wtorek, 5 lutego 2013

Jezioro w górach



Jazda trwała około dwóch godzin. Wjeżdżaliśmy na jakieś wzniesienia i pokonywaliśmy strome zakręty. Nikt nic nie mówił.
Na ciemnym niebie widziałem korony wysokich sosen, których czerń przesłaniała nieco spektakl milionów gwiazd. Byliśmy gdzieś na dalekiej północy.
     W pewnej chwili odgłos silnika furgonetki zamilkł. Pojazd poruszał się dalej. Nie miałem pojęcia. Jak furgonetka może poruszać się bez pracującego silnika.
W końcu samochód zatrzymał się pod sosnami.
Wysiedliśmy.
      - Ostatni odcinek drogi pokonamy pieszo – wyszeptał Axel.  Potrwa to około czterdziestu minut i niezwykle ważne jest, abyśmy zachowywali się tak cicho, jak to tylko możliwe. Rób dokładnie to, co my, nie hałasuj i nic nie mów. I nie zapalaj papierosa!
     Zanurzyliśmy się więc w czystą czerń. Tempo marszu było dość monotonne.
Czasami jeden z bliźniaków chwytał moje ramię, aby pomóc mi przejść przez mały strumień,
Lub okrążyć niewidoczny głaz.
    Mieli na oczach gogle, które uznałem za noktowizory. Nie rozumiałem, dlaczego i mnie nie wyposażono w takie urządzenie.
    Weszliśmy na jakieś wzniesienie, po czym zeszliśmy na płaską równinę, gęstą od drzew.
W końcu zatrzymaliśmy się i usiedliśmy na grubej podściółce z opadłych sosnowych igieł. Schowaliśmy się za dużymi głazami
    Axel wyszeptał:
    - Jesteśmy na miejscu. Przed nami jest małe jezioro. Kiedy nadejdzie świt, ujrzysz je między sosnami. Poczekamy tu. Obyśmy mieli szczęście. Nie mów nic i nie wydawaj żadnych dźwięków.
    Szczęście? Co to u diabła miało znaczyć?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz