piątek, 12 kwietnia 2013

Prosto do nieba



Zawsze uwielbiałam latać samolotem i czułam radosne podniecenie już w czasie jazdy na lotnisko. Ale nie tamtego dnia. Prawdę mówiąc, akurat zbierało mi się na płacz…. Jeszcze pół roku temu byłam pewna, że z Marco spędzę resztę życia. 
Mojego słodkiego Włocha poznałam, pracując jako bileterka na Wawelu. Zwiedzał z kolegami zamek i kiedy tylko  mnie zobaczył, uparł się, że zdobędzie numer mego telefonu. Nie dałam mu go. On dowiedział się, kiedy kończę pracę i czekał na mnie przed wejściem do muzeum. Nie był pierwszym obcokrajowcem, który mnie podrywał. Wielu facetów wpada na pomysł, żeby przygruchać sobie miłą i darmową „przewodniczkę”. Ale Marco czymś mnie jednak ujął i pozwoliłam mu, aby zaprosił mnie do kawiarni, a potem na spacer. Całkiem nieźle mówię po angielsku i liznęłam trochę włoskiego, więc dobrze nam się rozmawiało.
Kiedy po dwóch dniach wyjechał do swojego kraju, sądziłam, że o mnie zapomni. Ale nie….
     Wrócił do Polski i od tej pory lataliśmy do siebie regularnie. Jestem pewna, że udałoby się stworzyć wspaniały związek, bo bardzo się kochaliśmy. Niestety, to co mówią o zaborczych włoskich mamuśkach, to święta prawda. Mój Marco ulegał swojej we wszystkim.
Mnie także chciała sobie podporządkować, ale się nie dałam. Dlatego musieliśmy się rozstać.
Bardzo to przeżyłam i kiedy wyruszałam w swoją ostatnią podróż z Mediolanu do Krakowa, czułam się po prostu okropnie.
     Gdy usiadłam na swoim miejscu w samolocie, od razu zamówiłam drinka. Miałam nadzieję, że takie znieczulenie pozwoli mi chociaż na chwilę zapomnieć o miłosnej porażce. Rozsiadłam się wygodnie w fotelu, bo miejsce obok mnie było puste. Właściwie ucieszyłam się, bo nie potrzebowałam w tym momencie żadnego towarzystwa. Jednak w ostatniej chwili dosiadł się jakiś pasażer.
      Był nim niewysoki starszy pan, który pojawił się nagle i usiadł obok mnie, uśmiechając się miło. Nie wiem dlaczego, ale zamiast poczuć zdenerwowanie, że nie będę sama ze swoim bólem i niespełnionymi nadziejami, odwzajemniłam mu ten uśmiech.
      - Najbardziej lubię moment startu – zagadnął mnie, kiedy zaczęliśmy kołować.
      - Człowiek ma takie niesamowite poczucie mocy, gdy nagle wzbija się wprost do nieba, jak aniołowie….Kocham latać!
      - Ja także – powiedziałam.
Kiedy wzlecieliśmy na odpowiednią wysokość i pilot pozwolił nam na odpięcie pasów, mój towarzysz przedstawił się:
      - Mam na imię Michał.
      - Natalia – odparłam.
      - Natalia, piękne imię! Czy pani wie, że oznacza „tę, która oczekuje ponownych narodzin w życiu pośmiertnym”?.
Uśmiechnęłam się.
      - Coś o tym słyszałam – przyznałam.
      - Wierzy pani w życie po śmierci? – zadał mi niespodziewane pytanie.
      - Jestem katoliczką….- odparłam.
      - Ja także, ale w obliczu śmierci chybabym zwątpił, jak święty Tomasz – stwierdził filozoficznie.
      - Być może jestem też człowiekiem małej wiary, bo myśl, że tam, po drugiej stronie, nic dobrego na nas nie czeka, napawa mnie lękiem.
      - Ale dlaczego? Przecież wcale tak nie jest! – wykrzyknęłam.
Popatrzył na mnie przenikliwie.
      - Skąd to możesz wiedzieć? – zapytał.
Speszyłam się. W końcu nie jest łatwo opowiadać nieznajomemu człowiekowi o własnych duchowych doświadczeniach.
      - Ja….czasami obcuję z duchami – szepnęłam.
      - Jeszcze jako mała dziewczynka rozmawiałam ze zmarłą babcią. Przyszła do mnie i poprosiła, abyśmy jak najszybciej uporządkowali jej rzeczy. Powiedziała mi, że to pozwoli jej się uwolnić. Powtórzyłam tę rozmowę mamie, która wcześniej nie chciała niczego zmieniać w pokoju babci, twierdząc, że to za wcześnie i tak się  nie robi, nie wypada. W pierwszym momencie mama mi nie uwierzyła, ale zapytała, w co babcia była ubrana, kiedy podeszła do mojego łóżka. Jako pięciolatka nie oglądałam babuni w trumnie, tymczasem dokładnie opisałam jej pogrzebowy strój. Wtedy mama mocno mnie przytuliła i wypełniła wolę zmarłej.
Jestem pewna, że babunia była mi za to wdzięczna i od tamtej chwili czuwa nade mną z daleka, nie pozwalając, aby stała mi się jakakolwiek krzywda. Ot, choćby takie wydarzenie: - wynajęłam mieszkanie. W pokoju stała szafa, którą chciałam przesunąć w inny kąt. Sądziłam, że będzie lekka. Nic podobnego! Pchałam ją i pchałam, a ona nie ruszyła się z miejsca nawet o centymetr.
Wkurzyło mnie to, powiedziałam na głos, że nie będą mną rządziły martwe przedmioty. Usiadłam na podłodze i zaparłam się plecami o ścianę, a nogami mocno pchnęłam mebel, który zakolebał się niebezpiecznie.
     Wtedy jakaś dziwna siła pchnęła mnie w bok tak mocno, że aż wyleciałam do przedpokoju, jadąc na pupie jak na sankach. A z szafy spadło coś ciężkiego i walnęło dokładnie w to miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedziałam. Okazało się, że na szafie leżał ciężki wielokilogramowy stabilizator ze starej pralki. Wie pan, taka część, dzięki której pralka nie skacze po całej łazience podczas wirowania. Żelastwo aż wy biło dziurę w podłodze, a ja przeraziłam się na myśl. Że to mogło trafić w moją głowę.
       - Ciekawe – stwierdził pan Michał.
       - Miałam jeszcze wiele dowodów na to, że życie po życiu istnieje i ludzie, którzy przeszli na drugą stronę, są szczęśliwi. Mój tata był na przykład niepełnosprawny po wypadku samochodowym. Jeździł na wózku inwalidzkim, a kiedy odszedł trzy lata temu, pojawił się w moim śnie. I tańczył, jak za dawnych lat, śmiejąc się że znowu jest młody i zdrowy.
      - Więc uważasz, że nie ma powodu, aby się bać…- uśmiechnął się pan Michał.
      - Na pewno nie…. – upiłam łyk drinka.
Nawet nie zauważyłam, kiedy przeszłam do zwierzeń i opowiedziałam panu Michałowi o Marco.
      - Widocznie on nie był dla ciebie. Jeszcze trafisz na swojego mężczyznę, jestem tego pewien – stwierdził.
Pd kilku chwil szkicował mój portret w brulionie wyjętym z podręcznego bagażu. Pozwoliłam mu na to, kiedy zapytał, czy może. Dodał, że mam wyjątkowo piękny profil. Byłam ciekawa, co z tego wyjdzie i nie zawiodłam się. Pan Michał rysował naprawdę pięknie.
     - Proszę, to dla ciebie – podał mi rysunek, kiedy skończył.
Wzięłam zauroczona i ze zdziwieniem odkryłam niewielką męską podobiznę na szkicowaną w rogu kartki.
     - A to kto? – spytałam zaskoczona.
     - Może twój przyszły mąż….- odparł tajemniczo pan Michał.
Kiedy wylądowaliśmy w Polsce, pożegnałam się ciepło ze starszym panem. Po podróży w jego towarzystwie, czułam się zrelaksowana i pełna optymizmu.
Dziwne, ale nawet nie rozpaczałam po rozstaniu z Marco. Miałam pewność, że zaczyna się nowy etap w moim życiu i że wszystko będzie dobrze.
Gdy czekałam na bagaż w hali przylotów, rozglądałam się za panem Michałem, ale już go nie zobaczyłam.
Piękny portret jego autorstwa oprawiłam w ramkę i powiesiłam w pokoju. Zerkałam na niego często, był naprawdę świetny. Potem rzuciłam się w wir pracy. Nie oglądałam telewizji, nie czytałam gazet. Dlatego informacja o śmierci znanego polskiego rysownika, wykładowcy akademickiego, doszła do mnie już po jego pogrzebie. Prawdę mówiąc, przeczytałam notkę na ten temat w starej gazecie. Akurat przecierałam nią okno po myciu.
     - O nie! – wykrzyknęłam, rozpoznając na zdjęciu pana Michała.
Przeczytałam artykuł i zrozumiałam, że rysunek, który mam, to teraz jeszcze cenniejsza rzecz.
Poczułam, że chcę dowiedzieć się więcej o autorze. Zapakowałam więc portret do torby i poszłam na uczelnię.
     Kiedy pytałam o pana Michała, odesłano mnie do jego córki. Pokazałam jej portret i opowiedziałam o rozmowie w samolocie.
     - Rozmawiała pani z moim ojcem w drodze powrotnej z Mediolanu? – była zdumiona.
Proszę pani, to niemożliwe. Mój ojciec faktycznie podróżował tym samolotem, ale w ….trumnie.
Zrobiło mi się dziwnie. Po czym słabym głosem poprosiłam, aby jeszcze raz obejrzała rysunek
    - Tam jest data – zaznaczyłam.
    - O mój Boże, faktycznie! – wykrzyknęła. Dwa dni po jego śmierci….Ja….Nie mam prawa wątpić w to, co pani mówi. Tym bardziej, że rozpoznaję charakter pisma ojca. Niesamowite….
To mówi pani, że rozmawialiście o życiu po śmierci i mój tata się go bał?
Kiwnęłam głową.
     - No cóż…….Pozostaje mi tylko pani podziękować, bo wygląda na to, że pomogła mu pani przejść na drugą stronę – uśmiechnęła się, ściskając mi rękę.

Mam wrażenie, że pan Michał także mi za to podziękował. Dostałam bowiem od niego nie tylko swój portret, ale i dokładny rysopis mojego przyszłego męża….

(Przedruk z pisma: „Z Życia Wzięte – zwierzenia kobiet takich jak ty”, nr 6/2013)
    


   

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz