środa, 19 grudnia 2012

Opowieść niekończąca się

                 Ciężkowice.Tu nie ma tu tłumów.

        Gdy jechałem do Jana, przystanek miałem w Krakowie. Galeria Krakowska. Duży kompleks i może konkurować z Europą. Siedziałem tam godzinkę, patrząc na ludzi. Ludzie kojarzyli mi się z mrówkami.         Kiedyś u cioci Lusi, za Legionowem, gdzie na letnisko jeździłem ( znacie to słowo? Letnisko. To pełne dwa miesiące na wsi dla dziecka z miasta, albo człowieka z miasta )
Tam całymi godzinami na mrówki patrzyłem: jak idą ścieżkami, jak komunikują się ze sobą, co która niesie.
Porządek wielki był w tym niby - chaosie.
I teraz w Krakowie, odebrałem ludzi, w ich biegu i krzątaninie, jak mrówki.
Pełen relax i baaardzo długa chwila z zatrzymanymi myślami.
Poczułem się potem taki odświeżony, jakbym się dopiero urodził. Takie myśli nieuczesane. Czyli ważne.
             Ale do Ciężkowic przyjechałem po coś.
Pobyć tu trochę.
Nic nie ugrać, żadnego dobra materialnego nie chciałem ( No....pierniki i takie tam dostałem, to biorę! dają - bierz!)
 Przyjechałem, żeby przywitać się z Drogą do Domu i z Domem na Górze i Janem i Bożenką, porozmawiać z nimi niespiesznie, wtedy głębokie teksty idą. Pogłaskać koty i FiFi i pospać pod pierzyną, posłuchać starego zegara, jego szlachetnego dzwonienia........sarny zobaczyć, dotknąć moją miłość: - - konika - dziewczynkę. I powiedzieć jej, że ją kocham.
Dotykałeś klaczy, która idzie do ciebie i ufna jest, i dotyka cię wargami i przygryza delikatnie zębami w rękę?

I był moment, jak z Lao Tzu. Idziemy z Janem przez las.
Rozmawiamy ciszą, nic nie mówieniem. Wiecie, ile sobie można powiedzieć ciszą?
Mijamy mrowisko wielkie rozgrzebane (przez dziki pewnie)
.
Jan poprawi to mrowisko. On poprawia świat. Umie poprawiać świat.
Umie mówić ciekawie. To gawędziarz urodzony. Ale mówić, to można różne rzeczy. Fakty się liczą, czyli to, co robisz.
            Wracamy do domu, ogień w piecu płonie. Oglądam zdjęcia, Jan zaczyna opowiadać.
Dostaję zdjęcia od ludzi: -zobacz gdzie byłem: kraj egzotyczny i koleś jakiś na tle jachtów.
Nie bierze mnie to.
          Ani co jadłeś mnie nie bierze. Bo gdy mam ochotę, to zjem kartofle sypkie ze skwarkami, czy kaszankę i jestem szczęśliwy. Podobne hotele, podobne plaże, te same drinki. To śmieci są.
     Co mnie bierze? Wędrówka piesza po Bieszczadach - Polska. Samotność w Tatrach. Żaglówka na jeziorach mazurskich. Ognisko na brzegu, pod wygwieżdżonym niebem. Tajemniczość miejsca. Klimaty. Magia. Opowieści ciekawe.
             I prawdziwa wielkość skromnego człowieka.
I to wszystko daje mi Jan Gabriel.
 Na zdjęciu: Jan na wyspie, na Adriatyku. Został zaproszony na Zlot Czarodziejów.
CDN.


1 komentarz:

  1. Taa....rozmarzyłam się, jest cudnie tam i pięknie to opisujesz. Dla takich chwil warto żyć. Pozdrawiam Ciebie i to miejsce na ziemi i Gospodarzy też :) 11:11

    OdpowiedzUsuń