wtorek, 5 lutego 2013

Lotnisko San Jose



Oczekiwany kontakt doszedł do skutku w pierwszych dniach lipca 1977 roku.
Axelrod powiedział: - Chcę cię zabrać w najbliższy weekend w pewne miejsce i coś ci pokazać.
W umówionym czasie i miejscu czekał na mnie wysokokołowy jeep, kierowcą bym sam Axel.
Wyjechaliśmy z terenu SRI w milczeniu. Axel skierował się na autostradę prowadzącą w kierunku San Jose. Całkiem niespodziewanie zapytał:
     - Czy kiedykolwiek widziałeś UFO?
     - Myślę, że tak.
     - Czy możesz je opisać?
     - Kiedy byłem w szkole średniej w Toole, w Utah, miałem zwyczaj wspinać się na szczyt dużego wzgórza, zwanego Małą Górą. Widać stamtąd rozległą dolinę Bonneville i jezioro Great Salt, które leży na północy. Są na nim wyspy. Widok ze szczytu jest po prostu cudowny. Późnym popołudniem bardzo często ucinałem tam sobie drzemkę. Tego szczególnego dnia, wysoko na niebie, ponad jeziorem Salt Lake, zauważyłem drobne światło. Przemieszczało się na zachód i pomyślałem, że to samolot. A jednak w pewnym punkcie lotu, obiekt dokonał skrętu w dół, nie – jak to zwykle bywa – po łuku, ale dokładnie pod kątem 90 stopni.
 Zanurkował i wpadł w cienie wysp, ponieważ słońce obniżało się ku zachodowi i rzucało cienie na wschód. Wstałem, myśląc, że samolot eksplodował, lub rozbił się.
I wtedy to coś wystrzeliło prosto w górę, z cienia. Wzniosło się na wysokość około 3,5 kilometra, aż w końcu zniknęło na zachodzie z ogromną, niemal oślepiającą prędkością.
      Nie wiedziałem, co o tym sądzić, ale wiele lat później pomyślałem, że musiało to być UFO. Dowiedziałem się wtedy, że robią one zwroty pod kątem prostym.
    Cała ta jazda w dół i w górę, oraz odlot z niezwykłą prędkością, miały miejsce w czasie krótszym niż minuta. Prawdę mówiąc wszystko, co wówczas widziałem, było jedynie maleńkim światłem.
     Axelrod milczał. Było gorąco. Nagle zupełnie niespodziewanie usłyszałem:
       - Będziesz miał okazję zobaczyć jeden z tych pojazdów z bliska. Wchodzisz w to?
Ze wszystkich dziwnych rzeczy, jakie kiedykolwiek powiedział Axelrod, nic nie mogło mnie bardziej zaskoczyć.
       - Czy to oznacza, że macie u siebie latający spodek? Czy w to wchodzę?
A kto by nie wszedł?
Axelrod zawiózł mnie na lotnisko San Jose. Zostawiwszy jeepa w strefie „zakazu parkowania” przed jednym z terminali, przeszliśmy prosto przez hol do czekającego na nas odrzutowca Lear.
     Dość często latałem podobnymi samolotami. Ich właścicielami byli bogaci ludzie, którzy interesowali się wykorzystaniem PSI do odnajdywania zatopionych skarbów lub złóż ropy naftowej. Uwielbiałem eleganckie odrzutowce ze względu na ich luksus i wielkość. Świadczyły o statusie ich właścicieli.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz