Dwaj młodzieńcy byli przyjaciółmi. Pewnego dnia, jedząc
obiad i rozmawiając, ku wielkiemu zaskoczeniu, odkryli, że obaj leczą się u
tego samego psychoterapeuty, u doktora Mądrali. Porównali notatki i zgodzili
się, że jest to dobry, wykwalifikowany doktor.
Był on jednak irytująco ułożony i pompatycznie pewny siebie.
Gdyby tylko w jakiś sposób dało się nim wstrząsnąć, wytrącić go z tej jego
wyjeżdżonej koleiny….
Młodzieńcy wpadli
na pomysł, jak dobrego doktora zrzucić z konia. Wymyślili skomplikowany sen,
którego starannie się nauczyli. Każdy z nich miał przedstawić ten sen, jako
własny. Ciekawiło ich, jak doktor Mądrala sobie z tym poradzi.
Pierwszy
młodzieniec poszedł na spotkanie z doktorem rano, drugi poszedł po południu.
Żaden szczegół drugiego opowiadania, nie różnił się od
pierwszego.
Na twarzy terapeuty
malowało się zdumienie. Młodzian miał satysfakcję. Chwilową.
Doktor rzekł: - „To niesamowite, nie wiem, jak to możliwe,
trzeci raz słyszę dzisiaj taki sam sen!”.
Nauka stara się wszystko tłumaczyć. Sama niewiele wie, ale
stara się wszystko tłumaczyć „naukowo”. Gdy wydaje się, że coś
zostało wytłumaczone, wtedy cud znika.
Wtedy miłość
staje się jedynie hormonami, zakochanie staje się tylko chemią.
Pomyśl……tylko chemia sprawia, że zakochujesz się w kobiecie.
To dwie chemie przyciągają się. Ciebie nie ma. Jesteś tylko ofiarą chemii.
Znika radość,
przyjemność, piękno.
Choć naukowcy starają się dawać odpowiedzi, już ponieśli
porażkę – ludzie jeszcze o tym nie wiedzą. Jesteśmy świadkami czegoś
niezwykłego: naukowcy ponieśli zupełną klęskę.
Oni dostrzegli bowiem, że gdy są coraz bliżej prawdy, tym
mniej wiedzą. Ogarnia ich zdumienie. Otwierają się przed nimi coraz to nowsze
poziomy poznania.
Albert Einstein
powiedział przed śmiercią: -„Świat jest dla mnie teraz bardziej
niepoznawalny niż wtedy, gdy zaczynałem pracę. Zaczynałem sądząc, że znajdę
jakieś wyjaśnienia, uczynię wszystko lepiej widocznym. Pomogłem stworzyć parę
wytłumaczeń, ale wszystkie wytłumaczenia z czasu mojej młodości już nie
istnieją. Jestem zdumiony.
Nie umieram jako fizyk, ale
jako mistyk.
Następnym razem, jeśli wrócę, wolałbym się urodzić się hydraulikiem niż
fizykiem”.
Mówiąc „hydraulik”, Einstein miał na myśli:
-„Chciałbym
być zwyczajnym człowiekiem, rolnikiem, ogrodnikiem, hydraulikiem. Nie chcę
zawracać sobie głowy objaśnianiem egzystencji. Wolę ją przeżyć, doświadczyć
jej. Wolę śpiewać o niej i wyrażać ją w tańcu”.
Życie jest
dziwne. Teologia je wyjaśnia – i mija się z prawdą. Teologia nie jest religią,
dąży do tego samego, co nauka – próbuje znaleźć wytłumaczenia.
Mistrzowie zen słusznie śmieją się z twoich pytań, sufi mają
rację, dając absurdalne odpowiedzi na twoje pytania. Ich odpowiedź nie ma
żadnego związku z pytaniem.
Jeśli zaciekawi
cię, będzie to wielki krok.
Jeśli zapomnisz o swojej wiedzy i wyrzucisz z pamięci
wytłumaczenia, zrobisz naprawdę duży krok ku boskości.
Ja w prawdzie jestem tylko mgr., ale to wystarczyło, żeby wyrobić sobie pogląd, nie tyle może na naukę, co na naukowców. Jestem po studiach uznawanych za humanistyczne i będące jednocześnie działem historii na UW (co już samo w sobie jest dla mnie dziwne, bo jako antropolog kulturowy, dodatkowo zafascynowany antropologią codzienności, zajmuję się głównie tym co jest, a nie tym co było ;).
OdpowiedzUsuńWracając do sedna, na studiach miałem do czynienia i z antropologią kulturową, i etnologią, i z socjologią czy psychologią (nie mówiąc o historii oczywiście). I z wszystkich tych nauk wynikało tylko jedno: nie minie dziesięć lat, a znajdzie sie wielu chętnych, którzy zrobią wszystko, żeby obalić to co sam głosiłeś (nie będę tutaj pisał jak w między czasie zmieniały się główne nurty w każdej z tych nauk - to każdy może sobie sam doczytać). To co najistotniejsze w tym wpisie, to fakt, że naukowcy przez wieki (i to mówię jako antropolog kulturowy - za co pewnie na "uczelni" powiesiliby mnie za jajca) zajmowali się głównie zapewnianiem sobie wiarygodności w tym co chcieli, żeby reszta myślała że tak własnie jest. W końcóż bycie "nauczycielem" niesie za sobą wiele przywilejów.
Po pierwsze to ciebie pytają najpierw co jest prawdą. I nie ma znaczenia czy to jest kwestia zaćmienia słońca w starożytnym egipcie, przeciągającej się suszy w meksyku w XV w. pomimo setek tysiecy ofiar składanych z ludzi, czy katastrofy smoleńskiej. Jako naukowiec masz prawo orzekać. A za odpowiednią kwotę orzec można wszystko. Powiem więcej, podczas studiów dano mi takie narzędzia prowadzenia sporów, że teraz mogę bez najmniejszego problemu obronić każdą tezę.
Zresztą, nie o mnie w tym wszystkim chodzi. Popatrzcie tylko na newsy w prasie (proponuję zacząc od lat trzydziestych XX wieku). Wtedy kopanie prądem po nogach trzymanych w wiadrze z wodą uznawano za lecznicze. Później elektrowstrząsy i lobotomia miała dawać ukojenie ludziom chorym psychicznie. Nie wspominając o wdychaniu rtęci, która miała pomagać w walce z gruźlicą.
Dojeżdżając do "bandy" i odbijając się od niej z hukiem warto pamiętać, że człowiek który wymyślił, że raka możnaby leczyć poprzez radioterapię (czyli naświetlanie radem) sam, wraz z całą rodziną zszedł na raka po serii naświetlań, które miały "teoretycznie" pomagać na wszystko.
Warto jednak pamiętać, że na naukowców zawsze były wywierane naciski. Kto naciska? A ten za przeproszeniem "cui bono". Jak? Dając albo odbierając fundusze na dalsze badania (vide Nicola Tesla). Prosty i skuteczny sposób stosowany od tysiącleci. Albo dowiedziesz tego co ja chcę, albo żryj "szczaw i mirabelki" ;)
I tak wiekszość się łamie. Zagrożenie poczucia bezpieczeństwa potrafi być w tym przypadku nie do wytrzymania. Proponuję pogooglać na temat Ala Gora i jego fundacji mającej uchronić świat przed globalnym ociepleniem - jakoś, od kiedy jeden z naukowców odważył sie wreszcie powiedzieć, że na temperaturę na ziemi mają wpływ nie tylko czynniki wewnętrzne, ale również np. aktywność słoneczna, zupełnie o fundacji ucichło. Można też znaleźć w sieci kilka newsów (a może już znikły) o tym, że są tacy, którzy twierdzą, że byli przestrzegani przed głoszeniem tez przeciwnych do tego co mówił Gor.
Pozdrawiam