inne zasady, na których świat został przezeń urządzony. Tu jednak chodzi nam o tę właśnie, którą pochwalamy.
Jej szczególnym przypadkiem jest fakt, że natura wyjątkowo kojarzy talenty wojskowe z rozległością horyzontów umysłowych i inteligencją ogólną.
        Rzecz zrozumiała, bo też to są talenty sprzeczne.
Łatwo zauważyć w istocie, że cnota dowódcy wojskowego polega na tym, aby wykazać samodzielność tylko w granicach rozkazu. Rozkaz każdy zostawia pewne puste miejsca dla okoliczności nieprzewidzianych, a dowódca ma je wypełnić możliwie najsprawniej, by cel główny rozkazu został osiągnięty. Ale dowódca jest zgubiony, jeśli zechce zastanawiać się nad czymś, co leży poza rozkazem, na przykład nad celem ogólniejszym, któremu rozkaz służy. Wartość dowódcy polega na umiejętności ograniczania swego pola widzenia.
Oficer zbyt inteligentny, któremu kazano stoczyć drobną potyczkę, zechce przy okazji wygrać całą wojnę lub zgoła zbawić ludzkość. W rezultacie przegrywa drobną potyczkę.
     Inteligencja ma bowiem naturalną skłonność do stałego przekraczania granic, które sama sobie narzuca. Inteligencja dąży do konfrontacji różnych punktów widzenia, do rozważania racji przeciwnych decyzjom raz podjętym, źle znosi subordynację i porządek, a chodzenie w nogę, ma sobie za despekt.
     W wyniku może prowadzić do tych samych skutków, co słaby charakter: łatwo rodzi dezerterów. Do natury talentu wojskowego należy zdolność dokładnego ograniczania celów, które chce osiągnąć.
    Jest to główny morał, jaki wynika z dziejów wielkości i upadku króla Saula – jednego z najbardziej przejmujących rozdziałów historii świętej. Saul był na pozór wojskowym idealnym. Syn ubogiego pasterza z pokolenia Beniamin, wyniesiony zrządzeniem Opatrzności do godności królewskiej, długo wyszydzany z racji prostackiego obejścia i chłopskich manier, zaskarbił sobie w końcu ogólne uznanie dzięki swojej skromności, wytrwałości i żelaznej woli. Kilka udanych operacji wojskowych zyskało mu sławę świetnego stratega, a powszechny podziw narodu wzbudził fakt, że Saul skazał na śmierć własnego syna, kiedy ten swoim grzechem przyczynił się do przejściowego niepowodzenia w walce. Dopiero głos ludu wybawił młodego Jonatana od surowości ojcowskiej.
    Nieskazitelny dowódca Saul wiedział, że cały świat jest podporządkowany wykonaniu każdorazowo otrzymanego rozkazu – a otrzymywał je od Boga za pośrednictwem Samuela, męża wielkiej mądrości i starszego odeń wiekiem. Mając rozkaz, Saul, człowiek prosty, nie znał strachu i nie znał skrupułów. Był szczęśliwy, że ma wyznaczone ścisłe granice działania, w ramach których wszystko jest dozwolone, ale których przekroczyć nie wolno.
    Otóż Bóg przypomniał sobie razu pewnego, że kilka wieków wcześniej, księstwo Amalekitów stanęło na drodze jego ludowi, przy wyjściu z Egiptu. W ludzkim wspomnieniu rzecz się zatarła, ale Bóg w takich sprawach ma pamięć zadziwiającą.
Niezaspokojony ówczesną porażką wroga, zechciał go raz jeszcze pognębić i kazał Saulowi napaść na miasto oraz wyrżnąć bez litości wszystkich mieszkańców co do jednego – mężczyzn, dzieci, oseski, woły, owce, wielbłądy i osły.
     Saul raźno zabrał się do działania i byłby je wykonał bez zarzutu, gdyby nie drobna przeszkoda. Mianowicie Samuel, jego wychowawca, chciał przedtem koniecznie podni3eść poziom umysłowy Saula i zraził jego umysł filozofią. Wbił mu tedy w głowę, oprócz konkretnych rozkazów, również świadomość ogólną, że ma działać dla dobra swego ludu, dla pomnażania jego dobrego imienia i potęgi materialnej. Zepsuł go tedy doktryną, a więc taką ogólną zasadą, z której nic nie wynika konkretnie, bo każdy ją interpretuje na swój sposób. Zaszczepił królowi ambicje filozofa, które stały się jego klęską.
      Kiedy bowiem wojacy Saula wybili całą ludność amalekicką, przyprowadzili doń żywcem schwytanego księcia imieniem Agag. Wtedy Saul zaczął mędrkować:
- „Zabić księcia – rzecz łatwa, skoro mam go w ręku. Ale jest sam, więc niegroźny. Otóż zadaniem moim jest działać dla dobra ludu. Jeśli oszczędzę schwytanego wroga, dam swojemu ludowi sławę wielkoduszności i miłosierdzia, która jest więcej warta niż życie jednego księcia”.
     Oszczędził tedy Agaga w imię zasady ogólnej dobra ludu, a wbrew rozkazowi Boga. Zarazem popełnił drugi grzech. Lud Izraela wyniszczony ciągłymi wojnami stał bardzo kiepsko pod względem gospodarczym: trzody były zdziesiątkowane, a perspektywy hodowli na najbliższe lata jak najgorsze.
  -„Dla dobra mojego ludu – pomyślał Saul – każe ocalić najwartościowsze sztuki zwierząt – barany, woły, osły – i przez to zasilę potężnie naszą hodowlę”.
    Tak też uczynił i po raz drugi przekroczył swoje prawa w imię ogólnej zasady, którą mu wpoił nauczyciel. Uczynił tak zresztą pod naciskiem swego ludu i w imię jego oczywistych interesów. Zresztą sporą część zdobycznego bydła przeznaczył na ofiarę Bogu. Wtedy wybuchła wielka heca. Bóg srożył się na Samuela, jakby to on był winien, a Samuel odbijał na Saulu swoje upokorzenie.
      - Bóg woli posłuszeństwo niż ofiary – powiedział twardo – i żąda, żeby wypełniać konkretnie rozkazy, a nie na własną rękę interpretować ogólne zasady.
     - Ustąpiłem przed głosem ludu i chciałem mu się przysłużyć – tłumaczył się Saul niepewnie.
Samuel tylko zaśmiał się gorzko. Kazał sprowadzić ocalonego księcia Agaga i ostrym mieczem pooddzielał przestrzennie poszczególne fragmenty jego ciała – nogi, ręce, palce, brzuch, głowę – wskutek czego Agag stał się nieprzystosowany do kontynuowania życia na tym świecie i przeniósł się na inny, gdzie można żyć będąc nawet rozdzielonym na atomy. Potem Samuel kazał wybić ocalone bydło.
     Samuel nie podjął się z lekkim sercem tej pracy. Wiedział, że jego ulubiony uczeń przekreślił swoją karierę. On sam nie miał nawet usposobienia szczególnie okrutnego. Wiedział tylko, czym jest rozkaz wojenny, i miał jasną świadomość, że zmienić rozkaz dla jakichś racji filozoficznych oznacza to samo, co oznajmić Najwyższemu Zwierzchnikowi, że lepiej od niego zna się założenia filozoficzne i taktykę. A jednak wola Najwyższego Zwierzchnika jest jedynym źródłem filozofii, a zatem pogwałcić w imię filozofii rozkazy jest tym samym, co popaść w sprzeczność wewnętrzną.
     Król Saul stał się tedy przedmiotem wewnętrznie sprzecznym, czyli w ogóle bytem niemożliwym, czystą fikcją. Sam siebie unicestwił i nic dziwnego, że przestał istnieć jako król. Ten koniec był nieuchronny.
   
    Morał tej historii możemy ująć tak jeszcze: Można działać wedle konsekwencji rozkazu, albo wedle konsekwencji doktryny, nie zawsze jednak wedle obu zarazem.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz