(PS.W poście dwa poniżej, pt. "Wachlarz", powinna być godzina 14.35, taka sama, jak godzina zamieszczenia).
Król Saul
Czyli dwa typy konsekwencji życiowej.
Natura rzadko kojarzy w jednej osobie siłę charakteru i siłę
intelektu. Jest to przezorność dobrze uzasadniona i mogłaby znakomicie
usposabiać do podziwu dla mądrości Stwórcy, gdyby nie liczne inne zasady, na
których świat został przezeń urządzony. Tu jednak chodzi nam o tę właśnie,
którą pochwalamy.
Jej szczególnym przypadkiem jest fakt, że natura wyjątkowo
kojarzy talenty wojskowe z rozległością horyzontów umysłowych i inteligencją
ogólną.
Rzecz zrozumiała,
bo też to są talenty sprzeczne.
Łatwo zauważyć w istocie, że cnota dowódcy wojskowego polega
na tym, aby wykazać samodzielność tylko w granicach rozkazu. Rozkaz każdy
zostawia pewne puste miejsca dla okoliczności nieprzewidzianych, a dowódca ma je
wypełnić możliwie najsprawniej, by cel główny rozkazu został osiągnięty. Ale
dowódca jest zgubiony, jeśli zechce zastanawiać się nad czymś, co leży poza
rozkazem, na przykład nad celem ogólniejszym, któremu rozkaz służy. Wartość
dowódcy polega na umiejętności ograniczania swego pola widzenia.
Oficer zbyt inteligentny, któremu kazano stoczyć drobną
potyczkę, zechce przy okazji wygrać całą wojnę lub zgoła zbawić ludzkość. W
rezultacie przegrywa drobną potyczkę.
Inteligencja ma
bowiem naturalną skłonność do stałego przekraczania granic, które sama sobie
narzuca. Inteligencja dąży do konfrontacji różnych punktów widzenia, do
rozważania racji przeciwnych decyzjom raz podjętym, źle znosi subordynację i
porządek, a chodzenie w nogę, ma sobie za despekt.
W wyniku może prowadzić do tych samych
skutków, co słaby charakter: łatwo rodzi dezerterów. Do natury talentu
wojskowego należy zdolność dokładnego ograniczania celów, które chce osiągnąć.
Jest to główny
morał, jaki wynika z dziejów wielkości i upadku króla Saula – jednego z
najbardziej przejmujących rozdziałów historii świętej. Saul był na pozór
wojskowym idealnym. Syn ubogiego pasterza z pokolenia Beniamin, wyniesiony
zrządzeniem Opatrzności do godności królewskiej, długo wyszydzany z racji
prostackiego obejścia i chłopskich manier, zaskarbił sobie w końcu ogólne
uznanie dzięki swojej skromności, wytrwałości i żelaznej woli. Kilka udanych
operacji wojskowych zyskało mu sławę świetnego stratega, a powszechny podziw
narodu wzbudził fakt, że Saul skazał na śmierć własnego syna, kiedy ten swoim
grzechem przyczynił się do przejściowego niepowodzenia w walce. Dopiero głos
ludu wybawił młodego Jonatana od surowości ojcowskiej.
Nieskazitelny
dowódca Saul wiedział, że cały świat jest podporządkowany wykonaniu każdorazowo
otrzymanego rozkazu – a otrzymywał je od Boga za pośrednictwem Samuela, męża
wielkiej mądrości i starszego odeń wiekiem. Mając rozkaz, Saul, człowiek
prosty, nie znał strachu i nie znał skrupułów. Był szczęśliwy, że ma wyznaczone
ścisłe granice działania, w ramach których wszystko jest dozwolone, ale których
przekroczyć nie wolno.
Otóż Bóg
przypomniał sobie razu pewnego, że kilka wieków wcześniej, księstwo Amalekitów
stanęło na drodze jego ludowi, przy wyjściu z Egiptu. W ludzkim wspomnieniu
rzecz się zatarła, ale Bóg w takich sprawach ma pamięć zadziwiającą.
Niezaspokojony ówczesną porażką wroga, zechciał go raz
jeszcze pognębić i kazał Saulowi napaść na miasto oraz wyrżnąć bez litości
wszystkich mieszkańców co do jednego – mężczyzn, dzieci, oseski, woły, owce,
wielbłądy i osły.
Saul raźno zabrał
się do działania i byłby je wykonał bez zarzutu, gdyby nie drobna przeszkoda.
Mianowicie Samuel, jego wychowawca, chciał przedtem koniecznie podni3eść poziom
umysłowy Saula i zraził jego umysł filozofią. Wbił mu tedy w głowę, oprócz
konkretnych rozkazów, również świadomość ogólną, że ma działać dla dobra swego
ludu, dla pomnażania jego dobrego imienia i potęgi materialnej. Zepsuł go tedy
doktryną, a więc taką ogólną zasadą, z której nic nie wynika konkretnie, bo
każdy ją interpretuje na swój sposób. Zaszczepił królowi ambicje filozofa,
które stały się jego klęską.
Kiedy bowiem
wojacy Saula wybili całą ludność amalekicką, przyprowadzili doń żywcem
schwytanego księcia imieniem Agag. Wtedy Saul zaczął mędrkować:
- „Zabić księcia – rzecz łatwa, skoro mam go w
ręku. Ale jest sam, więc niegroźny. Otóż zadaniem moim jest działać dla dobra
ludu. Jeśli oszczędzę schwytanego wroga, dam swojemu ludowi sławę
wielkoduszności i miłosierdzia, która jest więcej warta niż życie jednego
księcia”.
Oszczędził tedy
Agaga w imię zasady ogólnej dobra ludu, a wbrew rozkazowi Boga. Zarazem
popełnił drugi grzech. Lud Izraela wyniszczony ciągłymi wojnami stał bardzo
kiepsko pod względem gospodarczym: trzody były zdziesiątkowane, a perspektywy
hodowli na najbliższe lata jak najgorsze.
-„Dla dobra mojego
ludu – pomyślał Saul – każe ocalić najwartościowsze sztuki zwierząt – barany,
woły, osły – i przez to zasilę potężnie naszą hodowlę”.
Tak też uczynił i
po raz drugi przekroczył swoje prawa w imię ogólnej zasady, którą mu wpoił
nauczyciel. Uczynił tak zresztą pod naciskiem swego ludu i w imię jego
oczywistych interesów. Zresztą sporą część zdobycznego bydła przeznaczył na
ofiarę Bogu. Wtedy wybuchła wielka heca. Bóg srożył się na Samuela, jakby to on
był winien, a Samuel odbijał na Saulu swoje upokorzenie.
- Bóg woli
posłuszeństwo niż ofiary – powiedział twardo – i żąda, żeby wypełniać
konkretnie rozkazy, a nie na własną rękę interpretować ogólne zasady.
- Ustąpiłem przed głosem ludu i chciałem mu
się przysłużyć – tłumaczył się Saul niepewnie.
Samuel tylko zaśmiał się gorzko. Kazał sprowadzić ocalonego
księcia Agaga i ostrym mieczem pooddzielał przestrzennie poszczególne fragmenty
jego ciała – nogi, ręce, palce, brzuch, głowę – wskutek czego Agag stał się
nieprzystosowany do kontynuowania życia na tym świecie i przeniósł się na inny,
gdzie można żyć będąc nawet rozdzielonym na atomy. Potem Samuel kazał wybić
ocalone bydło.
Samuel nie podjął
się z lekkim sercem tej pracy. Wiedział, że jego ulubiony uczeń przekreślił
swoją karierę. On sam nie miał nawet usposobienia szczególnie okrutnego.
Wiedział tylko, czym jest rozkaz wojenny, i miał jasną świadomość, że zmienić
rozkaz dla jakichś racji filozoficznych oznacza to samo, co oznajmić
Najwyższemu Zwierzchnikowi, że lepiej od niego zna się założenia filozoficzne i
taktykę. A jednak wola Najwyższego Zwierzchnika jest jedynym źródłem filozofii,
a zatem pogwałcić w imię filozofii rozkazy jest tym samym, co popaść w
sprzeczność wewnętrzną.
Król Saul stał
się tedy przedmiotem wewnętrznie sprzecznym, czyli w ogóle bytem niemożliwym,
czystą fikcją. Sam siebie unicestwił i nic dziwnego, że przestał istnieć jako
król. Ten koniec był nieuchronny.
Morał tej historii
możemy ująć tak jeszcze: Można działać wedle konsekwencji rozkazu, albo wedle
konsekwencji doktryny, nie zawsze jednak wedle obu zarazem.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz