W pewnej chwili obie dłonie na moich ramionach zacisnęły się
jeszcze mocniej i pociągnęły mnie, a właściwie odrzuciły do tyłu.
Tam, gdzie jeszcze
przed chwilą byliśmy, rozległ się głośny „trzask”, a kilka gałęzi z pobliskich
sosen runęło nam na głowy.
Wtedy ostatni raz
spojrzałem na tę dziwną trójkątną rzecz i zobaczyłem, jak WODA Z JEZIORA LEJE
SIĘ W GÓRĘ – było to coś w rodzaju wodospadu „postawionego na głowie”!
Potężna
maszyna zasysała jezioro!
Wylądowałem na tyłku, ale bliźniacy podnieśli mnie i wlokąc
między sobą, biegli dalej, aż w końcu rzucili mnie jak worek ziemniaków pod
wiszącą skałę.
Axel upadł na
mnie i cała nasza czwórka zbiła się w gromadkę, niczym myszy zapędzone do
pułapki.
Axel ciężko
dyszał. Bliźniacy również.
Ja nie oddychałem prawie wcale i dopiero po pewnym czasie
zdałem sobie sprawę z tego, że skała lub gałąź rozcięła mi dres i na nodze mam
krwawiącą ranę.
Tym razem jednak
nie potrzebowałem szeptanych instrukcji, by być cicho i siedzieć bez ruchu.
Skamieniałem z przerażenia, które trudno opisać słowami. Ale
czułem dreszczyk emocji.
WIDZIAŁEM!
Zostaliśmy tam jeszcze jakiś czas. Mogło to trwać od pięciu
minut do pięciu godzin.
W strefie, w
której nie istniał czas, usłyszałem jak jeden z bliźniaków mówi:
- Teraz wszystko
jasne.
Wydawało mi się to absolutnie najśmieszniejszą rzeczą, jaką
kiedykolwiek usłyszałem. Jeśli cokolwiek było jasne, nie miałem zielonego
pojęcia, co.
Axel zapytał, czy jestem ranny. Bliźniacy
wstali i spokojnie, jak gdyby nigdy nic, wysikali się obserwując otoczenie. Po
raz pierwszy zauważyłem, że na niebie świeci słońce, sosny są ciemnozielone, a
od jakiegoś czasu śpiewają ptaki.
Wstałem trzęsąc
się i zwymiotowałem – co najmniej trzy razy.
Axel skakał wokół mnie, badając moją ranę na nodze ( niezbyt
dużą, ale obficie krwawiącą), więc to ja zacząłem:
- Tak, wiem – nic
nikomu nie mówić!
- Nie, nie to
chciałem powiedzieć. Ta rzecz znikła i wszystko jest już w porządku.
Gapiłem się na niego z niedowierzaniem i zirytowany
stwierdziłem:
- W takim razie
zapalę papierosa.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz