Lotnisko Warley Fen opanowała tego lata prosta, a jednocześnie
subtelna melodia. Urzędnicy gwizdali ją jadąc na rowerach do dispersali.
Mechanicy nucili ją, gdy wymieniali świece w merlinach, a dziewczyna z NAAFI,
blondynka o wydatnym biuście, zwana Weroniką, grała ją na pianinie kokietując
słuchaczy.
Kasyno sierżantów miało tę płytę sprowadzoną z Londynu i
stało się zwyczajem, że wracający z lotów członkowie załóg powietrznych wpadali
do kasyna, po powrotnej odprawie i puszczali ją raz po razie, aż do świtu,
myśląc o tych, którzy nie wrócili.
„Miłość łatwo
przychodzi i łatwo przemija,
Jeśli więc się
przeżyje, to pozwól jej odejść, jak przyszła.
Rozstańmy się bez wymówek i żalu,
Tak, jak się
spotkaliśmy.
Bo miłość łatwo
przychodzi i łatwo przemija.
Nigdy nie marzyliśmy o romantycznych
przygodach,
I teraz, kiedy się
kończy, zostańmy przyjaciółmi a nie dwojgiem obcych.
A więc, kochanie, do widzenia, bo
Miłość łatwo
przychodzi i łatwo przemija”.
Ćwierć wieku później ludzie, którzy znali Warley Fen z
tamtego lata, kiedy to bombowce wylatywały noc po nocy, niczego bardziej nie
pamiętali niż tej melodii. Trzeba było tylko pierwszych tonów trąbki, muśnięcia
strun gitary, aby ich znowu przenieść w tamten czas.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz